Menu

piątek, 26 lutego 2016

Przyjaźń cz.5 - Od Rosity, Karyme

Od Rosity
- Na co jesteś gotowa żeby ocalić życie córki? - klacz zbliżyła się do Felizy.
- Co to za pytanie, mów czego chcesz i miejmy to już z głowy! - parsknęła, patrząc co chwilę w stronę Dolly.
- Nie mam zamiaru tolerować takiego zachowania, rozumiesz?! - obca odepchnęła od siebie gwałtownie Felize, kiedy ta się nie cofnęła przed nią i ledwo powstrzymała się by się na nią nie rzucić.
- Zaczynam wątpić że zależy ci na córce, a skoro tak to...
- Uważasz że mi na niej nie zależy? Tak?! Jakby tak było, to już dawno bym cię zabiła! - za Felizą pojawiły się czarne postacie, przypominające przerażające cienie z krwiście czerwonymi, świecącymi oczami.
- Typowe, jesteś zbyt słaba żeby zmierzyć się ze mną sama, wolisz posługiwać się demonami... Nienawidzę takich jak ty! Wiesz czego chce? I w jaki sposób ocalisz córkę? Oddaj za nią życie, tu i teraz, zabij się na moich oczach i daj zgładzić tym swoim demonom. Zniknij raz na zawsze...
Feliza zaśmiała się nerwowo, spoglądając do tyłu na demony, a potem na Dolly.
- Jesteś żałosna - stwierdziła, demony nagle weszły w obcą, ogiery spanikowały. Duchy niespodziewanie wyszły z klaczy, znikając wszystkie na raz. Feliza była jednak bardziej zezłoszczona, niż zaskoczona.
- W tym momencie powinnam była zabić twoją córkę i zrobię to... - odwróciła głowę w stronę ogierów.
- Nie! - Feliza rzuciła się na nią, przewracając na ziemie, szarpały się ze sobą, do momentu w którym Dolly krzyknęła z bólu. Feliza zerwała się gwałtownie przerywając walkę, klacz podcięła jej tylne nogi. Podniosła się, ogier wykręcał już głowę Dolly.
- Stój! Spójrz na tą klaczkę, którą uratowałaś... - zaczęła przestraszona Feliza, wystarczył tylko jeden ruch do skręcenia karku Dolly.
- Spójrz na nią! - krzyknęła, chcąc wstać, ale klacz przytrzymała ją przy ziemi.
- Po co?
- Nie widzisz w jakim jest stanie? Może umrzeć, a w najlepszym przypadku będzie kaleką...
Oddech momentalnie mi przyspieszył, znów spojrzałam na swoje zmiażdżone nogi, już właściwie ich nie czułam, nie byłam jednak w stanie uwierzyć że mogłabym je stracić.
- Mogę jej pomóc. Inaczej straci obie tylne nogi. A jak nie będzie ich miała to już nigdy nawet nie wstanie, chcesz tego? - spytała, patrząc w oczy klaczy.
- Jedyne czego chce to pomścić syna! - wrzasnęła.
- Nie... Proszę... - wymamrotałam resztką sił, klacz spojrzała na mnie. Wcześniej była pełna gniewu, ale teraz się uspokoiła, ruszyło ją sumienie.
- Pomóż jej.
- Najpierw oddaj mi córkę.
- Wystarczy jedna sekunda żeby ją zabić i ty mi jeszcze stawiasz warunki?! Pomóż tamtej klaczce, już! - puściła Felize, kopiąc ją w bok, żeby się ruszyła. Matka Dolly, parsknęła zezłoszczona, podnosząc się gwałtownie i równie szybko podchodząc do mnie, wywołała demony, które w nią weszły i przyłożyła kopyto do moich nóg, widziałam na własne oczy jak zmiażdżone kości i tkanki spajając się w całość, rany znikają wraz z krwią, tak jakby wszystko się cofało. Obca przyglądała się na to z uwagą, czuła też nadzieje, ale nie wiedziałam dlaczego.
- Ożywisz mojego syna.
- To tak nie działa, gdyby tak było, dałabym ci zabić moją córkę, bo za chwilę mogłabym przywrócić ją do życia, ale to nie możliwe - mówiła, podczas używania tej dziwnej mocy, demony z niej powychodziły dopiero po wszystkim: - Oddaj mi córkę.
- Puść tą młodszą - klacz zwróciła się do ogiera, który trzymał Shadow, podniosłam się z ziemi, zachwiałam się przez chwilę, byłam nieco zdezorientowana, jeszcze przed chwilą czułam tak silny ból, a teraz zniknął i moje obrażenia również.
- Zbliż się - klacz odezwała się do Felizy.
- Niech on ją chociaż puści, nie widzisz że ją to boli?! - wrzasnęła, ogier jednak nadal trzymał Dolly, do połowy z wykręconą głową.
- Wytrzyma... - klacz zerknęła na ogiera, który już nie trzymał Shadow, podszedł do nich.
- A teraz zobaczysz jak to jest stracić źrebaka! - krzyknęła obca.
- Nie! Zaczekaj! - tym razem ja się odezwałam: - Przecież to nie winna Dolly, prawda?
- Nie wtrącaj się...
- Nie zabijaj jej.
- Jesteś po stronie tej morderczyni?! Tak mi się odwdzięczasz za uratowanie życia?! - klacz spojrzała na mnie krzywo.
- Umawiałyśmy się inaczej - wtrąciła się Feliza: - Chcesz być taka jak ja? Dolly nie odpowiada za to co zrobiłam...
- Ale jej śmierć najbardziej cię zaboli! Tak jak mnie zabolała śmierć mojego synka! - krzyknęła już przez łzy.
- Właściwie to zginął przez twoją córkę... - dodała łamiącym się głosem, parsknęła, uderzając kopytem o ziemie: - Jakoś zniosę wyrzuty sumienia, dla zemsty!
- Nie!!! - Feliza próbowała się dostać do córki, ale drugi ogier blokował jej drogę, ten pierwszy złamał małej kark, słyszałam nawet odgłos łamiących się kości, nie mogłam przez chwilę złapać oddechu byłam w szoku. Feliza krzyczała wniebogłosy, jeszcze nie widziałam żeby tak rozpaczała, położyła się na ziemi, nie kryjąc już nawet łez.
- Oddaj jej córkę - kazała obca, ogier położył zwłoki Dolly przed Felizą, która wtuliła się w nie. Nie spojrzała już nawet na tamtą klacz.
- Teraz już wiesz jak to boli - obca złapała za grzywę Dolly, wyszarpując ją Felizie.
- Zostaw ją! - Feliza złapała córkę w ostatniej chwili za ogon, ale mimo to obca wyszarpała ją Felizie i rzuciła w stronę ogiera: - Urwij jej głowę i wtedy ją jej oddaj... Wolę być pewna że przypadkiem jej nie ożywi... - kazała. Zacisnęłam oczy, odwracając głowę, słyszałam tylko odgłos łamanych raz po raz kości i zrywanych tkanek. Potem bałam się nawet spojrzeć, nie chciałam tego widzieć.
- Co się stało? Już nie chcesz mi nic zrobić? - usłyszałam głos klaczy.
- Hira chodźmy już stąd, jeszcze odkryją tu naszą obecność - odezwał się jeden z ogierów, otworzyłam oczy, ale nadal nie potrafiłam spojrzeć w stronę Felizy, a przede wszystkim w stronę ciała Dolly.
- Gdybym miała się przejmować tym stadem tutaj, to w ogóle bym tu nie przyszła, z resztą mogą mnie zabić, miałam tylko syna, którego ona mi odebrała! - Hira uderzyła nagle Felize, wiedziałam o tym dlatego że w tym momencie odwróciłam wzrok.
- Z chęcią bym cię zabiła, teraz i tak byś się nie broniła, ale chcę żebyś cierpiała.. - przewróciła ją na grzbiet, zaczęła ją kopać, raz w brzuch, raz w głowę i boki ciała, wykrzykując przy tym różne obelgi. Feliza zupełnie się nie broniła, nigdy nie widziałam jej tak słabej, tak zapłakanej i bezradnej. Zamarłam nagle w bezruchu, gdy zobaczyłam głowę Dolly, toczącą się po ziemi, kiedy to Hira zahaczyła ją kopytem.
- Daj jej już spokój - jeden z ogierów w końcu złapał Hirę za grzywę, odciągając ją od Felizy. Klacz prawie sapała ze zmęczenia, mierząc jeszcze Felize wzrokiem: - Jesteś słabsza niż myślałam, nic nie warta...
- Będziesz jeszcze żałowała że zabiłaś mi córkę... - załkała Feliza, mimo że spojrzała na Hire z nienawiścią, to i tak wyglądała żałośnie.
- Nie ja ją zabiłam, tylko kazałam ją zabić, za to ty zabiłaś mi syna własnymi kopytami!
- Zostaw ją w końcu! Już się zemściłaś... - wtrąciłam się, już nie mogłam tak stać i patrzeć, jak Hira się nad nią znęca. Podeszłam do Felizy stając obok niej.
- Zapamiętaj mała, nigdy nie okazuj litości wrogom, bo to obróci się przeciwko tobie - powiedziała Hira, patrząc mi w oczy, wreszcie zawróciła, z obojgiem ogierów. Czułam całą rozpacz Felizy i sama nie mogłam już tego znieść.
- Tak mi przykro... - położyłam się u jej boku, spojrzała na mnie, milcząc, nie obchodziło jej że tu jestem, była zupełnie obojętna na wszystko, z wyjątkiem martwej córki.

Od Karyme
Leżałam przy skalnej ścianie, czekając na Rositę, martwiłam się o przyjaciółkę, zwłaszcza że poszła tam gdzie była Feliza. Okropnie się jej bałam, pamiętałam co mi ostatnio zrobiła, gdy niechcący...
- Karyme... - usłyszałam nagle głos Shadow, za ściany: - Karyme jesteś tam? - wydawało mi się że płakała.
- Co z Rositą? - zawołałam.
- Wpuść mnie, nie chcę być tu sama... - prosiła, przez łzy.
- Nie potrafię, co się stało z twoją kuzynką? - spytałam znów, ona musi mi powiedzieć co się wydarzyło.
- N... Nic... Boję się...
- Dlaczego?
- Bo... Bo... Karyme! Ja nie chcę tu być sama! - krzyknęła panicznie, potem zaczęła uderzać w ścianę, słyszałam jak coraz to bardziej płacze. Sama spanikowałam, wstałam szybko, chodząc niespokojnie. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Może poszukaj innego wejścia - zaproponowałam, Shadow chyba jednak mnie nie słuchała, bo słyszałam jak już tylko płacze, nie próbując się do mnie przebić.
- Shadow to może ja... Może... Sama spróbuje do ciebie dotrzeć - wyruszyłam przerażona. Bałam się że Feliza może tu gdzieś być, albo że coś mi się stanie, jak oddale się od tej skalnej ściany, że się zgubię, albo nie będę potrafiła sobie poradzić. Nigdy nie chodziłam całkiem sama po górach, zawsze byłam w towarzystwie Rosity, to ona dodawała mi odwagi.

Po jakimś czasie nabierałam większej pewności siebie, już aż tak się nie bałam. Wspięłam się na górę, a schodząc z niej, dostałam się w końcu na drugą stronę, teraz żałowałam że wcześniej tego nie zrobiłam. Trochę zajęło mi znalezienie Shadow, ale kiedy w końcu do niej dotarłam, leżała skulona przy ścianie, wciąż płacząc.
- Chcę do mamy... - wymamrotała, wtulając się we mnie: - Boję się...
- Czego się boisz? - chciałam ją odepchnąć, ale się powstrzymałam, tak strasznie się trzęsła, przypominała mi trochę dawną siebie.
- Głowa... - wymamrotała.
- Co? Jaka głowa?
- Głowa Dolly.... leżała... - zapłakała jeszcze bardziej, zastanawiałam się o co jej chodzi.
- Zabierz mnie do mamy... - wymamrotała.
- Ja nawet jej nie znam.
- Chcę do mamy... - załkała.

Od Rosity
Leżałam tak długo przy Felizie i tak długo przyglądałam się jej martwej córce z przerażeniem w oczach, aż w końcu zapadł zmrok. A ja już nie mogąc patrzeć na zwłoki Dolly, wpatrywałam się teraz w niebo, pełne gwiazd.
- Rosita... - kilkugodzinną ciszę przerwał głos Felizy, zupełnie pusty, nie wyrażający żadnych emocji: - Wracaj już do stada, twoi rodzice będą się martwić - powiedziała neutralnie, czułam jej obojętność i ból po stracie córki, który po tak długim czasie starała się ukryć.
- Nie zostawię cię tu samej... - było mi jej żal, właściwie to szczerze jej współczułam i jakoś nie potrafiłam pozbyć się tego uczucia. I pomyśleć że wcześniej chciała mnie zabić, chyba powinnam była trzymać się od niej jak najdalej.
- Dlaczego?
- Chcę tylko... Dodać ci otuchy... Wcale nie chciałam żeby... Żeby Hira zabiła Dolly - kiedy to powiedziałam Feliza z trudem powstrzymała łzy zaciskając oczy.
- Wybacz mi... Za to że próbowałam cię zabić... Ja po prostu jestem zła i zawsze byłam, od pokoleń... - wyznała podnosząc się z ziemi, mimo ran, nawet się nie zachwiała, ani nie drgnęła z bólu.
- Ale nie musisz... Dolly wolałaby...
- Dość! Przestań o niej mówić! - krzyknęła na mnie, podniosła mnie gwałtownie za grzywę, zmuszając żebym wstała, po czym puściła: - To wszystko twoja wina! Gdyby nie ty... - przerwała, kuląc uszy. Cofnęłam się do tyłu, wolałam trzymać od niej dystans, teraz jak już się rozgniewała.
- To moja wina, powinnam bardziej pilnować córki... Nie odstępować jej ani na krok, ale nie... Popełniłam błąd i teraz musiałam za niego zapłacić... - zaczęła chodzić w tą i wewte, obserwowałam ją uważnie. Ziewnęłam zmęczona, ale nie chciałam spać, nie po tym co widziałam.
- Namawiałam ją do zła... A może ona wcale nie chciała być taka jak ja? - łzy znów spłynęły jej po policzkach: - Ale przecież jej ani razu nie uderzyłam, czy mogłam ją skrzywdzić wmawiając jej że powinna być zła? - spytała patrząc na mnie, byłam jeszcze mała, skąd miałam znać odpowiedź?
- Nawet nie widzę jej ducha... Matki też nie widziałam... Tylko ich martwe ciała... - zniżyła głowę aż pod samą ziemie, przykucnęła na przednich nogach, chowając ją w nich położyła ją na ziemi. Chyba nawet przycisnęła do ziemi chrapy, bo łkając zaczęła się dusić.
- Feliza... - zbliżyłam się szturchając ją, nie chciałam już oglądać czyjeś śmierci, nigdy więcej...
 - Przestań... - złapałam ją za grzywę szarpiąc, spanikowałam, siłowałam się z nią tak długo, aż sama odepchnęła mnie w bok unosząc głowę: - Co ty wyprawiasz?
- Chciałaś się udusić...
- Po co miałabym się zabić?! Myślisz że zobaczyłabym córkę i matkę? Nie... Ich już nigdy nie zobaczę - poderwała się z ziemi, o dziwo czułam że mówi prawdę: - Skoro ich tu nie ma to już dawno są w krainie zmarłych, do której demony nie mają wstępu, albo co gorsza pochłonął je któryś z demonów... Z resztą, co ty możesz o tym wiedzieć? - zaryła kopytem w ziemi, widziałam jak je sobie przy tym uszkodziła z nerwów.
- Wracajmy do stada - powiedziała do mnie. Odchyliłam uszy ku tyłowi, kiedy zmuszona byłam przechodzić obok ciała Dolly pozbawionego jej głowy, a potem właśnie obok martwej głowy klaczki. Próbowałam na to nie patrzeć, w końcu Feliza pociągnęła mnie momentalnie za grzywę, ledwo co nadążyłam, stawiając krok za krokiem. Znalazłam się aż przed nią.
- Idź przodem, tak będzie bezpieczniej - obejrzała się do tyłu, popychając mnie dość mocno, żebym się ruszyła. Nigdy nie byłam w górach o tak później porze, zastanawiałam się czy Karyme już wróciła do stada, może nawet powiedziała moim rodzicom że tu jestem, a jak nie im to Shanti.

Od Karyme
Od kilku godzin szłam za Shadow, myśląc że zaprowadzi mnie do Rosity, ale ona nawet nie zapamiętała tak prostej drogi i zaprowadziła mnie nie wiadomo gdzie. Na dodatek ciągle chowała się za mną, jak tylko chociażby wiatr uniósł drobny pył, albo jak tylko zaszeleściły nieliczne kępy traw, które za bardzo nie nadawały się do jedzenia.
- Shadow, lepiej już wracajmy - szepnęłam, rozglądając się wokół, sama zaczynałam się bać, było już tak późno, a my byłyśmy tu całkiem same.
- A wiesz którędy wrócić?
- Tędy skąd przyszłyśmy - zawróciłam, od razu potem tracąc orientacje w terenie, po prostu szłam, z nadzieją że jakoś wyjdziemy z tych gór.
- Karyme... Tam lepiej nie chodźmy, proszę... - Shadow nagle stanęła mi na drodze.
- Dlaczego?
- Nie chodźmy tam...
- Ale dlaczego?
- Bo... Bo tam...Tam...
- Tam jest Rosita? - domyśliłam się.
- Chyba... Chyba też, ale...
- Wiedziałaś jak do niej dojść? Ale ty jesteś głupia! Miałaś mnie do niej zaprowadzić!
- Przepraszam... - wymamrotała Shadow już przez łzy. Poszłam w stronę, w którą ona nie chciała.
- Strachajło - przyspieszyłam celowo, Shadow od razu za mną ruszyła, złapała mnie za grzywę i nie chciała puścić. Odepchnęłam ją, byłam na nią zła, przez nią musiałyśmy błądzić po górach i jeszcze na prawdę byśmy się zgubiły.
- S...Słyszysz to? - wymajaczyła Shadow.
- Znów coś ci się wydaje - zrobiłam jeszcze krok, a sama usłyszałam dziwny dźwięk, obejrzałam się do tyłu, a potem na boki. Upewniwszy się że niczego tu nie ma spojrzałam na przód. Przed sobą zobaczyłam świecące w mroku oczy, stwór był tak blisko, a sylwetką przypominał pumę, bo to była puma. Nagle nas drasnęła, Shadow rzuciła się do panicznej ucieczki i to za nią pognała puma.
- Shadow! - krzyknęłam zamrażając ziemie, jednak lód nie dotarł do pumy, która złapała już klaczkę.
- Nie... - zastygłam w bezruchu, widząc jak Shadow próbuje się wyrwać pumie, a ta zaciska na jej szyi zęby. Użyłam znów mocy, pełna strachu i niepewności, zamroziłam łapy pumie, ryknęła, puszczając Shadow, która spadła bezwładnie na ziemie i w ogóle się nie poruszyła.
- Shadow... Shadow powiedź coś... - podeszłam do niej przerażona, puma próbowała uwolnić łapy, szarpała się z całych sił, wymachując ogonem i powarkując.
- Shadow... - szturchnęłam małą, otworzyła lekko oczy, widziałam jak z jej szyi leciała krew, przełknęłam ślinę, patrząc na pumę, bałam się że za chwilę się uwolni.
- Uciekajmy stąd, szybko... - próbowałam podnieść Shadow, jakoś oparła o mnie głowę, a wtedy gdy poczułam jej ciężar na swoim grzbiecie nogi mi się ugięły z bólu, przez co się przewróciłam. Nie mogłam dźwigać, Shanti przecież mi o tym mówiła. Na swoim boku zauważyłam krew Shadow.

Od Rosity
- To chyba był ryk... - skomentowałam słysząc jakiś odgłos w oddali, Feliza tylko przytaknęła, przewracając oczami: - Nie wiedziałaś że o tej porze polują pumy?
- Nigdy nie byłam tu z Karyme tak późno...
- Chodziłaś tu wcześniej? Gdybym wiedziała... Z resztą teraz nie ma to znaczenia, chyba już nie jesteśmy wrogami, co?
- To zależy od ciebie, ja nie chcę być twoim wrogiem, Elliot pewnie też...
- Nie wtrącaj się do Elliot'a, może to twój brat, ale nie wiesz czego on chcę.
- Co to? - stanęłam jak wryta tym razem słysząc też krzyki i to chyba był głos Karyme, jak woła o pomoc, chciałam od razu zawrócić, ale Feliza mnie nie przepuściła.
- To Karyme... Potrzebuje pomocy - próbowałam ją ominąć, a potem się przepchnąć.
- Trudno, najwyżej pożre ją puma, zasłużyła sobie.
- Nie prawda! - ugryzłam w końcu Felize żeby mnie przepuściła, pobiegłam od razu. Pędząc w stronę głosu przyjaciółki.

- Rosita... Ona chyba... Chyba umiera... - powiedziała na mój widok, stała przy Shadow, wybrudzona od jej krwi.
- Co... Co teraz?
- Nie wiem... - próbowałam sama podnieść Shadow, Karyme mi przy tym pomogła, ale choć wzięłam kuzynkę na grzbiet nie mogłam z nią za daleko odejść, była zbyt ciężka i po prostu się przewróciłam. Karyme okropnie się denerwowała, na dodatek ta puma, która niemal już uwolniła się z lodu. Nagle wyczułam przerażenie u przyjaciółki, zbliżyła się aż do drapieżnika, choć normalnie by tego nie zrobiła, byle oddalić się od... Podniosłam głowę, z pod Shadow, widząc przed sobą Felize, wyczułam że nie miała złych zamiarów, a wręcz przeciwnie, wzięła Shadow ze mnie, na swój grzbiet.
- Nie wierzę że to robię... - pobiegła powrotną drogą.
- Karyme, szybko, wracajmy - zawołałam również startując za nią. Karyme nie mało że była przerażona to zdezorientowana i nie pewna jakby nie wiedziała czy nadal za nami biec czy może uciekać.


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz