- Proszę... Oddaj mi kawałek swojej duszy... - jego głos brzmiał w mojej głowie, niczym myśli, był bardzo cichy.
- Dlaczego? - spytałam, mój głos odbił się echem po tym pustkowiu, które nas otaczało.
- Chcę zabrać cały twój ból i cierpienie...
- Co? - nie rozumiałam, ale też nie chciałam by ono jeszcze bardziej cierpiało, nie powinnam się na to zgodzić.
- Ja nie chcę byś umarła...
- Umarła? Ja nie umrę.
- Po porodzie... Proszę, oddaj mi ten kawałek duszy - zjawiło się bliżej mnie, wyglądało przerażająco, w połowie jak zwykłe źrebie, a w połowie jak potwór, dosłownie. Cofnęłam się do tyłu. Z normalnego, źrebięcego oka spłynęły mu krwawe łzy. Nie byłam w stanie jeszcze poznać płci. Zatrzymałam się, ono nadal płakało krwią i to tylko z jednego oka. Po woli tworzyła się pod nim krwawa kałuża, czułam nawet jakbym w niej leżała, jakbym leżała w krwi...
- Proszę... - znów się odezwało, nie otworzywszy pyska.
- Dobrze - zgodziłam się, zamykając oczy i pochylając głowę. Nagle wróciła mi świadomość, jak i ból, okropny ból, krzyczałam z całych sił. Cimeries mnie trzymał, całym ciałem mnie rzucało, nie mogłam tego powstrzymać. Najgorsze że zwymiotowałam, razem z krwią wypłynęło też coś... Wolałam na to nie patrzeć, zamknęłam oczy, zacisnęłam je mocno, błagając, a przynajmniej próbując przez swoje wrzaski błagać o pomoc. Wychodziło mi to jednak zbyt niewyraźnie. Oddech mi przyspieszył, doszły skurcze, one były tak lekkie w porównaniu do tego bólu, prawie ich nie czułam.
Źrebak wydostał się ze mnie, tak szybko i nagle... Urodziłam...
Ciało przestało mi nienaturalnie mocno drżeć, a ból stopniowo przechodził, by zupełnie minąć i pozostawić po sobie jedynie zmęczenie. Wszystkie rany jakie miałam zaczęły znikać, nawet te wewnątrz, wraz z dolegliwościami. Dziwnym sposobem odzyskałam nawet dawną sylwetkę. Cała krew, w której leżałam okazało się że pochodziła od źrebaka. Odwróciłam do niego głowę. Wszystkie dźwięki wokół, zakłócały jego ogłuszające jęki, przez które nie mogłam usłyszeć ani Cimeries'a, ani Isant'a, mimo że coś mówili. Skuliłam mocno uszy, ale to nie wiele pomogło. Źrebie leżało całe pokryte w śluzie i w krwi. Rzucało się tak jakby miało umrzeć, ale nie mogło.
- Cimeries... - przytuliłam do niego głowę, wątpię że przez te wrzaski źrebaka mógł usłyszeć mój głos, sam miał stulone uszy, tak jak i Isant. Wypłynęły mi łzy z oczu. Źrebak przestał w końcu wydawać z siebie odgłosy bólu, stracił przytomność. Nadal dudniło mi w uszach, bałam się że ono umarło, ale jego brzuch unosił się, a samo ciężko oddychało. Cimeries podszedł do niego, oczyszczając je z tego śluzu. Byłam zaszokowana, ono miało otwarte oczy, więc chyba nie straciło przytomności, ale nie poruszyło się w ogóle. Wyglądało tak samo jak wtedy gdy je zobaczyłam, z tym że teraz miało szczupłą sylwetkę, tak bardzo podobną do mojej jak nosiłam je w brzuchu i wszystkie ranny po mnie... Więc to... To co mi się wyśniło, nie było snem... Źrebak miał prawą część ciała jak zwykłe źrebie, lewa natomiast była czarna jak u mrocznego konia. Lewe przednie i tylne kopyto było pęknięte i ostro zakończone, nad nim widniał rząd szponów, aż po sam staw kolanowy, po lewej stronie pyska był kieł i to oko, całe czerwone z czarną źrenicą, zwężoną jak u gada, przez którą nie przebijało się światło. Ciekł z niego jakiś śluz, o niezbyt przyjemnym zapachu, czarny i gęsty, spływał z oka, tworząc dotkliwe ślady od oparzeń na policzku źrebięcia. Po środku, od chrap aż po czoło przebiegały kolce, które oddzielały demoniczny wygląd pyska od normalnej prawej strony. Ze zwykłego oka źrebięciu leciały łzy zmieszane z krwią. Musiało w ten sposób płakać. Miało jeszcze skrzydła, jedno normalne, podobne do skrzydła Madri, drugie wyglądające jak u nietoperza i jeszcze ten wydłużony i popękany ogon, zakończony włosami dopiero na końcu. Zamiast grzywy źrebak miał na szyi kolejny rząd kolców, jedynie grzywka została normalna. Najgorsza z możliwych ran, przechodziła przez grzbiet, była głęboka i gniła w środku. Już wiedziałam dlaczego ono tak się rzucało i skąd był ten śluz, z tej rany na grzbiecie.
- Cimeries... Ono cierpi... - wymajaczyłam przerażona, przez łzy. Nie wiedziałam co teraz mam zrobić. A właściwie nie dopuszczałam myśli co powinno się teraz z nim stać... Musi zginąć... Ale...
- Chyba mu nie pomożemy inaczej niż je zabijając... - Cimeries zmienił się w połowie, poderwałam się z ziemi, nie chciałam aby zginęło. Małe rzuciło się nagle w moim kierunku, ale wylądowało przede mną. Gadzim okiem wpatrywało się we mnie nienawistnie, a tym zwykłym ze smutkiem. Stałam jak wryta, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Krzyknęło nagle z bólu, uderzyło przednimi nogami o ziemie, runęło na nie, uderzając łbem o podłoże i gwałtownie obijając ziemie skrzydłami. Powtórzyło to wiele razy, nim Cimeries je przytrzymał, mocno przy ziemi, tak by nie mogło się ruszyć. Wcześniej musiał się z nim szarpać. A ono, już unieruchomione, nie mając innych możliwości, przegryzło sobie język. Zakrztusiło się krwią, którą zaczęło wykasływać z pyska.
- Jeśli je zabijecie to jest możliwość że jako duch będzie potężniejsze, tak jak Madri... - odezwał się Isant, źrebie szybko go zagłuszyło. Znów zaczęło wydawać z siebie jęki, tym razem i ja krzyknęłam gdy zabolała mnie głowa, tak jakby chciała mi pęknąć. Przykryłam ucho skrzydłem, drugiego już nie mogłam zakryć, gdybym miała drugie skrzydło było by inaczej. Cofałam się od źrebaka, zaciskając oczy i maksymalnie przytulając uszy do szyi, by jakoś przetrwać ten hałas, o coraz większym natężeniu... W końcu poczułam jak brat szarpnął mnie za grzywę i dokądś zaczął prowadzić.
- Wracaj do stada, my się tym zajmiemy - powiedział, odchodząc na tyle od przyprawiających o ból dźwięków, że było go słychać, choć i tak musiał mówić blisko mojego ucha.
- Chcecie je zabić? Prawda? - spytałam, szarpiąc się.
- Tak będzie najlepiej, ale najpierw trzeba jakoś unicestwić jego dusze - wyjaśnił Isant.
- Musi być inne wyjście... - poleciały mi łzy z oczu, nie znosiłam płakać, ale teraz nie potrafiłam inaczej: - Zadacie mu jeszcze więcej cierpienia...
- Będzie cierpiało całe życie, lepiej by trwało to chwilę, niż przez cały czas.
- I co się z nim wtedy stanie?
Zapadła cisza, jak źrebak tylko się uspokoił, wyszarpałam się Isant'owi biegnąc do niego. Cimeries stał nad nim, a ono już się nie ruszało, zjawiłam się obok. Na szczęście nadal żyło. Przytuliłam do niego głowę, czułam się jakby było moje, a nie mojej matki.
- To nasze źrebie, nie możemy go zabić, musimy mu pomóc... - spojrzałam w oczy Cimeries'a. Miałam nadzieje że mnie zrozumie. Milczał, położyłam po sobie uszy.
- Tylko jak? - szepnęłam, kładąc się przy źrebaku i przytulając je do siebie. Spojrzało na mnie prawym okiem.
- Isant? Co jej powiedziałeś? - zapytał Cimeries, a Isant powtórzył mu to samo co mi.
"Uwolnij mnie od tego" - usłyszałam w głowie jakiś głos, spojrzałam na Cimeries'a i Isant'a, oni chyba go nie usłyszeli, bo nadal rozmawiali, stojąc krok ode mnie.
"Proszę, zabierz to..." ten głos musiał należeć do źrebaka, dlaczego tylko ja mogłam go usłyszeć? Podniosłam się z ziemi, chciałam im o wszystkim powiedzieć i przekazać to co mówiło źrebie.
- Cimeries... Ono cierpi... - wymajaczyłam przerażona, przez łzy. Nie wiedziałam co teraz mam zrobić. A właściwie nie dopuszczałam myśli co powinno się teraz z nim stać... Musi zginąć... Ale...
- Chyba mu nie pomożemy inaczej niż je zabijając... - Cimeries zmienił się w połowie, poderwałam się z ziemi, nie chciałam aby zginęło. Małe rzuciło się nagle w moim kierunku, ale wylądowało przede mną. Gadzim okiem wpatrywało się we mnie nienawistnie, a tym zwykłym ze smutkiem. Stałam jak wryta, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Krzyknęło nagle z bólu, uderzyło przednimi nogami o ziemie, runęło na nie, uderzając łbem o podłoże i gwałtownie obijając ziemie skrzydłami. Powtórzyło to wiele razy, nim Cimeries je przytrzymał, mocno przy ziemi, tak by nie mogło się ruszyć. Wcześniej musiał się z nim szarpać. A ono, już unieruchomione, nie mając innych możliwości, przegryzło sobie język. Zakrztusiło się krwią, którą zaczęło wykasływać z pyska.
- Jeśli je zabijecie to jest możliwość że jako duch będzie potężniejsze, tak jak Madri... - odezwał się Isant, źrebie szybko go zagłuszyło. Znów zaczęło wydawać z siebie jęki, tym razem i ja krzyknęłam gdy zabolała mnie głowa, tak jakby chciała mi pęknąć. Przykryłam ucho skrzydłem, drugiego już nie mogłam zakryć, gdybym miała drugie skrzydło było by inaczej. Cofałam się od źrebaka, zaciskając oczy i maksymalnie przytulając uszy do szyi, by jakoś przetrwać ten hałas, o coraz większym natężeniu... W końcu poczułam jak brat szarpnął mnie za grzywę i dokądś zaczął prowadzić.
- Wracaj do stada, my się tym zajmiemy - powiedział, odchodząc na tyle od przyprawiających o ból dźwięków, że było go słychać, choć i tak musiał mówić blisko mojego ucha.
- Chcecie je zabić? Prawda? - spytałam, szarpiąc się.
- Tak będzie najlepiej, ale najpierw trzeba jakoś unicestwić jego dusze - wyjaśnił Isant.
- Musi być inne wyjście... - poleciały mi łzy z oczu, nie znosiłam płakać, ale teraz nie potrafiłam inaczej: - Zadacie mu jeszcze więcej cierpienia...
- Będzie cierpiało całe życie, lepiej by trwało to chwilę, niż przez cały czas.
- I co się z nim wtedy stanie?
Zapadła cisza, jak źrebak tylko się uspokoił, wyszarpałam się Isant'owi biegnąc do niego. Cimeries stał nad nim, a ono już się nie ruszało, zjawiłam się obok. Na szczęście nadal żyło. Przytuliłam do niego głowę, czułam się jakby było moje, a nie mojej matki.
- To nasze źrebie, nie możemy go zabić, musimy mu pomóc... - spojrzałam w oczy Cimeries'a. Miałam nadzieje że mnie zrozumie. Milczał, położyłam po sobie uszy.
- Tylko jak? - szepnęłam, kładąc się przy źrebaku i przytulając je do siebie. Spojrzało na mnie prawym okiem.
- Isant? Co jej powiedziałeś? - zapytał Cimeries, a Isant powtórzył mu to samo co mi.
"Uwolnij mnie od tego" - usłyszałam w głowie jakiś głos, spojrzałam na Cimeries'a i Isant'a, oni chyba go nie usłyszeli, bo nadal rozmawiali, stojąc krok ode mnie.
"Proszę, zabierz to..." ten głos musiał należeć do źrebaka, dlaczego tylko ja mogłam go usłyszeć? Podniosłam się z ziemi, chciałam im o wszystkim powiedzieć i przekazać to co mówiło źrebie.
Cimeries, Isant (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz