Przywódcy zgodzili się żebym teraz ja miała na oku Shady, sama zaproponowałam pomoc, a oni dowiadując się co wcześniej zrobiłam i jaki wpływ miałam na nią wyrazili zgodę. Opowiedziałam im o wszystkim, pomijając to że straciłam pamięć i skąd przybyłam. Musiałam im skłamać, że jestem siostrą Ihilo i że dołączyłam do stada w nadziei że spotkam brata, bo ponoć słyszałam od kogoś że tu jest. Na szczęście w przeciwieństwie do Wichy nie zwracali uwagi na różnice pomiędzy nim, a mną i od razu w to uwierzyli. W końcu Zima i Shady też się różniły, a mimo to były rodzeństwem.
Minęło kilkanaście tygodni. Z Shady było już na tyle dobrze że zaczęła zachowywać się już całkiem normalnie, co prawda od czasu do czasu traciła rozum, ale zwykle szybko udawało mi się wtedy ją uspokoić. Zima kazała mi spróbować przekonać jakoś Shady aby ta zajęła się Snow'em. Miałam też jej w tym pomagać. Nie miałam jednak pojęcia jak przekonać karą do syna, nie chciała o nim słyszeć. Próbowałam na daremno, ale przynajmniej byłam mądrzejsza od Wichy i informowałam o wszystkim przywódczynie, a gdy jej nie mogłam znaleźć, to przywódce. Dzięki temu wiedzieli że Snow jest nadal bez matki i bez opieki. A mnie jakoś nie ciągnęło żeby zająć się ogierkiem, w końcu miałam na głowie jego matkę. Wiedziałam jednak że to nie potrwa długo, bo w końcu kara już całkiem zdrowieje. Za to ja, z biegiem czasu byłam już przekonana że na prawdę jestem siostrą Ihilo. I mimo że próbowałam sobie wybić te myśli z głowy, to one i tak wracały, tak że już później nie wiedziałam czy to kłamstwo czy jednak prawda. I w końcu całkiem w to uwierzyłam, sądząc że odzyskuje pamięć, tyle że nic po za tym nie mogłam sobie przypomnieć. Nawet nie wiedziałam jak wyglądał mój brat. A nikogo o to nie mogłam zapytać, bo musiałam zachować w tajemnicy to że już dawno temu straciłam pamięć. Tak było bezpieczniej.
No i nadszedł ten dzień, dzień w którym Shady już mnie nie potrzebowała. Obie zostałyśmy całkiem same, ona z wyboru, bo sama oddzieliła się od stada i trzymała wciąż na uboczu, natomiast ja dlatego że już nie musiałam się nią zajmować. Jedyne co zostało mi po bracie to jego syn, ale nie zamierzałam się w to mieszać. Snow nie należał do najinteligentniejszych, a ja miałam już dość pomagania jego matce, cudem dotrwałam do końca. Zastanawiałam się czy mam jeszcze jakąś rodzinę, czy im na mnie zależy. Ilekroć byłam przy wodospadzie wpatrywałam się wciąż we własne odbicie i mimo że przyzwyczaiłam się już do samej siebie, nie wiedziałam do końca kim jestem. Chwilami się załamywałam, bo nadal, przez tyle czasu nie wróciło nawet jedno ze wspomnień, chociażby jeden urywek chwili z dawnego życia... Nic. Najgorsze że miałam tyle czasu na rozmyślanie że mogłam się gnębić tym wszystkim do woli. Zaczęłam bez celu wędrować po wyspie, nieraz obserwowałam też stado. Moją uwagę przykuła kaleka klacz, miała tak głębokie blizny na szyi że aż ciarki przechodziły po grzbiecie, dziwiłam się jak mogła coś takiego przeżyć. Nie chciałam z nią mieć jednak nic wspólnego, ale też nie należałam do tych co z niej szydzili i się z niej wyśmiewali. Nie było sensu jej bronić, bo ktoś inny już się tym zajął. Obserwowałam kłótnie jaka z tego wyniknęła, gdy wtem przeszkodził mi pewien ogier, zaczepiając mnie od tak.
- Co ty taka smutna, chcesz żebym cię rozweselił? - wyszedł mi na przeciw zasłaniając widok, zerknęłam na niego tylko raz i to było wszystko, bardziej ciekawiło mnie to co działo się przy tej kalekiej.
- Nie i nie jestem smutna. Odsuń się.
- Mam lepszy pomysł...
- Nie słyszałeś?
- Chodź, coś ci pokaże, nie pożałujesz.
- Jasne, daruj sobie. Idź lepiej do tych swoich klaczy - powiedziałam, już nie raz widziałam go w ich towarzystwie. A przez to tylko przychodził mi na myśl Sten. I mimo że stał przy mnie zupełnie inny ogier, miałam wrażenie że patrze właśnie na mojego byłego partnera. Chyba, bo nawet tego nie mogłam być pewna.
- Jeśli chcesz mogę je dla ciebie rzucić, podobasz mi się - zbliżył się do mnie, wpatrując w moje oczy.
- A ty mnie nie - odepchnęłam go od siebie, od razu odchodząc. Pięknie, jeszcze na dodatek mówił jak Sten, oboje muszą być siebie warci.
Przeszłam kawałek, słysząc jeszcze jeden odgłos kopyt oprócz własnych kroków. A sądziłam że jasno dałam mu do zrozumienia co o nim myślę.
- Jestem Kier, a ty? - odezwał się ten ogier, gdy się obejrzałam za siebie, bo kto by inny.
- Czego ty chcesz?! Mówiłam już że mnie nie obchodzisz! - popchnęłam go mocno, żeby tylko się odsunął jak najdalej ode mnie.
- Spokojnie... Dałabyś mi szanse.
Przewróciłam oczami: - Daj mi lepiej spokój - odeszłam znów od niego, tym razem, miałam nadzieje że skutecznie. I nie pomyliłam się, bo jak doszłam nad wodospad byłam już sama. Znowu... Położyłam się nad jego brzegiem, wsłuchując się w szum wody, próbowałam się uspokoić, przez Kiera, nie mało że przypomniałam sobie o Sten'nie to jeszcze o tym ogierze, który skrzywdził Shady, miałam go zabić, obiecałam to karej. A nie wiedziałam gdzie był i czy powinnam to zrobić, czy jestem w ogóle w stanie? Dziwne było to że jakoś mnie ta myśl nie przerażała, chyba bym się nie zawahała i przy pierwszej okazji spełniła tą obietnice, ale nadal pozostawało pytanie czy powinnam, czy właśnie taka jestem?
Od Shady
Chwilami nie wiedziałam czy to sen czy może rzeczywistość, tak czy inaczej nie mogłam znieść jednego i drugiego. Najgorsze że nie mogłam teraz liczyć na siostrę, nie chciałam jej się narzucać, zwłaszcza że nie wiedziałam do końca co się ze mną dzieje, a ona miała tyle na głowie. Jak tylko wspomniałam w myślach o ukochanym cała zaczęłam się trząść z rozpaczy i ronić łzy, ciężko mi było wtedy nawet oddychać. Dlatego wolałam nie myśleć, ale to nie było możliwe. Najlepiej bym odeszła i skończyła ze sobą, ale to nie możliwe. Ulrike będzie mnie pilnować. Chociaż ostatnio gdzieś zniknęła, może dlatego że ją odtrąciłam, tak jak każdego wkoło. Właściwie nie wiedziałam dlaczego, ale coś mi mówiło że tak będzie lepiej. Niedawno Ulrike stwierdziła że zachowuje się normalnie, może dlatego mnie zostawiła samej sobie? Tylko nie bardzo rozumiałam kiedy zachowywałam się nienormalnie.
Dziś wyjątkowo było mi niedobrze i bolała mnie głowa wraz z brzuchem. Nie znosiłam tego najlepiej, wciąż leżałam, wstawałam i chodziłam, potem znów na powrót się kładąc. Chciałam pójść do siostry, właściwie to ciągle chciałam być w jej towarzystwie, miałam tylko ją i może jeszcze Ulrike, ale co do niej nie byłam pewna, wydawała mi się dziwna, była bliska Ihilo, w końcu to jego siostra, ale... Teraz jej nie było, a tak długo się mną opiekowała...
Nagle jak znów wstałam, ktoś złapał mnie za grzbiet, musnął pyskiem.
- Kim jesteś?! - odsunęłam się momentalnie, na widok ogiera, bałam się go, spoglądałam po sobie, jakbym sprawdzała czy nie mam żadnych ran, po woli dochodziło do mnie kim on jest.
- Nie poznajesz mnie? To ja... Ihilo - podszedł do mnie, stanęłam jak wryta, nie byłam w stanie ocenić czy to ten którego widziałam chwilę temu czy Ihilo. Zacisnęłam oczy.
- Nie... Proszę... - zdałam sobie sprawę że tracę zmysły, może cały czas je traciłam?
- Proszę... - popłakałam się, czułam jak mnie do siebie przytulił.
- Spokojnie skarbie... - usłyszałam troskliwy głos, otworzyłam oczy.
- Ty... Ty nim nie jesteś... - teraz już widziałam przed sobą Ihilo i za nic nie chciałam dopuścić do siebie myśli że on nie żyję, a dobrze o tym wiedziałam.
- Jak to nie? Wróciłem do ciebie.
- To.. To nie możliwe... To na prawdę ty? - wydawał mi się coraz bardziej prawdziwy, to spojrzenie, ten głos, to musiał być on.
- Ty żyjesz! - wtuliłam się w niego mocno.
- Tak... Chodź teraz ze mną.
- Dokąd? - nadal go nie puściłam, znów był przy mnie. Łzy aż wypłynęły mi z oczu, ale te łzy były łzami szczęścia.
- Mam niespodziankę...
Od Felizy
- Szybciej, nie mógł odejść za daleko - ponaglałam córkę, bardzo mnie zawiodła, jak w ogóle mogła mnie nie posłuchać.
- Mamo ale...
- Ani słowa, idź że... - popchnęłam ją żeby przyspieszyła, niezbyt delikatnie, a to dlatego że byłam wzburzona. Wreszcie zguba się znalazła, a mianowicie ogierek, z którym walczyła Dolly. Podeszłam do niego nie zauważona, patrząc ostrzegawczo na Dolly, żeby przypadkiem mnie nie zdradziła. Byłam już o krok za nim, złapałam go gwałtownie za grzywę, ciągnąć w swoją stronę, szybko trafił pod moje kopyta, ale nadal ustał na nogach.
- Spróbuj jeszcze raz tknąć moją córkę, to cię zabije! - przycisnęłam go gwałtownie przednimi nogami, ledwo zdążył przy zderzeniu z ziemią, zgiąć swoje (nogi), a już prawie bym mu je złamała.
- Mamo, daj mu spokój, to, to była tylko zwykła bójka... Ja właściwie zaczęłam... - wtrąciła się Dolly, przewróciłam oczami, ta znów swoje.
- Nie wtrącaj się, uczyłam cię jak masz postępować z takimi jak on, ale ty najwyraźniej nie wzięłaś sobie tego do serca - złapałam małego za grzywę, z zamiarem wykręcenia mu głowy, tak żeby trochę pocierpiał.
- Mamo!
- Mówiłam ci żebyś powiedziała im że to on cię uderzył, a ty się tylko broniłaś. Komu by uwierzyli? Bezbronnej klaczce czy wyrośniętemu już ogierkowi? Ale nie, ty wolałaś się przyznać! - puściłam go, ale za to oparłam na nim cały swój ciężar ciała. Usłyszałam pęknięcie, uśmiechając się przy tym szyderczo, długo już się nad nikim nie znęcałam, a on dodatkowo skrzywdził moją córkę. I był obcym źrebakiem. Jego ranny z tej ich bójki były śmieszne, za to Dolly przez bachora kulała i musiałam ją opatrzyć, nim zaczęłyśmy go szukać.
- Wgniotę cię w ziemie, jak robaka - przycisnęłam go mocno, krzyczał już z bólu. Chciałam przytrzymać mu pysk, ale niespodziewanie coś mnie zaskoczyło. Ktoś nagle na mnie wpadł, najwyraźniej celowo zrzucając mnie ze źrebaka. Poleciałam na bok, obijając się przy okazji o twardą ziemie. Odwróciłam się momentalnie na brzuch. Już myślałam że to Elliot, bo on zwykle lubił pojawiać się znienacka. Ku mojemu zdziwieniu to była tylko zwykła, kara klacz.
Od Ulrike
- Nie spodziewałabym się... - poderwała się z ziemi: - Że ktoś tu będzie - zmierzyła mnie wzrokiem, ogarnął mnie strach, widząc jej krwiste oczy przepełnione nienawiścią, ale stałam niewzruszona, jakby tylko część mnie się jej bała.
- Nie masz prawa uczyć ją takich rzeczy! - krzyknęłam, nie wiedziałam dlaczego, ale własnie to co pokazywała klaczce i co do niej mówiła wzbudziło we mnie gorszą złość niż to co zrobiła ogierkowi.
- To moja sprawa jak wychowuje córkę, lepiej się w to nie wtrącaj! A po za tym jak chcesz żyć to radzę ci milczeć - spojrzała na ogierka, zwijającego się z bólu.
- Tylko na to cię stać? Potrafisz tylko krzywdzić bezbronną istotę!
- Taką jak ty? - zaczęła chodzić wokół mnie, nie spuszczałam z jej wzroku: - Widzę że się nie dogadamy, myślisz że zauważą że zniknęłaś ze stada? Wątpię...
- Chcesz walczyć? - stanęłam jej na drodze, miałam już dość tego chodzenia na około mnie, zmierzyłyśmy się obie wzrokiem.
- Myślisz że jestem bezbronna? Możemy się przekonać jak jest na prawdę - parsknęłam, patrząc na nią krzywo. Zaśmiała się. Skierowałam uszy do tyłu, podcięłam jej nogi, przez co upadła. Nim zdążyłam ją znów zaatakować, rzuciła się na mnie, szybko przygniatając do ziemi.
- Jesteś żałosna - schyliła nade mną głowę łapiąc za grzywę i ciągnąc mnie za nią, wykręcając mi kark. Zacisnęłam zęby z bólu i złości. Kopałam ją dość mocno i energicznie żeby ją z siebie zrzucić, ale bez skutku. Wokół niej latały jakieś dziwne, czarne smugi. Wyszarpałam jej się w końcu i to wtedy kiedy prawie skręciła mi kark.
- Jesteś tak słaba że potrzebujesz wsparcia? - spytałam, próbując odepchnąć ją od siebie przednimi nogami.
- Myślisz że chce mi się z tobą teraz walczyć? Po co? Skoro mogę to znacznie szybciej załatwić.
- Każda wymówka jest dobra, po prostu tchórzysz! - parsknęłam, w końcu ją odepchnęłam i to wtedy kiedy te czarne smugi zniknęły. Poderwałam się z ziemi, stanęłyśmy obie dęba, momentalnie uderzyłam ją w pysk, przez co upadła. Trafiła mnie tylnymi nogami, prostując je gwałtownie, a że stałam jeszcze dęba od razu runęłam na ziemie. Klacz złapała moją grzywę, szarpiąc tak mocno do tyłu że nie mogłam się wyswobodzić. Wierzgałam nogami, w końcu przesunęłam się tak szybko że po drodze uderzyłam ją głową. Poderwałam ją mimo bólu, łapiąc zębami za jej szyję, zraniłam ją, zanim się odsunęła. Oddała mi tym samym, gryzłyśmy się i kopałyśmy, miałam na tyle utrudnione że wciąż leżałam.
- Tacy jak ty nie zasługują żeby żyć! - nie wiem jak i kiedy, ale ni stąd ni zowąd to ona znalazła się pode mną i miałam zamiar ją zabić, nawet bym to zrobiła, gdyby ta mała nie wcisnęła się pomiędzy nas. Rozproszona, odsunęłam się szybko, dochodząc do siebie.
- Mamo... - klaczka wtuliła się do niej.
- Uciekaj do stada - obca podniosła się opychając od siebie córkę i mierząc mnie wzrokiem. Jej rany zniknęły. Co było wręcz nie możliwe.
Od Felizy
- Nieźle, widzę że masz w tym doświadczenie - zaśmiałam się, widząc jej zdziwioną i niezwykle zdezorientowaną minę, jakby nie wiedziała co się stało, co zrobiła. Tak na prawdę byłam wściekła, bo pokonała mnie zwykła klacz. Mimo to zachowywałam pozorny spokój.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - wreszcie się odezwała.
- Jesteś morderczynią. Jak to mówią, praktyka czyni mistrza - zaśmiałam się, bo ta cała pobladła.
- Nie prawda... - zaprzeczyła cicho.
- Co jest? Odkryłam kim jesteś, a teraz udajesz niewiniątko? - zbliżyłam się, a ona cofnęła się do tyłu.
- Nikogo nie zabiłam!
- Nie wydaje mi się.
- Wiem że... Że nie... - szepnęła: - Nie, nie mogłabym...
- Przed chwilą chciałaś zabić mnie, ale na daremno, bo nie dałabyś rady z demonem.
- Co ty...
- Tak, jestem demonem, a to co widziałaś to inne demony, te martwe, złe duchy, które mi służą - zaczęłam chodzić wokół niej, teraz nie powinna już protestować: - Więc nawet jak wygrałaś, nie dałabym ci się zabić, z resztą chciałaś zabić jej matkę? - wskazałam na Dolly: - Ma tylko mnie...
Klacz spojrzała w stronę ogierka, ale szybko sobie o nim przypomniała. Był już martwy, najwidoczniej musiałam mu niefortunnie złamać kręgosłup. Jedno szczęście że był obcy, a nie ze stada.
- Powiem że to ty go zabiłaś, jak chociaż szepniesz słówko o tym co tu się stało. Ja dłużej jestem w stadzie to mi uwierzą, prawda Dolly? - spojrzałam na córkę, wiedziałam że co by się nie działo będzie po mojej stronie. Mała przytaknęła lekko.
Od Shady
Miałam wrażenie że umarłam, albo że śnie, bo on wrócił, znów był przy mnie. Obiecałam sobie że już nigdy choćby na krok go nie odstąpię.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, tak bardzo... Bardzo cię kocham... - przyznałam patrząc mu w oczy, nie miałam pojęcia dokąd idziemy, przekroczyliśmy już granice.
- Ja ciebie też... - uśmiechnął się lekko i ja także: - A już zwłaszcza mojego źrebaka - spojrzał na mój brzuch, a jego uśmiech przybrał dziwny wyraz.
- Ihilo o czym ty...
- Na prawdę widzisz tego trupa zamiast mnie? Jaka ty jesteś głupia - zaśmiał się, teraz już nie widziałam Ihilo, tylko tego ogiera. Nie mogłam się ruszyć, serce biło mi tak mocno, cała drżałam, a oddech miałam coraz to szybszy. To nie mogła być prawda.
- Ty... Ty...
- Zrobiłem ci źrebaka, mojego źrebaka. A teraz cię porywam, pożegnaj się ładnie ze stadem, z siostrunią, a zapomniałbym, jej tu nie ma - śmiał się coraz głośniej, przysnął mnie do siebie: - Mam nadzieje że nie będzie takie ułomne jak ty, bo wtedy je zabije razem z tobą!
- Puść... - szepnęłam przerażona.
- Gdzie twoja przyjaciółeczka? Czyżby cię zostawiła... Odpowiem ci. Już dawno cię zostawiła, śledziłem was. I wykorzystałem tą samą sztuczkę co ona - odepchnął mnie od siebie, upadłam na ziemie, byłam tak przerażona że nie mogłam się ruszyć.
- Myślałaś że ona jest siostrą Ihilo? Powiem ci coś, znałem go i on nie miał rodzeństwa.
- Kłamiesz... - szepnęłam, po czym krzyknęłam, bo zauważyłam obok siebie krew, zniknęła jednak po chwili, a w oddali pojawiło się ciało, ciało Ihilo, okropnie zmasakrowane, zaczęłam krzyczeć wniebogłosy, jeszcze głośniej niż wcześniej.
- Zamknij się! - ogier przycisnął mi głowę do ziemi: - Chcesz żebym się znów tobą zabawił? Chcesz?!
Zamilkłam, spłynęło mi kilka łez po policzku, zamknęłam oczy, czułam jak obcy złapał mnie za ogon i ciągnie po ziemi.
Od Ulrike
Podeszłam gwałtownie do ogierka, próbując go obudzić.
- Proszę cię... Otwórz oczy, no dalej... - trącałam go pyskiem, do oczu napłynęły mi łzy. Czułam się tak jakby już to kiedyś przeżywałam.
- Obudź się... - szarpnęłam go lekko za grzywę.
- Żałosne... To twój syn, czy co? - zakpiła klacz.
- Ciekawe co byś zrobiła gdyby twoja córeczka była na jego miejscu! - krzyknęłam, wzięłam małego na grzbiet.
- Po co ci zwłoki?
- Możesz mnie powstrzymywać, mówić co tylko chcesz, nawet zabić, ale i tak przywódcy się o tym dowiedzą! - ruszyłam w stronę stada. Po paru krokach, zatrzymałam się jednak, cała zalana potem. Ona chyba miała racje, ja na prawdę kogoś zabiłam. Tak długo chciałam sobie coś przypomnieć, ale to był błąd, już nie chciałam pamiętać...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz