- Jak się czujesz? - spytał Achilles, gdy leżeliśmy wtuleni w siebie i zapatrzeni w morze.
- Doskonale... - spojrzałam mu w oczy, uśmiechając się lekko: - Dlaczego pytasz?
- Nadal jesteś ranna.
- To nic, kiedy jesteś przy mnie nic mi nie dolega.
- Na pewno? - uśmiechnął się i nagle zaczął mnie łaskotać, śmiałam się wraz z nim.
- Przestań... - mówiłam przez śmiech. Niespodziewanie usłyszeliśmy liczne trzepoty skrzydeł, przerwaliśmy na chwilę, patrząc w niebo, nad nami przeleciało mnóstwo białych ptaków.
- Co to za gatunek? - spytałam widząc je po raz pierwszy, Achilles już wiedział że pochodzę od ludzi, więc nie musiałam ukrywać tego że czegoś nie wiem.
- To mewy, takie morskie ptaki.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest latać? - mówiąc to wpatrywałam się zamyślona na ptaki.
- To wiedzą tylko one i pegazy...
- A to co? - przerwałam Achillesowi, widząc czarną plamę na niebie, była coraz większa i jakby pędziła w naszą stronę.
- Athena wstawaj! - Achilles poderwał się z ziemi, łapiąc mnie za grzywę, ledwo się podniosłam, a już oboje biegliśmy przez plaże.
- Dlaczego biegniemy? - spytałam, spoglądając na niebo, czarne stworzenie nabrało już kształtów, bo już tak było blisko. Wbiegliśmy do lasu, ukrywając się za drzewami.
- To chyba gryf - szepnął Achilles. Niespodziewanie ogromne stworzenie uderzyło przednią łapą o drzewa, łamiąc je w połowie. Przytrzymałam aż uszy blisko szyi, żeby nie słyszeć tego huku, spadających drzew.
- Uciekaj do jaskini! - Achilles popchnął mnie w stronę lasu, gryf stanął na przeciwko niego i ryknął ogłuszająco otwierając szeroko dziób.
- Nie zostawię cię...
- Poradzę sobie, uciekaj, nie chcę żeby ci się coś stało! - Achilles wziął sztylet w pysk, a gryf zamachnął się łapą. Przewróciłam się nagle i straciłam zupełnie świadomość tego co się dzieje. Próbowałam wstać przez sen i uciekać, a potem jak już dotarłabym do stada wezwać pomoc, ale ani drgnęłam. Leżałam zupełnie sparaliżowana, nie mogąc się ocknąć, słyszałam tylko różne dźwięki, huki i odgłosy walki, krzyk, ale nie byłam pewna czy to głos Achillesa czy może kogoś innego.
Kiedy się ocknęłam otaczał mnie mrok, podniosłam się chwiejnie, zmęczona i w pół nieprzytomna. Zrobiłam kilka kroków na przód i nagle poczułam jak ktoś ogromną łapą odsuwa mnie gwałtownie do tyłu, upadłam, a na przeciw mnie pojawiły się duże świecące oczy. Były przerażające, w odcieniu żółci. Chciałam wstać, ale to coś przytrzymało mnie przy ziemi, domyśliłam się że to ten gryf.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknęłam, puścił. Usłyszałam jak jego tył spoczął na ziemi, co dało lekki huk, który wyczułam pod kopytami.
- Co mu zrobiłeś?! - miałam na myśli Achillesa. Gryf jednak milczał, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Cofnęłam się do tyłu, było mi ciężko, jakbym dźwigała jakiś ciężar. Nagle zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słoneczne, a słońce po woli wyłaniało się za horyzontu. Poczułam coś mokrego, a jak tylko zrobiło się jasno okazało się że to była woda, a w niej widniało moje odbicie.
- To... To nie możliwe... - wymamrotałam, mój brzuch był tak duży i tak okrągły jakbym była w końcowym etapie ciąży. A to oznaczało że jestem tu bardzo długo.
- Minęło już kilkanaście miesięcy? - spytałam, gryf tylko przytaknął, rozkładając skrzydła, wzbił się w górę i zniknął w oddali. Wykorzystałam ten moment do ucieczki, przebiegłam krótki kawałek, po czym upadłam, czując jak coś wbija mi się w tylną nogę, obejrzałam się za siebie, byłam uwięziona na łańcuchu, dziwnym, czarnym łańcuchu, z którego unosiły się czarne obłoki. W dali zauważyłam więcej koni, wszystkie należały kiedyś do ludzi, wiedziałam to, bo przecież znałam kilka ras, które ludzie wyhodowali.
- Co się dzieje? - zawołałam z łzami w oczach, byłam kompletnie zdezorientowana i miałam tylko nadzieje że to sen, ale jak dotąd wszystko co czułam wydawało się takie prawdziwe, zwłaszcza ten ból. Skurcze i łańcuch wbijający się w nogę.
- To co widzisz, czeka nas tu śmierć... Gryf porywa wszystkie nie dzikie konie i je tu więzi, a potem zabija.
- Ale dlaczego? - powiedziałam z łzami w oczach, byłam nadal w szoku i nie wierzyłam że jestem w ciąży, to za szybko, nie mogło minąć kilka miesięcy, przecież ich nie pamiętam.
- Chce oczyścić gatunki z tych sztucznych, wyhodowanych przez człowieka, nie trzyma tu tylko koni, posłuchaj dobrze, a usłyszysz też resztę...
- Gdzie Achilles? To sen prawda?
- Każdy z nas chciałby żeby to był sen, ale tak nie jest. Widzę że jesteś nadal w szoku, uświadomię cię co się stało. Gryf uspał cię swoją mocą na kilka miesięcy, czekał aż rozwinie się ciąża, a jak tylko urodzisz, zabije cię, a źrebaka odda ojcu. Nic już nie zrobisz, taki twój los, jak nas wszystkich... - klacz położyła się na ziemi, jak tylko zauważyłam jej odstające żebra, przeszedł mnie dreszcz po grzbiecie. Gryf wrócił jak na zawołanie. Podchodził po kolei do koni, zabijając je ostrym dziobem, którym miażdżył głowy. Odwróciłam wzrok, zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc. Gryf zbliżył się do mnie, poczułam przeszywający ból w okolicy brzucha, potem zaczęły się skurcze.
Potwór czekał tak długo, aż wydam źrebie na świat, poród kosztował mnie dużo energii i mnóstwo bólu. Nigdy nie sądziłam że to takie trudne, wreszcie źrebie wydostało się na zewnątrz, a ja ledwo co łapałam powietrze, spłynęła mi łza z oka, jak tylko spojrzałam na gryfa, który wbijał we mnie wzrok. Nagle zabrał źrebaka i z nim odleciał. Leżałam tu tak kilka dni, bez nadziei, czekając na śmierć. Gryf wrócił, a jego dziób rozwarł się i złapał mnie za głowę, po woli go zamykając, zacisnęłam oczy, z których spłynęły łzy...
- Athena! Athena nie rób mi tego! - usłyszałam głos Achillesa, otworzyłam ledwo oczy, przez chwilę obraz był zamazany.
- Achilles... - wymamrotałam, przytulił mnie do siebie mocno.
- Ale mnie wystraszyłaś.
- Dlaczego? - spytałam nieprzytomnie, nie wiedziałam co się stało: - Gdzie nasz źrebak?
- Jaki źrebak?
Opowiedziałam mu o wszystkim, słyszał o tym pierwszy raz, więc to musiał być sen.
- Athena ty straciłaś przytomność, pamiętasz jak leżeliśmy razem i patrzyliśmy na mewy, właśnie wtedy zemdlałaś i... Przestałaś oddychać, zrobiłaś się zimna i myślałem że to... Że ty... - głos mu się załamał, zdziwiłam się, bo zawsze był taki silny.
- Umarłam?
- Nie mówmy już lepiej o tym.
- To było dziwne... - podniosłam się z ziemi, zachwiałam się nieco na nogach, ale Achilles w porę mnie złapał.
Resztę dnia spędziliśmy w jaskini, bo źle się czułam. Myślałam wciąż o tym śnie, o ile w ogóle nim był. Aż do zapadnięcia nocy, którą tym razem spędziłam u boku Achillesa. Cudownie było spać przy nim, kiedy to byłam w niego wtulona i czułam to przyjemne ciepło i spokój który przepełnił moje serce. Przestałam już myśleć o czarnym gryfie, po prostu zasnęłam. Przyśniła mi się Luna, a właściwie grota w której była uwięziona, z której szczelin spływała jej krew. Obudziłam się momentalnie, musiałam sprawdzić co u niej, czy nadal żyję. Nie chciałam budzić Achillesa, przecież nie wypuszczę Luny, tylko sprawdzę czy wszystko w porządku.
Szybko dotarłam na miejsce. Przystawiłam ucho do skały którą Achilles zasunął wejście groty.
- Luna... - zawołałam: - Jesteś tam?
Nic jednak nie usłyszałam, w końcu dostrzegłam kałuże krwi u dołu skały, przestraszyłam się, ona chyba właśnie się wykrwawiała. Zaczęłam się siłować ze skałą, gdybym miała czas żeby pobiec po pomoc, ale go zabrakło, teraz liczyła się każda sekunda. Nie było łatwo, nie miałam tyle siły co Achilles, przesunęłam głaz tylko o tyle żeby wejść do środka.
- Luna, coś ty sobie zrobiła?! - czarna miała rozcięty cały bok, a właściwie rozszarpany jakby wyrwała sobie spory kawałek skóry kłami. Wzdrygnęłam się na ten widok, ale musiałam szybko coś zrobić. Spojrzałam na swoje opatrunki, które niedawno założył mi Achilles, rany jeszcze się nie zagoiły, to oczywiste że trudno byłoby im się zabliźnić przez jeden dzień, ale nie miałam wyjścia. Zerwałam część opatrunków. Męczyłam się z związaniem tego, powstrzymując krwawienie u Luny, jakoś się udało teraz tylko trzeba było pobiec po Achillesa.
- Athena... - zatrzymał mnie ledwo słyszalny głos, a już wyskoczyłam z groty.
- Proszę... - wymamrotała czarna.
- O co mnie prosisz? - podeszłam do niej ostrożnie.
- Powiedź Aiden'owi że go kocham... Że przepraszam za... Za wszystko...
- Nie umrzesz, pomożemy ci z Achillesem.
- Nie... Proszę, chcę umrzeć, nie chcę już nikogo zabić... Błagam, nie ratuj mnie...
- Nie mogę, nie mogę ci na to pozwolić...
- Prawie cię zabiłam...
- Nie potrafię nikogo skrzywdzić, ani patrzeć jak cierpi, nie potrafię... - zawróciłam, mimo jej nawoływań.
Zatrzymałam się nagle, widząc przed jaskinią gryfa, wycofałam się kryjąc za drzewami, bałam się jak nigdy. To był ten sam gryf z mojego koszmaru. Najgorsze że mnie zauważył i zaczął iść w moją stronę. Zatrzymał się przede mną, wpatrując się w moje oczy, tymi swoimi z wyrazem nienawiści.
- Proszę... Zostaw mnie... - błagałam. Gryf uniósł łapę i wysunął pazury, cofnęłam się do tyłu, stworzenie zaczęło kreślić coś na drzewie, potem przysunęło mnie nagle skrzydłem do kory uszkodzonej przez jego szpony. Zobaczyłam różne kształty, pośrodku był taki kształt który przypominał głowę źrebaka, przekreśloną w połowie, ale nie byłam do końca tego pewna. Odwróciłam od tego wzrok, a gryfa już nie było. Wbiegłam więc szybko do jaskini budząc Achillesa, musieliśmy pomóc Lunie.
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz