Menu

sobota, 20 lutego 2016

Utrata pamięci cz.7 - Od Ulrike, Zorro

Od Ulrike
Ukryłam się w lesie. Żeby ani Sten, ani Feliza nie mogli mnie znaleźć. Czym dłużej tu byłam, tym coraz bardziej dręczyły mnie wyrzuty sumienia, żebym jeszcze wiedziała za co, a może nawet lepiej że nie wiem. Jak zapadł zmierzch wróciłam do jaskini, pierwsze co to podeszłam do przywódców, wreszcie wrócili, tyle że akurat spali, jak większość stada. Nie mogłam z tym czekać do rana, więc obudziłam Zimę, bo to głównie z nią chciałam porozmawiać.
- Coś z Rositą? - spytała od razu, nieco zaspana.
- Nie... Chodzi o... O mnie... Ja muszę z tobą porozmawiać... - chyba pierwszy raz tak się jąkałam, przytłaczał mnie jakiś ciężar, z którym coraz trudniej sobie radziłam, to była chyba przeszłość, próbująca dać o sobie znać, a ja ją ignorowałam i bałam się z każdą chwilą że dłużej tak nie wytrzymam.
- Nie mogłaś zaczekać z tym do rana?
- Proszę, porozmawiajmy... Bardzo mi na tym zależy...
- Ale szybko, chodźmy - przywódczyni wstała ostrożnie, żeby nikogo nie obudzić, udałyśmy się do lasu.
- Nie zasługuje żeby być twoją doradczynią - zaczęłam.
- Co ty wygadujesz? - spytała przymykając oczy, widać że była zmęczona i to dość mocno, może nie potrzebnie ją budziłam, ale nie mogłam z tym czekać.
- Ja... Jest coś... Coś o czym nie wiesz... - westchnęłam, spuszczając głowe i zamykając na chwilę oczy, tylko po to żeby nie wyleciały z nich łzy: - Straciłam pamięć, ale... Teraz już wiem że jestem zła, nie powinnam tutaj być, a co dopiero zajmować tak ważne stanowisko... Zabiłam kogoś i chyba to nie był tylko jeden koń... Najlepiej będzie jak mnie wygnacie... - spojrzałam jej w oczy. Milczała przez chwilę, a każda sekunda wywoływała we mnie coraz większy niepokój.
- Nie mów tak, nie jesteś zła. Może byłaś kiedyś, ale nie teraz. Czy ktoś kto jest zły pomógłby mojej siostrze?
- Nie pomogłam jej do końca...
- Ale próbowałaś, a ja.. Ja za to nic dla niej nie zrobiłam - położyła uszy po sobie, ale tylko przez chwilę: - Może nie straciłaś pamięci bez powodu, może to miała być dla ciebie szansa, żebyś mogła się zmienić, sama wolałabym nie pamiętać niektórych rzeczy...
- Dlaczego właściwie chciałaś żebym została twoją doradczynią? Słabo mnie znasz, prawie w ogóle, a mimo to... Zaufałaś mi?
- Tak i nadal ci ufam, wiele zrobiłaś dla Shady, widziałam że z nią było lepiej, na dodatek mówiłaś mi o wszystkim, właśnie kogoś takiego chciałam mieć przy sobie. Jako przywódczyni muszę wiedzieć o wszystkim co się dzieje w stadzie. Wicha wiele przede mną ukrywała, nie chciała mnie martwić stanem mojej siostry, ale ty się nie powstrzymujesz, powiesz mi o wszystkim.
- Widać że jestem zła...
- To dobrze Ulrike, chcę wiedzieć, bez względu na to jak bardzo mnie to zaboli...
W tym momencie chciałam jej powiedzieć o tym co zrobiła Feliza i o jej groźbach, ale nie mogłam ryzykować, bałam się że ta demonica spełni swoje groźby i pomoże mi odzyskać pamięć. A jak odzyskam całkowicie pamięć znów będę zła albo nie będę mogła się odnaleźć, jako ta dobra, albo zwariuje przez to co zrobiłam. Już teraz źle znosiłam pojedyncze wspomnienia.
- Wracajmy już - Zima ruszyła z powrotem do jaskini, poszłam za nią, zastanawiając się gdzie się podziała ta dwójka, miałam co do nich złe przeczucia, chyba coś kombinowali, a przynajmniej Feliza.

Od Zorro
- Przestań wciąż o niej myśleć, masz jakąś obsesje czy jak? - odezwała się do mnie Feliza, byliśmy w górach, sama zaproponowała mi przechadzkę, a razem z nami była też jej córka.
- Mała nie powinna czasami już spać? - spytałem, widząc jak klaczka już prawie zasypia na stojąco i ledwo za nami nadąża. Wokół panował mrok, i przeszywająca cisza, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć.
- Wolę jej pilnować, jeszcze ktoś spróbuje mi ją zabić, albo skrzywdzić, nikomu nie można ufać, jak ma się tu paru wrogów.
- Czyli ty też masz obsesje. Na punkcie bezpieczeństwa córki - zaśmiałem się, sama ma ze sobą problem, a prawi mi kazania. Parsknęła, biorąc małą na grzbiet.
- Ciągle jej pilnujesz? - spytałem.
- Co cię to obchodzi?
- A co cię obchodziłem ja i Ulrike? Wszystko ci o niej wyjawiłem, nie uważasz że teraz twoja kolej?
- Niby na co?
- Powiedź mi coś o sobie, z chęcią dowiem się z kim masz tego źrebaczka i co się stało z jej ojcem.
- Na razie nic, ale niedługo... - przerwała, uśmiechając się szyderczo, ale nic więcej nie zamierzała mi powiedzieć.
- Chyba ta twoja ukochana już wróciła, nie uważasz? - zmieniła szybko temat.
- My też wracajmy, lepiej żebyś miała rację, że nie wygada się przywódcą - zawróciłem, wraz z Felizą, jej córka już zasnęła, wciąż przyglądałem się małej, zawsze chciałem mieć takie maleństwo, tyle że z Ulrike.
- O ile wrócili z poszukiwań swojej córeczki, może ta mała sama się wykończy i nie będzie stanowiła problemu?
- Jaka mała? I o jakim problemie mówisz?
- Córka przywódców, ta najmłodsza, lepiej na nią uważaj, potrafi wyczuwać emocje.
- Nie rozumiem, mów jaśniej - zirytowałem się nieco, czemu te klacze nie mogą czegoś powiedzieć wprost.
- Będzie wiedziała kiedy coś udajesz, albo kłamiesz, zdemaskuje cię, trzeba się jej pozbyć, ale najpierw...
- Najpierw zgodnie z umową pomożesz mi z Ulrike - przerwałem, przypominając jej o tym dobitnie żeby czasami nie zapomniała.
- Pójdę już, bo widzę że za bardzo ci się nie spieszy - przyspieszyła, zwracając uwagę na mój wolny chód, chciałem jeszcze pospacerować w drodze powrotnej, przecież co dopiero tutaj przybyłem, kilkanaście godzin temu. Myślałem wciąż o przeszłości, zagniewany coraz bardziej, jak mogłem być taki głupi i tak dać się zwieść. Może dlatego że ona była tak piękna, cudowna...

Pamiętałem tą chwilę gdy pierwszy raz zobaczyłem ją przed sobą, otworzyłem oczy myśląc że nadal śnie, bo nigdy nie miałem tak wspaniałego poranku. Ona stała na przeciwko mnie uśmiechając się czule, jakby była zakochana i ja w tym momencie się w niej zakochałem. W jednej chwili stwierdziłem że nie ma już nic piękniejszego od niej.
- Kim jesteś? - spytałem, zapatrując się w nią bez pamięci.
- Nazywają mnie Ulrike.
- Ulrike - powtórzyłem jak zaczarowany podnosząc się z ziemi, zaśmiała się wtedy, a ja zarumieniłem się cały. Nie byłem wtedy jeszcze zły, ani dobry i nie wiedziałem też co kryję się w tej karej klaczy, w jej pragnieniach i spojrzeniu.
- A ty? - spytała.
- Zorro - podniosłem się z ziemi, cofnęła się do tyłu, uśmiechając się lekko, ja także się uśmiechnąłem, rozmawialiśmy przez chwilę, a potem pod koniec dnia zniknęła gdzieś. Już wtedy powinienem mieć podejrzenia, ale nie, mijały kolejne dni, a ja z każdym kolejnym coraz bardziej nie mogłem się jej doczekać. Codziennie poświęcała mi trochę czasu. Codziennie pozwalała mi się do siebie zbliżyć coraz bardziej, ale nigdy między nami do niczego nie doszło. I tak mijał tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, zostaliśmy parą. I nagle wszystko się zmieniło, była taka łagodna, delikatna i czuła. Była, ale w końcu pokazała mi jaka jest na prawdę, przez co jeszcze bardziej się w niej zakochałem, podziwiałem jej siłę, jej determinacje i bezpośredniość, była nieustraszona, nigdy nie widziałem u niej lęku. Pewnej nocy wyjawiła mi swoje pragnienia, głupi nie zorientowałem się że to dlatego się ze mną związała, potrzebowała wsparcia, sojusznika, nie szukała miłości tylko władzy.

- Zabiłeś kiedyś kogoś? - spytała, jak wylegiwaliśmy się w trawie, w blasku księżyca, jakoś za bardzo nie martwiąc się drapieżnikami.
- Nie, skąd to pytanie? - uśmiechnąłem się, myślałem że sobie żartuje.
- A byłbyś w stanie to zrobić? - jej głos był taki poważny, że szybko zrozumiałem że pyta na serio.
- Nie wiem, to zależy...
- A dla mnie, byłbyś w stanie kogoś zabić?
- Gdyby ktoś cię skrzywdził, to od razu pozbawiłbym go życia.
- Nie o to chodzi... Czy byłbyś w stanie zabić kogoś zupełnie obcego, nie zwracając uwagi na to jaki on jest, czy dobry czy zły?
- Dla ciebie? Dla ciebie byłbym w stanie zrobić wszystko - wyznałem, to było szczere tak bardzo jak moja miłość do niej. Odkąd ją poznałem wszystko i wszyscy przestali mieć dla mnie znaczenie, z resztą czy kiedykolwiek mieli? Przecież i tak wszyscy których znałem się ode mnie odwrócili i zostawili samego, ale to już inna historia.
- Wiesz czego pragnę? Chciałabym być kimś ważnym, kimś kogo wszyscy by słuchali i bali się zarazem. Pragnę władzy Zorro. Przejmiemy jakieś potężne stado, potem podbijemy kolejne i kolejne, aż w końcu każdy będzie zależy od nas, wyobrażasz to sobie? - podniosła się z ziemi.
- Niby jak chcesz to zrobić?
- Mam już plan i ciebie - wtuliła się w moją grzywę, pochylając głowę, bo wciąż sobie leżałem, odwzajemniłem ten gest: - Nie obejdzie się bez ofiar, dlatego spytałam cię czy jesteś na to gotowy, czy jesteś gotów kogoś zabić, bo ja jestem...
- Ja także - spojrzałem jej w oczy: - A wiesz czego ja bym chciał?
- Znów będziesz zawracał mi głowy źrebakami? - odsunęła się.
- Przecież się kochamy - poderwałem się z ziemi, opierając głowę o jej grzbiet.
- Dobrze, ale dopiero po tym jak pomożesz mi zdobyć jakieś stado - spojrzała na mnie kontem oka, uśmiechając się przy tym.

Po długich poszukiwaniach, w końcu dołączyliśmy do dość sporego stada, zgodnie z planem.
- Musimy najpierw zdobyć ich zaufanie, zbliżyć się do nich - szepnęła Ulrike, gdy odchodziliśmy już od przywódców. I wtedy się zaczęło. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, nawet jeśli miałoby to oznaczać te najgorsze rzeczy. Odkryłem mroczną część siebie, zacząłem pragnąć władzy tak jak ona i to mi odpowiadało. Na początku musieliśmy się pozbyć najbardziej zaufanych koni. Przywódcy mieli też dwoje źrebiąt i to też wykorzystała Ulrike. Były to bliźnięta, dwoje trochę rozbrykanych ogierków. Łatwo było je wprowadzić w tarapaty. Wystarczyło zastraszyć jedną z klaczek, aby wyprowadziła synów przywódców do lasu pełnego drapieżników. Ulrike pobiegła ich wtedy śledzić, a ja miałem wezwać pomoc, a mianowicie tych ważnych, stojących u boku przywódców. Pobiegło tylko dwóch, wystarczająco żeby zrobić sobie miejsce obok przywódców i żeby ich wykończyć. To były nasze pierwsze ofiary, najpierw rozprawiliśmy się z nimi, wystarczyło że wbiegli do lasu, rzuciłem się na ogiera, a Ulrike na klacz i to z zasadzki, zabiła ją szybciej niż ja jego. Potem oboje wyruszyliśmy ratować źrebaki, złapaliśmy tylko ogierki uciekając z nimi do stada, a klaczkę zostawiając na pożarcie pumie, która była w trakcie ataku na nich. Pewnie dlatego Ulrike tak się spieszyła.
- Szybko, uciekajcie do rodziców - przechyliła się żeby ogierek spadł z jej grzbietu.
- Szybko! Musimy wracać ich powstrzymać! - spojrzała na mnie porozumiewawczo, zrobiłem to samo co ona, tylko delikatniej, wróciliśmy do lasu.
- Uderz mnie, - kazała gdy zatrzymaliśmy się głęboko w lesie.
- Oszalałaś?
- Zrób to, musimy być choć trochę ranni - ugryzła mnie nagle i to aż do krwi, odsunąłem się gwałtownie.
- Pospiesz się! - stanęła dęba, celując w moją głowę, dałem się jej pobić, ale sam nie potrafiłem jej zrobić chociażby najmniejszej rany.
- Czemu jeszcze mnie nie uderzyłeś?! - krzyknęła, gdy przestała mnie atakować, teraz wyglądałem jakbym walczył z przynajmniej dwoma ogierami.
- Nie potrafię! Jak mógłbym cię skrzywdzić?
Sama się wtedy zraniła o ostre gałęzie, złapałem ją za grzywę, gdy chciała znów to zrobić.
- Powiemy że tylko ja walczyłem...
- Puść, nie mam zamiaru przez ciebie tracić czasu! - rzuciła się na drzewa, mocno w nie uderzając, krzyknęła przez sekundę z bólu, szybko zaciskając zęby, ale co z tego jak wylądowała na ziemi i nie mogła przez chwilę wstać. Zabrałem ją wtedy na grzbiet i wróciliśmy do przywódców, ich źrebaki także tam już były. Ulrike mówiła że napadły nas obce konie, że pomogliśmy walczyć ich doradcą, czy zastępcą, jakoś mało mnie to obchodziło jak ich tam nazywali, może tak samo jak Zatopi? Nie miało to dla mnie wtedy znaczenia. Bądź razie wmówiliśmy im że słyszeliśmy odgłosy walki dochodzące z lasu i wtedy postanowiliśmy pomóc. A o źrebakach nie mieliśmy pojęcia i że uratowaliśmy je przypadkowo. Ogierki oczywiście potwierdziły że ich uratowaliśmy, bo przecież to akurat było prawdą. To był pierwszy krok, żeby zbliżyć się do przywódców. Ulrike starała się bardziej niż ja, wciąż z nimi przebywała, potrafiła się z nimi dogadać, doradzić, pożartować, wreszcie doszło do tego że stała się taką przyjaciółką rodziny. Ja miałem tymczasem inne zadanie, musiałem likwidować po kryjomu każdego, kto chciałby zająć miejsce koni, które zamordowaliśmy, albo tych co coś podejrzewali. To było niewdzięczne zajęcie, ale nie takie trudne, traktowałem z obojętnością każdą śmierć, której byłem przyczyną. Byleby zadowolić ukochaną. Wreszcie Ulrike zdobyła już całkiem zaufanie przywódców, sami jej zaproponowali by zajęła miejsce obok nich, mi także to zaproponowali, bo byłem jej ukochanym. Nie widziałem wtedy tak tego, ale teraz wiedziałem że ilekroć wyrażała mi swoją miłość to robiła to na pokaz, na oczach przywódców, żebym i ja był stale przy niej, bo wciąż mnie potrzebowała do zrealizowania planu, który i ja zacząłem podzielać i angażować się w niego coraz bardziej...

Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz