- Tak... Chyba mogę to zrobić, nie są niebezpieczni co? Tacy jak ty, na przykład? - wolałem się upewnić, Damu uśmiechnęła się lekko.
- Każdy z nich jest inny, dzięki... - odbiegła, a ja poszedłem już w stronę groty. Miałem nadzieje że to będzie łatwe zadanie, nigdy nie miałem do czynienia z mrocznymi źrebakami i to z czterema na raz.
I tak spędziłem cały dzień w towarzystwie przestraszonych źrebiąt. Żadne z czwórki się do mnie nie odezwało, choć starałem się nawiązać jakąś rozmowę. A jeden z ogierków prawie mnie ugryzł, tak więc nawet zbliżyć się do nich nie mogłem. Niecierpliwiłem się już, jak długo można polować? A może Damu wpakowała się w kłopoty? Jeśli miałem rację, to chyba ją zabije...
- Aiden! Aiden, jesteś tu? - usłyszałem wołania Mitigandy, co ona tu robiła? Czyżby się o mnie martwiła? Czyżby mnie szukała? Dziwne...
- Aiden! - była coraz bliżej, w końcu wyjrzałem na zewnątrz.
- Jesteś cały... - podbiegła do mnie i jak gdyby nic przytuliła mocno.
- Zwariowałaś? - odepchnąłem ją od siebie.
- Myślałam że cię zabili! Jak mogłeś wpakować się w coś takiego?!
- O co ci chodzi?
- Szybko, do środka, wszędzie kręcą się mroczne konie - popchnęła mnie do groty. W środku krzyknęła przerażona na widok źrebaków.
- Szybko! Zabij je zanim nam coś zrobią!
- One są ze mną - wyjaśniłem, zirytowany, zamachnęła skrzydłami tak gwałtownie że jeszcze bardziej wystraszyła te maluchy, chwilami myślałem że sama się na nie rzuci, jeśli ja tego nie zrobię.
- Są ze mną! - powtórzyłem dobitniej, łapiąc ją za grzywę i odsuwając do tyłu, kiedy się do nich zbliżyła.
- Co ty tutaj robisz? I o jakich mrocznych koniach mówiłaś? - spytałem, kiedy jako tako się uspokoiła.
- Dolly mi mówiła że cię osaczyły i chcą zabić, z początku jej nie wierzyłam, ale kiedy pokazała mi mroczną klacz całą od twojej krwi to...
- Kto inny mógłby to być, jak nie Dolly - parsknąłem wściekły: - Widzisz żebym był ranny? To po prostu jej głupi żart, albo podstęp...
Zapadło milczenie, Mitiganda przyglądała się źrebakom, a ja jej, żeby zareagować, gdyby znów spróbowała je zaatakować. Po kilku minutach stwierdziłem że się zamyśliła.
- Ona chyba ma rację, powinniśmy dać sobie szanse, mamy syna... - zmieniła nagle temat.
- Już dorosłego, trochę za późno by do siebie wracać. Nie kocham cię, a ty... Ci chyba już też nie zależy jak dawniej, co?
- Fakt... Ale nie mam nikogo, a ty, nadal coś do ciebie czuje - spojrzała mi w oczy: - Zmieniłam się, już nie jestem taka jak kiedyś, nie musisz się za mnie wstydzić, ani mnie chronić.
- Ja pozostanę wierny Lunie, do końca.
- Przecież ona nie żyję.
- I co z tego?! - krzyknąłem, dodając spokojniej: - Proponowałem ci przyjaźń.
- Tylko że... - przerwała, wpatrując się ze strachem w wejście, w którym stała Damu, a na jej grzbiecie było ciało jakiegoś kopytnego zwierzęcia, nie konia, na szczęście.
- Myślałam że będziesz tu sam... - odezwała się Damu, mierząc wzrokiem Mitigande: - Co ona tu robi? Co kombinujecie?! - zjeżyła sierść na grzbiecie. Osłoniłem Miti.
- Co im chcieliście zrobić?! - zbliżyła się do nas gwałtownie, cofnąłem się, a wraz ze mną też Mitiganda.
- Zostałem z nimi, tak jak chciałaś, a to... - wskazałem na Miti.
- Nie kłam! Chciałeś je zabić wraz z tą pegazicą! A ja ci ufałam!
- Damu uspokój się! - krzyknąłem, ale to na nic, rzuciła się na mnie, a Miti niespodziewanie zaatakowała ją z boku, zrzuciła ze mnie i obie już się szarpały, walczyły.
- Przestańcie! - starałem się je rozdzielić, z Mitigandą by mi się udało, gdyby nie Damu, która wbiła kły w jej skrzydło. Miti stanęła w bezruchu, ja też, wystarczyło szarpnięcie by je uszkodziła.
- Spójrz na nie, zrobiłem im coś? To pewnie podstęp Dolly! - starałem się uratować sytuacje, Damu ją puściła.
- Aiden... To możliwe, ona mi powiedziała o tym co tu się dzieje, nie uwierzyłam jej od razu...
- O tym co się tutaj nie dzieje - poprawiłem ją.
- Nic nie chcieliśmy im zrobić, Miti się ich trochę wystraszyła to wszystko... Dolly nagadała jej bzdur że mnie tu atakujecie, dlatego się tu znalazła, szukała mnie - spojrzałem na Mitigande: - I pewnie pokazała ci Damu, bo ona akurat była na polowaniu i ubrudziła się od krwi.
- Chyba tak... - Mitiganda przyjrzała się Damu.
- Musicie być tak naiwne żeby jej wierzyć?! - krzyknąłem na nie obie. Damu znów zjeżyła sierść.
- Panuj nad nerwami, miałaś się tego nauczyć, jak niby chcesz funkcjonować w stadzie?! - wrzasnąłem na nią, miałem dość jej ataków.
- W stadzie? Aiden ty chyba nie chcesz powiedzieć że oni... - wtrąciła się Miti.
- Tak, zamierzamy dołączyć, coś ci nie pasuje?! - Damu naskoczyła na nią, prawie wbijając w jej nogę szpon.
- Dosyć... - rozdzieliłem je od razu: - Wracamy do stada - zwróciłem się do Mitigandy, a następnie do Damu: - Cały dzień tu z nimi siedzę, nie jadłem niczego i w ogóle nie wychodziłem i co? Tak się masz zamiar odwdzięczyć?
- Wybacz... Ale ona, jej tu nie miało być - wskazała na Miti: - Przecież nie jesteście razem - zmierzyła ją wzrokiem.
- Chwila... Co? Jesteś o mnie zazdrosna? Myślisz że będziemy razem? No nie...
- Przyjaźnimy się...
- Mogę się przyjaźnić z wami obiema, ale z żadną nie zamierzam być, idziemy - wyprowadziłem stąd Mitigande siłą, bo się nie ruszyła, ciekawsze było mierzenie się wzrokiem z Damu.
Od Prakerezy
- Słyszałam że lubisz inne zwierzęta... - odezwała się do mnie Dolly, prowadząc w stronę gór, nie chciałam wcale tu iść, ale mnie zmusiła, albo inaczej, ja po prostu byłam zbyt uległa i bojaźliwa by się jej przeciwstawić.
- To zależy...
- Od czego? Nie przyjaźniłaś się z innymi zwierzętami? Nie śpiewałaś dla nich?
- Tak... Ale to było dawno, teraz nic mnie z nimi nie łączy, z nikim nic mnie nie łączy - spuściłam głowę, byłam potworem, a z takim nikt się nie zadaje, byłam nikim.
- Opowiedz jak to było... Znam tylko plotki, o tym twoim zaginięciu - szturchnęła mnie w bok swoim bokiem. Wzdrygnęłam się, chyba powinnam była już wrócić i w ogóle nie iść z nią o tak późnej porze gdziekolwiek.
- Wracajmy do stada...
- Opowiadaj poczwareczko - szarpnęła mnie za grzywę: - Albo sobie ucieknę i zgubisz się w tych górach, założę się że nigdy tu się nie kręciłaś zbyt wiele, co?
- Lepiej mnie zostaw - cofnęłam się do tyłu, kuląc uszy i spuszczając głowę, Dolly szarpnęła mnie za grzywę, ciągnąc w głąb gór: - Pokarze ci coś... Wspaniały widok, zwłaszcza o tej porze - jej oczy jakby zabłysły czerwienią. Przestraszyłam się, w oddali usłyszałam wycie, Dolly zatrzymała się rozglądając wokół. Przed nami było mnóstwo ciał kopytnych zwierząt.
- Nie spotkałam jeszcze na Zatopi wilków - stwierdziła: - Pewnie zwabił ich zapach krwi.
- Co tu się stało? - spytałam cicho, bałam się że zauważę wśród tych ciał jakiegoś konia.
- Jakiś mroczny koń zechciał sobie porobić nieco zapasów, piękny widok, prawda? - zaśmiała się, ciągnąc mnie dalej. Znów rozległo się wycie, było pojedyncze tak jak wcześniej.
- Skąd to wiesz?
- Trochę poobserwowałam ze skrzydlatą parę godzin temu, ale się wystraszyła, w sumie to nawet bardziej niż ty... A myślałam że odstawisz tu lepsze przedstawienie... Szkoda.
- Wilki... - zauważyłam świecące oczy, od których odbijało się światło księżyca, między skałami i wilczą sylwetkę.
- Strach cię obleciał? - zaśmiała się, widząc jak rozglądam się nerwowo, najwyraźniej był tu tylko jeden wilk, albo reszty nie umiałam dostrzec.
- Ale twoja siostrunia teraz panikuje, nie może cię biedaczki nigdzie znaleźć, pewnie sobie myśli że jej mała niedorajda znów chce się targnąć na swój marny żywocik - dodała: - Kto wie... - Dolly popchnęła mnie nagle w stronę wilka, upadłam, a ona odbiegła.
- Stój! Nie zostawiaj mnie! - krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie z ziemi i biegnąc za nią. Starałam się jej nie zgubić, bałam się na dodatek obejrzeć do tyłu, byłam pewna że gonią nas wilki, słyszałam nawet ich dyszenie. Nie chciałam zginąć rozszarpana przez nie, w cierpieniu.
- I bum... - Dolly zatrzymała się gwałtownie, nie mogłam zahamować, zbyt mocno się rozpędziłam, uderzyłam o nią, a jak wylądowałam na ziemi, zaśmiała się na głos.
- Nie mogłaś mnie wyminąć co? - spytała przez śmiech: - Chodź wilczku, na kolacje - zwróciła się do kogoś za mną, obejrzałam się wystraszona. Wilk warczał zbliżając się do nas.
- Zaśpiewaj, może zmieni zdanie - zażartowała Dolly. Nie wstawałam, nie próbowałam uciekać, zamknęłam oczy. Chyba tak będzie lepiej, jak wreszcie moja rodzina nie będzie miała ciężaru jakim byłam. Ja sama będę miała spokój...
- Na prawdę, jesteś żałosna! - obeszła mnie na około najpewniej z uśmiechem na pysku: - Żałosna i słaba... Do tego brzydka...
Otworzyłam na chwilę oczy, patrząc na wilka, w tym momencie skoczył w moją stronę, ku mojemu zaskoczeniu przeskoczył mnie i zaatakował Dolly, przewrócił ją i złapał za jej nogę, szarpiąc mocno, krzyknęła z bólu, wyszarpując się mu. Nim się podniosła, wilk znów ją zaatakował. Patrzyłam na to wszystko, nie robiąc praktycznie nic. Dolly zaśmiała się, niespodziewanie kopnęła drapieżnika, przytrzymując mu łeb przy ziemi jednym z kopyt.
- Niezła zabawa - skomentowała, podrywając się z ziemi, wilk zdążył się wyszarpać, okrążał ją, a ona próbowała go kopnąć, odskakiwał: - Szkoda tylko że ty będziesz miał jutro rany, a ja nie - uderzyła go tak że poturlał się po ziemi i już nie wstał.
- Taka pokraka jak ty to nawet wilczkowi nie smakuje - naśmiewała się jeszcze ze mnie, zbliżając się do drapieżnika, leżał nieruchomo na ziemi. Podniosłam się, osłaniając wilka. Dolly spojrzała na mnie najwyraźniej zaskoczona: - A to co?
- Zostaw go!
- Nagły przypływ odwagi? Dobrze się czujesz? Halo, Prakereza, jesteś tam? - zaśmiała się: - Nie no, nasza kochana Łza woli bronić wilka niż kogoś ze stada i swojego gatunku - mówiła dalej: - Twoi rodzice byliby dumni, bardzo...
- Nie zrobisz mu krzywdy - nie wiedziałam co mną kierowało, ale coś mi mówiło że ten wilk chciał mnie obronić.
- Zaskoczyłaś poczwarko, taka beznadziejna łamaga jak ty, a jednak... - odeszła ode mnie, śmiejąc się: - Do zobaczenia krzywoszyjcu, o ile odnajdziesz drogę powrotną... - dalej ruszyła już biegiem.
Spojrzałam na wilka, zaczął merdać ogonem, zdawało mi się nawet że widziałam uśmiech na jego pysku.
- Łza, jak dobrze znów cię widzieć - podniósł łeb patrząc na mnie, podniosła, to była samica...
- Kim ty jesteś? - cofnęłam się o krok do tyłu.
- Nie poznajesz mnie? Możesz nie pamiętać... - wstała merdając ogonem. Oparła się na mnie przednimi łapami, dopiero teraz zorientowałam się kto to.
- Ira, to ty? Nie masz już tej blizny i...
- Blizne mam, tyle że sierść ją przykryła. Jak się cieszę że cię widzę i że postawiłaś się tamtej żeby mnie obronić - wtuliła pysk w moją klatkę piersiową. Odsunęłam się, tak że opadła na przednie łapy.
- Co jest? - jej ogon momentalnie oklapł, a minę miała przejmującą.
- Spójrz na mnie... Jestem potworem... - z oczu spłynęły mi łzy.
- Jakim tam potworem, jesteś moją przyjaciółką... Mogłabyś nie mieć nawet łapy, a i tak bym cię lubiła - podeszła do mnie: - Tęskniłam mała... - uśmiechnęła się, merdając lekko ogonem, przypominała mi dzieciństwo, bo wtedy po raz pierwszy się poznałyśmy, opiekowała się mną i chroniła, aż wróciłam do domu, a nasz kontakt się urwał.
- No już, nie płacz, nie wyglądasz najgorzej... Po za tym wiesz że wygląd nie ma znaczenia, liczy się to co jest w środku, pamiętaj o tym i nie dawaj się poniżać - trąciła mnie pyskiem.
- Jestem do niczego...
- Tak tylko myślisz, chodźmy do domu...
- To znaczy że...
- Że zostanę z tobą, szukałam cię, moja wataha zaczęła mnie denerwować, lepiej już żyć wśród koni i spędzić nieco czasu z moją ulubienicą - puściła mi oczko: - Wydoroślałaś i to bardzo, pewnie twój głos jest jeszcze piękniejszy niż kiedyś...
- Już nie śpiewam - spuściłam łeb.
- Dlaczego?
Milczałam, Ira przyspieszyła nagle stając mi na drodze: - A dla mnie? Zaśpiewałabyś coś? Albo.. Zaśpiewajmy razem - zaczęła coś nucić.
Od Aiden'a
Czekałem i czekałem przed jaskinią, byłem rozgniewany. A kiedy usłyszałem ten śmiech, już wiedziałem że to ona.
- Dolly! - wrzasnąłem zbliżając się do niej.
- Co chciałeś wujaszku?
- Uważasz że to śmieszne?! - szarpnąłem ją za grzywę, nic sobie z tego nie robiła. Zachowywała się jak wariatka.
- Przestań się śmiać - szarpałem ja, a ona dalej swoje.
- Nie przestanę - wyrwała się: - Szkoda że się nie pozabijały, szczerze liczyłam na to.
- A ja najchętniej pozbyłbym się ciebie! - krzyknąłem, normalnie jej nienawidziłem.
- To jeszcze nic, zobaczysz co planuje potem...
- Nic nie będziesz planować, jasne?! - uderzyłem ją tak że przewróciła się na ziemi: - Gdyby twoja matka widziała co wyprawiasz... - powstrzymałem się od kolejnego ciosu.
- Byłaby ze mnie dumna - spojrzała na mnie z rządzą nienawiści w oczach, znieruchomiałem na moment. Po chwili znów się śmiała: - Myślisz że zrobisz mi tym krzywdę? - podniosła się.
- Nie wtrącaj się w moje życie, rozumiesz?!
- A jak nie posłucham? To co mi zrobisz? Nic... - uśmiechnęła się szyderczo, patrząc mi w oczy, ominęła mnie wchodząc do jaskini. Parsknąłem, zostałem jeszcze chwilę na zewnątrz by się uspokoić, nie powinienem był jej uderzyć, to klacz, a ja nie miałem prawa tak jej potraktować, bez względu na to że sama jest nic nie warta.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz