Zabrałem ją, najpierw nad wodospad aby umyć ją z tej krwi która wylatywała z pyska
-Prakereza...- szurchnąłem ją kiedy już leżała na ziemi, spojrzała na mnie tylko nie móc się odezwać, non stop leciała jej krew a ja nie wiedziałem jak to zatamować
-Za chwilę przyjdę- Łza złapała mnie naglę na grzywę unosząc się na przednich nogach, ledwie co jej się to udało, to że ledwie sięgała z takiej pozycji to jeszcze ja miałem ją krótką. Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, wiedziałem że nie chce zostać sama, że się boi ale musiałem pójść chociaż spróbować czegoś poszukać
-Za chwilę wrócę, postaram się jak najszybciej przyjść- położyłem ją ostrożnie spowrotem na ziemię i poszedłem poszukać czegoś, jakiegoś zioła, które chociaż trochę uśmieży jej ból i w jakiś sposób zatamuje krwawienie. Przeszedłem już spory kawałek, odgrzebywałem resztki śniegu z roślin, coś tam nazrywałem ale naprawdę mało, jak na złość...do tego byłem jakiś rozkojarzony i nie mogłem się skupić, cały czas miałem przed oczami Łze jak krwawi z pyska, nachodziły mnie też dziwne myśli a i czułem się nieswojo.
Wróciłem w końcu, nie wiem ile czasu minęło ale Prakereza spała, położyłem się więc ostrożnie obok niej
-Hey- szturchnąłem ją delikatnie, otworzyła oczy unosząc wzrok ku górze
-Przyniosłem zioła, wybacz że tak długo- położyłem je przed jej pyskiem, westchnęła patrząc na nie
-Nic innego nie znalazłem..- pokiwała mi głową spoglądając kątem oka na mnie- nie o to chodzi?
-Ja..- zaczęła, miała strasznie cichy i taki chropowaty głos- nie....mogę
-Nawet przełnąć?
-Yhym...- pojedyńcza łza spłynęła jej po policzku
-Może..może ja je rozetrę i razem z wodą Ci to podam? hmyy?- chyba było jej to obojętne, niezareagowała kiedy to zasugerowałem, jedynie odwróciła łeb cicho płacząc. Zrobiłem więc tak jak powiedziałem, wcześniej poszukałem jednak czegoś, w czym mógłbym to zrobić i jej podać.
-Łza...otworzysz pysk?- zbliżyłem się, jednakże ona odsunęła łeb odemnie
-Proszę..- pokiwała przecząco głową- ale muszę ci to podać, przestanie boleć i lecieć krew...- nie mogłem jej przekonać, ale nie chciałem też robić tego na siłę, jednak z każdą odmową mnie do tego zmuszała, i wykożystałem moment kiedy lekko otworzyła pysk, wtedy wlałem jej ciez szybko do pyska, przytrzymując tak aby tego nie wypluła, szamotała się długo, słyszałem jak płacze a nawet jak się dusi, ciężko mi z tym było no ale musiałem..kiedy już się upewniłem że to połknęła, odsunąłem się.
-Wybacz, musiałem- schyliłem się patrząc w jej zapłakane oczy, unikała jednak mojego wzroku
-Łza proszę...- położyłem się- chciałem tylko aby ci w końcu przeszło- wychyliłem łeb aby ją przytulić ale mnie od siebie odsunęła
-Zrozumiesz może jak przestanie cię boleć..narazie to...to poleżę sobie obok, dobrze?- odsunąłem się od niej ostrożnie, ale tak aby komuś innemu było trudno do niej podejść, bo inaczej musiałby przejść przezemnie
Kilka godzin później
Przysnęło mi się, a obudziłem się dopiero wieczorem i odrazu zerwałem się na równe nogi, Prakerezy nie było, nawet śladów nie było na topniejącym, starym śniegu. Ruszyłem najpierw w stronę jaskini, większość już tam była, inni zaś dopiero się zbierali, zajrzałem do środka aby upewnić się że Prakereza jest w środku, ale nie było jej, pośród koni które dopiero szły też jej nie było, spytałem więc pierwszego lepszego członka stada
-Hey poczekaj- zatrzymałem go- widziałeś może Prakezere
-Tą...- spojrzałem na niego ostrzegawczo wiedząc co chce powiedzieć- nie, nigdzie jej nie widziałem
-No dobra- pobiegłem na łąkę, z nadzieją że jednak ją tam zajdę. Zatrzymałem się praktycznie na samym jej środku, stąd rozciągał się widok na cały pobliski teren, widać było całą łąkę i jej okolice, skraj lasu a nawet góry w oddali.
-Szukasz kogoś?- i ten głos, tyle że...całkowicie obojętny? odwróciłem łeb kierując swój wzrok na Dolly
-Co żeś znowu wymyśliła?- zmierzyłem ją wzrokiem
-Ależ nic- przeszła obok mnie jakby nigdy nic, nie wykazała też żadnych emocji, nic a nic
-Ty...tobie coś jest?- spytałem dziwnie i z zaskoczeniem na nią patrząc
-A co cię to obchodzi?!- wrzasnęła odwracając się i uderzając przednimi kopytami o ziemię
-Tylko spytałem- parsknąłem
-To zainteresuj się tą swoją kaleką a nie mną- odeszła, chyba pierwszy raz ją taką widziałem, tak mnie zaskoczyła że aż mnie zamurowało, i stałem tak jeszcze z dobrych kilka minut zamiast szukać Łzy, czy ona zawsze musi znikać jak ja śpię albo jak jestem czymś zajęty? Przewróciłem oczami i poszedłem do lasu, ściemniało się i do tego wyczułem zapach drapieżników, może też dlatego że niedawno na tereny Zatopi przeniosło się niewielkie stado saren i kilka jeleni, widziałem też nawet łosie i bizony.
Minęło chyba z kilka dni, a ja...a ja ciąglę chodziłem i szukałem Prakerezy, raz natknąłem się na jakiś ślad, zapach niby jej ale...nie byłem pewien.
Zatrzymałem się przed granicami, zastanawiając się czy iść dalej, no ale...na Zatopi jej nie znalazłem, a przeszukałem wszystko, calutkie góry i nic, więc pozostało mi przeszukać teren poza Zatopią. Zrobiłem krok i tak po chwili byłem już kilkanaście metrów poza terenami, tak dawno już nie odwiedzałem tych miejsc poza Zatopią, pilnowałem się swojego domu, a teraz znowu byłem poza nim.
Chyba się opłaciło, bo na coś natrafiłem, a dokładniej na jej krew, na kilka plamek które znajdowały się na liściach, i tych kilka kropel było tak co kilka kroków, zacząłem się niepokoić, równie dobrze mogła dostać krwotoku..a jeśli?...nie, na pewno nie, oby...
-Szukasz kogoś?- głos za mną wyrwał mnie z myśleń, odwróciłem a moim oczom ukazała się klacz, gniada z dużą latarnią na łbie, z dwiema dużymi skarpetkami na nogach i piękną, długą, lśniącą czarną grzywą
-Ja..-zaniemówiłem przez chwilę, byłem od wrażeniem jej urody, do tego ta szczupła sylwetka i pełen gracji ruch- tak..szukam, pewnej klaczy
-Może ją widziałam, a jak wygląda?
-Wiesz, ma bardzo jasną, izabelowatą sierść, i grzywę w odcieni jasnego brązu, niewielka klacz, z licznymi bliznami...
-Takimi bardzo głębokimi?
-Tak...
-To widziałam, bardzo krwawiła ale nie chciała mojej pomocy
-Musiała dostać krwotoku...
-Co jej dokładnie jest
-Długo by mówić, ma uszkodzoną prawdopodobnie krtań i...
-Rozumiem, wiem gdzie poszła
-Na prawdę? pomożesz mi?
-Jasne, chodź za mną
-Nawet nie wiesz jaki jestem ci wdzięczny
-Nie musisz, lubię komuś pomagać...a to jakaś twoja znajoma? koleżanka, przyjaciółka?
-W pewnym sensie partnerka, tzn. no jeszcze jej nie spytałem, ale kocham ją a ona mnie, tylko że...ehh ciężko z tym trochę, w sumie to nie ważne
-Jak nie chcesz mówić to nie musisz
-Byłoby miło gdybym jednak nie musiał
-Rozumiem, szczęście ma że spotkała kogoś takiego
-Czemu?
-Wiesz przecież jak wygląda, pewnie nie każdy ją toleruje, a ty mimo to się w niej zakochałeś i troszczysz się o nią, taki ogier to skarb, większość to teraz tylko wzrokowcy, nawet jak na prawdę kochają to z powodu wyglądu cię zostawią...mały mankament wystarczy aby...- przerwała, lekko załamał jej sie głos
-Wszystko ok?
-Tak tylko...myślę że mogę ci to pokazać
-Co takiego?- spytałem trochę niepewnie, zatrzymaliśmy się, lekko spuściła łeb, jej długa grzywka zakrywała teraz prawie cały pysk, podniosła go w końcu i odrzuciła grzywę na bok. Moim oczom ukazała się, no...wręcz zmasakrowana jedna część głowy, taka piękna klacz a tak oszpecona
-Co ci się stało?
-To przez mojego byłego...to za to że go zostawiła, a zrobiłam to dlatego że mnie poniżał i potrafił uderzyć, odeszłam do kogoś kto mnie kochał..wtedy w zemście mój były...zaciągnął mnie do jednego z wulkanów, który dzień wcześniej miał erupcje, wiesz...rozpalone kamienie i magma...
-Mów dalej- zbliżyłem sie kiedy zamilkła na chwilę
-Szarpaliśmy się, próbowałam uciec, obronić się ale był podobnej postury co ty, może ciut mniejszy...złapał mnie za grzywę i pociągnął w dół, przykładając mój łeb do rozpalonego kamienia, miałam wtedy jeszcze nadpaloną grzywę..widzisz- odrzuciła ją- tutaj jest jeszcze blizna a grzywa nieco krótsza i zniszczona...Zrozpaczona uciekłam od niego, dał mi wtedy już spokój...ale...dobrze wtedy powiedział, że sprawi..że żaden ogier na mnie nie spojrzy..i mimo że mój aktualny partner bardzo mnie kochał to...zostawił mnie bo chciał piękną klacz przy sobie a nie...ze zniszczoną urodą- widziałem po niej rozpacz, mówiła załamanym głosem, miała też szklane oczy ale nie uroniła ani jednej łzy
-Ejjj- podszedłem do niej- to nie prawda, jesteś piękna, to jeden mały mankament i nic więcej, tamtej najwyraźniej zakochał się w twojej urodzie a nie w samej tobie
-Na prawdę tak myślisz?
-Pewnie
-Pierwszy raz ktoś mi to mówi..od czasu..wypadku- wtuliła się naglę, dziwnie się z tym poczułem- wybacz odsunęła się- ale po prostu, tak się ucieszyłam
-Zapomniałem się spytać o twoje imię- przypomniałem sobie
-Doriana
-Ja jestem Domino
-Mieliśmy szukać...
-Prakerezy
-Prakerezy...-uśmiechnęła się- to idziemy?
-Tak, w końcu ty chyba lepiej znasz ten teren, prawda?
-Tak...mieszkam tu od urodzenia, czyli już jakiś 6 lat
-No to faktycznie...
-Emm zapomniałam ci tylko powiedzieć że..
-Co?...
-W okolicy jest sporo pum, plus stado mojego byłego, pierwszego partnera, nie tolerują takich jak ona, mają selekcje, a dotyczy ona każdego, czy to ze swojego stada czy też obcych, słabszych eliminują
Prakereza [zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz