- Ty na prawdę... Na prawdę mnie kochasz, tak samo jak ja... Ja... Kocham cię Achilles... - w końcu to powiedziałam, byłam cała zarumieniona i jednocześnie szczęśliwa, tak bardzo że nie zważałam już na nic. Zbliżyłam do jego pyska swój, jak tylko poczułam przyjemny dotyk, zrobiło mi się tak ciepło w środku. Już nie musiałam, nie chciałam się powstrzymywać. Wtuliłam się w jego grzywę, a on przytulił mnie do siebie. Zamierzałam zamknąć oczy żeby poczuć tylko samą bliskość Achillesa, inne bodźce przecież nie miały teraz znaczenia, ale nagle dostrzegłam coś w oddali.
- To znów ona - poruszyłam się gwałtownie, lekko opryskując Achillesa wodą, odsuwając się przy tym od niego.
- Luna... - obejrzał się za siebie i szybciej niż ja wyskoczył z wody, pędząc w jej stronę. Sama też wyszłam szybko na brzeg biegnąc za nim. Luna znów kogoś zaatakowała, dziwiłam się co ona jeszcze tu robi, najpierw porwała źrebaka, potem zabiła Cyklopa, a teraz jeszcze rzuciła się na jakiegoś ogiera i to chyba nawet ze stada. Achilles musiał ją przewrócić na ziemie i to tak mocno że było słychać jak o nią runęła, straciła na chwilę przytomność, a jak się ocknęła, podniosła się gwałtownie, upadając równie szybko. Drugi raz jednak jej się udało i podeszła do tego kogo zaatakowała, był nieprzytomny, a Achilles próbował go obudzić, mając jednocześnie oko na Lunę. Trzymałam od niej dystans, żeby w razie czego zdążyć uciec. Wiedziałam że sobie z nią nie poradzę, co innego Achilles, który był gotów do każdej walki i to w nim podziwiałam.
- Aiden! Nie... Tylko nie ty.... - czarna popłakała się upadając na ziemie tuż przed rannym.
- Athena możesz...
- Poszukać jakiś opatrunków? - przerwałam Achillesowi domyślając się co miał na myśli, od razu mi przytaknął. Aiden strasznie krwawił, w końcu miał tak głębokie rany że to byłoby dziwne gdyby nie leciała z nich krew. Ruszyłam pędem w kierunku gór. Tam można było znaleźć różne rzeczy z tego co słyszałam. Spieszyłam się jak nigdy, od tego jak szybko coś przyniosę zależało życie tamtego ogiera. Pierwszy lepszy materiał, który nadawał się do zatrzymania krwawienia i który zdołałam znaleźć, pochwyciłam w pysk i pobiegłam cwałem, docierając w kilka minut na miejsce. Wodospad na szczęście był blisko, więc Achilles zabrał na grzbiet Aiden'a i położył go obok brzegu, następnie pomogłam mu obmyć rany i materiał przy okazji. Potem Achilles dość sprawnie, trochę z moją pomocą, zatamował najgłębsze z ran Aiden'a. Luna za to nie zrobiła nic, zalała się już kompletnie łzami i nie ruszała z miejsca.
- Teraz już na pewno będę musiał z nią iść do przywódców, a chciałem się tym zająć później - powiedział do mnie Achilles, byłam nieco wystraszona, nie chciałam oglądać kolejnej śmierci, a niemal tak się właśnie stało.
- To ja zostanę przy nim i zaczekam na ciebie - zaproponowałam, patrząc raz na Aiden'a, a raz na Achillesa.
- I tak tu wrócę z przywódcami - Achilles podszedł do Luny, spojrzała na niego z łzami spływającymi z oczu, cała aż się trzęsła, zachowując się tak jak przerażone źrebie.
- Nie... Nie zabieraj mnie tam. A jak znowu kogoś skrzywdzę? Lepiej zabierz mnie stąd jak najdalej... Muszę, muszę odejść stąd jak najdalej, jestem potworem...
- Najpierw...
- Proszę, odprowadź mnie do granicy, żebym nikogo nie skrzywdziła po drodze... Błagam... I... I powiedź Aiden'owi że... Że go kocham, że nie chciałam... Nie chciałam go skrzywdzić ja... Ja... - poderwała się z ziemi.
- Spokojnie.
- Nie... Zabij mnie... Zabij mnie tu i teraz! - krzyknęła, jej oczy zaświeciły na czerwono. Zacisnęła je mocno, a sierść zjeżyła jej się na grzbiecie. Oddychała szybko.
- Musisz się uspokoić - podeszłam, chciałam pomóc, nagle zrobiło mi się jej żal.
- Athena nie zbliżaj się! - ostrzegł mnie Achilles. Już miał złapać Lunę, ale nikt z nas się nie spodziewał się że rzuci się tak momentalnie w moją stronę, byłam kilka kroków od niej, a i tak byłam zbyt blisko. Już mnie powaliła na ziemie, złapała za grzywę i zaczęła biec, ciągnąc mnie po ziemi. Nie sądziłam że pobiegnie tak szybko że nawet Achilles nie będzie mógł jej dogonić.
- Zostaw ją! - Achilles był tuż za nami, krzyczałam tak głośno że już nie słyszałam co on mówił. Bolało, bo ona wbiła mi kły w szyję i czułam jak ściąga mi skórę tym ciągnięciem, nie mówiąc już o tym że byłam cała poobijana. W końcu moja głowa napotkała kamień, uderzając o niego z dużą siłą, nie mogłam nic zrobić, nawet jej jakoś przechylić. Po tym ciosie straciłam świadomość tego co dzieje. Ocknęłam się dopiero na szczycie jakieś góry. Luna stała nad jej krawędzią, a wiatr był tak urwisty że zawiewał nasze grzywy wprost na oczy, co nieco utrudniało widoczność. Czarna wychyliła jedną nogę poza krawędź.
- Stój! - krzyknęłam, próbując się podnieść, przeszedł mnie nie wyobrażalny ból.
- Nie skacz, chcesz się zabić?! - krzyknęłam znowu, nie chciałam tego widzieć, po za tym nie życzyłam nikomu śmierci, nawet jej.
- Co jest gorsze? Moja śmierć, czy śmierć tych których mogę zabić? - wyłkała.
- To nie powód żeby się zabijać. Nie skacz, jakoś ci pomożemy...
- A jak Aiden przeze mnie teraz umrze? Nie zniosę tego.
- On nie umrze...
- Ty też umrzesz jak... Jak to znów mnie napadnie...
- Nie prawda, wszystko będzie dobrze - podniosłam się na siłę, ledwo co do niej podeszłam, kulejąc na mocno zranioną nogę. Złapałam ją lekko za grzywę, ciągnąc tak samo mocno, zachwiałam się przy tym. Ból był tak silny że zgięła mi się jedna z nóg i niespodziewanie spadłam w kierunku przepaści, grzywa Luny wyślizgnęła mi się z pyska. Czarna chwyciła mnie w ostatniej chwili, wtapiając kły w moją szyję.
- Zostaw ją w spokoju! - Achilles wbiegł akurat na szczyt. Powstrzymywałam się ledwo od krzyku, lepiej by było gdyby chwyciła mnie za grzywę, a tak pociekła mi już krew po szyi. Zastanawiałam się czemu Luna nie wciąga mnie jeszcze na górę, miała dość sił żeby to zrobić. Mogłam już tylko liczyć na Achillesa, ale co będzie gdy jak podejdzie to ona mnie puści. Raczej nie przeżyłabym tego upadku, nikt by tego nie przeżył. Było zbyt wysoko, jak tylko patrzyłam w dół, przechodziły mnie zimne dreszcze i przeszywał strach...
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz