Menu

wtorek, 15 marca 2016

Przyjaźń cz.7 - Od Felizy, Zimy, Karyme, Rosity

Od Felizy
- Obudź ją - usłyszałam głos Hiry, nie byłam do końca nieprzytomna, słyszałam każde słowo i czułam jak ciągną moje ciało po ziemi, było całe poobijane i ranne. Pobili mnie niemal na śmierć. Teraz zatrzymali się jednak. Do moich chrap doszedł odór siarki i nieprzyjemne ciepło. Otworzyłam gwałtownie oczy, widząc przed nimi kopyto jednego z ogierów.
- Sama się obudziła... - ogier odsunął się ode mnie, byliśmy nad wulkanami.
- Czego ode mnie chcesz?! - odezwałam się słabym głosem, ale ani się nie zająknęłam, byłam wściekła, próbowałam przywołać demony, albo wstać i rzucić się na nią, ale oczywiście kilka koni mnie otoczyło, w tym stanie i tak wystarczyłby tylko jeden z nich, a może nawet żaden.
- Trzeba było sobie odpuścić... Nikt nie ma prawa się na mnie mścić! - wykrzyknęła, mierząc mnie wzrokiem, parsknęłam, próbując chociażby dosięgnąć ją zębami, ale nic z tego.
- Wiem co mówiłaś i zamierzałaś zrobić, wysłałam kogoś żeby cię śledził, podsłuchał rozmowę z tamtym ogierem... Zamierzałam odejść i zapomnieć o takim śmieciu jak ty, nie dałaś mi jednak wyboru. Miałabym czekać aż mnie zaatakujesz? Na pewno nie zrobiłabyś tego otwarcie, tylko jak tchórz... - dodała.
- I kto tu niby jest tchórzem?! To ty wykorzystałaś podstęp żeby zabić mi córkę, pożałujesz tego! - szarpnęłam się, zadając sobie ból, zacisnęłam aż zęby, zatrzymując w oczach łzy.
- Zabiłaś mi syna! A ja spowodowałam śmierć twojej córki, rachunki zostały wyrównane... Ale ty głupia nie odpuściłaś! Chciałaś dokonać na mnie zemsty? Twoja córka zginęła wyłącznie przez ciebie! Tak samo jak mój syn!
- Oczywiście... Ty wcale nie jesteś zła - zakpiłam, patrząc na nią krzywo. Hira spojrzała na jednego z koni, podszedł do niej, a ona szepnęła mu coś na ucho, to było zadziwiające jak umiała się z nimi porozumiewać i jak jej słuchali.
Obejrzałam się za siebie, koń poszedł w stronę krateru. Tam gdzie leżały rozżarzone kawałki magmy. Już zaczęłam się domyślać co chciała zrobić, lecz nawet to co miałam na myśli nie było aż tak drastyczne od tego co rzeczywiście zamierzała. Szarpałam się raz po raz, a oni mnie trzymali. Jeden z nich przycisnął mi bok łba do ziemi, pociągnął za skórę nad okiem, tak mocno że nie mogłam go zamknąć i jednocześnie zranił mnie przy tym zębami. Zaczęłam wierzgać ostatkiem sił, krzycząc przy tym. Ogier wrócił, nie miałam pojęcia skąd wziął wcześniej patyk, ale przyszedł z nim w pysku, na dodatek gałąź była dość gruba i płonęła na końcu żywym ogniem. Zamarłam ze strachu, poruszając na różne strony okiem, tak jakbym chciała nim gdzieś uciec. Omiotłam wzrokiem wszystkie tutejsze konie, żaden nie wydawał mi się współczuć, ani chcieć pomóc.
- Stój! Nie możesz tego zrobić! - krzyknęłam, gdy ogier zbliżył do mnie płonącą gałąź.
- Powiedź czego chcesz... Zrobię wszystko! Wszystko! - dodałam, patrząc na Hirę i próbując zacisnąć powieki, ale nic z tego, nie miałam takiej siły przez co nie mogłam ochronić oka. A przy każdej próbie czułam tylko jak zęby ogiera wbijają się w moją skórę. Widziałam już płomień, raził mnie swoim blaskiem, był tak blisko że już teraz czułam ból przez jego ciepło, oczy mi łzawiły, a łzy zaczęły parować, mimo że dopiero co miał dotknąć mojego oka...

Od Zimy
Wróciłam z Danny'm pod grotę. Przez całą drogę milczeliśmy. Pierwsze co to zobaczyłam córkę przy wyjściu, na zewnątrz, leżała do nas tyłem, ale byłam pewna że płacze. Nastawiła uszu kierując je do tyłu, obróciła się szybko, zranionym bokiem do ściany, patrząc na nas ze spuszczoną głową. Położyłam po sobie uszy, jej już dawno były skulone.
- Bardzo cię boli? - spytałam półgłosem, wolałam się do niej na razie nie zbliżać.
- Trochę... - odpowiedziała cicho, nawet na mnie nie patrząc.
- Pokaż ten bok...
- Nie... Nie trzeba...
- Chcę go tylko zobaczyć.
- Mama ci nic nie zrobi, nie chciała cię uderzyć - wtrącił się Danny, on już podszedł do córki.
- Wiem, tato... To... To moja wina... - załkała.
- Proszę cię, nie płacz... - podeszłam do niej szybko, przytulając ją nagle do siebie, odsunęłam ją przy tym do ściany i mogłam się przyjrzeć sińcowi, który jej zrobiłam.
- Przepraszam mamo... - wtuliła się w moją grzywę, poczułam jej łzy na sobie, ja także zmoczyłam jej sierść i grzywę.
- Ja też cię przepraszam, poniosły mnie nerwy...
- Wiem... A ja jeszcze bardziej...
- Ciii... Już dobrze... - przerwałam jej. Niespodziewanie poczułam jeszcze kogoś przy swoim boku.
- Shadow?
- Wrócimy już do domu? - spytała cicho.
- Już niedługo - odpowiedział jej Danny.
- Co ci się stało? - Shadow spojrzała na bok Rosity.
- Nic... Uderzyłam się... Przy upadku z góry... - córka odsunęła się ode mnie, odwracając głowę od kuzynki i zakrywając się przy tym grzywką, szybko przestała płakać.
- Pójdę po resztę i wracamy - Danny wszedł do groty po Shanti i Karyme, musieliśmy jeszcze znaleźć pozostałych, żeby już dalej nie szukali klaczek, bo wszystkie trzy się odnalazły.

Od Karyme
Wreszcie wróciliśmy do stada. I niemal od razu się rozdzieliśmy. Shanti mnie dokądś zabrała. Bałam się że Rosita będzie miała za to wszystko kare, już ob drogę zachowywała się dziwnie, unikała mnie i Shadow. To aż strach pomyśleć co będzie dalej. Martwiłam się o nią.
- Popływamy trochę córeczko? - Shanti wskazała na wodospad, to tutaj przyszłyśmy.
- Dlaczego nazwałaś mnie córką? - spytałam zdziwiona.
- No bo widzisz, od początku cię traktuje jak córkę, jesteśmy rodzinom Karyme, możesz mi mówić mamo - Shanti chciała mnie do siebie przytulić, ale się odsunęłam. Bałam się że jeśli zostanie moją nową mamą to ją stracę, tak jak przedtem traciłam rodziców, wolałam żeby była taką moją opiekunką, jak dawniej, którą po prostu tylko traktuje jak mamę.
- Nie chcę... - cofnęłam się jeszcze kawałek do tyłu: - Ty nie jesteś moją prawdziwą mamą...
- Nie... - westchnęła: - No trudno, popływajmy? - Shanti wskoczyła do wody, uśmiechając się do mnie.
- Mogę zobaczyć co u Rosity?
- Później cór... Znaczy Karyme...
- Możesz tak do mnie mówić - zbliżyłam się do brzegu, nie chciałam jej niczego zabraniać, zwłaszcza że była dorosła.
- Karyme, powiedź mi, czy ty mi ufasz?
- Trochę... Ale się boję...
- Czego skarbie? - wyszła z wody do mnie.
- Że... Że mnie zostawisz... - położyłam po sobie uszy, Shanti przytuliła mnie do siebie.
- Nie zostawię, nigdy bez względu na to czy będziesz mnie nazywać mamą czy też nie... I cokolwiek być nie zrobiła. Nigdy cię nie zostawię.
- Obiecujesz?
- Masz moje słowo maleńka, kocham cię, jak własną córkę. Wiesz jak się bałam kiedy zniknęłaś?
- Mogę się tylko domyślać... - wtuliłam się w nią, mówiąc z dużą ostrożnością: - ...mamo.

Minęło kilka tygodni i przez te kilka tygodni nie widziałam się z Rositą, wszystko zapowiadało się na to że się już z nią nie zobaczę. Spędzałam za to dużo czasu z Shanti i coraz pewniej nazywałam ją "mamą". Bałam się jednak w pełni jej zaufać, ale w końcu i to zrobiłam. Obie byłyśmy dzięki temu szczęśliwsze. Mama na dużo mi pozwalała, może nawet na zbyt dużo? Bądź razie podobało mi się to. Z braku kontaktu z Rositą, zaprzyjaźniłam się z Shadow i obie bawiłyśmy się razem. Nadal nie próbowałam bawić się z innymi źrebakami. Natomiast Shadow była zbyt nieśmiała żeby do nich podejść i ich poznać.

Od Rosity
Siedziałam całymi dniami w jaskini, nie miałam ochoty wychodzić na zewnątrz. Zwłaszcza dlatego że myślałam że to przeze mnie Feliza już dawno nie żyję. Zapomniałam zupełnie przez to wszystko powiedzieć o niej rodzicom. Nikt więc jej nie pomógł i czułam się za to winna. Między czasie po głowie krążył mi też obraz śmierci Dolly. Która stanowiła też często część moich nocnych koszmarów. Najgorsze że za to że tu siedzę obwiniała się mama. Choć bez skutecznie, to jednak chciałam ją przekonać że nie ma racji. Nawet opowiedziałam o wszystkim co się wydarzyło w górach rodzicom, ale to nie pomogło. Martwili się, najgorzej mama, natomiast tata chciał mi dać trochę czasu.

- Kochanie, proszę cię wyjdź chociaż na chwilkę, pobawisz się trochę... - przyszła do mnie mama.
- Wolę tu zostać... - nalegałam.
- Chodź, przejdziesz się trochę z nami, co ty na to? - zaproponowała w końcu.
- Nie chcę, może za kilka dni...
- Rosita - mama złapała mnie za grzywę, zabierając na siłę na zewnątrz: - Proszę cię, nie każ mi się wciąż zamartwiać.
- No dobrze... - przeszłam niechętnie kilka kroków, potem odbiegłam. Zatrzymałam się gdzieś na łące w trawie, kiedy już na dobre oddaliłam się od mamy. Obserwowałam jak inni się bawią, wciąż myśląc o Dolly, brakowało jej tam, choć i tak nie była zbyt często. Ale jednak odczuwałam jej nieobecność.
- Rosita? - usłyszałam głos Karyme, podeszła do mnie bliżej: - Rosita! - poczułam jak bardzo się ucieszyła na mój widok, teraz gdy mnie poznała to podbiegła błyskawicznie.
- Chodź, teraz ja cię rozweselę - złapała mnie za grzywę, dałam jej się prowadzić. W sumie to nawet nabrałam ochoty na zabawę. Tak dawno już tego nie robiłam. Zaczęłyśmy się ganiać, aż na samą plaże. Tam obrzucałyśmy się piaskiem, uderzając w niego kopytami, a potem wygłupiałyśmy się przy morzu. Uciekając przed jego przypływami i podbiegając gdy się oddalało. Zabawa była przednia, wkrótce też dołączyła do nas Shadow, Karyme sama zaproponowała żeby po nią pójść, najwidoczniej już się polubiły. Pod koniec dnia łapałyśmy płatki śniegu, bo niespodziewanie zaczął prószyć z nieba, w końcu była zima.

Następny dzień także mieliśmy spędzić na wspólnych zabawach. Nie tylko ja, ale też rodzice byli szczęśliwi że wreszcie nie siedzę w tej jaskini. Jedynie Tori się to nie podobało, ale już dawno pogodziłam się z tym że za mną nie przepada, choć to mało powiedziane. Nieraz też dogryzałyśmy sobie na wzajem, zwykle po prostu mówiąc to co któreś z nas się nie podobało. Przyzwyczaiłam się.
Pod wieczór kiedy bawiłam się z przyjaciółkami w chowanego, chcąc je także, namówić żebyśmy pobawiły się z innymi źrebakami, ale nic z tego nie wyszło. Wtedy kiedy akurat nadeszła moja kolej na szukanie, nagle Shadow wyskoczyła z kryjówki i pobiegła do lasu.
- Shadow, co się stało? - ruszyłam za nią.
- Mama... Tam jest mama... - przyspieszyła jeszcze bardziej. Zostawiłyśmy Karyme samą, Shadow bardzo się bała, czułam jej presje, jakby ścigała się z czasem. Zastanawiałam się skąd wie że tam jest jej mama. Mogła chyba tylko mieć przeczucie, albo po prostu to czuć...

Ciąg dalszy w opowiadaniu "Zmiany"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz