30 minut później
W końcu stado zaczęło wychodzić z jaskini, poszedłem pierwszy na łąkę, stanąłem na wzniesieniu i tutaj się zacząłem paść, stąd miałem doskonały widok na stado.
-Witaj...- Zima zaszła mnie od tyłu, pocałowała mnie w polik i stanęła obok
-Cześć piękna- uśmiechnąłem się
-Długo nie śpisz?
-Wstałem równo ze wschodem słońca
-Poranny ptaszek z ciebie, a wyspałeś się?
-Tak, wyspałem....a gdzie twoja siostra
-Nadal w jaskini, ja już nie wiem jak mam z nią rozmawiać, jak do niej dotrzeć...
-Może ci pomogę?
-Nie, nie trzeba...to moja siostra i poradzę sobie
-No jak chcesz, ale jakby co, to możesz na mnie liczyć
-Wiem, wiem- uśmiechnęła się, położyliśmy się oboje i obserwowaliśmy stado...
2 godziny później
Nic szczególnego się nie działo w stadzie, było spokojnie i cicho
-Emmm Zima, czy to czasem nie jest Shady?- szturchnąłem Zimę wskazując jej w stronę lasu
-Tak, to ona...ale...- wstała, po chwili kłusem ruszyła w stronę siostry, a kiedy już była blisko, Ahady ruszyła galopem w głąb lasu
-Shady!- krzyknęła Zima i popędziła za nią, wstałem i pobiegłem, chciałem pomóc ukochanej złapać jej siostrę, wyprzedziłem Zimę
-Złapię ją- powiedziałem, Shady biegła między drzewami i ciągle skręcała, ledwie wyrabiałem na zakrętach, za którymś razem byłem bilski złamnia nogi albo chociażby jej zwichnięcia, w końcu udało mi się ją zatrzymać, kiedy byłem dostatecznie blisko, złapałem ją za ogon, odrazu wylądowała na ziemi, kiedy chwyciłem ją za grzywę, aby ją przytrzymać, zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy
-Uspokój się- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, szarpała się i wrzeszczała jakby ją ze skóry obdzierano
-Hey! zostaw ją!- zza drzew wyszedł karo-srokaty ogier, odepchnął mnie od niej
-Nie wtrącaj się!- krzyknąłem
-Nie skrzywdzisz jej- parsknął
-Myśl co mówisz, nie wiesz co jej dolega to się odwal- zbliżyłem się znów do Shady, ale ogier stanął mi na drodze
-Zejdź mi z drogi- spojrzałem na niego wrogo
-Znam takich jak ty, nieraz pewnie ją uderzyłeś
-Ty...- już chciałem się na niego rzucić, ale pojawiła sie Zima
-Co tutaj się dzieje?- spytała podchodząc do siostry
-Obroniłem ją przed nim- stanął dumnie, przekręciłem oczami, a niech tylko spróbuje się dostawiać do Zimy to pożałuje
-On miał ją złapać...- Zima złapała Shady za grzywę- wstań- powiedziała łagodnie, Shady się uspokoiła i powoli wstała z ziemi, ja jak i ten ogier, patrzyliśmy na siebie wrogo
-Danny chodź- oderwałem wzrok dopiero wtedy kiedy Zima mnie zawołała, widziałem jak ten obcy się na nią gapi
-Lepiej za długo tutaj nie przebywaj, nie należysz do stada- odwróciłem się jeszcze do niego zanim odszedłem
-A może dołączę, co?
-Jestem tutaj przywódcą, więc lepiej uważaj- parsknąłem i odszedłem, dogoniłem Zimę
-Co się stało?- spytała
-Nic takiego...
-Na pewno?
-Tak...co z nią?
-Już się uspokoiła, jej wrzaski było słychać chyba na całej wyspie
-Jak nie lepiej, prawie mi bębenki w uszach popękały....
-Ja nie wiem, mówię do niej cały czas, a ona wydaje się jakby mnie nie słyszała i nie widziała, staje przed nią a ona zachowuje się jakby nikogo przed nią nie było...
-Coś się musiało wydarzyć co wpłynęł tak bardzo na jej psychikę
-Tylko co?
-Wiesz co...a może by tak znaleść twoją matkę?
-Mamę? myślisz że ona jej pomoże?
-Myślę że tak...to w końcu jej matka, na pewno będzie potrafiła do niej dotrzec
-Szczerze w to wątpię....
-Chyba że...
-Chyba że co?- zatrzymaliśmy się, Zima spojrzała na mnie pytająco
-A spotkanie z waszym ojcem? może to by jakoś jej pomogło?
-Tylko że on nie żyje...
-Przecież mam kontakt z duchami, wiem jak sprawić, aby z nim porozmawiała
-A jeśli jeszcze bardziej jej się po tym pogorszy?
-Warto spróbować, a nóż się uda
-No dobrze...obyś miał rację
-No to musimy iść w góry...śmierci
-Że tam? wiesz że niewiele koni stamtąd wróciło?
-Nie ma co się bać, nic nam nie będzie
-No mam nadzieję...
Ruszyliśmy w stronę gór śmierci, czekała nas półtorogodzinna wyprawa, no ale pogoda nam sprzyjała, jak na razie, więc nie mamy na co narzekać
-Danny zatrzymajmy się nachwilkę- Zima przystanęła, spojrzałem na nią
-Coś nie tak?- spytałem
-Nie...wszystko w porządku- uśmiechnęła się, ale na siłę
-Widzę że coś cię boli
-Ech no bo jak biegłam w waszą stronę, w tym lesie, to coś sobie w nogę zrobiłam, ale nic mi nie będzie, pewnie lekko nadwyrężona
-No...no dobrze, ale jakby co to mi mów, że coś cię boli
-Dobrze...
-Już niedaleko, chodźmy- ruszyliśmy dalej, kiedy byliśmy już na miejscu, strasznie się rozpadało, do tego zaczął padać także grad a niebo momentalnie pojaśniało, niezapowiadało się przecież na burzę
-Musimy wracać- stwierdziła Zima- w taką pogodę lepiej tutaj nie przebywać- zawróciliśmy, przez pół drogi lało i grzmiało, w pewnym momencie piorun uderzył tak blisko nas, że aż się zachwialiśmy na nogach.
1 godzine później
Do stada doszliśmy cali mokszy i zmachani, już przestało padać i się rozpogodziło, większość koni ze stada stała na łące
-Jak się nierozchoruję to będzie cud- Zima otrzepała się z wody, mokra grzywka zasłaniała jej oczy i co chwilę ją odrzucała.
Poszliśmy na łąkę, Zima cały czas pilnowała siostry a ja byłem cały czas przy Zimie, szkoda że nie doszliśmy do tych gór, być może Zima nie musiałaby się już martwić o siostrę.
Kiedy już się ściemniało, ktoś nowy pojawił się na łące, odrazu ruszyłem w stronę konia, ku mojemu zaniedowoleniu, był to ten karo-srokaty ogier, parsknąłem na jego widok, zatrzymaliśmy się około 3 metry od siebie
-Czego chcesz?- cofnąłem uszy do tyłu ze złości
-Niech wszyscy zobaczą jaki jesteś słaby- zaśmiał się, po chwili stado przyszło zobaczyć co się dzieje, widać było po mnie że nie chcę przyjąć kogoś nowego, tylko że to jest intruz
-Pomóc Danny?- spytał Criss
-Nie trzeba- odpowiedziałem
-Walczmy...jeśli wygram biorę stado i twoją piękną partnerkę, a jeśli ty wygrasz, to już mnie tutaj nie zobaczysz- spojrzałem w stronę Zimy, widziałem po jej oczach że nie chce abym walczył
-Dobra- zgodziłem się, stado nieco się cofnęło, ja jak i ten ogier, przygotowaliśmy się do walki, pierwszy ruszył on na mnie, po chwili rozpętała się walka...
Zima [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz