Mijał środek nocy, a ja zamiast spać w jaskini, znów wędrowałam po za stadem. Nie byłam z tego zadowolona, tak więc szłam dość nerwowo i tylko to sprawiało że jeszcze nie spałam na stojąco. Szukałam tym razem córki Zimy. Jak tylko wróciliśmy to przywódczyni powierzyła mi to zadanie. Jakby mało tego było że tamci ociągali się przez całą drogę, a klaczki się wygłupiały, doprowadzając mnie do złości, którą musiałam w sobie dusić. Przywódczyni chciała wysłać też inne konie, ale było zbyt późno, wszyscy już spali. Cudownie, wszystko spadło na mnie.
Nad ranem już dopadało mnie zmęczenie, miałam ochotę się położyć. Rozejrzałam się za jakimś dogodnym miejscem i wtedy jak na złość, zguba się znalazła. Zobaczyłam ją w oddali. Była z Karyme i najwyraźniej wracały do stada, więc ta cała akcja była po prostu na nic, parsknęłam poirytowana. Byłam zmęczona i obolała, nie chciałam oddalać się nigdy więcej od stada, nie po to tam wracałam żeby wszędzie się szwendać, a teraz jeszcze okazało się że nie potrzebnie jej szukałam. Zaczekałam na nie, w końcu będą przechodzić obok. Przymknęłam oczy, potrząsając łbem, żeby nie zasnąć. Zmęczenie zrobiło swoje i czas upłynął mi tak szybko że ani się obejrzałam, a już zdążyły podejść.
- Co ty tu robisz? - odezwała się do mnie Karyme, niezbyt przyjemnie, zapewne przez ostatnią sprzeczkę, jakieś kilkanaście godzin temu.
- Czy to ważne? - nie miałam zamiaru im niczego zdradzać, zerknęłam tylko na Rosite, czy nic jej nie jest, a ciężko było powiedzieć że nic. Ledwo szła, a Karyme musiała jej jeszcze pomagać.
- Dla mnie tak, nie wtrącaj się w moje życie! - krzyknęła na mnie, parsknęłam, ruszając już przodem: - Wracajcie do stada...
- Mamy cię słuchać?! A kim ty niby jesteś?! - Karyme jednak nie miała zamiaru odpuścić, położyłam się na ziemi, skoro miałyśmy się wdawać w nieprzyjemną rozmowę, to chociaż odpocznę.
- Może już chodźmy? - wtrąciła się Rosita.
- O nie, nie będzie mi groziła ani mówiła co mam robić! - niebieska stanęła na przeciwko mnie, zwróciłam wzrok w inną stronę, lekceważyłam ją, nie chciało mi się jej słuchać.
- Wiem że jesteś w zmowie z Zimą!
- Nie mieszaj do tego przywódczyni, to ty masz problem - powiedziałam spokojnie, chciałam ją zezłościć, może wtedy się ruszy, zamiast robić mi wyrzuty.
- Nie mało że zraniła moją matkę, na dodatek... Mama jeszcze po tym nie wydobrzała, nie może chodzić...To... to jeszcze ich wygnała! Jakby tego było mało! A teraz ty będziesz mi grozić i mnie śledzić, żeby to się nie wydało?! I tak się wyda! - zauważyłam w jej oczach łzy.
- Tak? - spojrzałam na nią, z obojętnością: - To przeszłość, o przeszłości się zapomina, a jak nie to odejdź ze stada, nic cię tam nie trzyma - mówiłam, kontem oka zerkałam na Rositę, musiałam ją pilnować. Ale była w szoku, chyba o niczym nie wiedziała.
- A może to Zima powinna odejść?! - wrzasnęła Karyme, prawie łzy jej wyleciały z oczu. Ja już nie pamiętałam co to płacz, na początku owszem, dużo płakałam, ale później już nie było sensu i tak mi to nie pomagało.
- A może jej to powiesz? A nie mi... Nie jestem posłańcem...
- Jesteś równie okrutna co...
- Przestań! - przerwała jej Rosita: - Jak możesz tak mówić? To moja matka...
- Co nie zmienia faktu co zrobiła - dopowiedziała Karyme, przewróciłam oczami.
- Nic nie zrobiła! Nie wierzę ci! - wrzasnęła na nią Rosita.
- Przecież wiesz że nie kłamie... Czemu miałabym kłamać?
- Jak mogłaś powiedzieć żeby odeszła? - spłynęła jej łza po policzku.
- Powiedziałam tak tylko w nerwach, nie wybaczę jej tego co zrobiła...
- Dobra, dość już - wtrąciłam się: - Porozmawiacie sobie w domu - stanęłam obok Rosity, trzeba było pomóc jej iść. Nogi jej drżały i ledwie na nich jeszcze stała. A ja chciałam już być w stadzie.
- Wybacz, może mnie poniosło... Ale to boli jak ktoś skrzywdzi własną rodzinę - Karyme też do niej podeszła, Rosita odwróciła się od niej.
- Zostaw mnie...
- Nic ci nie zrobiłam...
- Nie? A to co powiedziałaś? Tak wprost jakby mnie tu nie było...
- Oj wybacz że obraziłam twoją matkę, ona przecież ma do wszystkiego prawo, może nawet kogoś zabić - najwyraźniej znów ją poniosło. Westchnęłam lekko, chciałam sobie w spokoju żyć w stadzie, a na to się nie zapowiada. Nie dość wycierpiałam? Najwyraźniej.
- Przepraszam... - dodała szybko Karyme: - Ja tylko...
- Kiedy postanowicie wrócić do stada? Stanie tutaj coś wam daje? - wtrąciłam, to że się niecierpliwiłam to było normalne, ile można. Zima już chyba zapomniała o tym co mi mówiła, żebym tym razem odpoczywała. Jak niby? Skoro wyciągnęła mnie w nocy żebym szukała jej córki.
- Zostawcie mnie obie - Rosita odeszła krok od nas.
- Nie ma mowy - stanęłam jej na drodze, odwróciła szybko wzrok, nie wiem po co, bo i tak widziałam jej łzy: - Wrócisz ze mną do stada, rodzice się o ciebie martwią - złapałam ją za grzywę, na szczęście się nie opierała, poszła za mną.
- Rosita... - Karyme ruszyła za nami.
- Daj mi spokój.
- Ja nie chciałam... Tylko... Zrozum, to co się wydarzyło to prawda...
- Zima naprawiła swoje błędy, tylko ty masz problem jej wybaczyć - wtrąciłam znów, Rosita spadła na mnie, złapałam ją szybko, zanim się ze mnie zesunęła.
- Co ci jest? - Karyme podbiegła do nas. Podparła ją z drugiej strony.
- Tak się kończą wycieczki w takim stanie - powiedziałam. Rosita ledwo co oddychała, a chodzenie wychodziło jej tak że prawie przesuwałyśmy ją po ziemi. Droga była męcząca, marzyłam żeby się położyć.
Od Karyme
Wróciłyśmy już do stada, przez resztę nocy nie mogłam zasnąć. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, mogłam się powstrzymać, ale tak mnie to gryzło... Mojej mamie się pogarszało, jak tylko spojrzałam na jej nogę to wątpiłam że kiedykolwiek na nią stanie. Była sina i opuchnięta, sprawiała jej ból, to było widać, bo jak spała często przebudzała się w nocy, jak tylko chociaż dotknęła ranną nogę. Pamiętałam jak Zima mnie przeprosiła, ale nie mogłam wybaczyć, nie coś takiego. Mój wzrok powędrował na Rosite, to przeze mnie jej się pogorszyło. I teraz jeszcze byłyśmy skłócone, znów przeze mnie, a miałam ją wspierać. Doleżałam tak do rana, kiedy to konie wychodziły już z jaskini, w tym przywódca. Miałam ochotę o wszystkim powiedzieć Danny'emu, a jednocześnie się bałam, bałam się o Rosite, chyba po tym co przeżyła, nie powinna przeżywać kolejnych kłopotów. Odpuściłam sobie, wiedząc że będzie mnie to wciąż dręczyć. Wyszłam na zewnątrz, żeby się przejść i nieco rozluźnić.
Od Rosity
Dudniło mi w głowie, z trudem utrzymywałam jeszcze sen, chciałam odpocząć, i tak nie spałam zbyt głęboko. Po paru minutach otworzyłam oczy, widziałam jakby przez mgłę. Stał ktoś nade mną i był to najwyraźniej ogier. Przestraszyłam się, odsuwając od niego gwałtownie, myślałam że to syn Zorro. Uderzyłam się z tyłu o ścianę, a obraz momentalnie stał się wyraźniejszy.
- Elliot? - zdziwiłam się na widok brata i jaskini, nie pamiętałam kiedy tu doszłyśmy.
- Przyniosłem ci trochę trawy, nie jadłaś nic wczoraj, musisz wydobrzeć - położył przede mną co przyniósł, wychodząc z jaskini, jakby wiedział... Dodatkowo dał mi też zioła. Przyszła po chwili mama, przeżuwałam już trawę, trochę jeszcze nie do końca obudzona. Zanim do mnie podeszła, zaczepiła ją Ulrike i obie wyszły na zewnątrz. Domyślałam się że o wszystkim jej powie.
- Rosita... - do środka weszła Karyme: - Przepraszam za wczoraj... Ja... - po raz kolejny zaczęła się tłumaczyć.
- Zostaw mnie... - wbiłam wzrok w ziemie, za bardzo zabolało mnie co wczoraj powiedziała. W dalszym ciągu było mi ciężko w to wszystko uwierzyć. Mama tak dużo wycierpiała, powinna zrozumieć i jej wybaczyć.
- Zostaw ją - mama wróciła w tym momencie do środka. Karyme spojrzała na nią krzywo, szybko odwróciła wzrok, wracając nim do mnie.
- Powiedź, kiedy znów zechcesz mnie widzieć - zwróciła się do mnie kuląc uszy, wyszła, mijając się z tatą, wbiegł do środka.
- Musimy iść, mamy problem - powiedział szybko do mamy i razem wybiegli z jaskini. Zastanawiałam się co się stało. Bądź razie zostałam zupełnie sama, może tak było lepiej. Położyłam głowę na ziemi, próbując zasnąć. Jak tylko zamknęłam oczy usłyszałam znajomy śmiech. Niemal zerwałam się z ziemi, gdybym mogła wstać, a tak rozejrzałam się momentalnie po całej jaskini. Miałam wrażenie że on jest na zewnątrz i za chwilę tu wejdzie. Musiałam stąd uciec, nawet jeśli to tylko moja chora wyobraźnia.
Po paru godzinach udało mi się dotrzeć nad wodospad, czułam się tak słabo jakbym miała zemdleć, ale strach przed nim był silniejszy. Nie mogło go tu być. Nikt mnie chyba nie zauważył, szłam okrężną drogą. Położyłam się na brzegu patrząc w swoje odbicie, już chciałam pochylić głowę by się napić, gdy wtem zobaczyłam syna Zorro stojącego obok mnie. Poderwałam się z ziemi, spanikowana, nie było go tu, ale widziałam go w wodzie... Przebiegł nagle między drzewami, zerwałam się do biegu. Miałam wrażenie że jest coraz bliżej, czułam wręcz jego oddech na zadzie, bojąc się obejrzeć do tyłu. W końcu upadłam wyczerpana, ledwie łapiąc oddech, gwałtownie obejrzałam się do tyłu. Nie było go, a po chwili dotarło do mnie, że tam nie było drzew, nigdy, a nie mogły z dnia na dzień wyrosnąć. Miałam przewidzenia. Nie chciałam zwariować... Raptem przeszył mnie ból z całą swoją siłą, przycisnęłam aż głowę do klatki piersiowej, zaciskając zęby, nie mogłam złapać oddechu. Męczyłam się przez dobre pół godziny, błagając w myślach żeby mi przeszło. Wyczerpana nie byłam w stanie podnieść głowy, słyszałam czyjeś kroki, zastanawiając się czy znów mi się wydaje, czy nie. Ktoś tu pędził, a ja nie mogłam nawet spojrzeć kto. Coś małego przeskoczyło przeze mnie, a zaraz po tym ktoś zahamował gwałtownie przede mną. Z suchej ziemi uniósł się pył, zakrztusiłam się nim, kasłałam przez dłuższą chwilę. Spojrzałam w górę. Stała nade mną mroczna klacz, a z jej pyska kapała krew. Nadal nie mogłam wyczuć niczyich emocji, nie znałam więc jej zamiarów.
Od Shanti
Jak tylko przyjrzałam się nodze, kiedy z Snow'em poszliśmy na łąkę, zauważyłam że opuchlizna dotarła dalej, miałam z lekka opuchnięte też bok i robił się siny. Noga sama w sobie była sztywna i wyglądała trochę tak jakby... Gniła. Wzdrygnęłam się cała.
- Snow... - spojrzałam na ukochanego, starając się ukryć strach, nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, pogodziłam się dawno z tym że nie będę mogła chodzić, a teraz najwyraźniej jeszcze będę musiała stracić tą nogę inaczej nie wiadomo co się stanie i czy... Przeżyję.
- Tak kochanie? - uśmiechnął się do mnie, miał dobry humor odkąd wróciliśmy do stada i po tych przeprosinach przywódczyni. Rozmawiała z nami i widać było że nie chciała, żałowała tego wszystkiego. Dlatego jej wybaczyłam i nie obwiniałam już o to co dalej ze mną będzie. A musiałam spojrzeć prawdzie w oczy.
- Kochanie? - szturchnął mnie Snow, jak się zamyśliłam.
- Już nic... - wolałam mu jednak tego nie mówić, Szafir mi na pewno pomoże, nie chciałam żeby Snow to przeżywał, nie wiedziałam zresztą jak to przyjmie do wiadomości.
Od Rosity
- Co tu robisz? - spytała obca, spodziewałam się ataku z jej strony, możliwe że przez jej gatunek.
- Ja... - starałam się odpowiedzieć, zakrztusiłam się znowu, byłam tak osłabiona że nie mogłam wykasłać tego pyłu.
- Trudno... - złapała za mój ogon, ciągnąc mnie po ziemi, próbowałam ją uderzyć, poruszyłam jedynie lekko tylnymi nogami.
- Zost... - przerwałam, musiałam walczyć o każdy oddech, krztusząc się raz za razem. Po kilku krokach wzięła mnie na swój grzbiet, zraniła mnie przy tym, jak próbowała mnie wrzucić na siebie. Zdenerwowała się na tyle że jej nie wychodzi, że zrobiła to dosyć brutalnie. Poszła ze mną w głąb gór. Nie miałam szans ucieczki, a spadać z jej grzbietu nie było sensu, bo i tak nie byłabym w stanie pobiec. Weszła do groty, czułam w niej wyraźny zapach krwi. Podbiegły do niej dwa źrebaki.
- Nauczysz nas też polować? - spytał ogierek.
- Samuraj... - klaczka szturchnęła go mocno bokiem z wyrzutem.
- Cii... Schowajcie się - klacz zrzuciła mnie z siebie, prowadząc dokądś źrebaki. Próbowałam wstać, udało mi się podnieść głowę, która od razu opadła mi na ziemie. Przez te kilka sekund zdążyłam zauważyć zwłoki, ukryte w ciemnościach, należały do różnych roślinożernych zwierząt, na szczęście oprócz koni.
- Nie zbliżaj się... - ostrzegłam, jak klacz wracała,, co prawda głos zbyt mocno mi się ściszył żeby to mogło brzmieć jak ostrzeżenie.
- Nic ci nie zrobię - podeszła do mnie: - Ale po co ja to mówię? Wszyscy wy oceniacie nas już z góry! Mroczny koń, to od razu zabije, tak?! - wrzasnęła, jej sierść zjeżyła się na grzbiecie.
- Nie ważne... Spokojnie - zaczęła chodzić w tą i we wte: - Aiden cię wcale nie zostawił, wróci... Na pewno... - mówiła do siebie: - Oni pewnie lada moment nas znajdą... Zabiją ich, a to wszystko przeze mnie... I po co mi to było?! - uderzyła o ścianę, robiąc na niej wgłębienia szponami. Kontem oka obejrzałam się po sobie, czując coś mokrego, krwawiłam, brzuch ubrudził mi się krwią. Zakryłam szybko to miejsce ogonem. Przykurczyłam tylne nogi.
- Nie wiem jak ci pomóc - wróciła do mnie: - Podrzuciłabym cię do stada, ale wtedy mnie zauważą, a jak Aiden im powiedział... To pewnie nas teraz szukają... - spojrzała na wyjście, podeszła tam momentalnie, wyglądając na zewnątrz. Odwróciła się ponownie do mnie. Przeszedł mnie ból, kolejny raz był nie do wytrzymania, zaciskałam zęby, poruszając tylnymi nogami, nie były to jakieś szybkie ruchy, raczej słabe, ledwie zauważalne. Klacz stała nade mną.
- Mogę najwyżej skrócić ci cierpienia... - odrzuciła pyskiem moją grzywę, odsłaniając mi szyję, uniosła przednią nogę do góry.
- Nie... - wydusiłam to jakoś z siebie, mimo bólu, który niemal skutecznie utrudniał mi mówienie. Postawiła nogę na ziemi. Oczy zachodziły mi mgłą, a po chwili wszędzie robiło się ciemno i na przemian jasno, ciemno. Bałam się, zwłaszcza wtedy kiedy straciłam przytomność.
- Jak się czujesz? - usłyszałam ją, odwróciłam od razu do niej głowę, była w wejściu.
- Niedobrze mi... - powiedziałam jeszcze nieco słabym głosem. Nie mogłam swobodnie tu oddychać.
- Może trochę przesadziłam z zapasami... Ale się denerwuje, a wtedy wolę polować, to taki sposób na stres, chyba rozumiesz? Nie będziesz próbowała uciekać, prawda? Inaczej będę musiała cię tu zamknąć...
- Co? Chyba żartujesz? Ja nie chcę tu być - odpowiedziałam z wyrzutem, chciało mi się już po woli wymiotować, gdybym mogła, wyszłabym stąd już dawno.
- Cicho - powiedziała dosyć ostro.
- Nie wytrzymam tutaj... Nie mogę oddychać... - zakrztusiłam się znów. Mrocznej nic to nie robiło. Nie przypominałam sobie żeby w tamtej grocie było tyle zwłok. Może to wcale nie była ta sama grota.
- Wstawaj... - podniosła mnie z ziemi, za grzywę, nie stałam zbyt stabilnie na nogach, były jakieś takie miękkie, pewnie ze zmęczenia tak to odczuwałam. Jak puściła, runęłam na ziemie, a przez uderzenie wpadłam w jeszcze gorszy kaszel.
- Przysięgnij że nie zrobisz im krzywdy - podniosła mnie znów z ziemi, dając mi się oprzeć o jej grzbiet. Prawie co mogłam znów normalnie złapać oddech.
- Nikogo nie skrzywdzę...
- Przysięgnij - zraniła mnie kłami. Tym razem i ja ją zraniłam, odruchowo użyłam mocy, oplatając jej nogę kolczastymi pnączami. Obca odsunęła się gwałtownie, a ja poleciałam tym razem na ścianę, starając się utrzymać równowagę. Klacz usiłowała zerwać pnącze, ale raniły ją w pysk, w końcu posłużyła się szponem. Zrobiłam parę kroków w stronę wyjścia, opierając się nadal o ścianę.
- Jak to zrobiłaś?! - skoczyła momentalnie przede mnie, jej sierść była zjeżona na grzbiecie, a na nodze miała pełno małych ranek od kolców, z których ciekła krew.
- Zostaw mnie... w spokoju.. - miałam krzyknąć, ale zabrakło mi tchu, zadrżałam czując pojawiający się ból. Nieznajoma stanęła dęba, przymknęłam oczy, cofając łeb. Mimo że chciała, powstrzymała się od ciosu, uderzając jedynie kopytami o ziemie, przy lądowaniu na nich. Szarpnęła mnie za grzywę, prowadząc za sobą. Nadal była nerwowa, zdradzała się swoją gwałtownością.
- Nawet mnie nie znasz... A traktujesz jakbym zrobiła ci nie wiadomo co - odezwałam się, jak wyszłyśmy na zewnątrz. Rozluźniła uścisk, zwalniając o drobinę.
- Ja chciałam od was pomocy, i co?! Aiden miał mi pomóc, ale mnie zdradził, na dodatek jakaś klacz wkradła się do groty i zaatakowała źrebaki, Aiden okłamał mnie że to nie ona, że jest na tyle słaba żeby tego nie zrobiła, mieliśmy jej jeszcze pomóc, no dobra... Pomogłam, jak mnie potraktowała?! Zachowała się tak jakbym miała ją zabić! A tylko przytrzymywałam jej ranę przez którą krwawiła! - popchnęła mnie, do drugiej groty z naprzeciwka. Nie widziałam w górach jeszcze tego miejsca. Spadłam boleśnie na ziemie, zderzyłam się z nią. Skuliłam się z bólu. Mroczna weszła do środka, patrząc na mnie przez chwilę.
- Wybacz... - położyła uszy po sobie: - Czasami... Często... Nie panuje nad sobą... Nie wiem już co mam z tym zrobić! - uderzyła kopytami o ziemie, kładąc się, znów uderzyła, tym razem całą sobą. Popłakała się potem, odwracając się do mnie tyłem. Źrebaki patrzyły na nią wystraszone.
- To przeze mnie tkwimy tutaj... - podniosła się, wędrowała po grocie i nadal płakała. Przestała dość szybko, przystanęła, wypuszczając z chrap powietrze.
- Spróbuj coś im zrobić, to cię zabije - zagroziła zmierzając w stronę wyjścia.
- Zaczekaj... - słysząc mnie zatrzymała się, patrząc na mnie bez żadnego wyrazu, ale z łzami w oczach.
- Może, porozmawiajmy? - zaproponowałam, zrobiło mi się jej żal, nie byłam pewna czy powinno, w ogóle nie wiedziałam jak traktować mroczne konie, jak się przy nich zachować. Co prawda w stadzie był Westro, ale nie miałam z nim jakiegoś szczególnego kontaktu, no a wcześniej Luna, z nią już w ogóle nie miałam kontaktu. Gdybym wyczuwała emocje obcej, było by łatwiej, nie mogłam do tego przywyknąć.
- Porozmawiamy? - zbliżyła się do mnie: - O czym?
- O tobie...
- O mnie?
- Tak - odpowiedziałam niepewnie, nie wiedziałam co czuje, nie pokazywała niczego po sobie, mogła w każdym momencie wybuchnąć gniewem, takie miałam wrażenie.
Od Karyme
Obserwowałam siostrę, bawiła się z Safirą, trochę jej dokuczała i bywała nie miła, ale kara klacza okazała się dość sympatyczna i nie przeszkadzały jej humorki mojej siostry. Azura podbiegła w końcu do mnie, a Safira ruszyła w stronę innych źrebiąt.
- Porobimy coś razem? - spytała, kładąc się obok, byłyśmy ze sobą dosyć blisko, choć ostatnio rzadko się widywałyśmy.
- Nie chcesz się już bawić?
- Nie, wolę spędzić czas z tobą... Jesteś sama?
- Tak jakoś się złożyło... - westchnęłam, myśląc o tym co zrobiłam, zamyśliłam się i nie usłyszałam następnych słów mojej siostry, już miałam powiedzieć żeby powtórzyła, ale podbiegł do nas Szafir.
- Zdrajca! - Azura poderwała się z ziemi.
- Przestań mała, chcę porozmawiać z Karyme.
- Nie jestem mała! A ona nie chcę z tobą rozmawiać.
- Tym razem Azura ma racje - potwierdziłam, nie zamierzając już się wtrącać.
- Chodzi o twoją matkę.
- O mamę? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- Musimy porozmawiać i to w trójkę, ty ja i twoja mama, Azura ty zostajesz...
- Mnie to nie obchodzi - odbiegła od nas, zdziwiona odprowadziłam ją wzrokiem, wracając do Szafira.
- Pokłóciły się, o Safire, chodźmy już.
- Skoro muszę... - parsknęłam idąc za nim, byłam na niego zła, ale znacznie gorzej byłam nastawiona do kuzynki. Szafir szturchnął mnie nagle, uśmiechając się, odbiegł ode mnie.
- Co ty wyprawiasz? - wiedziałam że chce się wygłupiać, ale ja nie chciałam.
- Ej no weź, musisz być taka? Nikt nie jest idealny, każdy palnie jakieś głupstwo, przecież wiesz...
- Żeby powiedzieć coś takiego obcej...
- Urlike jest doradczynią, myślałem że będzie dobrze ją poinformować, dzięki temu nie będziesz miała problemów, ukrywać to, to by było bez sensu, to wypadek Karyme, a nie celowe działanie, nie chciałaś żeby Shadow zginęła.
- Masz rację - spuściłam wzrok, Szafir zatrzymał się nagle, patrzyłam na niego i nie mogłam pojąć czym jest tak zaszokowany, bałam się aż odwrócić głowę w stronę, którą patrzył. W końcu to zrobiłam...
- Mamo... - zaczęłam podchodzić w jej stronę, nie wierząc własnym oczom, Snow był przy niej.
- Wszystko dobrze córeczko, nic mi nie jest - uśmiechnęła się lekko.
- Ale jak to?! Jak?! Jak to nic?!
- Musieliśmy. Już się z tym pogodziłam, na prawdę, wszystko w porządku.
- Nie... To nie możliwe... - łzy wyleciały mi z oczu, nie mogłam tego przeżyć, jak to w ogóle się stało, że mama... Straciła nogę... Jak?!
- O tym mieliśmy porozmawiać, ale.. Ja nie wiedziałem że ktoś inny już... - Szafir sam zaniemówił.
- Nie było innego wyjścia córeczko - mama jeszcze starała się mnie pocieszać, przecież to ona była tą pokrzywdzoną, nie ja.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz