- Ale moje serce... Podpowiada mi że... Tak. Kocham cię Danny i chcę być z tobą tak długo jak ty tego pragniesz, aż do śmierci i niech nic, ani nikt nas nigdy nie rozdzieli... - przykucnęłam obok niego, kładąc się na ziemi. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wtuliłam się w jego grzywę, też się położył, już nie klękając przede mną. Trwaliśmy tak razem przytuleni, aż postanowiłam spojrzeć mu w oczy. Otarliśmy się głowami, stykając się pyskami. I właśnie w tym momencie poczułam coś dziwnego, odsunęłam się przez to gwałtownie. Danny spojrzał na mnie ni to przestraszony ni zdezorientowany, nie umiałam tego określić.
- Coś nie tak ? - spytał.
- Chyba coś się stało, mam jakieś przeczucie - podniosłam się szybko. Od razu po tym przypomniałam sobie o siostrze.
- Shady, zapomniałam o niej... - ruszyłam od razu do lasu.
- Zaczekaj... - Danny zerwał się gwałtownie, szybko mnie doganiając.
- Nie powinnam była jej tak długo zostawiać, jeśli jej się coś stało nie wybaczę tego sobie, to przeze mnie oszalała... znaczy zachorowała.... - ominęłam sprawnie kilka drzew, Danny był wciąż obok.
- To nie twoja wina. Przecież to ona napadła nas z tym swoim stadem.
- Tylko dlaczego ? - weszłam do jaskini, zatrzymując się wraz z ukochanym w wejściu.
- Wicha ? - zdziwiłam się na widok przyjaciółki, na szczęście była tutaj z moją siostrą i znając ją trwała przy Shady cały czas.
- Pomyślałam że mogłabym się nią zająć, w końcu ostatnio masz tyle na głowie... - podeszła do nas.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Chciałabym żebyś pierwsza się o czymś dowiedziała... - spojrzałam na Danny'ego uśmiechając się.
- Jesteście razem ? - zgadywała przyjaciółka.
- Tak... Od niedawna... - wtuliłam się w grzywę Danny'ego.
- Dosłownie przed chwilą poprosiłem ją aby została moją partnerką - dodał Danny z uśmiechem, mi także uśmiech nie znikał z pyska.
- Co z Shady ? - spytałam po chwili.
- No... Nie za dobrze, obojętnie jak bardzo bym zaprzeczała, ale psychika jej siadła i nie wiem jak do niej dotrzeć. Ale staram się żeby doszła trochę do siebie, spojrzała na mnie wczoraj na chwilę jak do niej mówiłam, po za tym nadal sprawia wrażenie jakby była w jakimś innym świecie. Na dodatek trzeba ją zmuszać do jedzenia, nie chce nic przełknąć...
- Zabierzemy ją do stada - podeszłam do siostry, chciałam ją złapać za grzywę i jakoś przekonać żeby poszła ze mną.
- Lepiej wezmę ją na grzbiet, nie ma sensu żebyś się z nią szarpała... - powiedział Danny.
- Masz rację, tylko zadam jej nie potrzebny ból - zaczekałam aż Danny podejdzie do nas. Shady nic nie zareagowała, nawet gdy już brał ją na grzbiet, obserwowałam ich uważnie. Danny był bardzo delikatny wobec niej. W sumie to od początku widziałam w nim same zalety.
- Zima, tak mi przykro z powodu Nadii... - szepnęła Wicha, gdy wychodziliśmy już w trójkę z jaskini. Miałam w oczach łzy na samo wspomnienie o niej.
- Widziałam się z twoją matką... Nie wiem dlaczego, ale powiedziała że nie chce cię znać. - dopowiedziała.
- Później o tym porozmawiamy - skończyłam temat, za bardzo mnie bolało wspomnienie o Nadii.
- Danny, musimy powiedzieć o tym stadu, niech wiedzą że teraz ty także jesteś ich przywódcą - zwróciłam się do ukochanego.
- I co najważniejsze moim partnerem... - dodałam po chwili uśmiechając się lekko, mimo ostatnich wydarzeń nie mogłam przestać się cieszyć, to ta miłość tak wpływała na mnie. Niestety wkrótce i to minie, a wtedy znów powróci rozpacz, na szczęście Danny będzie mnie wspierał.
Dzieliło nas kilka kroków od stada. Nagle Shady spadła na ziemie, sama zeskoczyła. Od razu byłam przy niej, Danny starał się zabrać ją z powrotem na grzbiet, ale zaczęła się szamotać.
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy... Pamiętasz mnie ? - starałam się do niej jakoś przemówić, ale było jeszcze gorzej, bo zaczęła krzyczeć, jakbyśmy ją obdzierali ze skóry. Poderwała się nagle z ziemi, biegnąc wprost na mnie, musiałam odskoczyć w bok, bo by na mnie zaszarżowała, albo przynajmniej wpadła. Danny rzucił się za nią w pogoń, pobiegłam za nim, starając się ich dogonić. Wicha została całkiem z tyłu. Shady biegła wprost na drzewo, Danny już ją doganiał, ale i tak było za późno. Niespodziewanie moja siostra skręciła w ostatnim momencie, przez co zahaczyła bokiem o korę drzewa, która podrapała jej cały bok. Danny złapał ją natychmiast, będąc już obok niej.
- Spokojnie... - mówił do niej, oddychała ciężko, jakby biegła z kilka dni. Zatrzymałam się po stronie jej rannego boku, przyglądając się ranom.
- Znajdę jakieś opatrunki - Wicha minęła nas, pędząc dalej w głąb lasu. Położyłam po sobie uszy. Shady jakby nas nie widziała, starała się iść dalej, ale Danny ją trzymał, a ona ciągnęła, mimo że nie pozwolił jej ruszyć się z miejsca.
- To moja wina...
- Nie obwiniaj się kochanie, zobaczysz, wszystko jeszcze się ułoży.
- Wątpię... - spojrzałam na Shady: - Jak ja mam jej pomóc ?
- Zajmiemy się tym razem, z biegiem czasu na pewno jej się poprawi - Danny pociągnął ją lekko za grzywę, nie chciała iść, puścił, blokując jej drogę. Starała się skręcić gdzie indziej, ale on był cały czas krok przed nią, blokując ją cały czas.
- Mógłbyś ją położyć i przytrzymać ? Musimy opatrzyć jej ranę.
- Może dopiero jak Wicha wróci z opatrunkami ?
- A, no tak...
- Zima nie zamartwiaj się tym - zauważył że nie potrafię przestać się martwić, ale tu chodziło o moją siostrę, jakbym mogła być w tym momencie spokojna ?
- Wiem że muszę być silna, ale nie mogę przestać o tym wszystkim myśleć... Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła... - chciałam się znów do niego wtulić, ale teraz musiał pilnować mojej siostry aby nie uciekła.
- Może zanim ogłosimy to stadu że jesteśmy razem, pójdziemy do mojej siostry, myślę że chciałaby już wiedzieć przed innymi - zmienił temat.
- Przy okazji. Moglibyśmy spędzić razem czas, ty, ja i twoja siostra.
- Może Shady też, wtedy byli by już wszyscy, to jej może nawet pomóc.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Moglibyśmy spróbować, przebywanie z rodziną na pewno pomoże twojej siostrze.
- Tak... - rozejrzałam się za przyjaciółką, jeszcze nie wróciła, a ranna Shady coraz to bardziej krwawiła. Ona sama w końcu się położyła, postanowiłam że zrobię to samo, odsunęłam się tylko trochę, żeby nie stykać się z jej raną.
- Shady, pamiętasz jak byłyśmy małe ? - zaczęłam, mając nadzieje że ją trochę uspokoję: - Wtedy też musiałam cię pilnować, bo byłaś młodsza ode mnie, nie lubiłaś tego, ale już później nie zwracałaś na to uwagi... Bawiłyśmy się stale razem, wraz z Wichą, pamiętasz na jakie szalone pomysły wpadałyśmy ? Cieszyłam się kiedy się urodziłaś, zawsze chciałam mieć siostrę.
- Zima... - odwrócił moją uwagę Danny, Wicha już wracała. Ukochany zmusił Shady żeby się położyła na boku, tym który był cały, bez ran. Zrobił to najdelikatniej jak się tylko dało. Wicha i ja uporałyśmy się z opatrunkami, podczas gdy Danny przytrzymywał moją siostrę. Później zanieśliśmy ją do jaskini, tej, w której sypiało całe stado. Jak Shady tylko zasnęła, zostawiłam ją z przyjaciółką i poszłam z ukochanym szukać jego siostry.
- Mam nadzieje że Florencja się ucieszy - przerwałam ciszę.
- Pewnie że tak.
- Jest tam... - zauważyłam. Danny pierwszy do niej podszedł.
- I co ? Udało ci... - przerwała na mój widok.
- Jasne że tak... Zima także darzy mnie uczuciem tak jak ja ją. I jesteśmy już razem - spojrzał na mnie z uśmiechem, odwzajemniłam to, ale już na siłę. Wiedziałam że tak będzie, że problemy znów ogarną moje myśli i nie będę potrafiła się cieszyć z własnego szczęścia.
- Zostaliście parą ? Tak szybko ? - zdziwiła się Florencja.
- Nie mogłam mu odmówić - przyznałam, rumieniąc się lekko.
- Teraz pójdziemy jeszcze ogłosić to stadu. Ale za nim, Zima i ja postanowiliśmy spotkać się całą rodzinom, będziesz mogła poznać jej siostrę i... Trochę jej pomóc.
- A, o co chodzi ? - dopytywała Florencja, opowiedziałam jej o wszystkim co spotkało moją siostrę, Shady.
To był męczący dzień, zanim wróciliśmy od Florencji i zawołaliśmy całe stado był już wieczór. Było nas niewiele, ale wszyscy byli dziś rozproszeni po całym terenie. Konie szeptały coś między sobą, pewnie o tym że Danny stoi obok mnie, a nie tak jak reszta w grupie.
- Od dzisiaj Danny i ja wspólnie będziemy przewodzić stadu. Ponad to jesteśmy parą. I mam nadzieje że cieszycie się z tego tak samo jak ja.
Nagle po chwili ciszy wszyscy zaczęli wiwatować, cieszyłam się że w ten sposób przyjęli nowego przywódce i mojego ukochanego.
- A co z tą karą klaczą ? Co ona tu robi ? - wtrącił ktoś, wszyscy natychmiast ucichli.
- Przyjęliśmy ją do stada - powiedział Danny.
- To przecież nasz wróg ! - krzyknął ktoś.
- Dość ! My o tym decydujemy ! Lepiej żeby nikt z was nie odważył się jej nic zrobić, to moja siostra i każdy kto by ją skrzywdził, choćby słowem gorzko tego pożałuje ! - krzyknęłam zdenerwowana, nikt już nie odezwał się ani słowem. Skinęłam głową, na znak że mogą odejść i tak wszyscy wybieraliśmy się już do jaskini.
W nocy
Nim zasnęłam otworzyłam jeszcze na chwilę oczy. Danny nadal tu był, spał przy mnie wtulony w mój bok. A już myślałam że to tylko piękny sen. Tak. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze do niedawna zastanawiałam się czym jest miłość, a teraz czułam ją całą sobą.
- Nigdy cię nie opuszczę, nawet po śmierci będziemy razem, tak bardzo cię kocham... - obiecałam, szepcząc mu do ucha. Położyłam głowę na jego grzbiecie, słuchając jak bije mu serce.
- Tylko postaraj się nigdy nie złamać mi serca... - dodałam zasypiając, pamiętałam w końcu co zrobiła moja matka, nadal nie mogłam jej tego wybaczyć że związała się z Vent'em, skoro tak bardzo kochała tatę, co z tego że umarł. Prawdziwej miłości nie można wymazać z pamięci, nie można się pogodzić z jej stratą.
Leżałam w jaskini, słysząc jak Danny właśnie wstał, wyszedł na zewnątrz, wraz ze stadem. Domyśliłam się tego po odgłosie stukotu kopyt o skalne podłoże jaskini. Poleżałam sobie jeszcze chwilę, nim postanowiłam wstać. Jak tylko otworzyłam oczy na przeciwko mnie stała Shady, która od dłuższego czasu mnie obserwowała. Spojrzałam po sobie, wstrzymując oddech, cały mój grzbiet był poraniony, wystawało z niego żywe mięso, chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Zabiłaś ich, zabiłaś... - usłyszałam głos siostry, spojrzałam na nią, a ona na mnie i to takim wzrokiem że przeszły mnie ciarki. Nagle rzuciła w moją stronę, kawałek skóry, który mi zdarła, dopiero teraz to zauważyłam, że jej pysk jest cały od krwi. Zaczęłam krzyczeć, budząc się jednocześnie.
- Zima... Co, co się stało ? - Danny też już nie spał.
- Wybacz, miałam kosz... - przerwałam na widok siostry, stała obok nas, patrząc na mnie.
- Shady ? - powiedziałam niepewnie, odeszła w głąb jaskini.
- Miałaś koszmar ? - zgadywał Danny, gdy zagapiłam się na Shady i zamiast mu powiedzieć o tym milczałam, zamyślona.
- Tak... To było straszne... Ale teraz już wszystko w porządku... - położyłam znów głowę, na ziemi. Kilka sekund temu myślałam że to wszystko dzieje się na prawdę. Spojrzałam aż kontem oka na swój grzbiet, był cały, bez żadnego zadrapania czy draśnięcia, a co dopiero tak głębokich ran. Jedno szczęście.
- Na pewno ?
- Jasne, umiem sobie radzić, nie masz się o co martwić - zamknęłam oczy, udając że zasypiam, wiedziałam że jednak nie zasnę. Za to Danny, zasnął w ciągu pół godziny, wtulony w moją grzywę. Odczekałam jeszcze chwilkę, po czym podniosłam się lekko podchodząc do Shady. Leżała w kącie jaskini, a z jej oczu pobłyskiwały łzy.
- Tak bardzo się o ciebie martwię - powiedziałam do niej szeptem. Posiedziałam przy niej aż do rana. Później wróciłam do ukochanego, mając jeszcze oko na siostrę, nie spała, wciąż patrząc w jedno miejsce, kierowała też uszy w te stronę i cofała je po chwili do tyłu i tak w kółko. Miałam nadzieje że ta choroba nie zostanie jej na zawsze, nie umiałabym się z tym pogodzić...
Danny (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz