Menu

niedziela, 14 lutego 2016

Utrata pamięci cz.6 - Od Ulrike

Po paru krokach poznałam że jesteśmy na Zatopi, gdzieś w okolicy gór. Selma już nie musiała mnie prowadzić, szłam teraz obok niej.
- Pięknie tu, jak nigdzie indziej - przyznała.
- Tak sądzisz?
- Jasne, to miejsce jest rajem dla koni.
- Może dołączysz do stada skoro tak bardzo ci się tu podoba? Przywódcy cię przyjmą.
- Nie wiem... Może kiedyś...
- Czemu nie teraz?
- Nie chcę kogoś spotkać... Gdyby tego kogoś nie było, na pewno bym dołączyła.
- Kogo?
- Czemu ty koniecznie chcesz wszystko wiedzieć? - odsunęła się ode mnie.
- To kolejna twoja tajemnica, rozumiem - odwróciłam od niej wzrok z lekka urażona, dalej szłyśmy już w milczeniu, aż pod samo stado. Selma ciekawiła mnie coraz bardziej, nie mogłam się powstrzymać od pytań, wręcz czułam że musi mi na nie odpowiedzieć i to bez sprzeciwu, choć wolałam się pozbyć tego odczucia.
- Urlike, co ci się stało? - podbiegła do mnie Zima.
- Tylko zaatakowały mnie pumy... - powstrzymałam się ledwo od ironii, znów to samo, te zachowania, których nie rozumiałam, ale byłam pewna że bym zrozumiała gdybym znała swoją przeszłość.
- A Shady?
- Nie widziałam jej, ale.. - spojrzałam w stronę Selmy, nie było jej. Z zaskoczenia długo nie odrywałam wzroku z tego miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Aż przywódczyni mnie szturchnęła, a wtedy spojrzałam na nią.
- Nigdzie jej nie było... - wymamrotałam zmęczona, chwilami wysilałam się żeby to jakoś ukryć i nie okazywać słabości.
- Odpocznij, a później porozmawiamy.
- Ale...
- Zrób co ci każe, mogłaś zginąć, po co się tak narażałaś? Czemu nie trzymałaś się grupy?
- Obiecałam że ją znajdę więc w pojedynkę było mi łatwiej działać, dość długo sobie radziłam i...
- Idź już, musisz odpocząć, bo niedługo będę miała dla ciebie inne zadanie...
- Dla mnie? - zdziwiłam się, czego ona ode mnie mogła oczekiwać? Bo chyba nie chodziło jej o siostrę, więc pewnie o Snowa... Mogłam tylko przypuszczać. Nie miałam zamiaru dłużej się sprzeciwiać, więc poszłam do jaskini. Jak tylko się położyłam to od razu zasnęłam. Nawet nie wiem jak długo spałam, ale wiedziałam jedno, spałam jak zabita i żaden hałas nie był mnie w stanie obudzić.

Następnego dnia czekała mnie rozmowa z przywódczynią. Miałam dziwne wrażenie że już kiedyś przerabiałam podobne rzeczy. Zimę zastałam samą, jakby specjalnie na mnie czekała i to blisko jaskini.
- Możesz się na to co ci zaproponuje nie zgodzić, nie będę miała nic przeciwko temu jak odmówisz. To duża odpowiedzialność i nie chcę cię nią przytłaczać, ani zmuszać do czegokolwiek.
- O co chodzi? - spytałam zdumiona, po części się domyślałam, ale jakoś trudno mi było uwierzyć w te domysły, a mimo to, ku mojemu zaskoczeniu okazały się prawdą.
- Chcę żebyś została moją doradczynią.
- Ja?
- Tak, myślę że zasłużyłaś, z czasem się okaże czy miałam rację.
- Ale ja... Ja... - urwałam, nie wiedząc co powiedzieć.
- Decyzja czy chcesz nią zostać zależy od ciebie
- To zaszczyt... - zamyśliłam się, nie miałam żadnego celu w życiu, ani nikogo bliskiego, a strasznie kusiło mnie do zostania kimś ważnym. Rozważałam za i przeciw, z jednej strony obawiałam się tego kim byłam, z drugiej jednak strony chciałam coś osiągnąć i się do czegoś przydać. Nie mogłam znieść porażki że nie udało mi się znaleźć Shady, ale już teraz chyba należało odpuścić.
- Oczywiście że się zgodzę, ale... Co mam robić? - powiedziałam w końcu.
- Wicha cię wszystkiego nauczy.
- Wicha? Przecież ona...
- Rozmawiałam z nią o tym... Zanim do niej pójdziesz mam dla ciebie zadanie.
A przed chwilą myślałam że to właśnie było to zadanie, zostać doradczynią przywódczyni wykonującą każdy z obowiązków, przecież nie było takie łatwe.
- Popilnujesz mojej córki, Rosity, ale po kryjomu.
- Mam ją śledzić? - zdziwiłam się.
- Tak, ale tak żeby cię nie zauważyła, właściwie to nikt nie może o tym wiedzieć, nawet Danny.
- Jesteś pewna?
- Tak, dasz sobie radę?
- Oczywiście, bez obaw. Ta mała sprawia problemy, co? - z tym pytaniem chyba trochę przesadziłam, zwłaszcza że wypowiedziałam je z nutką ironii w głosie, ale już było za późno, słów nie dało się cofnąć.
- Wichę znajdziesz na łące - Zima zignorowała je, na szczęście. Poszła potem w swoją stronę.

Wkrótce sama mogłam sobie odpowiedzieć na swoje pytanie, jak już zaczęłam śledzić najmłodszą córkę przywódczyni. Przekonałam się że z niej niezła buntowniczka. Bardzo oddalała się od stada, zwykle wtedy kiedy jej rodzice byli zajęci, czasem w nocy i wędrowała po całej wyspie. Zabawiała się mocą, z którą nawet nieźle sobie radziła, gdyby była jeszcze o drobinę mniej pewna siebie, gdyby znała swoje możliwości, a nie sądziła że potrafi o wiele więcej. Dziwiło mnie jak łatwo dogaduje się z źrebakami, jakby czytała im w myślach. Nie miałam okazji sprawdzić jak jest w przypadku rodziców, bo wtedy gdy była z nimi jej nie śledziłam. Po ostatniej nocnej wyprawie małej z jakąś niebieską klaczką nad wulkany, musiałam już o wszystkim naskarżyć jej matce, mówiąc o każdym jej wypadzie po za bezpieczne tereny, które źrebakom nie wolno było opuszczać, w ramach bezpieczeństwa i ochrony przed drapieżnikami. W rezultacie z Wichą spotkałam się kilka dni później niż kazała mi Zima, bo byłam zbyt zajęta tym drugim zadaniem.

- Tu jesteś, miałaś mi... - przerwałam,bo Wicha leżała tu razem ze Snow'em i to mnie zaskoczyło.
- Zajęłaś się nim? - podeszłam bliżej.
- Idź już Snow, zobaczymy się później - zwróciła się do ogierka.
- To pa ciociu - odbiegł jakiś taki radosny. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym wróciłam nim do Wichy.
- Ciociu?
- Tak, tak właśnie mnie nazywa - mówiła jakby do ziemi, bo nawet na mnie nie spojrzała.
- Miałaś mnie wszystkiego nauczyć...
- Powiem ci po prostu co musisz robić jako doradczyni - zaczęła, opowiadając mi potem o wszystkim. Czułam się przez nią ignorowana, tak jakby musiała ze mną rozmawiać i wcale tego nie chciała. Rosło we mnie dziwne napięcie, złość, nie zamierzałam tego dłużej tolerować.
- Może byś na mnie łaskawie spojrzała!
- Nie muszę, nie jest mi to potrzebne do szczęścia, lepiej słuchaj co mówię, bo nie będę się powtarzała - jej głos był zupełnie neutralny, znów wróciła do obowiązków doradczyni, wymieniając mi je wszystkie i dokładnie omawiając na czym polegają. Parsknęłam tylko, starając się skupić, uspokoić. Gdy nagle zabolała mnie głowa, przez chwilę myślałam że upadnę przez ten ból, z trudem powstrzymałam się od krzyku, przymykając oczy i zaciskając zęby.
- Ulrike? - Wicha złapała mnie szybko, zachwiałam się na nogach.
- Co ci jest? - jej głos odbił mi się w głowie, przez co jeszcze bardziej mnie zabolała.
- Nic.. - wyjąkałam, choć starałam się żeby zabrzmiało normalnie. Osunęłam się na tylne nogi, z trudem łapiąc powietrze. Wicha w końcu puściła moją grzywę, dając mi się już całkiem położyć. Opadłam na bok, wymachując nogami.
- Nie... nie nie... - majaczyłam ledwo, znów dręczyło mnie któreś ze zapomnianych wspomnień, widziałam siebie od krwi, zaciskając oczy, a gdy je otwierałam to ten obraz nadal pozostawał w moich myślach.
- W porządku? Może to cię przerasta, z resztą od początku uważam że nie nadajesz się na doradczyni - po tych słowach Wichy wróciłam do rzeczywistości, otrząsając się szybko.
- Źle się poczułam, nic więcej... - wyrzuciłam z płuc powietrze, w głowie znów miałam te krzyki, próbowałam je stłumić, całą sobą. Nie chciałam być tą złą, poprawka, nie chciałam pamiętać że kiedykolwiek, kogokolwiek skrzywdziłam. Wstałam już i jak na złość równie szybko upadłam.
- Co z tobą? Jesteś na coś chora?
- Nie... Nie wiem... - głowa nadal mi pulsowała, ale ból już był bardziej znośny niż poprzednio.
- Chodźmy do jaskini - pomogła mi wstać: - Odpoczniesz to może ci przejdzie.
- Mam teraz dużo obowiązków na głowię... I tak powinnam się nimi zająć... - głos mi się urwał, kiedy przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przez resztę drogi także majaczyłam, już nawet nie pamiętałam o czym.

Minęły dwa dni, nim wydobrzałam. Sama nie wiedziałam co mi się stało. Mogłam się tylko domyślać że to od tego że pamięć mi wracała, a ja nie pozwalałam jej na to.
Wyszłam z jaskini, na sam początek sprawdziłam co się dzieje w stadzie. Wszystko było w porządku, do czasu, bo wśród ogierów wypatrzyłam Stena. Zamarłam w bezruchu na jego widok, a przecież nie mógł mnie teraz zauważyć, dlatego też odbiegłam kawałek, wpadając na kogoś.
- Widzę że już cię znalazł... - okazało się że to Feliza, odepchnęła mnie od siebie, uśmiechając się złowrogo. Chciałam ją ominąć, ale stanęła mi na drodze, odsunęłam się w bok, a ona znów zablokowała mi przejście i nie miała zamiaru odpuścić.
- Czego chcesz?! - parsknęłam.
- Pomogę ci się go pozbyć za pewną przysługę... - znów zaczęła chodzić na około mnie.
- Nic dla ciebie nie zrobię, jestem i będę wierna przywódczyni...
Feliza zaśmiała się na te słowa: - Jak widać, historia lubi się powtarzać. Uważaj żebyś nie przedobrzyła, tutaj przywódcy nie są tacy głupi jak tamci i na dodatek Elliot nie pozwoli ci nic zrobić jego matce, ani ojcu.
- Co niby mi sugerujesz?! Że miałabym zdradzić?! Nie jestem tobą...
- Zdrada to mało powiedziane... Mam nad tobą przewagę, znam twoją przeszłość, a ty... Ty jesteś biedną zagubioną klaczką... - zakpiła uśmiechając się głupio.
- Przestań! I zejdź mi z drogi! - zmierzyłam ją wzrokiem.
- Uważasz że jak straciłaś pamięć to narodziłaś się na nowo?! Że wszystko co zrobiłaś zniknęło?! Chciałabyś, ale zawsze będziesz miała ich na sumieniu, nawet podświadomie... - nie mało że wciąż chodziła wokół mnie to jeszcze wbijała we mnie to swoje nienawistne spojrzenie.
- Przestań! - krzyknęłam jeszcze głośniej, schyliłam mocno głowę w dół, z całych sił powstrzymywałam łzy, ale nie udolnie, bo one i tak zaczęły kapać wprost na ziemie.
- Nigdy nie będziesz inna, nigdy - Feliza schyliła się nade mną, obejrzałam się gwałtownie za siebie czując czyjąś obecność.
- Pamiętasz mnie? - spytał Sten.
- Zorro... - powiedziałam patrząc na niego, nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, ale wypowiedziałam to tak jakby to było jego prawdziwe imię.
- Widzę że wydobrzałaś - uśmiechnął się uwodzicielsko, trącając moją szyję pyskiem, kopnęłam go w przednią nogę.
- Nie pozwalaj sobie! Zostawcie mnie w spokoju! Oboje! - chciałam odbiec, ale Zorro czy Sten, już sama nie wiedziałam jak miał na imię, bądź razie złapał mnie i przytrzymał przy swoim boku.
- Zadziorna jak kiedyś... I niedostępna, ale teraz tego pożałujesz - szarpnął mnie, po czym puścił i uśmiechnął się fałszywie: - Kochanie, tak bardzo dręczy cię przeszłość że musiałaś o niej zapomnieć?
- Dokładnie, mówiłam ci, ona nie chce pamiętać... - odpowiedziała za mnie Feliza.
- Nic wam do tego! - cofnęłam się do tyłu: - Czego ode mnie chcecie? - spytałam już znacznie ciszej.
- Zemsty, wykorzystałaś mnie do własnych celów, zrobiłaś mi nadzieje nie dając nic od siebie! Nie powiem że mi się nie podobało zrealizowanie naszego planu, ale... Przyrzekłaś że będziemy razem, tylko tyle brakowało mi do pełni szczęścia! Ciebie...
- Ja nic o tym nie wiem... Nie pamiętam... - wymamrotałam przez łzy.
- Już ja ci wszystko przypomnę!
Cofnęłam się jeszcze bardziej do tyłu, Zorro złapał mnie za grzywę i przyciągnął do siebie, nie chciał już puścić.
- Pamiętam gdy cię spotkałem, byłem wtedy nikim, nie miałem żadnego celu w życiu, żadna klacz nie spojrzała nigdy na mnie tak jak ty, ale to było fałszywe. Oczarowałaś mnie swoim pięknem, zbliżyłaś się do mnie, a wszystko po to żebym pomógł ci osiągnąć to co sobie wymarzyłaś... - przerwał gdy wyrwałam mu się nagle, rzucając się natychmiast do ucieczki.
- Ulrike! - Zorro pognał za mną, ale zniknęłam mu w głębi stada. Zakrywałam się przed wszystkimi grzywą, żeby nie widzieli moich łez.


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz