Spojrzałam na Leona, uniknął mojego spojrzenia odwracając łeb.
-Mógłbyś na mnie spojrzeć?
-Jestem mordercą Mercy
-Nie byłeś sobą, nie wiń się za to co się stało
-Przypomnieć ci jaki byłem wcześniej? co zrobiłem? chociażby własnej siostrze- po raz pierwszy zauważyłam u Leona takie łzy, nawet nie próbował ich ukryć
-Miałeś o tym zapomnieć...
-A ty zapomniałaś? wiesz z kim żyjesz?
-Leo...
-Jak tylko stąd wyjdziemy, odejdę od ciebie i Armenka, nie chcę was krzywdzić i wszystkich wokół
-Mamo o czym tata mówi?
-O niczym kochanie, nie słuchaj taty
-Tato nie kochasz nas już?
-Kocham...zaopiekujesz się mamusią jak odejdę
-Leo przestań!- rozpłakałam się
-I znów przezemnie płaczesz...
-Nigdzie cię nie puszczę, rozumiesz to?!- przytuliłam się gwałtownie do niego otulając skrzydłami- przypomnij sobie...pamiętasz jak o mnie zabiegałeś? jak byliśmy mali, i później jak dorastaliśmy, nie przekreślaj tego wszystkiego...błagam- wyszeptałam mu do ucha szlochając.
-I nie wiem co ty we mnie widziałaś...
-To czego inni nie dostrzegali, kocham cię idioto
-Tato nie zostawiaj nas- także i Armen podbiegł i wtulił się w ojca, czułam łzy Leona na sobie.
-Ja wierzę że jesteś dobry, nikt nie rodzi się zły, tylko demony, a ty nim nie jesteś...płaczesz, to jest chociażby tego dowód, kochasz...demon i zły koń tego nie okazują, wiem coś o tym, nie rań mnie i nie odchodź. Jeśli odejdziesz znienawidzę cię...
***
Usłyszałam jakieś odgłosy przy wyjściu, podniosłam się, głaz odsunął się a w wejściu pojawił się mój wuj.
-Słuchajcie, może trudno będzie wam to przyjąć do wiadomości ale trochę to pobędziecie, być może nawet kilka miesięcy
-Że co? dlaczego?- Leon podszedł do nas, za nim stał Armen i Selma
-Naroiło się ich więcej niż myślałem, najgorsze jest to że jak narazie wydostać można się tylko górą bo jedna z moich znajomych, mocą zbudowała mur przez który się nie przedrą, nie wszystkie mają zdolność wspinania się, ba żadne, tylko wyjątki- spojrzał na Leona- ty jesteś pegazicą, mogłabyś się uwolnić ale to i tak trudne, właśnie ze względu na te mutanty które chodzą po drzewach, dlatego mur jest spleciony z długich i ostrych cierni, mój znajomy z mocą puścił nawet prąd przez to, to jest teraz, że tak powiem, strefa zamknięta a teren jest ogromny.
-To co? teraz mamy tu kwitnąć kilka miesięcy?- wtrąciła Selma
-Puki ich nie wybijemy, chyba że...
-Chyba że co?- spytał Leo
-Zebrałbym resztę łowców, i tak musimy znaleźć i pomóc ocalałym, byśmy was zabrali ze sobą, znajdziemy jedno miejsce gdzie będziecie mogli być, jak nam się uda, to was wyprowadzimy.
-Tak, zgadzamy się, to najlepszy pomysł- odparłam
-Mercy chyba raczej nie, nie wiesz co tam sie dzieje na zewnątrz i jakie potrafią być te...te potwory
-Chodzące trupy- poprawił go Tytan
-A mamy inne wyjście?- spytałam
-Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam tu siedzieć kilka miesięcy- Selma stanęła obok nas
-Ja też, pomożemy wam, czy łowcami są tylko konie z mocami?- spytałam
-Nie tylko, każdy kto ma odwagę, siłę, spryt i potrafi walczyć no i używać takich rzeczy jak włócznia itp.
-A co ze źrebakami?- Leo spojrzał na syna poczym znów na mego wuja, Tytan westchnął lekko
-Narazie Armen pójdzie z nami, będziemy szukać ocalałych, z tego co wiem źrebaków na tym terenie było sporo, ile jest teraz, nie wiem, ale spokojnie, je będziemy bronić...aha no i jeszcze jedno, one atakują tylko te silne i zdrowe konie i inne zwierzęta, chorych nie widzą, nie wyczuwają, ktoś taki jest po prostu nie widzialny dla nich, ale tylko ktoś chory na poważną chorobę.
-Coś jeszcze musimy wiedzieć?
-Tak, noc jest najniebezpieczniejsza, chodzenie samemu po nocy, ba w ogóle chodzenie po nocy to jak proszenie się o śmierć, nawoływanie ich "darmowa przekąska"
-To kiedy możemy ruszać?
-Mercy ja nie wiem czy to aby na pewno dobry pomysł
-A masz inny Leo? to najlepszy pomysł, ryzykowny, fakt, ale ty akurat sobie poradzisz.
-Zapomniałem dodać, po nocy poruszają się tylko nocni łowcy, ale to tylko po na prawdę ważne rzeczy, po zioła, na drugi konie lasu po opatrunki, lekarstwa z zielarni któregoś z koni z mojej grupy.
-Z twojej?
-Tak, ja dowodzę nimi, tak samo ja mam za zadanie zlokalizować źródło zarazy, podobno zaczęło się kilka miesięcy temu i zapoczątkował to zdziczały pies ze wścieklizną, w ogóle był jakiś dziwny, pewnie z jakiegoś laboratorium zwiał od ludzi i rozniusł zmutowany wirus wścieklizny, no i mamy, później stopniowo zaczął się jeszcze bardziej ten wirus mutować i właśnie z tego powstawały mutanty
-A jak one wyglądają?- spytał Leo
-Dużo masywniejsze i większe, silniejsze niż jak ty byłeś, ze zdolnością wspinania się, ty miałeś akurat tylko to.
-A jak je zabijać?
-Najlepiej atakować głowę, wtedy wiadomo że się zabiło, odcinanie nóg to więcej czasu na ucieczkę...
Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz