- Ulrike w porządku? - odezwał się, ale ja milczałam, bo nawet nie wiedziałam czy mówi do mnie czy też nie. Słyszałam chyba pierwszy raz to imię, ale po chwili gdy próbowałam sobie przypomnieć własne, zdałam sobie sprawę że nawet nie pamiętam kim jestem. Przeraziłam się, nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku, ani się poruszyć, nie wiedziałam co mam teraz zrobić, gdzie jestem, co się stało i kim w ogóle jestem. Miałam w głowie kompletną pustkę.
- Ja nie chciałem, trochę mnie poniosło, znasz mnie przecież... Słyszysz? - szturchnął mnie, wzdrygnęłam się nagle czując ból.
- Słyszysz mnie? - znów mnie szturchnął, przytaknęłam niepewnie.
- Kochanie, nie wygłupiaj się, wstawaj, przemyje ci ranny... - podniósł mnie na siłę, ciągnąc za grzywę. Zachwiałam się na nogach, po czym zaczęły mi się rozsuwać na boki. Najgorsze że nie wiedziałam co mi jest i skąd mam tyle ran, które wyglądały jakby ktoś mnie pobił.
- Chodźmy już - zaczął mnie prowadzić nie wiadomo dokąd, musiałam oprzeć się o jego grzbiet, bo nogi uginały się pode mną, z bólu. Doszliśmy aż nad staw, dopiero wtedy puścił mojej grzywy i popchnął lekko w wodę, stanęłam w niej, a on zaczął mnie ochlapywać, dotykając moich ran, po to żeby pozbyć się z nich brudu.
- Kim... Kim jesteś? - spytałam półgłosem, obserwując każdy jego ruch.
- Jak to kim? Nie poznajesz mnie? - spojrzał mi w oczy.
W odpowiedzi pokiwałam lekko głową że nie.
- Ulrike, co z tobą?
To chyba było moje imię, ale nie wydawało się znajome, z resztą jak spojrzałam we wodę czułam się tak jakbym widziała w niej obcego konia, a tymczasem to było moje własne odbicie.
- Nie pamiętasz mnie? - spytał nagle, znów pokiwałam głową że nie.
- Serio? Chyba sobie ze mnie nie żartujesz?! - zmienił ton na bardziej ostrzejszy, położyłam po sobie uszy. Wpatrywałam się wciąż we własne odbicie, nawet jak skończył, nie wyszłam z wody. Do oczu napłynęły mi łzy, nie poznawałam samej siebie, niczego nie poznawałam.
- Ty straciłaś pamięć... - stwierdził ogier, kiedy kilka łez spadło mi z oczu do wody. Podszedł do mnie, dziwnie się uśmiechając. Zabrał mnie do stada, szedł prosto przez nie ze mną u boku, a wszyscy schodzili nam z drogi. Spoglądałam na każdego, ale żaden nie wydał mi się znajomy.
- Byłam tu już kiedyś? - spytałam cicho.
- A jak ci się wydaje? - zaśmiał się, w końcu mnie zostawiając, pośrodku łąki.
- Odpocznij i lepiej nigdzie się nie oddalaj - powiedział nim zniknął za horyzontem. Obserwowałam stado, wszyscy unikali mojego spojrzenia. Gdy wrócił ogier, było już późno, przedstawił się tylko jako Sten, mówiąc mi że jesteśmy parą i że bardzo go kocham, a on mnie. Nie potrafiłam w to uwierzyć, bo teraz było inaczej, nic do niego nie czułam, a chyba powinnam, mimo że nie znam żadnego z własnych wspomnień.
Sten opiekował się mną przez następne dni, a ja starałam się sobie cokolwiek przypomnieć, ale on mi tego wcale nie ułatwiał. Gdy go prosiłam żeby coś mi opowiedział, co wydarzyło się kiedyś w moim życiu, zawsze się wymigał, zmieniając temat. A wierzyłam że mogłoby mi to bardzo pomóc. Minęło mnóstwo czasu, a Sten zaczął mnie ignorować, spędzając czas z klaczami, które przyprowadził sobie do stada. Mówił że chciał wzbudzić we mnie zazdrość i gdy pokaże mu że go kocham, rzuci dla mnie te wszystkie klacze. Zostałam całkiem sama, czułam się odtrącona, miałam go za przyjaciela, ale najwyraźniej się myliłam. Zdesperowana, zamierzałam poprosić o pomoc stado.
Dziś, jak tylko wszyscy się obudzili podeszłam do nich, kuląc uszy, czułam się nie pewnie, może dlatego że w ogóle nie znałam tutaj swojego miejsca, a Sten o tym oczywiście też mi nic nie chciał powiedzieć.
- Pomóżcie mi... Ja, ja nic nie pamiętam...
- Znacie mnie prawda? - spytałam, kiedy nikt nawet na mnie nie spojrzał. Jeden z koni przeszedł obok mnie popychając mnie przy tym. Po chwili zrobił to samo drugi, odsuwałam się od nich, ale oni ciągle przechodzili obok i ciągle mnie popychali raz w jedną w raz drugą stronę.
- Przestańcie... - powiedziałam cicho, zaśmiali się.
- Biedulka, nic nie pamięta - zbliżył się do mnie jeden z ogierów, cofnęłam się do tyłu, czułam na sobie ich wzrok, każdy wyglądał tak jakby chciał mi coś zrobić.
- Tu raczej nikt ci nie pomoże skarbie... - ogier zbliżył się jeszcze bardziej, a z tyłu za nim stanęły dwie klacze, przez które nie mogłam się dalej cofnąć.
- Co jest? Czyżbyś się bała? - szarpnął mnie za grzywę, posuwając po ziemi, do siebie.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go, uderzył mnie w pysk, upadłam. Za chwilę otoczyła mnie reszta stada, miałam już łzy w oczach.
- Zostawcie mnie! Dajcie mi spokój! - krzyknęłam na nich, podnosząc się z ziemi, tak nagle ogarnęła mnie złość. Odbiegłam, ledwo co się przebijając przez konie, bo nie zamierzały mnie przepuścić. Po drodze któryś mnie nawet ugryzł, a któryś kopnął, niemal przewracając. Znalazłam Sten'a, ale on jak zwykle był zajęty, w towarzystwie swoich klaczy. Nie mogłam liczyć na jakiekolwiek wsparcie z jego strony. Już nawet nie chciałam tu dłużej być. Postanowiłam odejść, nie miałam dokąd, ale i tak to zrobiłam, nie żegnając się z nikim. Poszłam po prostu przed siebie coraz bardziej oddalając się od domu.
Minęło kilka godzin. Szłam coraz wolniej, oglądając się do tyłu. Co ja miałam teraz ze sobą zrobić? Dokąd pójść?... W oddali ni stąd ni zowąd pojawił się Sten. Jak tylko mnie zobaczył zaczął biec w moją stronę.
- Co ty robisz? Oszalałaś?! Dokąd masz zamiar iść?! Co?! - zatrzymał się przy mnie gwałtownie.
- Gdziekolwiek... - odsunęłam się.
- Gdziekolwiek - powtórzył nerwowo: - Wracaj do stada, nigdzie nie pójdziesz! - chciał złapać mnie za grzywę, ale odskoczyłam.
- Ogłuchłaś?! Ruszaj!
- Nigdzie nie idę, nie masz prawa mi rozkazywać! - spojrzałam na niego krzywo, wyglądał na zdziwionego.
- O... Widzę że mojej klaczce wraca pamięć - zaczął chodzić wokół mnie: - Chyba wolę jak jesteś sobą, taka wiecznie bojąca się klaczka, średnio mi się podoba.
- Daj mi odejść... Ja i tak... I tak cię nie kocham...
- Wiedziałem! - zbliżył się momentalnie, odskoczyłam do tyłu, od razu rzucając się do ucieczki.
- Wracaj tu! - pognał za mną. Przyspieszyłam żeby tylko go zgubić.
- Jak natychmiast nie wrócisz, to cię zabije, rozumiesz?! - zawołał. Oddalałam się od niego coraz to bardziej, na szczęście byłam na tyle szybka żeby go zgubić.
Mijały tygodnie, a może nawet miesiące, błądziłam, idąc nie wiadomo dokąd. Byłam ciągle w podróży, jedynie w nocy trochę odsypiałam i miałam chwilę żeby coś zjeść. Bałam się że Sten będzie mnie szukał, mógł zrobić mi praktycznie wszystko, po za tym to stado, to było ostatnie miejsce w jakim miałam zamiar być. Zrobiło się chłodno, liście opadły z drzew, a wkrótce po tym ziemia zamarzła i zaczął padać śnieg. Z dnia na dzień było coraz chłodniej, a ja dalej brnęłam tam gdzie było najzimniej. Chciałam żeby Sten, jeśli mnie znalazł i szedł teraz po moich śladach, zniechęcił się przez tak niesprzyjające warunki. Zaczęło po woli brakować jedzenia, wszystkie rośliny były tak przemarznięte że obumierały, a czym dalej szłam tym w ogóle ich nie było, za to miałam do czynienia z coraz bardziej szalejącą śnieżycą. W końcu byłam już tak bardzo zmęczona, zmarznięta i głodna że upadłam, nie mogąc się podnieść. Nie miałam nawet sił wołać o pomoc. Chciałam już się poddać, czekając aż śnieg całą mnie zasypie. Wypłynęło mi kilka łez z oczu, nie miałam kogo wspominać, bo nikogo nie pamiętałam, czułam się samotna, zupełnie opuszczona przez wszystkich, a może wcale tak nie było. Nie miałam jak się tego dowiedzieć.
Przysnęłam, przebudzając się dopiero jak zapadł zmrok, śnieg już na dobre mnie zasypał. Zacisnęłam zęby. Dość tego, los się musi w końcu odwrócić, może jak pójdę dalej w końcu dopisze mi szczęście? Podniosłam się z trudem, nogi miałam już sztywne od zimna i bolały mnie przy każdym kroku, ciężko mi było nawet oddychać, czując jak zimne powietrze przelatuje mi do płuc i z powrotem. Kasłałam przy tym, przechodziły mnie dreszcze, jednak szłam dalej. Już prawie byłam u kresu wędrówki, widziałam w oddali konie, chciałam poprosić je o pomoc, o choćby czasowe schronienie. Gdy wtem znów upadłam. Nogi tym razem odmówiły mi posłuszeństwa, byłam całkowicie wycieńczona i nawet na czołganie nie miałam sił. Próbowałam wołać o pomoc, lecz mój głos był zbyt mocno osłabiony i w rezultacie nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa. Jedyne co mi pozostało to popatrzeć na nich, a potem pogrążyć się w śnie, który przyszedł sam, tak nagle, że nie miałam jak mu się opierać. Oczy same mi się zamknęły, a oddech spowolnił...
Czułam przeszywające zimno, nie byłam w stanie nawet się poruszyć, ani otworzyć oczu. Walczyłam o każdy oddech, choć to też sprawiało ból. Nie miałam już pojęcia ile byłam nieprzytomna, ani gdzie jestem, co jakiś czas słyszałam głosy. Byłam całkowicie bezbronna przez co teraz ogarniało mnie przerażenie, a jednocześnie bardzo już chciałam się obudzić. Wolałam to znacznie bardziej od śmierci, która mi teraz groziła. Po długim czasie udało mi się otworzyć oczy, co prawda były w półprzymknięte. Ale od razu zauważyłam przed sobą trawę, próbując ją dosięgnąć. Pomimo że nie miałam sił, żeby choćby o drobinę przesunąć głowę.
- Spokojnie - ktoś podsunął mi trawę pod sam nos, zaczęłam jeść. Nieco się namęczyłam nim zdołałam ją porządnie przerzuć, żeby potem znów stracić przytomność, ale ktoś od razu zaczął mnie budzić i nie pozwolił mi na sen.
- Wytrzymaj, nie możesz zasypiać... - powiedziała jakaś klacz, spojrzałam w górę, wprost na nią.
- Nie... Nie czuję nóg... - wymamrotałam, byłam tym faktem przerażona, inaczej bym się nie wysilała żeby wydobyć z siebie dość słaby i nie wyraźny głos.
- To nic dziwnego, zmarzłaś na kość, musisz się ogrzać i to porządnie - obejrzała się za siebie: - Pomożecie mi? - spytała kilkoro ogierów za nią.
- Co... Co chcecie zrobić? - otworzyłam szerzej oczy, kiedy do mnie podeszli.
- Spokojnie, nic złego ci nie zrobimy... - westchnęła, ogiery podniosły mnie z ziemi, wolałabym pójść o własnych siłach, ale w tym stanie nie mogłam.
- Pomoglibyście mi może jeszcze poszukać Shady? Powinnam się była teraz nią zajmować, a nie obcą... Ale nie mogłam jej tak zostawić - poszła za ogierami, którzy mnie nieśli, było ich trzech.
- Wybacz, ale na to ja już się nie piszę - powiedział jeden z nich.
- Bez urazy, ale ja też nie - po chwili dodał drugi.
- Nie wysilaj się, wiem że ty też nie pomożesz - odezwała się klacz, jeszcze przed tym trzecim, wyprzedziła ich: - Pokaże wam gdzie macie ją zanieść - zaczęła iść w stronę gór. Przechodziły mnie ciarki i dreszcze, cała drżałam na ciele, odkąd wyszliśmy, no własnie nie wiem skąd. Ledwo co odzyskałam przytomność. Obejrzałam się jakoś do tyłu, okazało się że przed chwilą leżałam w zwykłej jaskini. Byłam zdana tylko na nich i na ich litość, mogliby mnie teraz nawet zabić.
W górach było jeszcze zimniej niż gdziekolwiek tutaj, myślałam że nie wytrzymam, na dodatek oni wrzucili mnie do wody. O dziwo dość ciepłej, nawet bardzo, bo unosiła się z niej para wodna. Zostałam sama z tą klaczą, która mnie złapała, bo prawie cała zesunęłam się do wody. Zakasłałam. Poruszyłam lekko nogami, opierając głowę o skałę, brzeg jeziorka.
- Teraz już na pewno wydobrzejesz... Nie ruszaj się stąd - klacz chciała już wyjść.
- Kim jesteś? - spytałam, zatrzymała się w wyjściu.
- Mam na imię Wicha. Później pogadamy, odpocznij i nie ruszaj się z wody.
Zrobiłam jak kazała, właściwie nie miałam wyboru. Przez ten czas jak zostałam całkiem sama zdążyłam już normalnie zasnąć, tak po prostu ze zmęczenia, a nie od zimna.
Jak tylko się obudziłam czułam się wyjątkowo dobrze, podniosłam się, otrzepując się z wody. Szybko jednak z powrotem się w nią położyłam, gdy przeszły mnie dreszcze, wewnątrz było zimno, może dlatego że zapadła noc, a na zewnątrz nic nie było widać przez padający śnieg.
- Wicha - zawołałam, nadal jej nie było. Nagle jednak wbiegła do środka, otrzepując się z śniegu.
- Cudownie, nie ma jej już od kilku dni, a ja nadal nie mogę jej znaleźć. Jak Zima się dowie że jej siostra gdzieś zaginęła to nie mam pojęcia co ze mną zrobi... - mówiła jakby do siebie.
- Kim jest Zima? - spytałam, przestraszyła się.
- To ty... - spojrzała w moją stronę: - Zapomniałam że tu jesteś - położyła się na ziemi, wręcz upadła: - Chyba już sama świruje, z resztą czemu ja się dziwie, przy Shady można zwariować...
- Tak? A to dlaczego? Kim ona jest?
- Nie mam siły żeby teraz rozmawiać - położyła się grzbietem do mnie.
- Jak długo mam tu zostać?
- Aż wyzdrowiejesz... - wymajaczyła.
- Mam cały czas leżeć w tej wodzie?
- Źle ci? - spojrzała na mnie krzywo, sama też zmierzyłam ją wzrokiem, podniosłam się. Po chwili się otrząsnęłam, czasami dziwiłam się sama sobie, zwłaszcza emocją, które od tak mnie nachodziły i których się obawiałam. Znów położyłam się w tej wodzie.
- Jestem Ulrike - "chyba" dodałam w myślach. Nikomu już nie miałam powiedzieć o swojej przypadłości. Tak postanowiłam, tak było bezpieczniej. Sama muszę odzyskać wspomnienia, przypomnieć sobie o wszystkim co się wydarzyło, sama...
- Co... Co chcecie zrobić? - otworzyłam szerzej oczy, kiedy do mnie podeszli.
- Spokojnie, nic złego ci nie zrobimy... - westchnęła, ogiery podniosły mnie z ziemi, wolałabym pójść o własnych siłach, ale w tym stanie nie mogłam.
- Pomoglibyście mi może jeszcze poszukać Shady? Powinnam się była teraz nią zajmować, a nie obcą... Ale nie mogłam jej tak zostawić - poszła za ogierami, którzy mnie nieśli, było ich trzech.
- Wybacz, ale na to ja już się nie piszę - powiedział jeden z nich.
- Bez urazy, ale ja też nie - po chwili dodał drugi.
- Nie wysilaj się, wiem że ty też nie pomożesz - odezwała się klacz, jeszcze przed tym trzecim, wyprzedziła ich: - Pokaże wam gdzie macie ją zanieść - zaczęła iść w stronę gór. Przechodziły mnie ciarki i dreszcze, cała drżałam na ciele, odkąd wyszliśmy, no własnie nie wiem skąd. Ledwo co odzyskałam przytomność. Obejrzałam się jakoś do tyłu, okazało się że przed chwilą leżałam w zwykłej jaskini. Byłam zdana tylko na nich i na ich litość, mogliby mnie teraz nawet zabić.
W górach było jeszcze zimniej niż gdziekolwiek tutaj, myślałam że nie wytrzymam, na dodatek oni wrzucili mnie do wody. O dziwo dość ciepłej, nawet bardzo, bo unosiła się z niej para wodna. Zostałam sama z tą klaczą, która mnie złapała, bo prawie cała zesunęłam się do wody. Zakasłałam. Poruszyłam lekko nogami, opierając głowę o skałę, brzeg jeziorka.
- Teraz już na pewno wydobrzejesz... Nie ruszaj się stąd - klacz chciała już wyjść.
- Kim jesteś? - spytałam, zatrzymała się w wyjściu.
- Mam na imię Wicha. Później pogadamy, odpocznij i nie ruszaj się z wody.
Zrobiłam jak kazała, właściwie nie miałam wyboru. Przez ten czas jak zostałam całkiem sama zdążyłam już normalnie zasnąć, tak po prostu ze zmęczenia, a nie od zimna.
Jak tylko się obudziłam czułam się wyjątkowo dobrze, podniosłam się, otrzepując się z wody. Szybko jednak z powrotem się w nią położyłam, gdy przeszły mnie dreszcze, wewnątrz było zimno, może dlatego że zapadła noc, a na zewnątrz nic nie było widać przez padający śnieg.
- Wicha - zawołałam, nadal jej nie było. Nagle jednak wbiegła do środka, otrzepując się z śniegu.
- Cudownie, nie ma jej już od kilku dni, a ja nadal nie mogę jej znaleźć. Jak Zima się dowie że jej siostra gdzieś zaginęła to nie mam pojęcia co ze mną zrobi... - mówiła jakby do siebie.
- Kim jest Zima? - spytałam, przestraszyła się.
- To ty... - spojrzała w moją stronę: - Zapomniałam że tu jesteś - położyła się na ziemi, wręcz upadła: - Chyba już sama świruje, z resztą czemu ja się dziwie, przy Shady można zwariować...
- Tak? A to dlaczego? Kim ona jest?
- Nie mam siły żeby teraz rozmawiać - położyła się grzbietem do mnie.
- Jak długo mam tu zostać?
- Aż wyzdrowiejesz... - wymajaczyła.
- Mam cały czas leżeć w tej wodzie?
- Źle ci? - spojrzała na mnie krzywo, sama też zmierzyłam ją wzrokiem, podniosłam się. Po chwili się otrząsnęłam, czasami dziwiłam się sama sobie, zwłaszcza emocją, które od tak mnie nachodziły i których się obawiałam. Znów położyłam się w tej wodzie.
- Jestem Ulrike - "chyba" dodałam w myślach. Nikomu już nie miałam powiedzieć o swojej przypadłości. Tak postanowiłam, tak było bezpieczniej. Sama muszę odzyskać wspomnienia, przypomnieć sobie o wszystkim co się wydarzyło, sama...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz