Menu

wtorek, 15 marca 2016

Przyjaźń cz.6 - Od Rosity, Felizy, Zimy, Karyme

Od Rosity
Myślałam że wrócimy do stada. Myliłam się, Feliza kazała nam zostać w grocie, wraz z Shadow, którą tu zostawiła i przytrzymać jej ranę. Karyme nie chciała tego zrobić, w końcu mogła teraz liczyć na mnie. Więc ja musiałam przycisnąć kopyta do rany kuzynki, żeby choć trochę zahamować krwawienie, przy tym uważając żeby jej nie udusić. Przestraszyłam się gdy nagle zobaczyłam czarną sylwetkę w wejściu. Gdyby nie było ciemno od razu poznałabym kto to.
- Puść ją już... - Feliza położyła na ziemi kilka materiałów, zdziwiłam się że tak od razu wróciła: - Pomożesz mi ją opatrzyć - zwróciła się do mnie.
- Nie możesz jej pomóc tak jak mi?
- W tym stanie demony mnie nie posłuchają, jestem zbyt słaba... - przyznała, podnosząc głowę Shadow, wsunęłam pod jej szyję opatrunek łapiąc go pyskiem, potem przytrzymałam końcówkę, a za drugą chwyciła Feliza, pomogłam jej to jakoś związać, następnie założyłyśmy kolejne warstwy opatrunku. Robiłam to po raz pierwszy, ale nawet nieźle mi poszło.
Resztę nocy spędziłyśmy tutaj. Zdziwiłam się kiedy Karyme jakoś zasnęła, tak się bała Felizy że myślałam że będzie czuwała tak jak ja. Miałam wciąż przed oczami obraz Dolly, dlatego nie chciałam spać, bałam się że to wszystko może mi się przyśnić, a wolałam nie przeżywać tego po raz drugi. Trochę jednak przysnęłam w środku nocy, ale wtedy obudził mnie głos kuzynki.
- Mamo... Mamusiu... - mamrotała Shadow przez sen, czułam że się boi, zaczęła płakać.
- Przepraszam mamusiu... Ja nie chcę... Nie... Nie... - wierciła się niespokojnie: - Nie, tato... nie... Nie, proszę... Proszę... - zaszlochała. W końcu ją obudziłam, trącając w bok.
- Nie... - powtórzyła, mrugając oczami: - Mamo?
- Tutaj nie ma twojej mamy...
- A... A ciocia?
- Masz na myśli moją mamę?
- Yhym... Twoja mama jest moją ciocią, a twój tata jest moim wujkiem...
- A kim jest twoja mama?
- Ma na imię Shady i jest siostrą twojej... Mamy...
- Na prawdę? Wiesz gdzie jest ciocia Shady?
- Nie mogę powiedzieć... Tata ją skrzywdzi jak powiem... - rozpłakała się na nowo.
- Wcale nie, moi rodzice daliby mu popalić, albo Elliot, twój tata nie zdążyłby nawet pomyśleć żeby skrzywdzić twoją mamę - byłam tego pewna, ale Shadow wcale mi w to nie uwierzyła.
- Co to jest? - pochyliła głowę w ten sposób że widziała kontem oka opatrunek na swojej szyi.
- Puma cię zaatakowała i musiałyśmy opatrzyć ci ranę.
- Wrócimy już do domu? - Shadow spojrzała na mnie z nadzieją, następnie podnosząc się z ziemi.
- Chyba lepiej zaczekać do rana.
- Ale ja nie chcę tu zostać, chcę do cioci... - podeszła do wyjścia, wiedziałam że się boi, więc stwierdziłam że sama nigdzie nie pójdzie i rzeczywiście tylko wyjrzała na zewnątrz i zaraz potem wróciła chowając się za mną.
- Co tam zobaczyłaś? - zaniepokoiłam się.
- Tą.. Tą...
- Ciii... - szepnęłam przestraszona, co jeśli tam kręciła się Hira? W końcu mogła tu nadal być, podeszłam po woli do wyjścia, chcąc to sprawdzić. Jak tylko wychyliłam głowę zobaczyłam pumę, ulżyło mi że to tylko ten drapieżnik. Widziałam jak odszedł gdzieś dalej, wróciłam do środka. Shadow tym razem chowała się za śpiącą Karyme.
- To tylko puma, nie wie że tu jesteśmy - szepnęłam, żeby przypadkiem drapieżnik nie usłyszał mojego głosu. Shadow przez resztę nocy nie ruszyła się z miejsca, a później też zasnęła. Chodziłam po grocie, aż w końcu nad ranem przysnęłam przy jednej ze ścian.

Od Felizy
Kiedy się obudziłam wszystkie trzy klaczki spały, wymknęłam się od razu na zewnątrz, wracając w miejsce w którym zginęła moja córka. Ob drogę porzuciłam wszystkie moje wcześniejsze plany, teraz tylko obchodziła mnie Hira, musiałam ją załatwić za to co mi zrobiła.
Czym byłam bliżej tym łzy coraz bardziej cisnęły mi się do oczu, nigdy nie czułam tak mocnego bólu po stracie, nawet wtedy gdy zginęła mi matka. To nie było to samo co śmierć córki, ona zabolała jeszcze bardziej.
Gdy tylko zobaczyłam jej ciało to od razu się popłakałam, poczułam ukłucie w sercu. Dolly już zdążyły zjeść drapieżniki, zostawiły tylko jej resztki. Co dodatkowo mnie zabolało. Położyłam się na ziemi, miałam zamiar wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, wypłakać się i powspominać córkę, ale ktoś mi przeszkodził. Byłam pewna że to Hira, rzuciłam się na nią w szale, uderzyłam kilkakrotnie, aż wylądowałam na ziemi.
- Odbiło ci do reszty?! - wrzasnął na mnie Zorro.
- To ty... - spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Płakałaś?
- Nie... - odwróciłam od niego głowę.
- Płakałaś. Co się ostatnio z wami wszystkimi dzieje, najpierw Ulrike, teraz ty... Chyba już nie ma silnych klaczy, jeszcze wczoraj zrobiłaś na mnie wrażenie, a dzisiaj co?
- Nie wiem o czym mówisz - podniosłam się z ziemi, jeszcze dodatkowo odwracając się do niego tyłem.
- Ale to obleśne... - Zorro trącił kopytem zwłoki Dolly, poczułam dreszcze na grzbiecie, zacisnęłam zęby, nie miałam zamiaru oddać się emocją, a aż gotowało się we mnie gdy on traktował tak moją zmarłą córkę, mimo stanu jej ciała. Nie mogłam sobie tego wytłumaczyć, ani do końca stłumić, kłębiących się uczuć.
- Zostaw ją - niemal krzyknęłam.
- Skąd wiesz że to klaczka? W ogóle gdzie się podział jej łeb? - Zorro cofnął się o krok: - Nawet ja bym tak nikogo nie zabił, ale Urlike... Nie, teraz na pewno by tego nie zrobiła, o ile w ogóle...
- Możesz przestać o tym gadać?! - wybuchłam, parskając i z nerwów poruszając gwałtownie uszami, do przodu i do tyłu, wraz z ogonem, który omiatał mi tylne nogi, wręcz podrzuciłam go do góry. Uginając już nawet przednią nogę. Zorro spojrzał na mnie dziwnie. Zbliżyłam głowę do klatki piersiowej, wypuszczając z chrap powietrze.
- To twoja córka?
- Nie... - zamknęłam oczy, nawet nie zauważyłam że już wcześniej wyleciały mi z nich łzy, skuliłam uszy: - Tak... Pomożesz mi ją pomścić - spojrzałam na niego nieustępliwie.
- Że niby ja? - jego oczy powędrowały na bok.
- Chcesz ode mnie pomocy z Ulrike, a sam nie możesz...
- Dobra już dobra, to kiedy...
- Teraz - od razu wyruszyłam, oglądając się za nim nerwowo, nadal tam stał.
- Ale ja miałem poszukać...
- Idziesz czy nie?! - parsknęłam, patrząc na niego krzywo. Westchnął: - Właściwie ty dla mnie jeszcze nic nie zrobiłaś, a ja już...
- Chodź - szarpnęłam go za grzywę: - Wykończymy taką jedną klacz, to ona zabiła mi Dolly.
- Jak?
- Podstępem, ale drugi raz jej się nie uda...
- Chwila, mówiłaś że panujesz nad demonami, że nikt nie jest w stanie cię pokonać, a teraz okazuje się że kłamałaś?! Radź sobie sama! - Zorro odepchnął mnie od siebie.
- Albo pójdziesz ze mną albo... - chciałam przywołać demony, ale żaden się nie pojawił, obejrzałam się za siebie z niedowierzaniem.
- Słuchaj, jak powiesz komuś o tym co wiesz to skończysz jak córka! - Zorro nagle popchnął mnie do skały i przytrzymał przy niej: - Oszustka... - parsknął, uderzając mnie w pysk, upadłam na ziemie.
- Nie pozwalaj sobie! - rzuciłam się na niego, odrzucił mnie z łatwością, znów wylądowałam na ziemi.
- Wiedziałem, od początku powinienem liczyć na siebie - zbliżył do mnie łeb, parskając z pogardą, zmierzyliśmy się wzrokiem: - Ale ja byłem głupi, liczyłem na pomoc klaczy, która nawet nie potrafiła upilnować własnego bachora...
Już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale głos utkwił mi w gardle, a on odszedł w swoją stronę, zupełnie nie wzruszony, po drodze kopnął jeszcze zwłoki mojej córki. Znów czułam łzy w oczach.
- Dolly... Dolly! - krzyknęłam: - Gdzie jesteś? - ściszyłam głos, rozglądając się wokół, czemu nie mogłam jej zobaczyć jako ducha, dlaczego mnie zostawiła? Dlaczego matka także odeszła? Nawet się nie pożegnały... Podniosłam się z ziemi, wzrokiem szukając głowy córki, wreszcie zobaczyłam jak leży w niewielkiej szczelinie, przeniesiona zapewne tam przez drapieżniki. Zbliżyłam się do niej, kładąc się przed nią, przysunęłam do siebie, łapiąc za skrawki grzywy. Zaczęłam potem oczyszczać czaszkę córki z resztek. Wyrywałam skrawki mięsa wypluwając je tuż obok, chciałam zachować czaszkę córki, mieć coś po niej, żeby nigdy jej nie zapomnieć, żeby czuć jej obecność przy sobie. Tuliłam ją do siebie co chwilę, bez względu na to jak bardzo było to obleśne. Ciężko było oczyścić kości czaszki, zwłaszcza że nie miałam przystosowanych do tego zębów i nigdy w życiu nie pomyślałabym że będę robiła coś podobnego.

Od Zimy
- A co jeśli im coś się stało? - zamartwiałam się coraz bardziej, nawet nie czułam zmęczenia i nie zamierzałam odpuścić do puki nie upewnię się że są całe i zdrowe. Najgorsze że mógł je ktoś porwać i nawet obawiałam się że zrobił to ten sam ogier, który zabrał Shady...
- Powinniśmy już wracać, jest już rano, a nie zmrużyliśmy jeszcze oka, jestem zmęczony ty pewnie też... Wysłaliśmy już kilka koni, żeby poszukali naszej córki, Shadow i Karyme - powiedział Danny, akurat byliśmy teraz w górach, zostało nam jeszcze tyle miejsc do przeszukania. Miałam odpuścić? Skoro jeszcze nie zajrzeliśmy we wszystkie miejsca?
- Wtedy może być za późno, musimy je od razu znaleźć - przyspieszyłam, potykając się przy tym o własne nogi, Danny zbliżył się do mnie szybko, jakby chciał już mnie łapać, ale utrzymałam jakoś równowagę.
- Znalazłam ślady klaczek - nagle przybiegła do nas Shanti, która także wyruszyła na poszukiwania, po za nią pomagał nam też Elliot i Majka, wraz z kilkoma innymi końmi ze stada. Za to Tori źle się poczuła i teraz także o nią się martwiłam, ale zostawiłam ją już z kimś w razie czego.
- Wiesz gdzie są? - spytałam szybko.
- Nie widziałam ich jeszcze, ale te ślady są chyba ich... - Shanti pobiegła przodem, za nią ruszył Danny, a na końcu ja.

Od Felizy
Schowałam czaszkę córki, jeszcze nie do końca oczyszczoną w małej szczelinie, zasunęłam ją kamieniem. Miałam już wracać, a po drodze zatrzymać się jeszcze przy rzece żeby obmyć pysk. Ale dobiegły mnie odgłosy jakby ktoś tu biegł, obejrzałam się za siebie.
- Hira... - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Wiedziałam że cię tu spotkam, pewnie zamierzałaś mnie odwiedzić co? - zatrzymała się przy mnie, tak blisko że mogłam ją z łatwością zaatakować.
- Tacy jak ty, nie odpuszczają zemsty... - dodała, nie mówiąc potem już nic więcej, bo przygwoździłam ją do ziemi.
- Zabiję cię! - wrzasnęłam, ktoś uderzył mnie z tyłu, upadłam i niemal od razu kilka koni mnie przytrzymało. Hira podniosła się z ziemi, otrzepała się z kurzu, skręciła szybko głową w bok, patrząc na grupę koni za nią. Uśmiechnęła się złośliwie, a wraz z tym gestem konie zaczęły szarżować wprost na mnie. Było ich tu kilkanaście, zaatakowały mnie, każdy z nich gryzł i kopał gdzie tylko popadnie, nie miałam jak się bronić, już dawno wylądowałam pod ich kopytami i nawet nie zdołałam wezwać pomocy.

Od Rosity
W oczy zaświeciło mi słońce, przez co od razu je otworzyłam. Podniosłam się z ziemi, zauważając brak obecności Felizy. Zerknęłam na Karyme i Shadow, jeszcze spały i chyba już sobie dalej poradzą, bo ja zamierzałam poszukać matki Dolly. Wychodząc obejrzałam się do tyłu, słysząc z daleka głosy. To byli moi rodzice i Shanti. W tym samym czasie usłyszałam krzyk Felizy, który natychmiast ucichł. Pobiegłam szybko w stronę, z której dochodził jej głos, ale równie szybko się zatrzymując. Nie wiedziałam co zrobić, cofnąć się i poprosić rodziców o pomoc? Ale czy nie będzie za późno? Wchodzili już do środka, mama akurat była ostatnia i na dodatek obejrzała się do tyłu.
- Rosita! - zauważyła mnie, odbiegłam szybko, mając nadzieje że ruszy za mną, może i tata z nią pobiegnie.
- Rosita wracaj tu! - krzyknęła znowu, położyłam po sobie uszy, czując że się zdenerwowała, ale chciałam ją doprowadzić do Felizy. Przyspieszyłam oglądając się przy tym do tyłu, zgubiłam ją, ale przecież nie biegłam aż tak szybko. Ruszyłam dalej, niemal od razu o coś uderzając.
- Mamo... - okazało się że to ona, musiała pobiec jakimś skrótem że tak nagle pojawiła się przede mną.
- Co ty wyprawiasz? Dlaczego uciekasz? Kara i tak cię nie ominie, obiecałaś że nie będziesz się oddalała od stada, a ty co zrobiłaś?! - mama była na mnie zła i to coraz bardziej, zwłaszcza kiedy starałam się ją wyminąć, bo nie chciała mi dać dojść do głosu.
- Przepraszam, ale...
- Myślałam że ktoś cię porwał, ale nie! Jak zwykle nie słuchasz! Jeszcze naraziłaś Karyme i Shadow! Wiesz jak się martwiłam?! Mam już dość problemów na głowie, a ty dokładasz mi ich jeszcze więcej!
- Mamo...
- Już nigdy nigdzie nie pójdziesz samemu, zawsze ktoś będzie cię pilnował! I zapomnij o patrolach, już nie będziesz nam w nich towarzyszyła! I...
- Ty byś mi tylko wszystko ograniczała! - wykrzyknęłam z łzami w oczach: - Potrafię się bronić! Tyle razy już tu byłam i nic mi się nie stało! Nie widzisz że jestem cała?!
- Nie wyprowadzaj mnie z równowagi... - ostrzegła mnie, ale i tak jej przerwałam, teraz mnie poniosły emocje, mimo że powinnam odpuścić, bo mama była coraz to bardziej nerwowa.
- Traktujesz mnie jak Tori, to ona potrzebuje opieki nie ja! Nie jestem taka słaba jak ona! Ani chora i nieporadna!
- Nie mieszaj do tego twojej siostry... - poczułam że to słaby punkt mamy, ale nie chciałam się uspokoić musiałabym to zrobić na siłę, wolałam to wszystko wyrzucić z siebie, przecież nie zapomniałam jak Tori mnie zaatakowała, jaką nienawiścią mnie darzyła, jak obwiniała mnie za to co przytrafiło się mamie, po moich narodzinach.
- Jej wszystko by się upiekło! Nic jej nie zrobicie nawet jakby zrobiłaby coś złego! Bo jest kaleką i nigdy nie będzie zdrowa!
- Przestań! - mama nagle mnie uderzyła, upadłam aż na ziemie, nie mogąc przez chwilę wstać. Obie byłyśmy w szoku, mnie na dodatek zebrało się na płacz, uciekłam wystraszona, kiedy udało mi się wstać za trzecim razem.
- Rosita... - mama zawołała mnie słabo, rozpłakałam się na dobre, nie patrząc już nawet gdzie biegnę.

Od Karyme
Danny wyskoczył szybko ze środka, zaraz za Zimą, ale co z tego skoro Shadow go zatrzymała, przykleiła się do jego nóg jak rzep.
- Wujku... Proszę zostań... - prosiła, już właściwie płacząc: - Nie chcę być sama...
- Zostaniesz z Shanti i Karyme, dobrze? - Danny próbował ją od siebie odsunąć, ale chwyciła za jego grzywę i nie chciała puścić.
- Boję się...
- Spokojnie Shadow, nic ci nie będzie - Danny schylił głowę: - Co ci się stało w szyję?
- Puma... - wymajaczyła.
- Chodź Shadow, twój wujek za chwilę wróci - Shanti złapała Shadow za grzywę, delikatnie ciągnąc w swoją stronę, ale ta nie puściła Danny'ego.
- Shadow nie wygłupiaj się - wtrąciłam się, nawet ja nie byłam kiedyś taka strachliwa jak ona.
- Wezmę ją... - Shanti złapała Shadow za grzywę, pociągnęła nieco mocniej, a Danny pomógł jej odsuwając klaczkę, ta zaczęła krzyczeć. Wreszcie podeszłam do nich.
- Shadow! - uniosłam głos, żeby przestała: - Spokojnie, nic ci nie grozi, ja też przy tobie zostanę, dobra?
- Ani się obejrzysz, a wujek wróci razem z ciocią i twoją kuzynką... - zapewniała Shanti, Shadow spojrzała na Danny'ego.
- Ciocia Shanti opowie ci coś ciekawego, chcesz? - powiedział.
Shadow pokiwała głową że nie, nie spuszczając wzroku z przywódcy. Westchnął lekko.
- Zastanów się, to bardzo fajna historyjka, spodoba ci się - zachęcała ją Shanti: - Chodź... - puściła jej grzywy popychając lekko, Shadow w końcu się ruszyła, a Danny wybiegł na zewnątrz.

Od Rosity
Minęłam się z tatą, biegnąc prosto do groty. Zawrócił za mną szybko mnie zatrzymując: - Co się stało córeczko? - spytał, wbiłam wzrok w ziemie, cała się trzęsąc.
- Rosita? Co ci jest? - tata się nieco przestraszył, podniosłam lekko wzrok, nie podnosząc przy tym głowy, tak że za grzywki widziałam jak patrzył się na mój bok, miałam na nim ślad od uderzenia mamy.
- Pokłóciłyśmy się z mamą i... I... Mnie uderzyła... - wymamrotałam, kładąc po sobie uszy, tata zaniemówił, a ja korzystając z okazji uciekłam mu w stronę groty. Jednak nie weszłam do środka, słysząc tam głosy, nie chciałam nikogo widzieć. Położyłam się przy wejściu, łkając cicho, skulona na ziemi. To wszystko moja wina...

Od Zimy
- Zima... - moją uwagę odwrócił głos Danny'ego, byłam już cała zapłakana. Nie chciałam uderzyć córki, nie spodziewałam się że stracę cierpliwość i to do tego stopnia.
- Kochanie, nie płacz już, zdarza się... - podszedł do mnie, kładąc na moim grzbiecie głowę i tuląc się jednocześnie do mojej grzywy.
- Jestem złą matką... - zacisnęłam oczy, było mi tak ciężko że łkając nie mogłam złapać oddechu.
- Nie prawda. Każdemu się zdarza, po prostu to wszystko wyprowadziło cię z równowagi...
- Nie próbuj.... Nie próbuj mnie tłumaczyć, ja... Ja... Ja ją uderzyłam, uderzyłam własną córkę... - położyłam się gwałtownie na ziemi, co raczej wyglądało jak upadek.
- Wychowaliśmy razem trójkę wspaniałych źrebaków, z Rositą też sobie poradzimy... - Danny położył się obok mnie.
- Nie nadaje się na matkę... - spojrzałam mu w oczy.
- Nawet tak nie mów.
- Kiedy to prawda! - odsunęłam się od niego, podnosząc się gwałtownie: - Jestem taka słaba... Zawsze byłam... Od... Od śmierci Nadii... Do dzisiaj nie umiem sobie tego wybaczyć, a jest ze mną coraz gorzej, nawet nie wiem czy zasłużyłam sobie na tak wspaniałego partnera jak ty...
- Też miałem swoje chwile słabości, nie pamiętasz?
- A przez kogo to? Głównie przeze mnie...
- Kochanie, przestań się obwiniać, to przeszłość, tyle razem przeszliśmy...
- To nie zmienia faktu że jestem morderczynią i zawsze nią byłam!
- Dość! Nigdy wcześniej o tym nie mówiłaś, nie możesz się w kółko o wszystko obwiniać i dokładać sobie wciąż nowych problemów.
- Nie chciałam o tym myśleć... - odwróciłam głowę od Danny'ego, westchnęłam ciężko: - Wracajmy już lepiej do stada...
- Tak będzie najlepiej, z córką porozmawiamy później, jak obie się trochę uspokoicie.


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz