Menu

sobota, 17 września 2016

Drugie ja cz.23- Od Isant'a, Cimeries'a/Malaiki

Isant

Błądziłem po lesie, tak naglę stał się jakby nieskończony i ta ciemność która tak naglę nastała, wiedziałem że to sztuczki mojej mamuśki, irytowałem się coraz bardziej dobiegając non stop do tego samego miejsca, czyli małej jaskini.
-Przestań z tym w końcu!- wrzasnąłem uderzając o drzewo, zawaliło się naglę i to przewalając się w moją stronę, w ostatnim momencie zatrzymałem je w powietrzu, kilka centymetrów nad swoim łbem, parsknąłem odrzucając je na bok, i ten nagły krzyk, i krew pod drzewem, uniosłem je raz jeszcze ale nic tam nie było, ani krwi ani ciała...szczerze mówiąc, zaniepokoiłem się, odłożyłem drzewo i rozejrzałem się uważnie po drzewach, coś w oddali zobaczyłem, coś małego i jasnego i to...ponad ziemią? Poszedłem w tą stronę i to co zastałem przyprawiło mnie o osłupienie, to było źrebię...powieszone źrebię z mocno zaciśniętą pętlną na szyji która się wżynała w jego cienką skórę, pod nią wyraźnie było widać żyły i...organy? cofnąłem się o krok, źrebię patrzyło na mnie swoimi wyłupiastymi, pełnymi cierpienia, oczami...oczami bez źrenic.
-Pomóż mi- zaczęło błagać, ale co ja mogłem? co podszedłem lina zaciskała się jeszcze bardziej
-Pomóż mi!!!- zaczęło panicznie wrzeszczeć i się szarpać, aż jego łeb oddzielił się od tułowia, a jego krew splamiła moją sierść i wszystko dookoła, poczułem jego ból, a jego krzyk nadal dudnił mi w głowie, wysiliłem chyba wszystkie swoje mięśnie i całą moc aby to uspokoić, wiedziałem że moja matka próbuje doprowadzić mnie do szału, ale nie ze mną te gierki.
Ruszyłem galopem dalej przez las, przełamywałem moc matki swoją mocą, przez co jasna smuga światła kierowała mnie na miejsce.

Cimeries

Odzyskiwałem wzrok ale nadal czułem jak leje mi się z oczu krew, czułem krew także i w nich i jak silnie przepływa mi przez nie krew.
-Ma...Malaika- szturchnąłem ją, ale..że co? widziałem ją obok tylko że dużo mniej wyraźną, a z ciałem łączyło ją jakieś światło, odwróciłem od niej wzrok bo moją uwagę przykuło co innego.
-Zostaw je- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, usniosłem się na przednich nogach przemieniając się do połowy, warknąłem na nią pokazując jej kły ale nawet nie zareagowała, nadal deformowała ciało źrebaka które ciąglę próbowało uciec.
-Spójrz na mnie skoro taka odważna jesteś!- wrzasnąłem, oparłem się o ziemię skrzydłami pomagając sobie w podniesieniu tyłu
-Popatrz na swoje dzieło- zaśmiała się niemalże psychopatycznie, łeb źrebaka wykręcił się niemiłosiernie mocno aby zaraz wrócić  na swoje mięśnie, i zostawiając tylko po tym ślad.
-Zostaw je!- o Madri uderzyła jasna smuga, głos poznałem ale...że niby Isant? dopiero po chwili przybrał postać konia ale nadal będąc tą "mgłą" tyle że co się poruszył zostawiał za sobą jasne smugi srebrnego światła


Isant

Dużo mnie to wykosztowało aby to zrobić, ale teraz kiedy już jestem w tej postaci siły mi przybyło dwukrotnie, przebiegłem naokoło matki, wiedziałem że to co się za mną ciągnie doprowadza ją do szału.
-Miałeś umrzeć już po narodzinach!- wrzasnęła na mnie, uderzyła o mnie jakaś siła, zdmuchnęła mnie chwilowo na drzewo zadając mi tym samym ból, bo przez chwilę "mgła" która tworzyła moją zjawę zbierała się do kupy
-To trzeba było mnie zabić- parsknąłem
-Miałam nadzieję że to się nie okaże prawdą- naokoło pojawiła się czarna smuga, przyglądając się bardziej widziałem w niej jakby "zjawy" szarańczy, nie pozwalały mi wyjść, każdy ruch w ich stronę kończył się na bolesnych ugryzieniach które nawet w tej formie czułem, próbowałem je rozgonić, rozwiać, jakoś się ich pozbyć, w końcu poirytowany że nic nie działa, ruszyłem w ich stronę ignorując ugryzienia, i to jak we mnie wchodzą i zadając ból już od środka, aż doprowadziły do tego że wróciłem do normalnej postaci, upadłem  uderzając pyskiem o ziemię, spojrzałem po sobie, miałem mnustwo małych ran z których ciekła krew i nieco powyrywaną sierść.
-Oj biedny synuś- matka otoczyła mnie, jakby się sklonowała- chcesz coś zobaczyć?- zaśmiała się znikając i pojawiając się dopiero po chwili, rzuciła pod swoje nogi Julie
-Nie waż się jej coś zrobić!- podniosłem się na przednich nogach, jedna ze zjaw uderzyła mnie w kark przez co znowu wylądowałem na ziemi
-Moja słodka wnusia
-Tato! tato pomóż!- krzyknęła desparacko próbując uciec od mojej matki, pojawił się też ten źrebak, pojawił się dosłownie przed moją córką
-To twoja ciotunia- matka pchnęła źrebaka w stronę mojej córki, upadli oboje tyle że temu źrebakowi przy upadku aż kość wyszła, w ostatniej chwili córka odchyliła szyję bo kość by jej się wbiła
-W sumie to mam lepszy pomysł- powiedziała mierząc Julię wzrokiem, poczułem się bezradny bo nawet się podnieść nie mogłem
-A gdyby tak..- okrążyła ją- wrzucić w ciebie tą duszyczkę- spuściła łeb patrząc prosto w oczy Julii
-Daj nam w końcu spokój!- Cimeries ruszył na nią, praktycznie przemioniony, tyle że moja matka zniknąła i pojawiła się w innym miejscu, wywołując u niego jeszcze większą wściekłość, dało mi też to trochę czasu, wykożystałem to że matka teraz nie skupia się na mnie. Uderzyłem o zjawy niewidzialną energią, zebrałem wszystkie siły aby zmienić się w tą zjawę.


Cimeries

Rzucałem się w jej stronę, gdziekolwiek się pojawiła, atakowałem w rezultacie uderzając o drzewo albo przewracając się po tym jak się potknąłem o coś, a ona aby mnie jeszcze bardziej podjudzić, pojawiła się centralnie przed nosem, wiedząc że i tak jej nie dosięgnę.
-Możesz jeszcze im pomóc- pojawiła się obok, parsknąłem unosząc już skrzydło aby ją uderzyć
-Chodź ze mną a dam im wszystkim spokój- stanęła przedemną- możesz im wszystkim pomóc- mówiła dalej, pokazując mi jakiś obraz za sobą, całe wydarzenie, co się dzieje po tym jak się nie zgadzam, ten ból i cierpienie Malaiki, jej poród, kalectwo, choroba źrebaka połączona z jego demoniczną naturą, cierpiąca też na tym rodzina Isanta, pojawienie się jego braci, którzy chcą go zabić, moja furia, zabijam Malaike, źrebaka, tych ogierów i Isanta.
-Przestań!!- krzyknąłem przerażony, głowa mnie rozbolała niemiłosiernie mocno, każde spojrzenie na nią wywoływało jeszcze silniejszy ból
-Będą cierpieć, i to przez ciebie!
-Wcale nie! to...to twoja wina
-I twoja również, to ty wszystko zapoczątkowałeś
-Nie...
-Ależ tak, cofnij się trochę, kto tu się zgodził na źrebaczka?
-Oszukałaś mnie wtedy...
-A ty dałej się nabrać, ale powiedz...zrobiłeś to dla przyjemności
-Raczej dla świętego spokoju!
-To teraz im go daj
-Zostaw nas w spokoju- obok mnie przeszła zjawa Isanta, emanował jakąś dziwną energią, z jednej strony dobrą ale z drugiej...złą
-Może i przed śmiercią byłeś silniejszy odemnie, ale to już było syneczku
-Jeszcze się przekonamy- rzucił się na nią, walczyli używając do tego jakichś dziwnych rzeczy i energii, z każdym atakiem Isant się zmieniał, powoli na prawdę przypominał demona, przez chwilę było widać jak coś, a raczej ktoś się obok niego pojawia, jakby sylwetka rosłego ogiera.


Isant

Czułem ten przypływ energii, nie wiem jak go opisać ale..na pewno nie należał do mnie samego, ktoś jakby mi ją dawał.
-To za wszystko co zrobiłaś rodzinie!- przedemną, a raczej przed moją matką, pojawił się mój ojciec i to w postaci demona, wyglądał inaczej niż przed śmiercią, bardziej jak Cimeries przy furii tyle że...mój ojciec wyglądał bardziej demonicznie.
-Ty...jak niby?!
-Co? myślałaś że od tak sobie zniknę, słabym duszkiem będę?
-Przecież go zgładziłam
-I to właśnie dzięki tobie kochana stałem się demonem, myślisz że jak on powstają? hmyy? podczas gdy żądają zemsty na takich jak ty!- matkę zaczęła otaczać czarna powłoka, wchodziła w nią, a ona stawała się coraz bardziej ucieleśniona, normalnie pojawiało się jej ciało, tyle że...ta czarna smuga przebijała ją na wylot, wchodziła wszędzie rozrywając ją powoli, i jakby coś z niej wyciągała...duszę? inaczej tego nazwać chyba nie można.


Cimeries

Cofnąłem się o kilka kroków, przyglądałem się całej sytuacji z zaciekawieniem ale i zaniepokojeniem, ostatecznie wróciłem do Malaiki
-Malaika..kochanie- szturchnąłem ją, była cała blada a do tego majaczyła
-Nie..Cimeries...zo..zostaw je- poruszyła gwałtownie nogami, uderzyła przy tym jedną o drzewo i to z taką siłą że bałem się że coś sobie zrobiła. Momentalnie dostała jakiś drgawek, zesztywniało jej całe ciało a z pyska wydobywała się piana o żółtawym zabarwieniu. Złapałem ją za grzywę przytrzymując skrzydłem przy ziemi, musiałem użyć prawie całej swojej siły aby opanować jakoś jej drgawki, uspokoiła się, zerknąłem na jej brzuch, był...jeszcze większy niż wcześniej, dużo większy, wręcz nabrzmiały
-Isant!- krzyknąłem, pojawił się obok mnie jako zjawa po chwili przybierając już normalną postać
-Może i mojej matki się pozbyliśmy ale nie źrebaka...
-Ale chyba..to po części zniknęło? prawda? to że źrebak będzie demonem, że będzie powiązany z Malaiką i...
-Nie wiem Cimeries, zobaczymy jak się urodzi, a to chyba już niedługo będzie
Położyłem się obok niej, obserwowałem brzuch non stop, dziwnie się unosił...jakby źrebak kopał i próbował się wydostać albo..nie wiedziałem co już o tym myśleć, jeśli pozbycie się ducha Madri nie pomogło? i źrebak nadal będzie tym demonem?


                                                                     Malaika[zima999]^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz