Menu

czwartek, 15 września 2016

Szczęście cz.1 - Od Azury

Wreszcie wszyscy wokół przestali mnie nazywać "mała", ale to nie dlatego że mnie to denerwowało, tylko dlatego że dorosłam. I to właśnie dzisiaj. Przekonana o wyjątkowości tego dnia, zupełnie nie spodziewałam się że będzie on zwyczajny. Nikt jak zwykle się mną nie interesował, teraz skupili się na tych mrocznych źrebakach. Od momentu w którym Szafir, z tą od siedmiu boleści Nirmeri przyprowadzili te małe potworki do mojej matki. Najgorsze że tata także się zaangażował. Nie znoszę ich i ich pomysłów, to przez namowę Szafira mama przekonała się do tych mrocznych źrebaków. Zresztą... Przecież ona tak bardzo kocha obce źrebaki, tylko ciągle by je przygarniała, a mnie ma gdzieś i to od dawna. Parsknęłam, przewracając nerwowo oczyma, z lekkim zdziwieniem kiedy to spłynęła mi samotna łza z oka. Liczyłam że będziemy świętować. Tak długo czekałam na dzień, w którym zaczną mnie traktować poważnie, kiedy to będą myśleć o mnie jak o dorosłej klaczy. To miało być ekscytujące, a wyszło na dołujący, nudny dzień. Gdyby jeszcze Karyme tu była, tęskniłam tak bardzo za siostrą... Myślałam że ona jedyna rozumie mnie choć trochę, co z tego że nie byłyśmy tak na prawdę siostrami, nie miałam zamiaru przyjąć tego że jest obcą, jest moją siostrą i koniec.

Po woli zbliżał się wieczór, leżałam nad wodospadem, w nie najlepszym humorze. Wrogie spojrzenie wymierzyłam w spadającą wodę jakby to ona była wszystkiemu winna.
- Azura... - usłyszałam denerwujący mnie głos z tyłu. Przewróciwszy nerwowo oczami, spojrzałam wściekła w stronę Saf.
- Co tu robisz sama?
- A jak myślisz?! - krzyknęłam, podnosząc się z ziemi: - Nudzę się! Bo nikt nawet nie pomyślał by spędzić ze mną choć chwilę!
- Dlaczego? - spytała, zupełnie się nie przestraszyła? A powinna, powinna się trzymać ode mnie z daleka, to ona pierwsza to zaczęła, gdyby się nie urodziła, nadal byłabym najważniejsza... Najmłodsza, blisko matki...
- Az?
- Daj mi spokój, dobrze?! - odwróciłam się od niej.
- Przykro mi... Że rodzice nie mają dla ciebie czasu, ale... Mama chcę pomóc, a tata chciałby...
- Tata? - zaskoczyła mnie, jak śmie sobie przywłaszczać jeszcze mojego ojca?!: - Nie mało ci że zabrałaś mi matkę?! - ruszyłam w jej stronę, gdyby się nie odsunęła, nie pohamowałabym się żeby w nią uderzyć.
- Tak tylko powiedziałam... Nie ważne, nie gniewaj się.. Ja z chęcią spędzę z tobą trochę czasu.
- Spadaj! - przerwałam jej, odchodząc pospiesznie. Chyba miała nie po kolei w głowie, żeby nie zauważyć że jej nie cierpię.
Ściemniało się, a ja powędrowałam w stronę granicy. Westchnęłam ciężko, oglądając się do tyłu. Skoro tutaj nikogo nie obchodzę, to może znajdę w końcu siostrę. Ile ona mogła nie wracać? Mocno przesadziła.
Odchodząc coraz dalej od domu, miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje, raz usłyszałam nawet szelest liści. Obejrzałam się szybko do tyłu, obserwując uważnie każde z drzew.
- Saf? - Pochyliłam nieco głowę, szukając jakiś kryjówek, które by pomieściły Safire, kto inny mógłby za mną poleźć jak nie ona?
- Ta klaczka za tobą nie poszła - jakiś obcy głos dobiegł mnie z przodu, obróciłam się gwałtownie.
- Tylko ja - dodała obca, z lekkim uśmiechem.
- Śledziłaś mnie?! - położyłam gniewnie uszy, mierząc wzrokiem obcą klacz, czy tam pegazice, co za różnica czy miała skrzydła czy nie.
- Można by tak powiedzieć - rozłożyła skrzydła: - Obserwowałam cię z wysoka.
- Czego chcesz? - spojrzałam na nią podejrzliwie, czemu tak się uśmiechała?
- Właściwie... To nic.
- Nie łaź za mną! - parsknęłam omijając ją i idąc dalej swoją ścieżką.
- Azura, zaczekaj - zawołała, spojrzałam w jej kierunku zaskoczona: - Skąd znasz moje imię?
- Przecież sama stwierdziłaś, że cię śledziłam - oznajmiła, wpatrywałam się w nią poirytowana.
- Oj, nie denerwuj się tak, byłam tylko ciekawa. Mogę pójść z tobą, gdziekolwiek idziesz... Zdaje się że to ważne.
- Co? Dlaczego tak stwierdziłaś?
- Tak mi się wydaje, nie przekraczałabyś granicy bez powodu...
Wypuściłam po woli z chrap powietrze: - Tak, to dla mnie ważne, szukam siostry - chciałam już sobie pójść, czym szybciej ją znajdę tym lepiej, tym razem nie zamierzałam wracać bez Karyme, nikt nawet nie zauważy że mnie nie ma. Ruszyłam więc...
- A jak wygląda? - pegazica wylądowała mi niespodziewanie na drodze.
- Uważaj trochę! - omal na nią nie wpadłam.
- Może widziałam gdzieś twoją siostrę, spotkałam trochę koni, więc jakaś szansa jest - mówiła dalej, dlaczego nie wpadłam na to by jej nie zapytać? Nie była przecież stąd, widziałam ją pierwszy raz na oczy.
- Jest niebieska i ma białą grzywę i takie... Znamiona? Białe, w kształcie koła na pysku - jak ja już długo jej nie widziałam...
- Nie, jej akurat nie widziałam, ale nic straconego, pomogę ci szukać.
- Czemu nie... - odezwałam się z obojętnością, w sumie to dobrze się stało. Bycie samemu wcale nie było przyjemne. A i wiedziałam już dokąd pójdę najpierw, dobrze że pegazica była obca, gdyby zginęła, nic takiego się nie stanie. Będę mogła wykorzystać jej obecność. Na myśl o tamtym miejscu i tych trupach, aż ciarki przechodziły mi po grzbiecie.
- Zamyśliłaś się? - nieznajoma szturchnęła mnie skrzydłem.
- Tak... Właśnie. Chodźmy, najpierw zajrzymy w takie jedno miejsce - poszłam przodem, a ona wzbiła się w powietrze lecąc nade mną.
- Jestem Alegria (czyt. alegrija)
- Jak? - nastawiłam uszu, pierwszy raz słysząc tego typu imię.
- Alegria - powtórzyła wolno.
- A skąd właściwie jesteś?
- Z bardzo daleka.
- Czyli skąd? - no dzięki za taką odpowiedź.
- Już mówiłam, z bardzo daleka.
- A ja jestem z bardzo bliska, coś ci to mówi? - odpyskowałam.
- Wiesz, jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ty - zniżyła lot, by lecieć teraz obok mojego boku, jakby nie mogła iść.
- Tak ciężko ci powiedzieć skąd jesteś?
- Chyba nie muszę tego robić żeby z tobą iść? - powiedziała żartobliwie. Chwilami przypominała mi Szafira, a za nim nie przepadałam. Zamiast szukać mojej siostry, ponoć ją kochał, to wolał robić milion innych rzeczy. Alegria wylądowała już zupełnie na ziemi, idąc obok mojego boku. Zauważyłam, że przymknęła z lekka oczy, i szła z lekkim uśmiechem na pysku i pochyloną ku górze głowie.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Nie czujesz? Jak przyjemnie wieje wiatr, aż zachęca do biegania czy lotu.
- Na pewno - stwierdziłam ironicznie, chyba trafiła mi się wariatka. Trudno, jak będzie mnie irytować to ją wyproszę i...
- Wiosna jest piękna.
- Tak, kwiatki, ptaszki i co jeszcze? - spytałam zirytowana.
- Nie rozumiesz...
- Niby czego? Szukamy mojej siostry, prawda? A ty opowiadasz o jakimś wietrze i wiośnie? Serio?!
- Nic się nie stanie jak zwrócisz uwagę na to co otacza cię wokół, czego możesz doświadczyć w danej chwili, przecież nie przegapisz od razu siostry, jak trochę sobie porozmawiamy i nacieszymy się dniem...
- Dobra, idź stąd - zatrzymałam się, chyba na prawdę jej odbiło.
- Nigdy nie cieszyłaś się z czegoś że po prostu jest?
- Nie jestem wariatką...
- Szkoda, warto docenić to co się ma.
- Mówiłam serio, żebyś sobie poszła - zmieniłam ton, na ostrzejszy: - Leć sobie do Safiry, albo Szafira, oni z chęcią posłuchają tych... - poczułam coś mokrego na grzbiecie, spojrzałam odruchowo w górę. Na niebie były same ciemne chmury, zaczynało padać.
- Cudownie... - parsknęłam.
- To tylko deszcz, może być nawet przyjemny, ten dźwięk i świeże powietrze, przy okazji nieco cię ochłodzi - zażartowała.
- Gorzej jak ciebie ochłodzi! - podskoczyłam nagle, czując ukłucie, przestraszyło mnie bardziej niż zadało ból. Spojrzałam na swój grzbiet, krople wody zamieniały się w lód, a że spadały szybko to ten lód formował się w małe sopelki. I akurat jeden z nich wbił mi się w skórę. Wyjęłam go szybko. Alegria rozłożyła skrzydła, zakrywając siebie i mnie: - To chyba nie jest deszcz...
- Karyme może gdzieś tu być... - albo tamten drugi koń, nie ważne... Pobiegłam przed siebie, tam gdzie robiło się coraz chłodniej, pegazica dosyć szybko mnie dogoniła. Zatrzymałam się przed czymś co nie wyglądało najlepiej, istne pustkowie, a dookoła liczne szkielety koni. W oddali szalała śnieżyca zataczająca koła wraz z urwistym wiatrem i jeszcze bardziej obfity deszcz, którego krople zamieniały się szybciej niż tu w lód, pokrywając nim ziemie.
- Tamtędy lepiej nie chodźmy - Alegria zatrzymała mnie skrzydłem.
- Puszczaj... Karyme! - zawołałam, pchając się na przód. W którejś sekundzie obejrzałam się za siebie. Tak, bałam się, jak miałabym się nie bać, jedna chwila i mogłabym zginąć tak jak Leif czy Siri... Pegazica stała jak słup patrząc w moim kierunku.
- Wracaj Azura.
- To ty chodź... Chodź ze mną - zatrzymałam się w połowie drogi: - Chyba się nie boisz co?
- Tam jest zbyt niebezpiecznie.
- Tchórzysz!
- Mówię poważnie... - skierowała uszy do tyłu: - I tak... Widziałam twoją siostrę.
- Co? - najpierw doznałam szoku, a potem się zezłościłam, pochodząc do niej gwałtownie: - Okłamałaś mnie?! I tak sobie po prostu ze mną szłaś?!
- Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć...
- Ona jest tam, prawda?
- Tak, ale...
- Właśnie to chciałam wiedzieć! - zawróciłam nerwowo, pobiegłam wprost w szalejącą pogodę.
- Azura! - usłyszałam wołania tamtej. Tym razem też musiałam się zapierać kopytami, żeby wichura nie zmiotła mnie stąd. Zamykałam oczy, by nie wpadł do nich wirujący śnieg. W samym centrum, było już spokojnie. Na tyle bym mogła zobaczyć lodowe bryły, a w nich uwięzione konie z wymalowanym cierpieniem na pysku i te najgorsze wysuszone zwłoki, oraz przebite na wylot przez kolce z lodu.
- Karyme? Jesteś tu? - nie ona tego nie zrobiła, pewnie trzyma się z tamtym koniem, chciała być ze swoimi po prostu, czyli końmi które mają taką samą moc jak ona.
- Karyme! - krzyknęłam głośniej, zatrzęsłam się cała, miałam wrażenie że za chwilę będzie po mnie, pod kopytami dostrzegłam krew, mnóstwo krwi innych koni, która utknęła pod lodowym podłożem.
- Karyme? - zrobiłam kilka kroków na przód, pogoda się nagle uspokoiła. Śnieg przestał padać, a wiatr wiać.
- Karyme! - pobiegłam, zauważając ją w oddali, nie mogłam przez chwilę uwierzyć że na prawdę ją widzę. Uciekła już tak daleko, ale ja musiałam, za wszelką cenę ją dogonić.
- Zaczekaj! Karyme! - przyspieszyłam. O... Chyba jestem szybsza, niż jak byłam mała... Doganiałam ją. Nagle wprost przede mną wyrosła lodowa ściana, nie mogłam zahamować, ziemie pokrywał lód, a ja byłam zbyt blisko, uderzyłam w nią mocno. Aż zrobiło mi się ciemno przed oczami i zwyczajnie upadłam na ziemie.

Poczułam jak ktoś mnie szturcha, głowa okropnie mnie bolała, może dlatego że uderzyłam centralnie głową w ten lód.
- Azura, słyszysz mnie?
Otworzyłam po woli oczy: - Ty... - zacisnęłam zęby, czułam się tak jakby cała czaszka mi pękła: - Widzisz? To twoja wina.
- Dasz radę wstać?
- Nie, połamałam sobie wszystkie nogi i nie wstanę - odpyskowałam podnosząc się gwałtownie, to był błąd, bo zakręciło mi się we łbie i padłam wprost na nią. Ponownie zacisnęłam zęby, a do tego też oczy, głupi ból blokował mi ruchy, by się od niej odsunąć. A akurat tak się złożyło że głowę miałam wtulone w jej skrzydło, a to nie było zbyt komfortowe, ani dla mnie ani... A kto ją tam wie.
- Dobrze że cię nie zabiła... Nie chciałabym tego - powiedziała i to chyba z ulgą w głowie, osunęłam się na ziemie, nie chcąc się dłużej tak o nią opierać.
- Sugerujesz że to ona wszystkich tam pozabijała?! - wrzasnęłam, aż zakuło mnie w głowie, stuknęłam ze złości kopytem o podłoże.
- Na pewno nie jest tak okrutna na jaką wygląda, ale... Widziałam jak...
- Kłamiesz! - przerwałam jej, nie, moja siostra nikogo nie zabiła! Chcieli mnie tylko nastawić przeciwko niej. Wszyscy... Wokół...
- Możemy z nią porozmawiać... Nie mówię że nie może się zmienić, każdy może, jeśli tylko zechcę.
Spojrzałam na nią krzywo, najpierw mówi mi takie rzeczy, a teraz próbuje pocieszyć, a może jest po prostu zakłamana, już raz mnie oszukała.
- Myślisz że dam się nabrać? - podniosłam się znów, z wrogim spojrzeniem. Głowa już tak mi nie pulsowała.
- Pomogę ci - poszła za mną: - No chyba cię tu nie zostawię? Jak będziemy ostrożne to wyjdziemy z tego cało... Oby...
- Karyme mnie nie skrzywdzi! - byłam tego pewna... Wcześniej, wcześniej byłam pewna, do puki nie oberwałam w głowę, ale to nie było specjalnie. Na pewno. Chciała tylko mnie zatrzymać. Tak... Mogła się domyślić że wpadnę na tą lodową ścianę... Ni stąd ni zowąd usłyszałyśmy krzyk, stanęłam jak wryta, to brzmiało jakby ktoś kogoś katował.
- Za... Zaczekaj - Alegria wzbiła się w powietrze. Nie zamierzałam tu tak stać, ale też nie chciałam tam biec... Nie wiadomo co mnie tam czeka. Chyba jednak zostanę... Tak będzie najlepiej...

Minęło pół godziny, a Alegria nie wracała, jak poleciała to do teraz trwała cisza, przeszywająca i złowroga cisza. W końcu poszłam w stronę w którą odleciała... Czułam napięcie w powietrzu, co dziwne nie było żadnych śladów po mocy Karyme, żadnego lodu; niczego. W końcu zauważyłam jakieś ciało w oddali, przebite lodowym kolcem, po tylu widokach zwłok, powinnam była się przyzwyczaić, jednak chyba potrzebowałam do tego jeszcze więcej czasu. Ominęłam to ciało szerokim łukiem i zobaczyłam już kolejne, a zaraz po nim jeszcze kilka. Bałam się że w końcu napotkam Alegrie, martwą jak wszyscy tutaj. Może Karyme ktoś wrobił? Ktoś podobny do niej... Z wyglądu i... Może te konie były po prostu złe? Dlatego je zabijała... Może... Zamknęłam na chwilę oczy, aby nie dać się łzą. Jak to możliwe że moja siostra mogła się tak zmienić?
Doszłam do lasu, w którym oprócz drzew były wszędzie ostre sople, nie dało się tam nawet wejść, a nie widziałam innej drogi jak ominąć ten las, ale był ogromny...
- Alegria! - zawołałam, na tyle głośno na ile mogłam. Jednak, mimo wszystko zależało mi na obcej, no dobra, nie była taka zła, w ogóle nie była zła, może dziwna, chciała mi pomóc... A teraz... Nie mogłam być pewna czy żyję. Położyłam się przed lasem, wzdychając ciężko. Usłyszałam za sobą kroki, jak na zawołanie.
- Jak dobrze że... - byłam pewna że to ona, już nawet wstałam, obróciłam się w kierunku dźwięku stukotu kopyt i zobaczyłam obcego ogiera, krwawiącego obficie z boku.
- Myślisz... Myślisz że ujdzie ci to na sucho?! - wrzasnął na mnie, chyba pomylił mnie z Karyme. Był w takim stanie że ledwo się poruszał. A jego rana to... Dziura przechodząca od brzucha aż do grzbietu. Widziałam już nie jedną taką ranę.
- Nie zbliżaj się! - zagroziłam, byleby nie podchodził.
- O nie... - zaśmiał się jak szaleniec: - O nie... Nie licz na to...
Przerażał mnie, ale co z tego? Był za słaby by mi coś zrobić, lada chwila, a będzie leżał już martwy, stracił zbyt wiele krwi.
- Pomyliłeś mnie z kimś innym.
- Nie... Mylisz się moja droga... Ja nie wybaczę ci że żyjesz... Powinnaś być martwa jak wszyscy tutaj... - znów się zaśmiał: - Widziałem jak moja rodzina umiera, cała... Musiałem jakoś wydostać się z tego przeklętego sopla... Czułem i nadal czuje nie wyobrażalny ból... A ci nic nie jest? To nie sprawiedliwe... Też będziesz cierpiała! - skoczył w moim kierunku. Był zbyt słaby, odepchnęłam go z łatwością, brudząc się krwią i to cały mój bok. Krew płynęła z niego jak woda z wodospadu. Śmiał się, podnosząc i ponownie wpadając na mnie. Udało mu się mnie trochę popchnąć w stronę lasu, prawie nakłułabym się na kolec z lodu, gdybym w porę nie zaparła się nogami. Kopnęłam go zezłoszczona.
- Oszalałeś!? - tym samym odepchnęłam go znacznie mocniej od siebie, przewróciłam. Miał problemy ze wstaniem. Wpatrywałam się na niego złowrogo. Wstał, o dziwo, trzymał się na drżących nogach i to tak bardzo że trzęsło mu się całe ciało. Był w tak złym stanie, już przypominał trupa. Jak miałam przewidzieć że za trzecim razem będzie taki szybki i użyje całej siły jaka mu została popychając mnie na drzewa. Nie miałam czasu na reakcje. W ostatnich sekundach zamknęłam oczy, przerażona, wpadłam wprost na kolce, czułam jak część się połamała pod moim ciężarem, a inne wbiły mi się w ciało. Ogier leżał już na mnie martwy przez co cięższy... Krzyknęłam z przerażenia i bólu, bałam się ruszyć, nie chciałam się nakłuć na którykolwiek z kolców jeszcze bardziej. Zastygłam w bezruchu, akurat wylądowałam na grzbiecie, nie miałam jak się wydostać bez żadnego obrażenia, już mnie zresztą zraniły. Co teraz? Wykrwawię się? Umrę? Przez szok nie czułam bólu, nie mogłam spojrzeć jak bardzo się wbiły, gdybym obróciła głowę ruszyłabym się. Wszystkie obrazy nabitych na sople koni, przewinęły mi się przed oczami, niektóre chyba nawet zginęły jak ja, nie przebite całkiem na wylot... Tak, widziałam jednego z takich koni... Zemdlałam...

Ocknęłam się znacznie słabsza, czułam zapach własnej krwi, te kolce... Chyba wbiły się bardziej, a martwy koń... Bałam się go zrzucić. Tak bardzo żałowałam... Nawet tego że dla Saf byłam taka wredna i w ogóle... Co ja bym dała żeby chociaż ją zobaczyć... Chyba było na to za późno... Na cokolwiek było za późno... Miałam tyle życia przed sobą, to takie nie sprawiedliwe... Uniosłam wzrok wpatrując się w korony drzew... To takie głupie... Akurat teraz przypomniałam sobie słowa Alegri, w tym momencie nabrały głębszego znaczenia. Już nigdy nie zobaczę tego wszystkiego co mnie otacza, ani rodziny... Może warto było docenić te z pozoru nic nie znaczące rzeczy. Spłynęły mi łzy z oczu, przymknęłam je, prawie zamykając, ale słońce przysłoniło coś, a raczej ktoś. Pegazica lecąca ponad koranami drzew. Otworzyłam szerzej oczy... Gdybym miała siłę krzyknąć, żeby tylko spojrzała w dół. Odleciała, była cała, a ja głupia mogłam tam na nią czekać... Tak strasznie chciało mi się spać, czy jak zamknę oczy, to będzie koniec?

Ponownie się obudziłam. Tym razem przykryta skrzydłem, było mi tak bardzo zimno że nawet ono na niewiele się zdało, nie byłam w stanie podnieść głupiej głowy.
- Al... - głos też mi się urwał, taki słaby i w ogóle do mnie nie podobny...
- Leż spokojnie, wszystko będzie dobrze... - powiedziała cicho, uśmiechając się lekko: - Zobacz... - podsunęła mi coś pod pysk, pachniało dosyć słodko, pierwszy raz czułam tak miły zapach. Były to jakieś rośliny których nie znałam.
- Spróbuj, są bardzo smaczne.
- Czy... - zaczęłam i nie miałam sił wydusić kolejnych słów, zauważyłam na ziemi mnóstwo krwi, mojej krwi... Pojawiły mi się łzy w oczach. Kontem oka jakoś próbowałam zobaczyć las... I zobaczyłam, kolce z czubkami od mojej krwi, a pod nimi czerwona kałuża z tej cieczy... W niej zwłoki tego ogiera. Alegria musiała mnie wyciągnąć i zaciągnąć tutaj.
- ... umieram? - dokończyłam, najkrócej jak się dało. Alegria już przestała się uśmiechać.
- Będzie dobrze... Musimy wierzyć że to nie oznacza końca... Tak będzie lepiej, jak uwierzysz... Spotkasz swoich bliskich, którzy zginęli... - mówiła ze spokojem, ale też z położonymi po sobie uszami. Spłynęły mi łzy z oczu, nie... Nie chcę... Z nikim nawet nie zdążyłam się pożegnać...
- Na pewno pamiętasz jakieś miłe chwilę, prawda? Pomyśl o nich - uśmiechnęła się do mnie lekko, tym razem jej uśmiech mnie nie irytował, miałam wrażenie że chce mi dodać otuchy i chyba chciała... Przytaknęłam jej, próbowałam przynajmniej. Zamknęłam oczy, łkając. Pora bym chyba powiedziała ostatnie słowa? Mogę nawet nie zdążyć, albo nie dać rady tego zrobić. Pogrążałam się już w śnie, gdyby nie odgłos łamanych gałęzi chyba nie otworzyłabym już oczu. Alegria spojrzała w stronę lasu i nie odrywała od kogoś wzroku. Usłyszałam najpierw ciężki oddech, a potem szloch.
- Azura... - wymamrotała, ta która przybyła, nie mogłam poznać po głosie... A powinnam, bo to była Karyme.
- Azura wybacz mi... - wyłkała wtulając we mnie swój łeb, płakała bardziej niż ja przed chwilą, a to przecież ja umierałam.
- Ma.. Mama... - wymajaczyłam, chciałam jej powiedzieć żeby ją ode mnie przeprosiła, potem chciałam dodać że resztę także, ale... Ale nie zdążyłam...


Ciąg dalszy nastąpi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz