Spełniłam ostatnią wolę ojca, w końcu po wielu miesiącach udało mi się zapanować nad mocą. Spędziłam je w osamotnieniu, oddzielona od reszty świata. Stęskniłam się już za matką, Wichą i... Siostrą, ona także odeszła i to w dniu śmierci taty. Straciłam ich obojga. Nie umiałam się z tym pogodzić, ale teraz gdy już miałam 2 lata byłam gotowa żeby wrócić do stada mojego ojca. Żeby znów zobaczyć ziemie po której stąpał. Tereny które mi pokazywał, usłyszeć śpiew ptaków i szum wodospadu, który wspólnie uwielbialiśmy. To wszystko sprawiało mi ból, przypominało mi o nim, a każde ze wspomnień raniło moje serce. W końcu już nigdy go nie zobaczę... Tylko on jeden potrafił mnie zrozumieć, byłam jego ulubienicą, kochał mnie bardziej niż Shady, choć starał się tego nie pokazywać i traktować nas po równo, ale to mnie wybrał abym odziedziczyła po nim stado.
Po długiej wędrówce zobaczyłam znajome tereny, ucieszyłam się na ich widok jak źrebie. Wydawało mi się przez chwilę że znów jestem z siostrą, Wichą i tatą. I że tak jak kiedyś wspólnie się wygłupiamy. Zaczęłam już nawet biec, przez moment odzyskałam chęć do życia. Zatrzymałam się nagle w szalonym pędzie. Przede mną był las. To właśnie tutaj po raz ostatni widziałam ojca i to martwego. Wciąż go tam widzę oczami wyobraźni, martwego, mokrego od wody i krwi.
Przejście przez ten las było dla mnie koszmarem. Innej drogi nie było, a przynajmniej nie szukałam innej, chciałam już być w domu, a to była najkrótsza z możliwych tras. Wychodząc z lasu moim oczom ukazała się jaskinia. Od razu do niej wbiegłam, nie mogłam się już doczekać. Mama była akurat w środku.
- Mamo... - podbiegłam do niej, przytulając się mocno.
- Zima, wróciłaś... - mama wtuliła się we mnie.
- Tęskniłam za wami. Gdzie Wicha ? - chciałam już wyjść zobaczyć przyjaciółkę.
- Zaczekaj, chce ci kogoś przedstawić - zatrzymała mnie mama, zastanawiałam się dlaczego przez cały ten czas leży na ziemi. Po chwili zrozumiałam że niedawno urodziła. Dostrzegłam też źrebie, kryjące się za jej grzbietem.
- To twoja nowa siostra, Nadia - mama wskazała na klaczkę, spojrzałam na nią krzywo.
- Czyja ona jest ? - w moim głosie było słychać niezadowolenie, byłam sfrustrowana i to nie bez powodu. Miałam tylko nadzieje że moje obawy że mama wymieniła sobie tatę na innego ogiera nie są słuszne.
- Vent'a, polubisz go. Jestem z nim taka szczęśliwa.
- A jednak, zapomniałaś już o tacie ! - aż krzyknęłam, mierząc wzrokiem źrebaka.
- Zima, przestań, to twoja siostra... Baridi nie żyje już od dawna, powinnaś się cieszyć że się z tym pogodziłam.
Nic już nie powiedziałam, bo do jaskini wszedł nagle jakiś obcy. Domyśliłam się że to ten "wspaniały" Vent, o którym mówiła matka. Zdziwił się na mój widok.
- Zima, tak ? - powiedział nie pewnie, mama mu przytaknęła. Zmierzyłam go wzrokiem, wydawał mi się zły.
- Poznałaś już Nadie, prawda ? - ogier uśmiechnął się do córki, parsknęłam, odwracając głowę w bok.
- Postanowiłem że to moja córeczka zostanie nową przywódczynią, nie ty - zwrócił się do mnie.
- Nie możesz !
- Jest przywódcą i wszystko mi wolno.
- To stado nie jest twoje ! Należy do mojego ojca !
- Jako trup to chyba sobie nim za bardzo nie porządzi - zaśmiał się.
- Myślisz że to takie zabawne ?! - rzuciłam się na niego, nie mogłam się opanować, za bardzo zabolało mnie to co powiedział. Szybko wylądowałam na ziemi, pod nim.
- Wynoś się stąd ! - wrzasnął, chcąc mnie uderzyć.
- Vent nie ! Ona nie chciała... - mama osłoniła mnie błyskawicznie.
- Zrób z nią coś, bo z hukiem stąd wyleci !
- Zobaczymy kto kogo wyrzuci ! - poderwałam się z ziemi.
- Wyjdź, bo za chwilę nie będę taki łagodny !
- Zima proszę... - mama spojrzała na mnie, miałam w oczach łzy. Jak ona mogła zdradzić ojca i zostać partnerką tego potwora. Myślałam że tata był dla niej najważniejszy.
Wybiegłam gwałtownie, z oczu spłynęły mi łzy. Jednak nie powinnam tu wracać...
Zapadła noc, a ja nadal błądziłam we wspomnieniach, nie umiałam o niczym innym myśleć. Patrzyłam wciąż na gwiazdy wędrując po łące. Nagle przypomniałam sobie pewien szczegół, szczegół, który miał morderca mojego ojca. Była to mała łatka na głowię, w ciemności dostrzegłam tylko ją. Mój tata zginął nocą, w ulewie. Vent miał taką, więc to musiał być on. Ten szczegół na jego czole był jedyny w swoim rodzaju, żaden inny koń nie mógł mieć łaty o tym kształcie co morderca mojego ojca i Vent... To jedna i ta sama osoba. Na pewno mnie zapamiętał, zapamiętał tą małą bezbronną klaczkę, opłakującą zmarłego ojca. Nienawidzę go, nie daruje mu tego...
Vent z samego rana wezwał do siebie stado. Natomiast ja co dopiero się przebudziłam, jak w ogóle mogłam zasnąć z świadomością że moja mama związała się z mordercą. Od razu wstałam, kryjąc się z tyłu za innymi końmi. Vent stanął sobie na wzgórzu, żeby go wszyscy widzieli, "wielki mi władca".
- Zima już nie będzie przyszłą przywódczynią. Jak wiecie urodziła mi się poprzedniej nocy córeczka i to ona będzie w przyszłości przewodzić naszym stadem - oznajmił.
- To stado od początku należy do moich rodziców ! Teraz czas abym ja została nową przywódczynią ! - krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę, wepchnęłam się pomiędzy końmi, dostając się do Vent'a.
- Tak ? Nie sądzę, zabiłabyś połowę stado tą swoją mocą ! - zdenerwował się patrząc na mnie wrogo. Jak słychać mama już zdążyła mu wspomnieć o mojej mocy.
- Jakbyś chciał zauważyć już nad nią panuje ! Udowodnię ci ! - wywołałam śnieżyce, która zmiotła go do tyłu, kiedy upadł, zamroziłam pod nim podłoże. Zdążył stanąć dęba, nim skierowałam w jego stronę ostre sople.
- To za zabójstwo mojego ojca ! - krzyknęłam, chcąc dokończyć swoje dzieło, wystarczyło przedłużyć sople, na oczach wszystkich.
- Zima nie ! Nie rób tego ! - nagle mama dobiegła do tego drania, osłaniając go, teraz wraz z nim stała na tylnych nogach, nie mieli innej możliwości, inaczej by się zranili.
- Mamo ty nic nie rozumiesz... - zaczęłam.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić ! - nie dała mi dojść do słowa.
- Zabił Baridiego, widziałam na własne oczy ! - krzyknęłam na całe stado, wszyscy wiedzieli że mówię o moim tacie, ale nie wyglądali na takich co by mi uwierzyli. Cofnęłam lód, gdy wszyscy przeszyli mnie wzrokiem.
- Nikogo nie zabiłem, jak śmiesz mnie w ogóle o cokolwiek oskarżać !? Wynoś się... Z mojego stada ! - wrzasnął Vent, widziałam po nim że nadal jest przerażony, tak, wcześniej przestraszył się nie na żarty.
- Odejdź - dodała mama, i to zupełnie poważnie, właśnie taki miała ton.
- Jak.. Jak możesz... - ledwo wydobyłam z siebie te słowa: - Na prawdę wolisz go ode mnie ? - spytałam załamującym się głosem.
Mama spuściła głowę, milcząc, nawet nie odważyła mi się więcej spojrzeć w oczy.
- Nienawidzę cię ! Nienawidzę was wszystkich ! - uciekłam.
- Nie wracaj tu nigdy, bo cię zabiję ! - krzyknął za mną Vent. Kiedy odbiegłam kawałek wpadłam na Wichę, zakryłam się od razu grzywą, znów płakałam, nie znosiłam tego i nie chciałam żeby widziała moje łzy...
- Co się stało ? Słyszałam przed chwilą że Vent cię wygnał, dlaczego ? - dopytywała przyjaciółka.
- On.. On zabił mi ojca, odebrał matkę i... i... - mówiłam przejęta, ciężko było mi złapać oddech. Szkoda że wtedy nie była przy mnie, w sumie nie wiem czemu tam nie przyszła, Vent przecież wołał do siebie wszystkich, bez wyjątku.
- Spokojnie, co takiego zrobiłaś że cię wyrzucił ?
- Nie ważne, zostaw mnie ! - ominęłam ją biegnąc dalej.
- Zaczekaj, nie zostawię cię, odejdziemy razem...
- Nie ! Ty tu zostaniesz ! Nie pozwolę ci się narażać, zostaniesz tu ! - krzyknęłam na nią, zatrzymała się od razu.
- Ale...
- Chce być sama, nie rozumiesz tego ?! - wrzasnęłam, patrząc na nią tak jakbym chciałam jej coś zrobić, tak na prawdę to przez nerwy.
- Jesteś pewna że...
- Tak ! - po chwili nieco się uspokoiłam, widząc jak Wicha odchodzi w swoją stronę.
- Będę pamiętać że byłaś wobec mnie lojalna... - przyznałam, nie wiedząc nawet czy słyszała. Pobiegłam dalej. Ciężko mi było to wszystko zostawić, nie miałam nawet takiego zamiaru. To mój dom i nie pozwolę Vent'owi mi go odebrać, już i tak wszystko mi zabrał.
Dotarłam więc do granic Zatopi, wywołując silną zamieć śnieżną, nikt się nie domyśli że to ja, bo akurat kilka dni temu zaczęła się zima. A nawet jeśli to będą mieli co do tego wątpliwości.
Już po kilku godzinach zostałam całkiem sama, stado opuściło wyspę i tereny w jej pobliżu. Za to ja zawróciłam z powrotem do domu. Wszędzie było pełno śniegu i lodu, nawet mi się tu teraz podobało, nie sądziłam jednak że czeka mnie kolejny samotny rok, nie mówiąc już o tym że rok zmienił się w 1,5 roku, ale wkrótce miało się to zmienić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz