Nie mogłam w to uwierzyć, ale znów śpiewałam i to wraz z Irą. Zachęciła mnie do tego po kilku piosenkach, które sama zaśpiewała. Bawiłyśmy się coraz lepiej, śpiewając coraz to rytmiczniejsze kawałki i nawet się przy nich wygłupiając. Pierwszy raz śmiałam się od chwili wypadku, bo tak nazywałam to co zrobił mi brat. Wilczyca nie próbowała się mną opiekować czy chronić tak jak rodzina, traktowała mnie zupełnie zwyczajnie, tak jakbym wcale nie wyglądała jak jakaś pokraka, tylko jak zwykły koń. Potem położyłyśmy się na łące, obserwując niebo, Ira sama mi to zaproponowała w ramach odpoczynku.
- Przepięknie, prawda? - odezwała się senna: - Podróżowałam tutaj kilka miesięcy, bałam się że już nie pamiętam drogi... Zawsze byłaś moją ulubienicą i dużo o tobie myślałam. Pamiętam jak byłaś takim malutkim przestraszonym źrebakiem.
- Też pamiętam... - uśmiechnęłam się lekko.
- Żałowałam że nie mogłam cię zatrzymać, ale nawet gdybyś nie musiała pić wtedy mleka i tak poszukałybyśmy twoich rodziców, nie oddzieliłabym cię od nich... - ziewnęła: - Śpimy? - przysunęła się do mnie, kładąc głowę na swoich łapach i zamykając oczy.
- Tak... - kontem oka, spojrzałam na swoją szyję, było zbyt ciemno bym mogła zobaczyć te blizny.
- Dobranoc - położyłam głowę na ziemi.
- Dobranoc - wymamrotała Ira. To może nie był najlepszy pomysł tutaj nocować, zwłaszcza że tej nocy było zimno, ale tutaj czułam się znacznie lepiej niż w jaskini, wśród stada.
Od Maylo
Wyszedłem z jaskini nad ranem, byłem zaspany i szedłem nad wodospad żeby się tylko napić i zaraz wrócić. Po drodze dostrzegłem Dolly na łące, stała nad Prakerezą i jakimś białym zwierzęciem przy niej, oboje chyba spali. Podszedłem do nich, Dolly odwróciła się gwałtownie.
- Widzę że jesteś już na nogach... - powiedziała, stojąc tyłem do mnie.
- A ja widzę że... - zauważyłem że coś kapie jej z pyska, podszedłem z boku. Czyżby krew? Ciecz była czerwona, do tego ten zapach i jeszcze kawałki futra na jej wargach.
- Coś ty zrobiła? Zjadłaś... Jakiegoś... - zrobiło mi się niedobrze: - Odbiło ci?!
- Możliwe... - uśmiechnęła się głupio.
- Już odechciało mi się pić... Nie kręć się tak lepiej przy niej, bo jak coś jej się stanie to podejrzenie spadnie na...
- Na mnie? Nie sądzę... Może cię odprowadzę?
- Chyba śnisz - ruszyłem już w swoją stronę, patrząc przez chwilę na nią krzywo. Gdybym tak mógł się na niej zemścić, znaleźć jakiegoś ogiera, w którym by się zakochała, a on by ją zdradził. Zraniłby ją tak jak ona mnie.
Od Prakerezy
Obudziło mnie skomlenie, poderwałam się na równe nogi. Zauważyłam że leżałam w świeżej krwi, wzdrygnęłam się, myślałam że jestem poważnie ranna, tylko że nie czułam bólu i podniosłam się z łatwością. Pobiegłam w stronę dźwięku, to był pisk Iry. Niestety dobiegłam zbyt późno, bo Ira była już daleko, uciekała przed końmi ze stada. Zatrzymałam się bezradnie z łzami w oczach. Z boku ciekła mi krew, dotknęłam go pyskiem, okazało się że nie jestem ranna, tylko ubrudzona od cudzej krwi. Konie zawróciły. Uciekłam nim tu doszli. Pobiegłam śladami wilczycy. Nagle zderzyłam się z Dolly, która znienacka wyskoczyła mi na drogę.
- Czekałam na ciebie poczwarko... - uśmiechnęła się do mnie: - Ona już niestety nie wróci.
- Przepuść mnie - próbowałam ją desperacko wyminąć.
- Biedny wilczek, tak przyjaźnie nastawiony do koni, a one chciały go zabić, szkoda że tak szybko biega...
- To... To twoja...
- Co moja?
- Ira! - krzyknęłam nagle na cały głos, Dolly się zaśmiała, a ja upadłam na ziemie, nie mogąc powstrzymać łez. Wilczyca była za daleko żeby mnie usłyszeć.
- Ira nie jest moja - zażartowała: - Chyba że twoja, ups... Chyba właśnie ci zwiała i już nie wróci... Nigdy - pochyliła nade mną głowę: - Ale przynajmniej jesteś bezpieczna... I okazało się że nie jesteś ranna... Ty to masz szczęście, drapieżnik chciał cię zjeść i zranił, ale jednak nie zranił - mówiła dalej: - Tylko wybrudził krwią...
- To ty... Ty to... - mamrotałam.
- Co ja? Ja nic nie wiem... Stwierdzam fakty... Ale jak już myślisz że to ja... To zachowaj to dla siebie - mówiąc ostatnie słowa zmierzyła mnie wzrokiem, a po paru sekundach wybuchła śmiechem: - Dobre, ty przecież nic byś nie powiedziała, nawet bez zastraszania nie wydobyłabyś z siebie słowa by na mnie naskarżyć... I dobrze, tak trzymaj poczwareczko, lepiej nikogo nie denerwuj zbytnio.
- Zostaw mnie - prosiłam.
- Najpierw dam ci mały prezencik... - wyjęła coś z krzaków i puściła na mnie. Były to pęk białego futra, chyba należącego do Iry. Przez co popłakałam się jeszcze bardziej.
- Lepiej się zaprzyjaźń z koniem, a zapomniałam.. Żaden nie chciałby cię mieć za przyjaciółeczkę... - odeszła kawałek.
- To obciach jakich mało, przyjaźnić się z maszkarą - usłyszałam ją znowu wraz z jej śmiechem. Jak odeszła, ruszyłam dopiero śladami Iry.
Od Aiden'a
Wstałem późnym rankiem, od razu idąc w góry, do groty, gdzie powinna być piątka mrocznych koni. Na miejscu zastałem kilka ciał zwierząt przed wyjściem i Damu, która ciągnęła kolejne za sobą.
- Co ty wyprawiasz? - spytałem zaskoczony.
- Upolowałam wczoraj kilka na zapas...
- Oszalałaś?! A jak ktoś to zauważył? Nie możesz polować pojedynczo?! - uniosłem na nią głos, to dlatego nie wróciła przez cały wczorajszy dzień, polowała sobie na to co się da, zamiast przyjść od razu z jednym kawałkiem mięsa.
- Nie masz prawa na mnie krzyczeć! - zjeżyła sierść.
- Siedziałem w grocie z twoim rodzeństwem żebyś sobie polowała do bólu!
- Chciałam rozładować frustracje... - parsknęła, wbijając szpon w zdobycz, aż prysnęła krew. Skrzywiłem się na ten widok, że też nie mogą jeść zwykłej trawy.
- Jaką znowu frustracje?
- Nie wierzę że mi pomożesz, chcesz to pewnie ciągnąć, aby nikt z nas nie dołączył do stada, bo jesteśmy tymi "złymi". Oszukujesz mnie... - wyjęła szpon ze zwłok.
- Daj mi kilka dni i poznaj mnie jakoś z twoim rodzeństwem, bo kiepsko to widzę żeby udało mi się samemu z nimi zapoznać - odpowiedziałem spokojnie, byłem zmęczony tym wszystkim, ale gdyby nie zajęcie myślałbym wyłącznie o Lunie i tak śniła mi się co noc. Dręczyła mnie poczuciem winy, nie bez powodu, nie starałem się tak jak trzeba, mogłem szukać ratunku, a nie próbować pomóc jej samemu. Miałem za swoje...
- Chodźmy do środka - Damu uśmiechnęła się lekko, chciałem już wejść zaraz za nią, ale odwróciła się i nastawiła uszu.
- Co jest? - spytałem.
- Zaczekaj... - zaczęła biec ku początkowi gór, ruszyłem za nią, w razie czego. Słyszałem wyraźne stukoty kopyt, nie pochodzące od Damu, ani ode mnie, które nagle ucichły, a w naszą stronę biegł biały wilk. Damu przygotowała się do skoku.
- Nie dość masz już jedzenia? Chcesz używić całe stado mrocznych koni, czy jak? - skomentowałem, tymczasem ona rzuciła się w stronę wilka, który odskoczył w ostatniej chwili. Zaczął warczeć okrążając ją. Damu parsknęła, pokazując mu w niemal identyczny sposób co drapieżnik kły. Biała sierść wilka była od krwi, kulał nieco na jedną łapę. Z pod gęstej sierści były widoczne rany, jakby zadane przez inne konie. Wilk skoczył niespodziewanie w stronę Damu, zraniła go szponem już w powietrzu, nim wylądował. Odrzuciła go tym samym od siebie. Przeturlał się po ziemi, a tymczasem czarna ruszyła w jego stronę. Drapieżnik lewo uniknął kolejnego ciosu, obrócił się na brzuch i zerwał do biegu. Damu i ja pobiegliśmy za nim, nie uczestniczyłem w tej całej walce, ale musiałem mieć na nią oko. Zwłaszcza że wilk kierował się w stronę łąki.
Od Prakerezy
Ślad się urwał, akurat jak weszłam na teren gór. Zaczęłam ją wołać, mój głos rozchodził się echem. Skuliłam uszy idąc w głąb, byłam wystraszona, po ostatnim co tu zobaczyłam. Miałam wrażenie że ktoś mnie śledzi. Zauważyłam ślady krwi, pomyślałam że to Iry, nie przyszło mi do głowy by sprawdzić jej zapach. Byłam zbyt zdesperowana, bałam się że jak jej teraz nie znajdę to już nigdy jej nie zobaczę. Trop prowadził do groty do której wbiegłam. Nie było w niej Iry, ale za to cztery mroczne źrebaki, cofnęłam się w stronę ściany. Znienacka ktoś mnie nagle popchnął w stronę źrebiąt. Spadłam na nie i od razu poczułam ból, zaatakowały mnie. Spanikowana kopałam je gdzie popadnie byleby im uciec. Prawie bym wybiegła. Zatrzymała mnie Dolly, to chyba ona mnie popchnęła, nikogo innego tu nie było.
- Poczekaj, to jeszcze nie wszystko co przygotowałam - uśmiechnęła się szyderczo, następnie wpadając w śmiech. Obejrzałam się w stronę źrebiąt. Jedna z klaczek broniła reszty. Spojrzałam po sobie, źrebaki zdążyły mnie dość dotkliwie zranić, z jednej z ran bardzo szybko wypływała krew, wręcz spływała po mojej nodze. Przeszedł mnie dreszcz po grzbiecie, zrozumiałam że jeśli nie zatamuje krwawienia to wykrwawię się na śmierć.
- Przepuść mnie - odezwałam się cicho do Dolly, najpewniej nie słyszała przez nieustający śmiech. Próbowałam zatkać ranę pyskiem, ubrudziłam się tylko od krwi. Dolly przestała się śmiać po kilku minutach, kiedy z zewnątrz słyszeliśmy cudze głosy.
- Biedactwo - wybiegła, ja nie zdążyłam uciec, wpadłam wprost na czarną klacz, na mroczną klacz. Upadłam na ziemie, ciężko oddychając. Straciłam już dużo krwi, wciąż ją traciłam.
- Aiden? - odezwała się oglądając do tyłu.
- Co? Dlaczego stoisz w wejściu? - Aiden wychylił się za nią.
- Prakereza? Co ty tu robisz? - zaczął się przepychać, kiedy obca nie ruszyła się z miejsca, wpatrywała się na mnie, a ja w nią błagając w myślach o litość. Nie chciałam umierać, teraz już nie. Czarna przeniosła wzrok za mnie, na źrebaki.
- Co chciałaś im zrobić?! - widziałam już tylko jak stroszy sierść, zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Od Aiden'a
Szarpnąłem ją za grzywę: - Opanuj się - i przepchnąłem się w końcu do Łzy. Prakereza leżała już na ziemi nieprzytomna i to w krwi.
- Ona ich zaatakowała - Damu minęła ją, podchodząc do źrebiąt.
- Ja bym się zastanawiał, kto kogo zaatakował, szybko... Pomóż mi, przytrzymaj jej ranę..
- Ja?
- Jeszcze głupio pyta - parsknąłem, podszedłem do niej, ciągnąc ją za grzywę: - Szybko, zanim się wykrwawi!
- Nie pomogę jej! Pewnie chciała ich zabić jak...
- Prakereza? Chyba jej nie znasz, nie potrafi się obronić, a co dopiero kogoś zaatakować, pomóż mi lepiej... - puściłem ją, biegnąc po opatrunek, nie było już czasu. Pierwsze co znalazłem, przyniosłem do groty. Wydobywały się z niej krzyki.
- Cicho bądź! - krzyknęła Damu, na Łzę, odepchnąłem ją od niej, już jej zrobiła parę dodatkowych ran, była rozwścieczona.
- Lepszej pomocy nie mógłbym mieć - powiedziałem ironicznie, tamując krwawienie. Łza cała się trzęsła i płakała za razem.
- Spokojnie, już po wszystkim - kontem oka spojrzałem na Damu, leżała przodem do ściany.
- Chodźmy do stada - pomogłem wstać Prakerezie i odprowadziłem ją na miejsce, do stada, tam już ktoś się nią zajmie. Ja nie byłem od tego.
Wróciłem do groty, zastając Damu w tym samym miejscu, tyle że z dwoma źrebakami u boku.
- Damu... - chciałem zwrócić na siebie uwagę.
- Tak wiem, jesteś na mnie zły...
- Czemu ją jeszcze zraniłaś? Miałaś tylko przytrzymać ranę - położyłem się przy niej, nie za blisko przez źrebaki. Miała zapłakane oczy. Dlatego byłem dosyć łagodny, choć w środku się we mnie gotowało.
- Zabolało mnie to że tak się mnie boi, krzyknęłam na nią, a potem zaczęła się szarpać, co mnie jeszcze bardziej zezłościło i... Chciałam żeby przestała panikować, chciałam ją zmusić... Aiden, przeze mnie oni nigdy nie znajdą domu... - popłakała się na nowo, tuląc do siebie źrebaki, podszedł do niej też trzeci, ale trzymał dystans, wyglądał najgorzej z czwórki, miał, oprócz świeżych ran, okropne blizny, a najwięcej ich było na pysku.
- Mówiłem ci żebyś panowała nad agresją...
- A co miałam zrobić?
- Przytrzymać ją tylko, a nie od razu ranić. Ale to nic...
- Nic? Dlaczego? Bo jest słaba, tak? Też traktujecie słabych gorzej?! - zjeżyła sierść.
- Panuj nad sobą - upomniałem. Westchnęła ciężko.
- Wybacz, ja nie chcę żeby im się stała jakaś krzywda...
- Prakereza po prostu się wszystkich boi i nikomu nie powie co się tu stało - wyjaśniłem: - Zresztą nie ważne, pora dać im jakieś imiona - spojrzałem po źrebakach. Nie martwiłem się o Łzę, miała przecież rodzinę zajmą się nią. Inny by pewnie jej pomógł, ale ja już miałem swoje na głowie, wystarczy.
- Zacznijmy od ciebie - podniosłem się z ziemi, stając przed ogierkiem wtulonym w bok Damu. O dziwo tylko na mnie patrzył.
- Może.. - zastanowiłem się.
- Samuraj? - zaproponowała Damu: - Jest nieustraszony, to by do niego pasowało...
- Tak - zgodziłem się, ukrywając to że byłem zawiedziony, sam chciałem go nazwać, no ale to jego siostra. Podszedłem do drugiego, ten już mnie zaatakował, ugryzł mnie w nogę aż do krwi, odsunąłem się gwałtownie. Poznałem go, wcześniej też był taki agresywny.
- Podoba ci się imię? - spytała Damu Samuraja, ignorując to co się stało.
- Bardzo - mały się uśmiechnął, patrząc znowu na mnie, ale już bez uśmiechu na pysku.
- Nie bój się, to jest dobry koń.
- Może wytłumacz to drugiemu bratu - wtrąciłem.
- Przestraszył się ciebie, dlatego zaatakował - Damu przytuliła go do siebie, ogierek wcale tego nie odwzajemniał, śledził mnie wzrokiem, przez cały czas. Jego grzywa gdzie nie gdzie była zakręcona, to podsunęło mi na myśl pewne imię: - A go nazwiemy może Loki?
Damu przytaknęła. Nie podobało mi się że źrebaki tak mnie traktują, jakbym był tu zbędny.
- Może lepiej ty wymyśl mu imię? - szepnął Samuraj do starszej siostry.
- Aiden nie jest waszym wrogiem, teraz będziemy mieszkać właśnie wśród takich zwykłych koni.
- Ale jak to? - wtrąciła klaczka, też szeptem.
- Nie powiedziałaś im? - włączyłem się do rozmowy, byłem taki odepchnięty na bok, jakby mnie tu wcale nie było, źrebaki mnie ignorowały, oprócz Lokiego i tych jego morderczych spojrzeń.
- Wolałam z tym zaczekać.
- Na prawdę? Nie będzie tam żadnego mrocznego konia? - mówiła klaczka, zdziwiłem się nieco, najwyraźniej się cieszyła.
- Nie...
- Skąd możesz to wiedzieć? - przerwałem: - U nas są mroczne konie, znaczy chyba jeden jest.
Mała schowała się za nią.
- Nic ci nie zrobi - Damu zwróciła się do siostry, a potem do mnie: - Prawda Aiden?
- Jest łagodniejszy od ciebie... Co powiesz na imię Diana? - mówiłem do małej, ale to Damu przytaknęła.
- A ostatnia niech będzie Adel - powiedziałem od niechcenia, znów kładąc się na ziemi.
- Aiden? Co się stało? - spytała Damu.
- Nic...
- Daj im trochę czasu, u nas zadawanie się ze zwykłymi końmi jest surowo zabronione, dlatego boją się...
- Wrócę już do stada, zobaczę co u syna - wyszedłem nie czekając na nic. Sam już nie wiedziałem czego mi brakuje, ale chciałem nieco więcej uwagi ze strony tych źrebiąt, chociaż jednego, przyjaźnie nastawionego do mnie źrebaka i to akurat tej, a nie innej rasy. Może przez to marzenie żeby mieć źrebaka z Luną, ale już mogę o tym zapomnieć, bo nikt nie zwróci życia mojej ukochanej.
- Aiden, zaczekaj - zatrzymała mnie Damu.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz