Menu

wtorek, 14 lipca 2015

Spotkanie cz.2 - Od Zimy/Danny'ego

Danny wkrótce zasnął, mogłam go więc do woli obserwować, podobał mi się, ale tego na pewno mu nie powiem. Podniosłam się lekko, chciałam się przejść na zewnątrz mimo że padał deszcz. Że też tak nagle wpadłam na pomysł założenia stada, tyle czasu musiało minąć żebym o tym pomyślała, zamiast pogrążać się tutaj w samotności. Już teraz były tego efekty, jeszcze kilka godzin temu byłam sama, a teraz zyskałam dwoje nowych znajomych. Dzięki temu że ich poznałam, miałam nadzieje że odnajdziemy też inne konie. Zaczniemy wszystko od nowa, zupełnie tak jak kiedyś mój ojciec.

I tak wędrowałam całą noc. Nie mogłam spać, czułam że coś się wydarzy, tylko nie miałam pojęcia co. Nad ranem wróciłam do jaskini, kładąc się na to samo miejsce co przedtem, przeczekałam chwilę aż się obudzą. Pierwszy był Danny, obudził się akurat wtedy kiedy ja przysypiałam, zmęczona nocnym spacerem.
- To jak ? Idziemy ? - podniosłam się, Florencja po chwili też się obudziła, pewnie przez słońce które wpadało do środka.
- Może najpierw coś zjemy - zaproponowała.
- Też tak myślę - dodał Danny.
- Jak chcecie - wyszłam pierwsza na zewnątrz, jakoś nie czułam głodu, tylko jakieś napięcie w powietrzu. Nagle zobaczyłam w oddali grupę koni.
- To nie możliwe... - powiedziałam sama do siebie, zbliżając się w ich stronę, znałam ich, to było stado moich rodziców. Zatrzymałam się kilka metrów dalej, wypatrując matki i Vent'a, w tym momencie miałam ochotę go zabić. Jak mógł tu wrócić ?!
- Znasz ich ? - Danny podszedł do mnie.
- Doskonale. Nie mieli tu wracać... - parsknęłam, nie mogłam się uspokoić, zamiast tego byłam coraz bardziej zdenerwowana. Florencja zatrzymała się także przy nas, czekaliśmy aż stado samo do nas podjedzie. Na jego przodzie szła jakaś młoda klacz, poznałam ją dopiero jak była już blisko. Mojej matki i Vent'a chyba w ogóle nie było.
- Nadia.
- Co ? - spytał Danny.
- To moja siostra, przyrodnia siostra, Nadia - wyjaśniłam.

- Witaj, siostro - podeszłam do niej, naciskając na słowo "siostro", nie znosiłam jej, tylko dlatego że była córką Vent'a, nie mogłam jednak nic na to poradzić.
- Siostro ?
- Czyżby mama nie wspomniała ci o mnie ? A no tak, zapomniałam, ona już nie ma córki, w końcu mnie wyrzuciła na rozkaz twojego ojca.
- Zima ? - spytała zdezorientowana, nie wyglądała mi na bystrą, zwłaszcza że przeszła ze stadem tą najtrudniejszą i najdłuższą drogę.
- A jednak ci wspomniała...
- Przykro mi że cię wyrzucili.
- Jasne...
- Na prawdę, chciałabym cię przyjąć z powrotem do stada i uczynić moją doradczynią.
- Ja... - chciałam odmówić, ale po chwili zmieniłam zdanie: - Skoro tak, zgadzam się.
- Chwila, nie miałaś przypadkiem założyć własnego stada ? - wtrącił Danny.
- Na razie zatrzymamy się w tym - postanowiłam, próbując się teraz już uspokoić. Nadia uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam to, ale nad wyraz sztucznie, nie umiałam ukryć tej niechęci do niej.
- Marzyłam żeby cię poznać, mama mi tyle o tobie wspominała... - Nadia przyczepiła się do mnie. Musiałyśmy iść obok siebie.
- Zapomniałbym, jestem Danny, a to moja siostra Florencja.
- Miło mi, jestem Nadia.
- Mi także jest miło - dodała Florencja.
Wyprzedziłam ich, musiałam pobyć trochę sama. Tylko ja znałam powód dla którego zgodziłam się na propozycje Nadii. Pragnęłam zemsty, oczywiście na Vent'usie. Na widok Nadii przyszedł mi do głowy pomysł żeby ją zabić, niech Vent cierpi tak jak ja, kiedy zabił mi ojca i Shady.

Później

Leżałam nad wodospadem, nadal byłam podenerwowana, przyszedł do mnie Danny. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na jego widok, ucieszyłam się że tu jest.
- Szukałem cię - położył się obok mnie.
- Tylko po co ? - spojrzałam we wodę, odwracając swoją uwagę od niego, czułam się przy nim jakoś tak dziwnie, tak błogo, a gdy patrzyłam mu w oczy, serce zaczynało mi szybciej bić. Nigdy czegoś takiego nie czułam, w obecności jakiegoś konia.
- Co się stało ? Dlaczego tak dziwnie zareagowałaś na ich widok ?
- Nie zrozumiesz tego.
- A może jednak ?
- Nie, na pewno nie... - westchnęłam, przypomniałam sobie o czymś nagle.
- Chodźmy, muszę się z kimś zobaczyć - poderwałam się gwałtownie z ziemi.
- Z kim ? - Danny poszedł za mną.
- Z przyjaciółką - miałam na myśli Wichę, byłam pewna że ona także tutaj jest, ale się przeliczyłam, nigdzie jej nie było. Szukając ją zauważyłam w oddali kłęby kurzu jakby pędziło coś w naszą stronę.
- Widzisz to co ja ? - odezwał się Danny.
- To chyba jakieś stado... - domyśliłam się: - Pewnie przybiegło za moją siostrą, mogłam się domyśleć że się nie upewniła czy przypadkiem nikt nie zagraża jej stadu.
- Myślę że brakuje jej doświadczenia, chyba zbyt surowo ją oceniasz.
- Będą atakować... - odwróciłam się. Nadia chodziła sobie wzdłuż stada, niczego nie świadoma, ze złości aż tupnęłam kopytem o ziemie.
- Jakieś stado tu pędzi ! - zauważył któryś z koni.
- Co teraz ? Co ja mam teraz robić ? - spytała Nadia, patrząc spanikowana na pędzące w naszą stronę konie. Nie wiem jakim cudem została przywódczynią. Skoro nie wie co robić i pyta się o to jakby w ogóle nie przewodziła stadem.
- Na co czekacie ?! Atakujcie ! - krzyknęłam, pierwsza pędząc w stronę wrogów.
- Zima ! - krzyknął za mną Danny, nic dziwnego że się przestraszył, w końcu nie wiedział o mojej mocy. Ruszył za mną, zniknęłam mu we mgle, którą wywołałam, nie było czasu na wyjaśnienia, trzeba było działać. Dzięki mgle zyskaliśmy przewagę, atakując znienacka. Musiałam uciec się do zabijania, wrogowie nie odpuszczali i nie było innego wyjścia. Zamroziłam kilka z nich od środka, to była szybka i prawie że bezbolesna śmierć. Myślałam że inni się wycofają, gdy zobaczą że ich bliscy padają martwi, ale nic z tego. Nasze stado jakoś sobie radziło, choć niektóry nie umieli porządnie walczyć. Najbardziej podobało mi się jak rozprawiał się z wrogami Danny, był na prawdę silnym i dość sporym ogierem, nie mówiąc o tym że przystojnym. Za bardzo już się rozmarzyłam, patrząc na niego tak długo, aż ktoś się na mnie rzucił.
- Moje stado wszystkich was tu pozabija - obiecała kara klacz. Walczyłyśmy bez używania mocy. Wciąż stawałyśmy dęba okładając się ciosami. W końcu ją przewróciłam i przytrzymałam przy ziemi, kiedy tylko przestała się szamotać i spojrzała na mnie nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Shady ? - zawahałam się.
- Zima, ja... Ja nie wiedziałam że ty... - wymamrotała, była bardziej w szoku niż ja, puściłam ją. Mgła już opadła.
- Nie... Nie... - Shady od razu wstała, patrząc na martwe konie, całe jej stado poległo.
- Nie miałam wyboru - przyznałam. Siostra zaczęła coś mamrotać i oglądać się nerwowo za siebie i przed siebie, patrząc na każdego z osobna. Nie wiedziałam jak ją uspokoić.
- Niech stąd odejdzie - podeszła do nas Nadia. Dwoje koni zabrało Shady, ciągnąc ją za grzywę, szarpała się nim, krzycząc wniebogłosy. Zastanawiałam się co jej się nagle stało, wyglądała tak jakby oszalała.
- Zima... - szturchnął mnie Danny, byłam zamyślona, pewnie już szybciej do mnie coś mówił.
- Ona żyję... - myślałam że zemdleje, nie spodziewałam się że kiedykolwiek zobaczę jeszcze siostrę, a teraz jeszcze coś jej się stało, czego zupełnie nie rozumiałam.
- Jesteś ranna - zauważył Danny.
- Musimy jej pomóc...
- Tej karej ?
- Tak, pójdziesz ze mną ? - wymknęliśmy się ze stada, reszta sprzątała właśnie ciała. Nadia nie mogła na to patrzeć, więc sobie poszła. Widziałam jak zmierza w stronę jaskini. Jaka ona słaba.
- Zaczekaj... - zatrzymał mnie Danny: - Na pewno wiesz co robisz ?
- Muszę jej pomóc, to moja siostra, myślałam że umarła... że on ją zabił...
- Kto ?
- Nie ważne.. - wbiegłam do lasu, Danny był tuż obok mnie. Dogoniliśmy konie, które wyprowadziły stąd Shady. Zostawili ją przy granicach Zatopi, obok płynącej rzeki, a przecież nasz teren był większy, ale pewnie Nadia też o tym nie wiedziała. Nim podeszłam do siostry, ta weszła do wody.
- Shady ! - przyspieszyłam, przez to wszystko nie patrzyłam pod nogi, potknęłam się i upadłam.
- W porządku ? - Danny zatrzymał się przy mnie.
- Ona się utopi ! - krzyknęłam, próbując wstać, nic z tego, bo z powrotem upadłam. Nabawiłam się chyba kontuzji. Przynajmniej Danny podbiegł do Shady, wyciągnął ją z wody, zabrał ją na grzbiet.
- Pomogę ci wstać... - wrócił do mnie.
- Dzięki... - oparłam się o jego grzbiet. Shady była już nieprzytomna. Musieliśmy ją ukryć, bo Nadia nie pozwoliłaby jej dołączyć do stada. Już nawet wiedziałam gdzie, w jaskini w lesie.

Przez kilka kolejnych dni zdążyłam polubić jeszcze bardziej Danny'ego, a może czułam coś do niego więcej niż przyjaźń. To by tłumaczyło to dziwne uczucie w środku, gdy byliśmy sami. Przez te kilka dni opiekowałam się też siostrą, coraz bardziej się o nią martwiłam. Żyła jakby w swoim własnym świecie, nie zwracała na mnie uwagi, choć dużo z nią rozmawiałam, a raczej mówiłam do niej, bo nie odzywała się do mnie. Załamywałam się coraz to bardziej, dobrze że był przy mnie Danny. Nikt się tak o mnie nigdy nie troszczył jak on, no może po za tatą. Czasami miałam ochotę powiedzieć mu o wszystkim, ale po nagłym powrocie Wichy, to jej wszystko wyznałam, zawsze mogłyśmy się sobie zwierzać. Ona także powiedziała mi co przeszła i dlaczego odeszła ze stada. Partner ją bił i straciła przez niego źrebaka, nie mówiąc już o tym że już nigdy nie będzie mogła ich mieć. Niedawno do niego uciekła. Jeszcze nawet nie doszła po tym do siebie, a ja już dręczyłam ją swoimi problemami. Później żeby rozluźnić atmosferę powiedziałam jej o Danny'm, że mi się podoba i że chyba się w nim zakochałam. Wszystko słyszała Florencja, nie zauważyłam jej że kręci się w pobliżu, dopiero Wicha mi o tym powiedziała. Śmiała się że teraz Danny o wszystkim się dowie. Zarumieniłam się przez to cała. To był jeden z tych weselszych dni.

W końcu nadszedł kolejny dzień, byłam już gotowa dokonać zemsty, mimo że się wahałam, ale nienawiść do Vent'a i tak była silniejsza. Nadia akurat dziś sama do mnie przyszła.
- I jak ? - spytała.
- Co jak ?
- Jak się czujesz ?
- Nie ważne. Tak sobie myślę, że mogłabym ci wszystko pokazać, każdy zakamarek tej wyspy.
- W sumie, to dobry pomysł..
- To co ? Idziemy ? - nie czekając na odpowiedź poszłam przodem. Wyobrażałam sobie już jak Vent będzie cierpiał po jej śmierci.
- Dzisiaj mama wróciła do stada - powiedziała, nie słuchałam jej za bardzo wtedy, jej słowa przeszły przez moje jedno ucho, a wyszły przez drugie. Pokazałam jej najpierw wodospad, nie mogła się napatrzeć na spadającą wodę. Ciekawe gdzie gasiła pragnienie przez ostatnie dni, skoro pierwszy raz go widzi ?
- Teraz pójdziemy w góry - szturchnęłam ją, gdy na dobre się zapatrzyła.
- Kiedy ja nie umiem się wspinać...
- Nie musisz, to proste - miałam wątpliwości, czy oby na pewno to zrobić, czy ja na prawdę jestem taka... Vent zabił mojego ojca w gorszy sposób, niech teraz cierpi, jak tylko wróci pokaże mu jak się czułam, wystarczy że zobaczy Nadie martwą.

Byłyśmy w połowie drogi, Nadia wciąż marudziła, irytowała mnie coraz to bardziej. "Po co wchodzimy na ten szczyt ?" "A jeśli spadnę ?" "Jestem już zmęczona, może odpoczniemy ?" i tak w kółko, zabiłabym ją już teraz, ale musiało to wyglądać na wypadek. Wreszcie znalazłyśmy się na samym szczycie, skinęłam głową żeby podeszła do krawędzi, niby chciałam jej pokazać widoki, sama też podeszłam stając obok. Tylko po to by nagle ją popchnąć, zaparła się od razu kopytami.
- Co robisz ? - spojrzała na mnie przerażona.
- Muszę cie zabić...
- Nie... Dlaczego ? - aż się popłakała.
- Dlatego że twój ojciec zabił mojego ! - popchnęłam ją jeszcze mocniej, siłowała się ze mną, ale nic jej to nie dało, bo i tak zesunęła się w dół. Wprost na najbardziej strome zbocze góry. Starała się wspiąć, ale ziemia osuwała jej się spod kopyt. W końcu dotarło do mnie że Nadia nic mi nie zrobiła, że nie zasługuje na taki los. Nie usprawiedliwiało mnie to że chciałam pomścić ojca, nie w ten sposób, nie za życie niewinnej klaczy. Było już niestety za późno, ale i tak spróbowałam jej pomóc, wskoczyłam prosto na zboczę, niefortunnie na nim lądując. Przeturlałam się kawałek. Gdybym nie użyła w ostatniej chwili mocy, tworząc sobie półkę z lodu, spadłabym wraz z Nadią, a tak uderzyłam o lód, zatrzymując się na nim. Leżałam na boku, cała obolała, widząc jak Nadia traci już zupełnie grunt pod nogami. Jej krzyk przeszedł mi przez uszy, spadała coraz to szybciej, aż uderzyła o ziemie. Nie mogłam przez chwilę złapać oddechu.
- Co ja zrobiłam ? - spytałam siebie samą, zaciskając z przejęcia zęby. Zbiegłam z góry, po drodze potykając się o własne nogi, przez co kawałek przejechałam na brzuchu, zatrzymując się dopiero na ziemi. To nic że mnie bolał i był cały w krwi. Widok Nadii był o wiele gorszy, nigdy nie sądziłam że jestem w stanie zrobić coś takiego. W tym momencie byłam tak samo okrutna, bezlitosna i zła jak Vent.
- Wybacz mi... - wymamrotałam, przytulając ją do siebie. Przysięgłam sobie i jej że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię. Zostałam tu tak długo, aż znalazł nas ktoś ze stada, przechodził po prostu obok, ale poinformował resztę że zdarzył się wypadek. Tylko ja wiedziałam że to wcale nie był wypadek, musiałam jednak to ukryć przed wszystkimi.


Kilka godzin później


- Gdzie Vent ? - podeszłam do matki.
- Właśnie umarł, dlatego wróciłam. Ludzie go postrzelili, był ciężko ranny. Dlatego też kazałam Nadii wrócić wraz ze stadem na Zatopie... - powiedziała przygnębiona.
- Nie, to nie możliwe ! - wykrzyknęłam, zabiłam Nadię, nie mało że była niewinna to jeszcze okazało się że to wszystko było na darmo...
- Przejmujesz się nim ? - zdziwiła się mama.
- Nie, ja... - upadłam aż, mama przykucnęła przy mnie na przednich nogach.
- Co ci jest ? - zmartwiła się.
- Zabiłam ją... - powiedziałam szeptem.
- Nadie ? - mama ledwo wypowiedziała jej imię, do oczu już nazbierały jej się łzy.
- Chciałam żeby Vent cierpiał...
- Wybacz mi... - zaczęłam ją błagać, cofnęła się o krok, cała aż pobladła.
- Ja chyba sobie nigdy nie wybaczę... - wymamrotałam. Mama odeszła, najpierw cofając się kawałek do tyłu, choć prosiłam by została.
Rozpacz nic mi nie dawała, było już za późno, teraz musiałam być silna. Przejęłam stado po siostrze, gdy już prawie wszyscy dowiedzieli się o jej tragicznej śmieci i o tym wypadku, który upozorowałam. Przez ten czas nie widziałam się z Danny'm, gdzieś zniknął i tylko on jeszcze nie wiedział. Być może poszedł mnie szukać.
Wieczorem gdy leżałam już wśród koni ze stada, poleciało mi kilka łez z oczu, odwróciłam się do wszystkich tyłem, żeby tylko tego nie widzieli, większość i tak spała. Danny właśnie wtedy wrócił, wszedł tak nagle że nie zdążyłam zakryć się grzywą i zauważył od razu moje łzy...


Danny (loveklaudia) dokończ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz