Późnym rankiem zbudził mnie hałas, jak się okazało Wicha szarpała się z Shady. Podniosłam się momentalnie z ziemi, odsuwając gwałtownie jasnosiwą od Shady, tak że ją puściła. Kara od razu cofnęła się pod samą ścianę.
- Co ty wyprawiasz?! - Wicha spojrzała na mnie, a ja na nią, potem odwróciłam wzrok. Dopiero teraz zauważając że Shady jest ranna. Wczoraj gdy było ciemno, nie było to widoczne, jak teraz kiedy do środka wpadały promienie słoneczne. Ten ogier musiał się nad nią znęcać.
- Dlaczego się z nią szarpałaś?! - krzyknęłam.
- Nie chce sobie pomóc, a przecież muszę jej opatrzyć ranny... Z resztą, nie muszę się tobie tłumaczyć! - zmierzyła mnie wzrokiem, podchodząc do Shady.
- Ja to zrobię... - zatrzymałam ją, wchodząc jej w drogę.
- Ja jestem za nią odpowiedzialna i jak chcesz pomóc to możesz najwyżej zrobić to o co cię poproszę...
- Dlatego ona taka jest, przez ciebie.
- Przestań się wymądrzać, o niczym nie masz pojęcia, jesteś tu obca...
- Ale jej pomogłam!
- Tak ci się zdaje.
- Zobaczymy - ominęłam ją, zatrzymując się przy Shady. Słyszałam już tylko jak Wicha ciężko wzdycha.
- Niech ci będzie, zobaczymy - powiedziała, po chwili wychodząc z jaskini. Wreszcie zostawiła nas same, nie miała pojęcia jak się obchodzić z Shady, aż dziwne że się nią zajmowała.
- Spokojnie... - odezwałam się do Shady, cała się trzęsła: - Co on ci zrobił?
- Zabił go... Zabił Ihilo...
- On... - nie zdążyłam powiedzieć, przerwała mi.
- Dlaczego go nie obroniłaś?! Dlaczego?! - odepchnęła mnie od siebie.
- Nie byłam przy tym, to było dawno temu... Nie miałam jak go bronić...
- Kłamiesz! Byłaś tam! Nic nie zrobiłaś, nie pomogłaś mu! - rzuciła się na mnie, gdybym ją nie przytrzymała przy ścianie, pewnie bym od niej oberwała.
- Tam nie było Ihilo! Ty sama tam byłaś z tym ogierem, znalazłam cię tam, ale samą i pomogłam ci się uwolnić, twojego partnera tam nie było... On już od dawna jest martwy... - przycisnęłam ją do ściany, nie mogąc już sobie poradzić z jej szamotaniem się.
- Nie prawda! Wczoraj jeszcze żył... - zapłakała: - On go zabił! Zabił... - upadła na ziemie, nie poruszyła się ani na moment, wciąż powtarzając "on go zabił". Położyłam się blisko niej, nieco wystraszona, ale nie miałam zamiaru przyznawać racji jasnosiwej. Jakoś sobie poradzę.
- Shady... - zaczęłam, szturchając ją lekko: - Wiesz kim jestem? Pamiętasz co ci wczoraj mówiłam?
Długo nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, zachowywała się tak jakby mnie nie słyszała.
- Ihilo umarł dawno temu, a ten ogier coś ci zrobił, musisz tylko powiedzieć co... - po tych słowach, rzeczywiście mi odpowiedziała odzyskując na chwilę jasność umysłu. On zrobił jej to samo co mnie chciał zrobić, wiele razy krzywdził ją w ten sam sposób. Mogła być nawet z nim w ciąży, mogła, ale nie musiała i oby nie była. Byłam w niezłym szoku jak się o tym dowiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze, już cię nie skrzywdzi. Zabije go... - ostatnie słowa wyszeptałam, na wypadek gdyby w pobliżu była Wicha.
- Nie mów nikomu... - szepnęła, wtulając się w moją grzywę, coś mamrotała, chyba coś o matce, z tego co dosłyszałam. Po woli zasypiała. Położyłam po sobie uszy, momentalnie je kierując na przód, usłyszawszy kroki, a właściwie to jak ktoś bieg. Do środka wbiegła Wicha z opatrunkami i ziołami w pysku, trzymała wszystko na raz, przez co kilka rzeczy wypadło jej po drodze, przy wejściu.
- Uspokoiłaś ją? - spytała, jakby zdziwiona: - Z resztą... Nie ważne. Pomożesz mi opatrzyć jej ranny.
Shady już nie sprawiała kłopotu, mimo że jak ją opatrywałyśmy przebudzała się odczuwając ból, to tylko otwierała na chwilę oczy. Nie zamierzałam o niczym powiedzieć Wichsze, nie ufałam jej i uważałam że nie powinna wiedzieć, nie jest żadną rodziną Shady, więc jak już to tylko ktoś z jej rodziny powinien o tym wiedzieć, co zrobił jej tamten ogier.
Resztę dnia spędziłam przy karej, Wicha nadal nie miała zamiaru zaprowadzić jej do stada, kręciła się też stale w pobliżu. Pilnowała czy nikogo nie ma przy ukrytej za drzewami jaskini. Dopiero jak zapadł zmrok weszła do środka.
- Szczęście że zaczęła się już wiosna, mam dość zimy... - stwierdziłam, patrząc na zewnątrz, nadal w koło był śnieg, ale już topniał. Jasnosiwa nic mi na to nie odpowiedziała, położyła się tylko i zamknęła oczy. Też postanowiłam zasnąć, skoro nie dało się z nią nawiązać tematu. Nic z tego jednak nie wyszło, przewracałam się wciąż z boku na bok, coś mnie dręczyło i właściwie nie wiedziałam co, może to że nadal nie pamiętałam własnej przeszłości. A może coś innego. Już zapowiadało się na to że będę się męczyć przez całą noc, ale wtem Shady się obudziła.
- W porządku? - spytałam prawie szeptem, żeby nie budzić Wichy, mogłaby się nie potrzebnie wtrącać.
- Gdzie Zima?
- Twoja siostra? Pewnie w stadzie, chociaż... Nie mam pojęcia.
- Chodźmy do niej...
- Może jutro, teraz jest trochę za późno - wskazałam w stronę wyjścia.
- Mamo, proszę...
- Mamo? - powtórzyłam, myśląc że mi się przesłyszało, Shady zawiesiła na mnie wzrok.
- Proszę, chce zobaczyć siostrę, tęsknie za nią...
- Nie jestem twoją matką...
- Dlaczego tak mówisz? - przy końcu załamał jej się głos, skierowałam uszy do tyłu, miałam już po woli dość.
- Shady, ja nie jestem twoją matką, jestem siostrą Ihilo, twojego partnera.
- Ihilo... - spojrzała w ziemie, podniosłam się.
- Nie pamiętasz?
- On... On umarł... Zostawił mnie... - spłynęła jej łza po policzku.
- Tak... Pamiętasz co ci mówiłam? Błagam... Postaraj się chociaż.
- Zabierz mnie do siostry... - spojrzała na mnie.
- Nie mogę.
- Muszę się z nią widzieć, tak długo już nie miałam z nią kontaktu... Co z nią? Żyję, prawda? - mówiła półgłosem.
- Żyję, zaprowadzę cię do niej... Jutro, a teraz odpocznij.
Przytaknęła. Przez resztę nocy leżała przy ścianie, wpatrując się w wyjście jaskini, przez to też ja nie mogłam zmrużyć oka. Wolałam ją pilnować. Nad ranem prawie przysnęłam, wstałam wtedy szybko, nieco chwiejnie. Pochodziłam trochę po jaskini, żeby nie zasypia. W końcu podeszłam do Wichy, budząc ją od razu.
- Coś się stało? - spojrzała na mnie nieprzytomnie.
- Pamiętasz jak miałam porozmawiać z przywódcami?
- No tak... Ale to później i tak już dawno powinnaś u nich być, a dzień w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy.
- Jak wyglądają przywódcy? Pójdę do nich sama... Shady już śpi, więc... - spojrzałam w stronę karej klaczy, nie spała, ale Wicha była na tyle zaspana że się nie zorientuje. Wiedziałam że sama się na to nie zgodzi, że nie zaprowadziła by jej do stada, przecież trzymała Shady jak najdalej od nich i od siostry także.
- To izabelowaty ogier i jasnosiwa klacz.
- A może tak, bardziej szczegółowo...
- Przywódca nosi ozdobę na szyi, ma brązowe oczy, a przywódczyni zielone... Poznasz ich z resztą, a jak nie to spytaj się kogoś po drodze... - prawie ziewnęła, ale się powstrzymała i tylko zamknęła z powrotem oczy.
- Shady, chodźmy już... - szepnęłam, podchodząc do siostry przywódczyni. Jak tylko wyszłyśmy, zorientowałam się że nie wiem gdzie może być stado. Nie chciałam już się cofać, to było zbyt ryzykowne, zwłaszcza że Shady była tu wraz ze mną. Wicha zorientuje się że kłamałam.
- Którędy do stada? - spytałam.
- Tędy - poszła przodem, byłam tuż za nią.
- Chyba już ci lepiej, prawda? - dogoniłam ją, idąc obok niej.
- Boli... - wzdrygnęła się, nieco zwalniając.
- Wkrótce się zagoi.
Przez resztę drogi milczałyśmy, Shady zaprowadziła mnie pod jaskinie, o wiele większą niż ta w której nocowałyśmy. Mnóstwo koni spało w środku, w końcu dopiero co zbliżał się ranek.
- Ulrike! Oszalałaś?! - nagle za drzew wybiegła Wicha, miała pełno gałęzi zaplątanych w grzywę, musiała nieźle pędzić przez ten las. Shady schowała się za mną.
- Ani przez chwilę nie pomyślisz! - zbliżyła się, osłoniłam karą.
- Daj jej spokój.
- Spójrz, jak wygląda, jest ranna, wiesz co mi za to grozi że jej nie dopilnowałam? Pomyśl tylko, co powiedzą przywódcy? A zwłaszcza jej siostra, zaufała mi, a ja zawiodłam, to nie może się wydać.
- I tak się wyda...
- Dopiero jak wydobrzeje to wróci do stada. Pomogłam ci... Powinnaś okazać jakąś wdzięczność, a nie tylko mi utrudniać!
- Ja ci utrudniam?! Chyba raczej ułatwiam!
- Tak?! Tylko byś od razu naskarżyła przywódcom!
- To twoja wina że tak się stało! Widziałam jak ją traktujesz!
- Myślisz że nie próbowałam z nią rozmawiać?! To że ci się udało... Nie wiem, cud? Albo po prostu już jest z nią trochę lepiej, minęło mnóstwo czasu, więc...
- Shady dobrze teraz zrobi obecność siostry, bardzo jej potrzebuje.
- Jej to bez różnicy.
- Prosiła mnie o to!
- Nie rozumiem, po co się wtrącasz?! Nie jesteś siostrą Ihilo! - zmieniła szybko temat, akurat jak na złość mnie prowokując.
- Skąd wiesz?!
- Wspomniałby że miał rodzeństwo! Po co by miał to ukrywać?!
- Jestem jego siostrą! - musiała mi uwierzyć, nawet jeśli to kłamstwo, miałaby zniszczyć wszystko co udało mi się dzięki niemu uzyskać? To przez to dotarłam jakoś do Shady.
- Dlaczego mi o tobie nie mówił? - usłyszałam właśnie jej głos.
- Na pewno...
- Co tu się dzieje? - niespodziewanie ktoś mi przerwał, był to ogier, który wyszedł z jaskini. I z tego co wiedziałam, to był sam przywódca.
- Co jej się stało? - spojrzał na Shady, a potem na Wiche.
- Miała mały wypadek... I ja... Ja...
- Kto to? - zauważył mnie.
- Miałam ją już dawno przyprowadzić, ale musiałam zająć się Shady... To ta klacz, o której wspomniałam że chciałaby dołączyć...
- Shady porwał ogier i przytrzymywał ją związaną, Wicha nie mogła jej znaleźć przez jakiś czas... - wtrąciłam się, a jak tylko to powiedziałam, zapadła cisza. Wicha błądziła wzrokiem po ziemi, ani przez chwilę nie spoglądając nawet na kogokolwiek z nas.
- Jestem Ulrike - zmieniłam temat, szybko żałując za to co powiedziałam przed chwilą, zwłaszcza że na dodatek przy wejściu zauważyłam jakąś klacz i to chyba właśnie Zime.
- Shady... - podeszła do niej, odsunęłam się. Kara przytuliła się od razu do siostry.
- To prawda? - spytał przywódca.
- Wybaczcie... Uciekła mi i nie mogłam jej nigdzie znaleźć, nie chciałam was martwić - tłumaczyła się Wicha.
- Powinnaś była już dawno powiedzieć, znaleźlibyśmy ją o wiele szybciej i być może nic by się nie stało. Myślałem że jesteś odpowiedzialna.
- Ulrike, mogłabyś zostawić nas samych? - powiedziała przywódczyni, odeszłam niezbyt chętnie, chciałam wiedzieć jak to się wszystko potoczy. Po kilku minutach zawróciłam, kryjąc się za drzewami, musiałam wiedzieć co z Wichą.
- Sama zaproponowałaś mi pomoc! A teraz tak bardzo mnie zawiodłaś?! - krzyknęła Zima, na Wiche, ta tylko skuliła uszy, spuszczając głowę.
- Wybacz...
- On mógł ją nawet zabić!
- Nie wiedziałam gdzie jest...
- Nie musiałaś wiedzieć, gdzie indziej też mogło jej się coś stać! Ale ty wolałaś milczeć! Nie chce nawet pytać co jej zrobił! I to przez ciebie!
- Nie chciałam cię martwić... Wiem przez co ostatnio musiałaś przechodzić, miałabym cię jeszcze bardziej zadręczać?
- Mogłaś chociaż powiedzieć Danny'em!
- Właśnie, gdybyś powiedziała nie byłoby takiego problemu jak teraz - Danny spojrzał na nią krzywo, choć wzrok Zimy był ostrzejszy.
- Nie chce już takiej doradczyni jak ty...
- Co? To znaczy że...
- Nie zasługujesz na to - Zima odwróciła się gwałtownie, wracając z siostrą do jaskini.
- Danny ja...
- To już nie ode mnie zależy, z resztą nie wiem czy bym nie postąpił tak samo, Achilles jeszcze ani razu mnie nie zawiódł - Danny też już poszedł, skryłam się bardziej za drzewami, żeby mnie nie dostrzegł. Jak tylko wyszłam z kryjówki, Wicha zmierzyła mnie wzrokiem.
- Zadowolona?! Na pewno! - krzyknęła.
- Nie wiedziałam że byłaś doradczynią.
- Właśnie, byłam! I to przez ciebie! Mówiłam ci przecież, a ty nie słuchałaś! I tak to zrobiłaś! - zbliżyła się do mnie gwałtownie. Po czym cofnęła się do tyłu i odbiegła.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz