Menu

czwartek, 23 lipca 2015

Spotkanie cz.8 - Od Zimy/Danny'ego



Jakiś czas wcześniej (rano)


Od samego rana obserwowałam Westro. Ciągle kręcił się wśród stada. Konie były nie spokojne na jego widok, co niektórzy nawet chcieli go odpędzić, cudem się jeszcze powstrzymywali. Ci co go tolerowali byli w mniejszości.
Nie minęło kilka minut, a mały oddalił się znacznie idąc w stronę wodospadu. Zaczekałam aż wróci, choć miałam ochotę pójść za nim i go śledzić. Gdybym nie obiecałam ukochanemu że dam szanse temu źrebakowi, to już byłabym za nim, krok w krok, żeby tylko sprawdzić co kombinuje.
Westro coś długo stamtąd nie wracał, minęło już kilkanaście minut, a go nawet nie było widać w oddali. W końcu nie wytrzymałam i poszłam śladami źrebaka.

Jak tylko zobaczyłam go z Eris jak się na nią rzucał, zaszarżowałam na niego. Atakując niemal wrzuciłam go do wody, nie mówiąc już o ranach, które mu zrobiłam.
- A ja chciałam dać ci szanse ! Ty...
- My się tylko bawiliśmy... - powiedziała cicho Eris już przez łzy. Spojrzałam na nią kontem oka, stała za mną. Już ja jej uwierzę, pewnie ją zastraszył.
- Westro musi teraz już iść, Danny go szuka - skłamałam klaczce, starając się mówić spokojnym tonem. Nie chciałam ryzykować żeby komuś powiedziała dokąd na prawdę wybieram się z Westro, wolałam zachować to dla siebie. Plotki szybko się tutaj roznoszą, tak więc Danny na pewno by się dowiedział.
Odprowadziłam ogierka niby do Danny'ego, ale tak na prawdę oddalając się z nim od Eris i jednocześnie od stada. Cały czas trzymał ode mnie dystans i wciąż na mnie patrzył.
- Akurat. Bawiliście się... - powiedziałam ironicznie patrząc wrogo na Westro.
- Na prawdę... Ja tylko chciałem żeby nie była taka smutna i dlatego zaczęliśmy się wygłupiać... - Westro zwolnił nieco kroku.
- To nie wyglądało na zabawę - zauważyłam nie spuszczając z niego wzroku.
- Ale ja nie chciałem zrobić jej krzywdy, nie ma nawet zadrapania, to była tylko zabawa, przysięgam... - mały odsunął się ode mnie.
- Już ja ci pokaże gdzie twoje miejsce ! - złapałam go za grzywę, ciągnąc za sobą, starał się mi wyrwać, próbował też krzyczeć, ale nie pozwoliłam mu na to. Zamroziłam mu pysk, ciągnąc go wciąż za sobą. Chciałam oddać go rodzicom, niech wraca skąd przyszedł.


Później


Przekroczyliśmy już dawno granice, długo już nie byłam po za terytorium stada, ale w końcu musiał być ten pierwszy raz. Westro szedł obok mnie, nie próbował już uciec, szedł tak spokojnie że sama byłam zdziwiona. Przez całą drogę miał spuszczoną głowę, na dodatek jego ranny zaczęły krwawić, przez co zostawiał po sobie ślad.
Doszliśmy do lasu, wyglądał dość tajemniczo i przerażająco, zwłaszcza ta poszarpana kora drzew, będąca od zaschniętej krwi.
- Rodzice się ucieszą na twój widok, a ty też będziesz zadowolony będąc wśród swoich - zapewniałam, byłam już teraz spokojna i co ostatnio rzadko się zdarza dość opanowana.
- Wcale nie... - odezwał się prawie szeptem, zignorowałam to. Najważniejsze żeby stado było w końcu bezpieczne. Niespodziewanie usłyszałam stukot, tak jakby kopyto uderzyło o niewielki kamień. Odwróciłam się gwałtownie, zauważyłam od razu że za drzewami coś się poruszyło.
- Kto tam jest ?! - krzyknęłam, szykując się do ataku.
- To... Tylko ja... - Wicha wyszła za drzew, myślałam że dostanę szału, zwłaszcza że z nią była też Shady.
- Zwariowałaś ?! Po co za mną poszłaś i to jeszcze z Shady ?! - krzyknęłam.
- Martwiłam się o ciebie, a jej przecież nie mogłam zostawić samej... - wytłumaczyła się Wicha, starałam się opanować nim znowu mnie poniesie.
- Chodźmy już, lepiej żeby Danny nie widział jak zawracacie - powiedziałam ruszając dalej.
- Może wezmę go na grzbiet, jest ranny i...
- Sam pójdzie - przerwałam przyjaciółce.
- Ale to jeszcze źrebak... Nie znoszę mrocznych koni, ale chyba Danny ma rację to źrebie, nic nikomu nie zrobi.
- Mylisz się, Westro zaatakował dziś Eris, więc...
- Bawiliśmy się ! - zaprotestował ogierek.
- Dobrze wiem co widziałam !
- Kiedy ona sama mówiła... - starał się wytłumaczyć.
- Broniła cię, bo się ciebie boi.
- Chyba jednak przesadzasz - wtrąciła Wicha. Nie słuchałam już na nią, ani na Westro. Po prostu ciągnęłam go dalej, a Wicha z Shady szły za mną. W końcu wyczułam w powietrzu zapach mrocznych koni. Shady chyba też, bo zaczęła się wyrywać mojej przyjaciółce. Złapałam ją, bo Wicha nie dawała sobie już rady. Obie starałyśmy się ją uspokoić. Nawet nie spostrzegłam że Westro gdzieś zniknął. W końcu położyłyśmy moją siostrę na ziemi, żeby łatwiej było ją kontrolować. Rzucała się okropnie krzycząc. Wokół nas pojawiły się nagle jakieś sylwetki z krwistoczerwonymi oczami. Nigdy nie widziałam tylu koni w jednym miejscu, było ich tak dużo że aż przeszły mnie dreszcze, a w oczach miałam już tylko przerażenie.
- Co..co teraz ? - spytała półgłosem Wicha. Mroczne konie wyłoniły się właśnie z mroku, śmiejąc się demonicznie.
- Nie zbliżajcie się ! - zagroziłam, bałam się, ale musiałam chronić siostrę i Wichę. To przeze mnie tutaj się znalazłyśmy. Użyłam mocy, pokryłam całe podłoże lodem, zbliżając go aż pod same kopyta wrogów, było ich niestety za dużo by każdego pokonać. A żaden z nich nie przestraszył się mojej mocy.
- Te twoje sztuczki w niczym wam już nie pomogą - powiedział jeden z ogierów, był największy i miał najdłuższe kły, które pokrywała na dodatek bardzo stara, zaschnięta krew.
- Szkoda tylko że nie zaspokoicie naszego głodu - ogier zaczął biec w naszą stronę, a wraz z nim ruszyli wszyscy. Zabiłam ich zaledwie kilka, przestałam za nimi nadążać, atakowały znienacka i z taką gwałtownością że szybko znalazłam się na ziemi. Najgorzej bałam się o Wichę i siostrę, jak one mogły się bronić, skoro nie miały mocy. Ja wciąż jej używałam, dzięki czemu nie miałam aż tak głębokich ran jak one, zaledwie niegroźne zadrapania. Najgorsze było to że minęły tylko dwie minuty, wiedziałam że długo tak nie wytrzymam, a już zwłaszcza Wicha i Shady, które za chwilę będą bliskie śmierci. A ja nic nie będę mogła na to poradzić.
- Zostawicie ich ! - krzyknął Westro, nie mogłam uwierzyć własnym oczom że to na prawdę ten mroczny źrebak. Wszyscy momentalnie wstrzymali się z atakiem, patrząc na niego.
- To ty... Zdrajca ! - parę koni pognało w jego stronę. Reszta kontynuowała atak na mnie, Wicha i Shady leżały już na ziemi, miały głębokie ranny i nie wiem dlaczego jeszcze ich nie dobili. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć jakby z bólu, a potem już uciekać. Za drzew pojawił się Danny, nie wiem jak to zrobił, ale po mrocznych koniach nie było już nawet śladu, tak szybko uciekli. Wyjątkiem był Westro, który stał teraz obok Danny'ego i Eris, oboje chowali się pod jego nogami. Podeszłam do Wichy i Shady. Przyjaciółce udało się jakoś wstać, choć widziałam że ledwo trzyma się na nogach i za chwilę upadnie. Zbliżyłam się więc do niej żeby mogła się oprzeć o mój grzbiet. Shady była w gorszym stanie, mogła nawet umrzeć, strasznie krwawiła.
- Danny, proszę, pomóż jej... - spojrzałam na ukochanego. Podszedł do nas bez słowa.
- Co chciałaś zrobić ? - odezwał się w końcu, gdy już zabrał Shady na grzbiet.
- Nie ważne, teraz musimy jej pomóc, zanim będzie za późno.
- Chciałaś go tu zostawić ? - dopytywał dalej Danny, nie dał po sobie poznać czy jest zdenerwowany czy raczej spokojny. Pewnie był na mnie zły.
- Tak... Wybacz, myślałam że zaatakował Eris, tą klaczkę, z którą przyszedłeś... - przyznałam, głupio się w tym momencie czułam, na dodatek sumienie nie dawało mi spokoju, naraziłam wszystkich na śmierć.
- Tak, wiem, zdążyłem ją poznać. Musimy teraz jak najszybciej znaleźć jakieś opatrunki - Danny wyszedł szybko z lasu, starałam się być tuż za nim, Wicha spowalniała mnie tak bardzo że byłyśmy  kilka metrów od Danny'ego.
- Co ja najlepszego zrobiłam ? - spytałam samą siebie.
- Każdy popełnia błędy... - powiedziała ciężko Wicha, ledwo się trzymała, jej także trzeba było szybko pomóc.
- Nie próbuj mnie usprawiedliwiać, to był niewybaczalny błąd.


Przez moją głupotę, musieliśmy wszyscy zatrzymać się w najbliższej jaskini, jaką znaleźliśmy. Danny pobiegł szybko po zioła i kolejne opatrunki, te co znaleźliśmy po drodze nie wystarczyły. Moja siostra umierała. Wicha też była w bardzo złym stanie. Martwiłam się o nie obie. Gdybym nie pozwoliła im ze mną pójść nic by się nie stało. Najwyżej ja bym zginęła, przynajmniej nie cierpiał by teraz przeze mnie ktoś inny.
- Westro - zawołałam małego, zbliżył się ostrożnie, wcześniej leżał w kącie razem z Eris.
- Nic ci nie zrobię, chciałam tylko... - westchnęłam, patrząc ze smutkiem na ogierka.
- Przepraszam mały. Możesz u nas zostać jak długo zechcesz, ja już nie będę próbowała wyrzucić cię ze stada, obiecuje że już nawet cię nie uderzę... Wybaczysz mi ? - powiedziałam, patrząc na niego. Był na pewno w szoku, bo długo się nie odzywał.
- Dobrze... - uśmiechnął się lekko. Danny, akurat wrócił, podeszłam szybko do niego.
- Boję się że Shady nie dożyje jutra... - przyznałam.
- Przeżyję, zobaczysz - obiecał mi ukochany. Opatrzył jej jeszcze rany, pomogłam mu, podaliśmy jej po tym na siłę zioła. Z Wichą było już łatwiej, sama wzięła zioła i z opatrywaniem ran też nam trochę pomogła.


W nocy


Nie mogłam zmrużyć oka, wciąż czuwałam przy siostrze. Co do Wichy byłam pewna że szybko z tego wyjdzie, już było z nią lepiej niż wcześniej. Spała dość spokojnie wraz z całą resztą, z wyjątkiem Eris, która patrzyła wciąż w ziemie, a z oczu kapały jej łzy. Samej zbierało mi się na płacz, czułam się tak jakbym zabiła obie siostry, nie tylko Nadie... Jej śmierć nadal ciążyła mi na sercu. Czasami śniłam o tym koszmarze nocą.
- Zima... - usłyszałam jakiś niewyraźny głos, nastawiłam uszu, gdy znów ktoś powtórzył moje imię spostrzegłam że to Shady. Nie mogłam przez chwilę w to uwierzyć.
- Shady ? - miałam nadzieje że mnie usłyszy, w końcu przemówiła, pierwszy raz od kiedy zachorowała. Bałam się jednak że to jej ostatnie chwilę, ponoć przed śmiercią tak nagle się poprawia.
- Zima, on... on... zabił naszego.... - przerwała nadal mamrocząc: - ...boję się
- Spokojnie, jestem przy tobie... - przytuliłam ją do siebie, przesunęła lekko w moją stronę głowę.
- Nie zostawiaj mnie... - wymamrotała jeszcze, zasypiając już dość głęboko, ciągle sprawdzałam czy oddycha. Przetrwałam tak całą noc. Nad ranem Shady obudziła się, starając się podnieść, nie mogłam jej na to pozwolić, jeszcze by sobie zaszkodziła.
- Masz zbyt poważne ranny żeby wstawać... - powiedziałam łagodnie, mając nadzieje że tak jak w nocy teraz też mnie usłyszy, myliłam się, znów nie było z nią kontaktu. Wydawała się nawet nie być świadoma z kim się szarpie. Nie minęła chwila, a zaczęła krzyczeć, od razu wszystkich obudziła. Poderwała mi się gwałtownie, nie miałam sił jej utrzymać, byłam za bardzo zmęczona po nieprzespanej nocy i tych wszystkich zmartwieniach. Siostra upadła niemal od razu, krzycząc tym razem z bólu, zwijała się aż na ziemi z łzami w oczach. Danny ją przytrzymał, tak mocno że nie mogła się ruszyć i tak zerwała z siebie kilka opatrunków, brudząc sobie na dodatek wciąż otwarte rany. Dopiero teraz zauważyłam że w niektórych miejscach jej krew zabarwiła się na czarno. W tym momencie dotarło do mnie że przecież mroczne konie potrafią kogoś zarazić, w końcu jedzą niekiedy niezbyt zdrowe mięso i gromadzą przez to w swoim pysku nieraz bardzo toksyczne bakterie. To znacznie zmniejszyło szanse mojej siostry na przeżycie, a także Wichy, choć jej stan nie był aż tak poważny, ale zakażenie robi swoje, może przecież tak nagle powalić z nóg. Myśląc o tym wszystkim zrobiło mi się momentalnie słabo, aż głowa opadła mi na ziemie i po prostu straciłam przytomność...



Danny (loveklaudia) dokończ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz