- Dziękuje - przerwałam ciszę.
- Ale za co?
- Za to że jesteś, za ten wspaniały prezent i... - przerwałam, jednak miałam racje, nie jestem jeszcze na to gotowa.
- Cieszę się że ci się podoba - uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam - przyznałam, przytulając się do niego, tak po przyjacielsku, choć czułam coś więcej niż przyjaźń i dla mnie ten gest też znaczył coś więcej.
- Mam prośbę, zostańmy tutaj na noc, tylko we dwoje, to będzie doskonała okazja żeby się lepiej poznać, porozmawiać i pooglądać wspólnie gwiazdy - zaproponowałam.
- Chciałbym, ale niestety mam obowiązki, będziemy musieli wrócić do stada.
- No tak... - zamyśliłam się, szybko sobie przypominając o propozycji Achillesa w kwestii zostania zastępcą w stadzie.
- Ilu jest zastępców w stadzie?
- Właściwie to jeden.
- Na prawdę? - zdziwiłam się.
- No cóż, nie każdy chce mieć obowiązki, większość woli zająć się rodzinom.
- Ale gdyby było was więcej byłoby mniej tych obowiązków?
- Na pewno. Może jednak zostań jednym z zastępców, na prawdę się nadajesz, a jak nie jesteś pewna to możesz najpierw spróbować.
Zastanowiłam się przez chwilę, przecież pochodziłam od ludzi, co ja mogę o tym wiedzieć? I czy w ogóle mam prawo zajmować tak ważne stanowisko? Właśnie, powinnam już dawno mu o tym powiedzieć, czułam się okropnie, tak to ukrywając przed nim. Jednocześnie będę mogła sprawdzić czy coś do mnie czuję, nie ważne czy to przyjaźń czy miłość. Jednak przemawiał przeze mnie strach, nie chciałam go stracić. A co jeśli wieść o tym skąd jestem wszystko skreśli? Ile razy miałam przez to problemy, jeszcze kiedyś gdy dało się wyczuć ode mnie zapach ludzi, żaden z koni nie chciał się do mnie zbliżyć, albo mi samej nie pozwalał podejść. Szybciej czy później i tak wszystko pewnie się wyda, musiałam zaryzykować.
- Achilles ja... Ja... - położyłam po sobie uszy, spuszczając wzrok.
- Coś nie tak?
- Ja jestem... Urodziłam się... Znaczy... - westchnęłam ciężko: - Nie ważne... - wreszcie odpuściłam, jednak zabrakło mi odwagi.
- O co chodzi?
- Już o nic, wolę o tym nie mówić...
- Ktoś cie skrzywdził?
- Nie, nie o to chodziło... Tylko... Wybacz, nie mogę - wyszłam z groty. Wkrótce po tym wróciliśmy do stada w milczeniu. A że było już późno oboje wróciliśmy do jaskini. Przez ostatnie wrażenia dość szybko zasnęłam, nawet myśli które mnie dręczyły mi w tym nie przeszkodziły.
Miałam bardzo dziwne sny, w wielu ukazywał mi się Achilles, a ja starałam się do niego dobiec, ale nie mogłam, jakaś tajemnicza postać stale blokowała mi do niego dostęp. W końcu się przebudziłam, wyszłam na zewnątrz żeby trochę ochłonąć. Spojrzałam na swój naszyjnik, tak pięknie mienił się w pierwszych promieniach słońca. Ale najlepsze było w nim to że to prezent od Achillesa.
- Athena! - krzyknął ktoś nagle, przestraszona obejrzałam się w stronę dźwięku.
- Athena pomóż mi! - głos się powtórzył, dochodził gdzieś z lasu.
- Gdzie jesteś? - zawołałam. "I co najważniejsze kim jesteś? Skąd mnie znasz?" dodałam w myślach.
- Tutaj... - zawołał, już znacznie słabiej, ruszyłam w stronę dźwięku. Znalazłam rannego ogiera, był znajomy, a nawet bardzo znajomy.
- C... Cyklop? - wymamrotałam, wyglądał okropnie, miał mnóstwo szarpanych ran, zadrapań i cały leżał też w krwi.
- Wiedziałem że to ty... Wiedziałem... - wymamrotał, uśmiechając się do mnie.
- Co tu robisz? Jak tu dotarłeś?
- Tak jak ty... Uciekłem, uciekłem od ludzi... Masz szczęście.. Że... Że nie zdążyłem...
- Co z tobą?
- Umieram...
- Nawet tak nie mów.
- Ona mnie... Zabiła, zanim jeszcze... Zdążyłem... Dołączyć do... Do stada... - zamknął oczy, a jego oddech się spowolnił.
- Cyklop? - szturchnęłam go gwałtownie, błagałam w myślach żeby tylko nie umierał.
- Kocham cię... - wymamrotał: - Masz szczęście... Szczęście że nie musisz wybierać... Pomiędzy... Pomiędzy na... mi...- zakasłał, od razu tracąc przytomność. Po paru sekundach już się nie ruszał, szturchałam go, szarpałam, ale nie chciał się obudzić. Miałam dziwne wrażenie że ktoś mnie obserwuje. Najgorsze że właśnie tak było.
- Achilles? - zdziwiłam się na jego widok, był tu razem z Luną, całą ubrudzoną od krwi, z tyłu, za mną, przytrzymywał ją przy drzewie, tak mocno że nawet jak się szarpała, nie było tego słychać. Zrozumiałam że Cyklop mówił o niej, to ona go zabiła, zrozumiałam też że Achilles był świadkiem mojej rozmowy z nieżyjącym już znajomym. Teraz już wiedział, że uciekłam od ludzi, że pochodzę właśnie od nich, że tam się urodziłam, w niewoli...
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz