-Uspokój się!- wrzasnąłem, Shady momentalnie ucichła i się uspokoiła, puściłam ją powoli upewniając się, czy czasem znów nie dostanie ataku
-To chyba nic poważnego- odezwała się Wicha wskazując na Zimę
-To pewnie przez nerwy...hey, kochanie- szturchnąłem ją, po kilku minutach się obudziła
-Co się stało?- spytała nieco zdezorientowana
-Straciłaś przytomność- wyjaśniłem
-To wszystko przez nerwy...Danny, Shady ma chyba zakażone te rany- Zima wskazała na siostrę, spojrzałem na nią, faktycznie, z ran ciekła ciemna, wręcz czarna maź
-Wicha pokaż rany- podszedłem do niej, odchyliłem jeden z opatrunków- jasny gwint
-Co?- spytała Wicha, w jej głosie wyczułem strach
-Ma tak samo...jak się czujesz?
-Dobrze...
-Musimy im te rany przepłukać, i to jak najszybciej- Wicha wstała w moją pomocą- ty weźmiesz Wiche, bo ona jeszcze ma siły, a ja wezmę Shady- powiedziałem, Wicha oparła się o Zimę a ja wziąłem Shady
-Chodźcie- powiedziała Zima do źrebaków
-Idźcie pomiędzy nami- dodałem.
Doszliśmy do niewielkiego stawu, na brzegu położyłem Shady a Wicha z pomocą Zimy
-Oby nie było za późno- Wicha pomogła Zimie zdjąć sobie opatrunki, ja zdjąłem Shady, nie sprawiała narazie problemów, patrzyła się w dal i zachowywała się, jakby nas nie było.
Wsadziłem Shady do wody, nogą wprawiłem wodę w ruch, zależało mi na tym aby woda dostawała się do ran i cofając się, wypłukiwała toksynę
-Mam pomysł- naglę mnie olśniło, może to dziwne ale skuteczne
-Jaki?- spytałaa Zima
-Pijawki, one wysysają krew, a jakby je tak wykożystać do wyssania toksyny, wyssą ją razem z zakażoną krwią
-Z tego co wiem, to pijawki są pasożytami
-Niby tak, ale w niektórych przypadkach są przydatne
-Wątpię aby to się sprawdziło....
-Ale warto spróbować
-Tylko znajdź teraz te pijawki...
-W stawie są na pewno...poszukam ich- wszedłem głębiej, zanużałem głowę i szukałem ich na dnie, udało mi się znaleść dwie, niewielkie pijawki, strasznie się wywijały na różne strony, obrzydzały mnie, no ale cóż, skoro mają pomóc.
-Jedną z nich położyłem na ranie Shady, a drugą na ranie Wichy
-Teraz trzeba tylko poczekać...musimy tutaj przenocować- stwierdziłem.
Położyliśmy się pod dużym drzewem, jego gałęzie miały nas ochronić przed deszczem, jeśli miałby oczywiście padać, bo chmur na niebo było dosyć sporo.
Następnego dnia
Obudziłem się mniej więcej równo z Zimą
-Danny...nie ma źrebaków- zauważyła Zima
-Że co?- zdziwiłem się, zacząłem się rozglądać dookoła, po Westro i Eris nie było ani śladu
-Może poszli się pobawić...
-To by byli tutaj
-Może nie chcieli nam przeszkadzać jak spaliśmy
-Wątpię, czuję że coś złego się stało- podniosłem się
-Co się dzieje, możecie mówić ciszej?- obudziła się Wicha
-Maluchy zniknęły...a tak pozatym, to jak tam rana?- podszedłem, oderwałem zdecydowanym ruchem pijawkę, pociekła jeszcze krew, czysta
-Chyba się udało- stwierdziłem i podszedłem do Shady, tak samo jak u Wichy, oderwałem pijawkę, ale była martwa a z rany Shady nadal leciała ta maź
-Jak to?- spytałem sam siebie
-Może ja nie byłam aż tak zakażona?
-No jej chyba specjalnie nie zakazili- spojrzałem na Zimę
-A jeśli tak...- zastanowiła się ukochana
-Zima wiesz że jeśli nie pozbędziemy się toksyny, to ona umrze...
-Tak, wiem...
-Wicha dasz radę już sama iść?- spytałem
-Tak, dam ranę- podniosła się, ja wziąłem nadal śpiącą Shady
-Musimy ich poszukać, a jeśli zabrały ich te mroczne konie?
-Wiem Zima, oby nie...mam nadzieję że są w pobliżu- cała nasza trójka rozglądała się za Westro i Eris, w końcu natrafiliśmy na krew, dosyć świeżą, poszliśmy jej śladami, naszym oczom ukazały się dwa ciała, do połowy zjedzone i rozkładające się, ale pyski były w natyle dobrym stanie, że domyśliłem się że to rodzice Eris, byli tacy podobni do niej
-To chyba jej rodzice...
-Eris?
-Yhymmm
-Skąd wiesz?
-Eris jest do nich podobna, pozatym widzę ich...
-No tak...
-Eris musiała tutaj przyjść, być może chciała zobaczyć znów rodziców...i wtedy ich porwali
-Shady? Shady!- naglę rozległ się krzyk, w naszą stronę biegła grupka koni
-A oni to co?- Zima spojrzała w ich stronę, tak samo jak ja
-Chwila, chwila...a wy to kto?- wyszedłem im na przeciw
-To Shady, nasza przywódczyni...była
-Była, więc czego jeszcze chcecie?- spytała Zima
-Chceliśmy z nią porozmawiać, a...a co jej się stało?- spytała klacz
-Nie ważne, Shady nie jest w stanie z kim kolwiek rozmawiać- powiedziała Zima zanim ja zdąrzyłem otworzyć pysk
-Ale...
-Idźcie stąd- powiedziałem, popatrzyli na nas dziwnie, poczym odeszli
-To było dziwne...- obejrzałem się jeszcze za nimi, naglę Shady się obudziła i spadła z mojego grzbietu, wstała tak szybko, jak wylądowała na ziemi
-Shady...spokojnie- Zima stanęła jej na drodze
-Nie...nie! zostawcie mnie!- zaczęła krzyczeć, chwyciłem ją za grzywę ale zaczęła się wyrywać, jakimś cudem udało jej się i uciekła nam w głąb lasu, pognaliśmy za nią ale ją zgubiliśmy
-Shady!- krzyknęła Zima
-To nic nie da- powiedziałem, usłyszeliśmy czyjś krzyk, krzyk źrebiąt
-Szybko...- Zima ruszyła pierwsza, a ja z Wichą pobiegliśmy zaraz za nią
-Zostawcie ją!- krzyknął Westro, stał przy leżącej Eris najeżony, naokoło nich stały młode konie, zwykłe jak i te mroczne, nieco dalej stały te konie, co do nas podbiegły
-Hey!- krzyknąłem wychodząc zza drzew, wbiegłem pomiędzy te młodziki- zróbcie im coś a pożałujecie- wspiąłem się nieo na tylnych nogach, chciałem ich wystraszyć, i mi się udało, młodziki uciekły do dorosłych koni
-Nic wam nie jest?- podbiegła Zima
-Nie...- Eris wstała
-Na pewno?- spytała troskliwie Zima
-Nie, na pewno- oba źrebaki schowały się za nami, kiedy zobaczyły że w naszą stronę idą te konie, osłoniłem całą czwórkę, zdziwiłem się kiedy na ich czele pojawiła się Shady
-A ta czego tam?- spojrzałem na Zimę
Zima [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz