Menu

środa, 24 lutego 2016

Przyjaźń cz.4 - Od Zimy, Karyme, Rosity

Od Zimy
Nie sądziłam że pół roku minie tak szybko, zapomniałam już prawie o siostrze, zajmując się wyłącznie obowiązkami i rodziną, korzystałam z każdej okazji żeby spędzić z nimi czas, zwłaszcza z Danny'm i naszymi źrebakami, bałam się że ich stracę. O siostrze nie chciałam już nawet wspominać, ani myśleć. Byłam pewna że już nie żyję, tak po prostu czułam.

Wędrowaliśmy wzdłuż stada, rozmawiając przy okazji, wydawało mi się że jest niemal tak jak dawniej, zaczęłam się nawet uśmiechać do ukochanego, wszystko było po naszej myśli. Nawet Snow znalazł w końcu kogoś kto by się nim zajął, a podjęła się tego Wicha, siostrzeniec zdążył dorosnąć u boku cioci, jak przywykł ją nazywać. Na dodatek pogodziłam się w końcu z dawną przyjaciółką, wybaczyła mi wszystko, a ja jej. Choć miała nadal żal że to Ulrike zajęła jej miejsce.
Zatrzymaliśmy się na uboczu, zjadając kilka źdźbeł trawy, mieliśmy stąd widok na całe stado. Zapatrzyłam się na nie kiedy niespodziewanie usłyszałam jak któreś z źrebiąt biegnie w naszą stronę, a potem poczułam jak przytuliło się do mojej przedniej nogi, myślałam że to Rosita, ale myliłam się, to była zupełnie obca klaczka.
- Ciociu... - powiedziała cicho, wchodząc pode mnie.
- Ciociu? Znasz tą małą? - spytał Danny, był zaskoczony chyba równie mocno jak ja.
- Nie... Pierwszy raz ją widzę... - schyliłam głowę, przyglądając się małej, cała aż się trzęsła.
- Mama mówiła że mi pomożesz... - wymamrotała.
- Jak ma na imię twoja mama? - spytał Danny.
- Shady... - szepnęła, kuląc uszy i cofając się do tyłu, ale nie wychodząc spode mnie.
- Shady - powtórzyłam łamiącym się głosem: - Gdzie ona jest? Zaprowadź mnie do niej - odsunęłam się stając na przeciwko klaczki.
- Tata mówił że ją zabije, jak to zrobię, nie chcę tam wracać... - zapłakała.
- Tylko nas zaprowadź...
- Nie... Tata.... Tata ją zabije... - trzęsła się coraz bardziej.
- Musisz mi powiedzieć gdzie ona jest! - krzyknęłam.
- Spokojnie, ona nam niczego nie powie, spójrz jak się boi, aż strach pomyśleć co jej tam zrobili - wtrącił Danny, wypłynęło mi kilka łez z oczu, nie mogłam tego przeżyć, zaakceptować że Shady gdzieś tam cierpi że ten ogier musiał... Inaczej ta mała...
- Jak masz na imię? - Danny zbliżył się ostrożnie do klaczki.
- Ciociu... - cofnęła się do tyłu, patrząc na mnie błagalnie.
- Jestem twoim wujkiem, nic ci nie zrobię - uspokoił ją Danny: - Jak masz na imię?
- Shadow...
- Shadow?
- Tata mnie tak nazwał... Mówił że chciał synka i że jak mnie tak nazwie to... to może będę ogierkiem, a nie klaczką i... - mówiąc to głos jej drżał i sama też się trzęsła.
- No już, spokojnie, zostaniesz tutaj.
- Z wami?
- Nie koniecznie, znajdziemy ci kogoś, kto się tobą zaopiekuje.
- Ja chcę zostać z ciocią... - klaczka znów podbiegła do mnie, nie mogłam powstrzymać łez.
- Mama chciała żebyś się mną zaopiekowała... Nie zostawisz mnie ciociu, prawda? - spytała, tuląc się do mnie. Spojrzałam na Danny'ego.
- Shady żyję... Musimy ją znaleźć.
- Wyślemy znów kilka koni ze stada, sami nie będziemy jej szukać, nie pozwolę ci się znów zadręczać.
- Jak się czuję twoja mama, co z nią? - spytałam Shadow.
- Nie wiem... Kazała mi uciekać... Nie chcę już o tym mówić ciociu... Mama mówiła że mnie nie zostawisz...
- Nie zostawię - obiecałam, byłam to winna siostrze, choć wiedziałam że nie powinnam na siebie brać odpowiedzialności za kolejnego źrebaka, zwłaszcza że Snow'em się nie zajęliśmy. Danny nic nie powiedział, wkrótce odprowadziłyśmy małą do któreś klaczy z mlekiem żeby mogła się napić, nie spuszczała ode mnie wzroku, jakby bała się że gdzieś jej zniknę, piła niespokojnie. Tak na oko miała miesiąc może dwa, była taka mała, a już ją tyle musiała przeżyć.

Od Karyme
Czekałam na Rosite, miałyśmy się spotkać, tymczasem ona bawiła się z innymi źrebakami, a gdy przyszła, akurat prawie że za nią przyszli do nas jej rodzice, na dodatek z jakąś klaczką u boku.
- Spędzisz trochę czasu z Rositą, to twoja kuzynka - powiedział tata Rosity, popychając lekko obcą w naszą stronę. Mała spojrzała na Zimę.
- Nic ci się nie stanie, musimy iść - powiedziała do niej przywódczyni.
- Ale...
- Zostań, pobawisz się trochę - Danny ruszył wraz z Zimą, szybko się od nas oddalili.
- Cześć - zaczęła Rosita zbliżając się do obcej, nie podobało mi się że tu jest. Klaczka nawet na nią nie spojrzała, wpatrzona była na odchodzących przywódców.
- Cześć... - wyszeptała, cofając się do tyłu.
- Nie bój się, nic ci nie zrobimy - Rosita też się odsunęła do tyłu: - Jak masz na imię? Ja jestem Rosita, a to Karyme - wskazała na mnie.
- Aha... - przytaknęła obca.
- Nie będziemy się śmiać, ani nabijać się z twojego imienia, jak o to chodzi... - zapewniła Rosita.
- Shadow... - powiedziała cicho, ledwo co dosłyszałam.
- Pobawisz się z nami? Wybieramy się w góry... - ostatnie trzy wyrazy Rosita powiedziała półszeptem. Shadow przytaknęła kiwnięciem głowy.
- A jak ona wygada twoim rodzicom? - spytałam przyjaciółki na ucho.
- Myślę że przekonamy ją żeby nic im nie powiedziała, chodź - ruszyła biegiem, Shadow dorównywała jej prędkością, za to ja biegłam z przodu i tylko obserwowałam kontem oka nową, jakoś za nią nie przepadałam, mimo że znałyśmy się kilka minut.

Od Zimy
- Myślisz że to dobry pomysł? - spytałam Danny'ego.
- Zostawienie Shadow z Rositą? Tak, dogadają się, obie są jeszcze źrebakami, dlatego pomyślałem że to dobry pomysł, niż zostawiać ją z naszym synem lub z pozostałymi córkami.
- Może mała przestanie się tak bać... - westchnęłam, znów myślałam o siostrze, Shadow mi ją przypominała, miała podobne imię do matki i jeszcze odziedziczyła po części po niej grzywę. Na dodatek to przywiązanie do mnie, jak Shady była mała też nie odstępowała mnie na krok.

Od Rosity
Shadow dość szybko nabrała pewności siebie, zwłaszcza gdy zaczęła rywalizować z Karyme, która była o mnie zazdrosna, dotąd, byłam tylko jej przyjaciółką. Akurat wspinałyśmy się po górze, często tu przychodziłyśmy, ja i Karyme, bez wiedzy rodziców i Shanti. Karyme i Shadow ścigały się która pierwsza wejdzie na szczyt, za to ja trzymałam się z tyłu.
- Karyme, może użyjesz mocy i zamrozisz zbocze góry, będziemy mogły zjechać w dół po lodzie - zaproponowałam gdy weszłyśmy już na szczyt, przyjaciółka już od kilku miesięcy nie bała się korzystać z mocy, więc wiedziałam że się zgodzi, po za tym obie radziłyśmy sobie już lepiej ze swoimi mocami, znaczy ja wcześniej i tak nie miałam problemu, no może trochę...
- Pewnie - Karyme szybko zamroziła zbocze, pierwsza wskoczyłam na lód ześlizgując się na dół. Żeby zachęcić do tego Shadow, u której wyczułam strach, Karyme zrobiła to samo, wyprzedziła mnie, gdy trochę ugięła nogi.
- Chodź Shadow, chyba że tchórzysz? - zawołała Karyme, podobało mi się jak tak rywalizowały, powinnam to przerwać, ale jakoś tego nie zrobiłam.
- Niby ja? - Shadow wskoczyła za nami, przewróciła się celowo na brzuch żeby wyprzedzić Karyme, a potem zaczęła krzyczeć z przerażenia, bo przyspieszyła tak bardzo że się przestraszyła. Karyme wywołała na dole śnieg, po prostu zdmuchując go z obu stron w jedno miejsce, kiedy zaczął sypać z chmur, w który wpadła Shadow, a potem my. Przyjaciółka od razu zaczęła się śmiać, widząc zad Shadow wystający ze śniegu. To bardzo zezłościło moją kuzynkę, wyskoczyła ze śniegu, mierząc wzrokiem Karyme. A potem odbiegając od nas obrażona, zupełnie jak Snow. Karyme ucieszyła się z tego, ale musiałam ją zmartwić, bo nie mogłyśmy zostawić Shadow samej, po za tym chyba trzeba było już skończyć z ich sprzeczką.
- Musimy ją dogonić - poderwałam się z ziemi, ruszając śladami Shadow: - Jesteś najszybsza z nas, ty najszybciej ją złapiesz - powiedziałam zachęcająco, żeby Karyme też się przyłączyła, mimo wyraźnego braku ochoty i lekkiego zdenerwowania na mnie.
- Miałyśmy spędzić czas same, a nie z tym maluchem - stwierdziła ruszając za mną, Shadow była sporo od nas młodsza, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, sama byłam trochę młodsza od Karyme, a mimo to traktowała mnie jak rówieśnice, a czasem tak jakbym to ja była od niej starsza.
- Wiem, ale czasami fajnie jest się bawić z większą grupą - miałam na myśli inne źrebaki, z którymi od czasu do czasu się spotykałam.
- Tak, o ile cię akceptuje...
- Zaakceptowali by cię. Nie jest tak jak myślisz, wcale nie jesteś dziwolągiem.
- Mam niebieską sierść...
- Tak jak Shanti i co? Źle ją traktują?
- Shadow, dokąd ty idziesz?! - krzyknęła nagle Karyme, gdy nowa postanowiła pójść w głąb gór.
- Spokojnie, nic jej się nie stanie, dogonimy ją - wystartowałam w ślad za kuzynką, Karyme mnie wyprzedziła, przyspieszyłam przez to.

Od Karyme
Jak zobaczyłam Dolly, przy tej całej Shadow, schowałam się szybko, przecież to właśnie Dolly ostatnio zamroziłam do połowy, a wtedy jej matka omal mnie nie zabiła.
- Ja też nie lubię Karyme - powiedziała Dolly. Najwidoczniej już chwilę rozmawiały.
- To nie jest tak że jej nie lubię, tylko...
- Tylko co? Lubisz ją?
- Nie wiem, wiem że polubiłam kuzynkę i wolałabym się z nią bawić sama.
- Dolly, czemu zawróciłaś? - usłyszałam jeszcze jeden głos, wychyliłam się lekko, to była matka Dolly, serce zabiło mi mocniej, przerażona, dałam znać Rosicie która już dobiegała, żeby się schowała. Zwolniła nieco, podeszła do mnie i obie ukryłyśmy się za skałą.
- Mamo, to jest Shadow, wpadłyśmy na siebie - przedstawiła ją Dolly.
- Co to za imię dla klaczki? Co tu robisz sama? - Feliza zdążyła okrążyć jeden raz Shadow.
- Zgubiłam się... - odpowiedziała jej cicho.
- Pomożemy ci wrócić do stada... - zaproponowała Dolly.
- Dolly to obca klaczka, choć chyba nie zupełnie - Feliza przyjrzała jej się dokładniej.
- Właściwie to... To ja należę do stada... - wtrąciła Shadow.
- Pobawisz się ze mną? Strasznie mi się tu nudzi.
- Dolly.. - Feliza zmierzyła wzrokiem córkę, jednak nie był aż taki straszny jak ten z którym patrzyła ostatnio na mnie.
- Mamusiu zgódź się... - Dolly spojrzała na nią, a potem na Shadow.
- Niech będzie, ale trzymaj się blisko mnie i nie znikaj mi z oczu - Feliza ruszyła przodem, a Shadow i Dolly pobiegły za nią.
- Umiesz walczyć? - spytała Dolly nowej koleżanki, obie zniknęły za rogiem, zerknęłam na Rosite.
- Proszę cię, nie idźmy za nimi.
- Ty zostaniesz, ja pójdę...
- Co? Mam cię zostawić samą? - stanęłam na drodze przyjaciółce.
- Tak, poradzę sobie, a nie chcę cię narażać tak jak ostatnio.
- Feliza nie powinna jej nic zrobić...
- No nie wiem, a jak zmieni zdanie? Jestem odpowiedzialna za Shadow, rodzice będą źli że tutaj ją zaprowadziłam, przecież obiecałam że nie będę się oddalać od stada...
- Pójdę z tobą - powiedziałam, choć bardzo się bałam.
- Nie ma mowy.
- Jestem od ciebie starsza...
- I co z tego? Zostaniesz - Rosita użyła mocy, bo tuż przed moim nosem wyrosło kilka lian.
- Rosita! - krzyknęłam, całe przejście nimi obrosło, oplotła je mocno ze sobą. Szkoda że nie pomyślała że ja także użyję mocy, zamroziłam te rośliny, żeby zrobiły się kruche, potem wystarczyło w nie uderzyć tylnymi kopytami. Rozpadły się. Stanęłam jak słup, kiedy spostrzegłam że już nie ma przejścia. Jednak pomyślała. Stąd tak nagle pojawiła się ta skalna ściana.

Od Rosity
Zwolniłam znacznie, zmęczyłam się, za bardzo używając mocy, ale inaczej nie miałam jak zatrzymać przyjaciółki. Dolly i Shadow doskonale się ze sobą bawiły, udawały że walczą i jedna przewracała drugą, szarpiąc się przy tym i śmiejąc na wzajem. Szkoda było im przerywać.
- Niezła jesteś - stwierdziła Dolly.
- Chyba twoja mama się niecierpliwi - Shadow przerwała zabawę. Wyszłam im na przeciw.
- Dolly, to moja kuzynka...
- Wiem, jestem dłużej od ciebie w stadzie - przerwała jej Dolly: - Czego tu chcesz? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- No, no Rosita postanowiła nas odwiedzić - zjawiła się też Feliza, podeszła do nas, zadowolona.
- Przyszłam po Shadow - spojrzałam na nią krzywo, czułam że miała ochotę mi coś zrobić.
- Niepotrzebnie przyszłaś, ona będzie się bawiła z moją córką, gdzieś tam... - Feliza wskazała w dal, patrząc na Dolly: - A my sobie porozmawiamy.
- Ścigajmy się, kto pierwszy do tamtej skały ten wybiera kolejną zabawę - Dolly wystartowała, a Shadow za nią, chciałam za nią krzyknąć, ale Feliza zasłoniła mi widok, patrząc na mnie z szyderczym uśmiechem.
- Nie zbliżaj się - sprawiłam że z ziemi wyszły rośliny, lecz potem upadłam zmęczona, oddychając ciężko, to przez tą skalną ścianę, kosztowała mnie za dużo energii.
- Żałosne, nie potrafisz się nawet bronić? - Feliza zbliżyła się do mnie.
- Nic mi nie zrobisz, nie zaryzykujesz... - powiedziałam niepewnie, bo coraz bardziej czułam że nie ma wobec mnie dobrych zamiarów i jednocześnie jak się cieszy z mojej obecności tutaj.
- Miałaś mały wypadek, niewielki. Nie zapanowałaś nad mocą i te gruzy cię zmiażdżyły - Feliza spojrzała w górę, nad nami na półkach skalnych znajdowały się głazy, pochodzące ze skalnej ściany, starej góry.
- Nie... Nie możesz być taka, inaczej moi rodzice nie pozwolili by ci zostać w stadzie.
- Doskonale wiesz że o niczym nie wiedzą.
- Ja przecież nic ci nie zrobiłam...
- Ale zrobisz, wydasz mnie, przy najbliższej okazji...
- Obiecuję że tego nie zrobię... - oczywiście kłamałam, choć nie do końca, bo nie mogłabym powiedzieć rodzicom o tym co się tu stało, złamałam ich zakaz.
- Głupia, na nic mi twoje obietnice, teraz jesteś mała, być może byś się bała i rzeczywiście mi nie zaszkodziła, ale jak dorośniesz... Chyba raczej powinnam powiedzieć jakbyś dorosła, bo nie doczekasz tego momentu - zaśmiała się złowrogo, nieco stłumionym głosem. Próbowałam znów użyć mocy, ale bezskutecznie, nie miałam na to siły.
- Po co ja z tobą dyskutuje? - z tyłu za Felizą pojawiły się czarne postacie, unoszące się nad ziemią, wyglądały jak obłoki, poleciały wprost na ścianę, wywołując trzęsienie. Feliza odsunęła się ode mnie, coś mnie przytrzymało przy ziemi, jakaś niewidzialna siła. Nie mogłam się poruszyć, miałam łzy w oczach, krzyczałam bezradnie wołając o pomoc, głazy zaczęły się sypać, wprost na mnie. A Feliza śmiała się coraz to bardziej.
- Wołaj sobie do woli, tutaj nikt ci nie pomoże, Dolly jest po mojej stronie, a Shadow jak będzie stanowiła problem, to co za problem żeby zginęła wraz z tobą? - spojrzała na mnie, jeden z głazów przygniótł mi tylne nogi, krzyknęłam rozpaczliwie z bólu, Feliza aż skierowała uszy do tyłu, przyciskając je mocno do szyi, chyba ją nieco ogłuszyłam. Widziałam przed oczami kolejny głaz, lecący w stronę mojej głowy. Był ogromny. Nagle ktoś złapał mnie momentalnie za grzywę, pociągnął tak mocno że nie mało że odsunął od spadających głazów to jeszcze uwolnił moje tylne kończyny, sprawiając mi przy tym ogromny ból, krzyczałam, a jak zobaczyłam jak bardzo moje nogi są zmiażdżone to popłakałam się na głos.
- Ciii, spokojnie maleńka... - klacz przytuliła mnie do siebie: - Spokojnie, już jesteś cała...
Wcale nie byłam cała, miałam zmiażdżone tylne nogi i tylko o tym byłam w stanie myśleć. Nie mogłam powstrzymać łez, szlochałam tak mocno, na dodatek nie mogłam znieść bólu, przez co byłam już na półprzytomna. Głazy wciąż spadały, a z każdym ich upadkiem unosił się pył, przez co nie było nic wokół widać. Dopiero gdy pył opadł na ziemie, zobaczyłam przed sobą Felize, była wściekła.
- Ty! Zginiesz razem z nią! - wrzasnęła prosto na klacz, obca poderwała się z ziemi, obie zmierzyły się wzrokiem.
- Morderczyni! To ty zabiłaś mi syna! Pożałujesz tego... - krzyknęła klacz.
Feliza zaśmiała się tylko: - Chyba nie masz pojęcia z kim zadarłaś? Ale za chwilę się przekonasz.
- To ty się przekonasz! - klacz kiwnęła głową, tak jakby ktoś miał za nią pójść, za skał wyszło dwóch ogierów, jeden trzymał Shadow, a drugi Dolly.
- Która to twoja córka? - uśmiechnęła się do niej złośliwie, Feliza przestraszyła się, ale nie pokazując tego zupełnie po sobie.
- Puść ją, albo pożałujesz!
- Jeszcze mi grozisz? Mogę ją teraz zabić, tak jak ty zabiłaś mi synka! - w oczach obcej pojawiły się łzy, ale szybko je powstrzymała. Shadow zaczęła się szarpać, ogier, który ją trzymał uderzył ją lekko żeby się uspokoiła.
- Zrób coś Dolly to będziesz umierała przez kilka dni i to w męczarniach.
- Nie zauważyłaś jeszcze że twoje groźby nie robią na mnie wrażenia?  - odwróciła się do ogierów, patrząc na nich porozumiewawczo: - Nie powinnaś mi w ogóle grozić... Zrobisz co ci każe, czy wolisz żeby twoja córeczka była martwa?
Feliza zacisnęła zęby, parskając zarazem i kierując uszy do tyłu: - Czego chcesz?


Ciąg dalszy nastąpi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz