Spojrzałem na Jone: - Wygląd nie ma znaczenia, liczy się to co jest w środku.
- Nie zawsze.
- Zawsze.
- Mylisz się, Malaice nie wolno ufać, bo...
- Bo co ? - wtrąciła Malaika, lądując przed nami tak nagle że aż się przestraszyłem. Jona natychmiast zamilkła.
- Chodzi wam o moje kły ? Mam je po tacie, był mrocznym koniem, mama była pegazicą i też mnie nie chciała.. - zaczęła Malaika.
- Ja nic do ciebie nie mam - wtrąciłem.
- A ty ? - spojrzała na Jone.
- Nie mówiłam o tobie - skłamała.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię.
- Kto powiedział że ja...
- Cała aż drżysz - zauważyła Malaika: - Nie ma powodu do obaw. Kilka tygodni temu, zanim jeszcze dołączyłam do stada zabili mi ojca, a ja zamiast się zemścić błąkam się nie wiadomo gdzie. Taką już mam naturę, nie potrafię nienawidzić, nie potrafię się mścić, ani płakać. Wolę żyć teraźniejszością. Na prawdę nie masz powodu do obaw, nikogo nie skrzywdzę.
- Byłaś blisko z ojcem ? - zapytałem z ciekawości.
- Opiekował się mną, uczył też zabijać, sam także zabijał, ale ja nie potrafiłam nikogo skrzywdzić, więc odpuścił, potrafił mnie zaakceptować taką jaką jestem, mimo że dla innych był potworem, dla mnie był najlepszym tatą na świecie.
- Na prawdę cię to nie rusza ? - dziwiła się Jona, przysuwając się bliżej mnie, albo było jej zimno, albo obawiała się Malaiki.
- Myślisz że nie przeżyłam jego śmierci ? Nadal mnie to boli, ale nie biorę tego do siebie. Liczy się to co dzieje się tu i teraz.
- Tak... - przytaknęła, nieco zamyślona Jona.
- Wszystko dobrze kochanie ? - spytałem, gdy spłynęła jej łza po policzku.
- Chodźmy już do środka - Jona wskoczyła prawie do jaskini, coś jej było, tylko nie wiedziałem co.
- Primero - zatrzymała mnie Malaika: - Dziękuje, chociaż ty jeden potrafisz mnie zaakceptować.
- Przesadzasz, na pewno znajdzie się ktoś jeszcze - wszedłem szybko do jaskini, za ukochaną, martwiłem się o nią. Jak tylko położyłem się obok to już spała, pewnie udawała, ale nie chciałem tego sprawdzać.
Od Jony
Wyszłam z jaskini, przed nią spotkałam od razu Nikite. Zaczęłam krzyczeć na widok córki, miała mnóstwo ran i wyglądała w tym momencie jak moja matka. Mój głos był zupełnie niemy. Nikt nie mógł go usłyszeć. Nikita zbliżyła się do mnie, stała tak blisko że dotykała mnie aż swoim ciałem. Nie mogłam się ruszyć.
- Zostawiłaś mnie, zapomniałaś... - powiedziała, jej głos przeszył moje ciało. Upadłam, Nikita stanęła nagle dęba, na jej grzbiecie siedział człowiek, wycelował we mnie broń, a kiedy strzelił od razu się obudziłam. Nie mogłam przez chwilę złapać oddechu, wręcz się dusiłam. Primero aż spanikował, pobiegł od razu po pomoc. Zdołałam się w tym momencie uspokoić i jak tylko wrócił nic mi już nie było.
- Już dobrze kochanie - podniosłam się, podchodząc do niego.
- Na pewno ? - spytał, wraz z nim były też inne konie, zrobił niezłe zamieszanie, a to tylko z mojego powodu.
- Miałam tylko koszmar.
- Jesteś pewna że nic ci nie jest ?
- Tak, może chodźmy już na łąkę ? - wyszłam nim on to zrobił. Nie chciałam o tym myśleć. Malaika miała racje, lepiej żyć teraźniejszością. Muszę zapomnieć o Nikicie, o śmierci matki. Teraz liczyć się dla mnie powinien tylko Primero, to on jest dla mnie całym światem.
Od Primero
Jona dziwnie się zachowywała, martwiłem się o nią. Widziałem wyraźnie że coś ją dręczy, ale próbowała to wyprzeć lub ukryć. Nie chciała mi powiedzieć. Może chodziło o śmierć naszej córki ? Sam to przeżywałem, jak tylko widziałem jakiegokolwiek źrebaka, od razu przypominała mi się Nikita.
Pasliśmy się na łące, aż do południa, wtedy było najcieplej. Upał był wręcz do nie wytrzymania, więc poszliśmy nad wodospad. Jona co chwilę się zatrzymywała, jakby coś ją bolało.
- Skarbie, co ci jest ? - spytałem w końcu.
- Ja chyba... - uśmiechnęła się lekko: - Jestem znów w ciąży.
- Na prawdę ? - ucieszyłem się.
- Nie jestem jeszcze pewna, ale ciągle łapią mnie skurcze, więc chyba znów zostaniemy rodzicami.
Tylko rok i znów będę miał córkę, słodką, malutką klaczkę. To była najlepsza wiadomość jaką mógłby usłyszeć. Uśmiech wręcz nie znikał mi z pyska. Chyba nawet przy dziesiątym źrebaku bym się ucieszył. Humor tak mi się poprawił że zacząłem zaczepiać Jone i wygłupiać się z nią jak małe źrebie.
- Primero co ty robisz ? - spytała, gdy biegłem na około niej. Uśmiechała się co chwilę jak się popisywałem, podrzucając grzywę i unosząc dumnie głowę.
- Primero ! - ruszyła za mną, gdy pobiegłem. Pędziliśmy razem, aż pod sam wodospad. Na końcu złapałem ukochaną za grzywę i razem z nią wskoczyłem we wodę. To był dopiero plusk, oboje się śmialiśmy i zaczęliśmy chlapać się wodą. Dobrze że nikt nas nie widział, a nawet jeśli to chyba by mi to nie przeszkadzało.
Kilka tygodni później, w nocy
Od Jony
- Ech.... - westchnęłam patrząc w niebo. Primero już spał wtulony w mój bok. Tą noc spędzaliśmy na łące. W oddali wciąż widywałam jakieś konie, obce konie, były to praktycznie same ogiery. Niepokoiłam się trochę, w końcu byliśmy tu sami. Zastanawiałam się kim oni są i czy powiadomić o tym przywódców. Nagle wystartowali w stronę lasu, obok niego przechodziła młoda klacz. Próbowałam obudzić szybko ukochanego, podnosząc się jednocześnie z ziemi. Ogiery otoczyły nieznajomą, strasznie krzyczała, po kilku minutach jednak umilkła, choć nadal ją bili.
- Primero ! - szarpnęłam ukochanego za grzywę, w końcu otworzył oczy.
- Co... - przerwał na widok tych obcych: - Wracajmy do jaskini, szybko... - szepnął, łapiąc mnie za grzywę.
- Ale... Myślałam że jej pomożesz.
- Jest ich za dużo Jona, nie ma co ryzykować - Primero poszedł ze mną na około, żeby nas nie zauważyli.
- Jaką ją ? - spytał po chwili.
- Młodą klacz, to ją zaatakowali i nadal się tam nad nią znęcają, a może już...
- Myślisz że oni.. Ją zabili ? - Primero wszedł do jaskini wraz ze mną. Całe stado było już pogrążone we śnie i nikt pewnie o tym nie wiedział oprócz nas.
- Nie wiem, powinnam była od razu powiedzieć przywódcą że oni się tu kręcili, widziałam ich przez cały czas.
- Na prawdę ? Dlaczego mnie szybciej nie obudziłaś ? Teraz jak powiemy przywódcą to będziesz współwinna, bo już szybciej ich widziałaś, a obcym nie wolno tu przebywać, przecież wiesz.
- Ale oni i tak odkryją że tamci tu byli, przecież ta klacz... Na dodatek wiedzieli że zostaliśmy na noc na łące... Co teraz będzie ?
- Chodź Jona - Primero wyszedł, chowając się za drzewami, stanęłam obok niego.
- Pozbędziemy się śladów, albo powiemy im lepiej że spałam i dopiero co się obudziłam... - zaproponowałam.
- Prawda w końcu wyjdzie na jaw, będziesz musiała się przyznać, to chyba nie jest nic takiego, na pewno...
- Oszalałeś ?! Chcesz mnie wydać, mogą mnie nawet wyrzucić ze stada !
- Przesadzasz Jona, ty tylko ich widziałaś, powiemy o wszystkim...
- Nie, pozbędziemy się lepiej śladów.
- Nie panikujmy...
- Jestem w ciąży, musimy przecież zapewnić przyszłość źrebakowi - ruszyłam w stronę miejsca gdzie byli obcy. Teraz już ich tam nie było, tylko ta młoda klacz, leżała na ziemi.
- Wracajmy Jona, przywódcy się już tym zajmą, powiemy im o wszystkim, nie wyrzucą nas z błahego powodu, przesadzasz - namawiał mnie Primero. Podeszłam do ciała tej klaczy, zauważyłam że oddycha.
- Ona żyje... - spojrzałam na ukochanego, nagle krzyknęłam na widok jakieś części ciała, leżącej obok niej, była cała zakrwawiona, więc nie wiedziałam co to takiego.
- Spokojnie... - Primero przytulił mnie do siebie zamknęłam oczy, starając się opanować, przecież mogli nas usłyszeć.
- To chyba język, musieli jej go odgryźć... - powiedział Primero.
- Weźmy ją stąd, proszę cię, niech nikt się o tym nie dowie.
- Będziemy mieli jeszcze większe kłopoty, pójdziemy teraz już do przywódców - Primero zawrócił.
- Priemro ! Przecież oni nie przyjmą kaleki do stada, pomyśl tylko co mogą z nią zrobić...
- Jak zawsze przesadzasz.
- Wcale nie. Czy ty słyszałeś kiedyś o takim stadzie co przyjmuje kaleki ?
- No, nie... - Primero zastanowił się chwilę, po czym spojrzał na tą ranną, młodą klacz.
- Ukryjmy ją, pomożemy jej wydobrzeć, później jakoś sama sobie poradzi, nie będzie mogła tylko mówić, a to nie będzie jej przeszkadzać w samotnym życiu.
- Może masz rację, choć i tak wolałbym powiedzieć o wszystkim przywódcą, po co pakować się w kłopoty ?
Primero zabrał ranną na grzbiet, obserwowała nas przerażona, gdyby mogła pewnie by krzyczała. Ukryliśmy ją w górach, znajdując jakąś małą grotę, jej wejście było porośnięte przez dość gęste krzewy, nikomu nawet nie przyszłoby do głowy żeby się przez nie przedzierać. W środku płynął niewielki strumień, mogliśmy dzięki temu obmyć rany obcej.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz