Menu

sobota, 12 marca 2016

Samotność cz.50 - Od Leona/Marcelli

Kiedy Tytan powiedział "jutro z rana" nie spodziewałem się że obudzi wszystkich jeszcze nad ranem. Byłem tak zaspany że ziewałem przez całą drogę i co chwilę tuliłem się do Marcelli, szliśmy przez jakiś tunel. My i inne konie, które nie były jeszcze łowcami. To była dość krótka droga, a na jej końcu coś dziwnego. Duże, i jeszcze dłuższe pomieszczenie, z dziwną powierzchnią, to pewnie był jakiś ludzki twór, coś w rodzaju, betonu? Ściany za to pozostały normalne, były to zwykłe skalne ściany, tyle że umocnione. I znów to sztuczne światło, jak je zapalili oświetliło każdy najmniejszy kąt tutaj i rozciągało się aż na sam koniec. 
- Najpierw pobiegamy, będziemy biegać czwórkami, od początku do końca, trasa jest na tyle długa że raz wystarczy - powiedział Tytan, nie musiał za bardzo wysilać głosu, bo on roznosił się tutaj echem. Konie dobrały się czwórkami. Ja byłem z Marcellą, co oczywiste i z jakimś innym ogierem, którego nie znałem, tak jakoś wypadło że była nas trójka. Do puki nie dołączyła też Selma.
- Nie mogłaś znaleźć kogoś innego... - szepnąłem do niej, patrząc na nią krzywo.
- Tak się składa że wszyscy już się dobrali... Z resztą was tu znam, a ich już nie.
- Dobra wy pierwsi - Tytan wskazał na grupę koni z brzegu, składającą się aż z trzech klaczy i jednego ogiera, wystartowali od razu.
- Leon przyłóż się do tego ćwiczenia, zauważyłem że liczysz bardziej na siłę, niż zwinność, a ona także ci się przyda, musisz wyrobić sobie odpowiednią kondycje - powiedział do mnie wuj Marcelli. Przewróciłem oczami.
- Leo - szturchnęła mnie Mercy.
- Tak wiem, w razie czego można się ratować ucieczką przed tymi potworami, ale ja znowuż nie biegam aż tak źle.
- Następni - zawołał Tytan, kolejna grupa ruszyła, a tamta poprzednia wróciła. Zauważyłem że Tytan coś do nich powiedział, tylko nie usłyszałem co, wszyscy tutaj rozmawiali, większość o tym mutantach. 
- Tak w ogóle, gdzie jest Armen? - spytałem ukochanej.
- Ćwiczy z innymi źrebakami, uczy ich dwoje łowców.
- Do czego to doszło żeby nasz syn w tak młodym wieku musiał walczyć i jeszcze przechodzić te treningi.
- Eh... Leo źrebaki nie będą walczyły, tylko będą mogły się obronić, chyba nie chcesz żeby...
- Następni - przerwał nam Tytan, ani się obejrzeliśmy, a to my mieliśmy pobiec. 
- Teraz mu pokaże, że się myli... - wystartowałem pierwszy, szybko dogoniła mnie Mercy, potem Selma, najgorsze że ten ogier co z nami był także. Przyspieszyłem, parskając zarazem, udało mi się zrównać z ogierem, biegliśmy łeb w łeb, ale czym bliżej byłem końca korytarza tym coraz bardziej się męczyłem i w końcu chcąc nie chcąc zostałem z tyłu, poirytowany. Zaczęli wracać, mijając mnie po drodze.
- Szybciej Leo - zawołała Mercy. Znów przyspieszyłem, nim dobiegłem na miejsce, Tytan już o mnie pytał. Sapałem ciężko, zmęczony. Trasa była wyjątkowo długa, ale inni jakoś tak nie sapali jak ja.
- Następne ćwiczenie będzie polegało na współpracy - oznajmił Tytan, idąc do reszty koni.
- Co? - wysapałem.
- Chodźmy odpocząć Leoś, mamy kilkanaście minut - Mercy wskazała mi miejsce obok ściany, chciałem się położyć, ale nie miałem zamiaru wyjść na słabeusza.
- Tytan miał rację rzeczywiście musisz popracować nad kondycją - odezwała się do mnie Selma, zmierzyłem ją tylko wzrokiem, nie chciałem żeby Marcella zauważyła moją niechęć do tej klaczy, która wcale zwykłą klaczą nie była, nikt nawet się nie domyślał że była tą mroczną.
- Mam nadzieje że nie będziesz nas opóźniał - dodał ogier.
- Gorzej jak ty będziesz - parsknąłem.
- Leo - szturchnęła mnie Mercy.
- Nie denerwuj się tak, tutaj chyba lepiej mieć stalowe nerwy, co? - spojrzał na Selme, odwróciła od niego wzrok, to było dość zalotne spojrzenie. Mógł się tylko cieszyć że nie spojrzał tak na moją partnerkę, bo by od razu dostał w ten głupi łeb. 
- Chciałem tylko zmotywować cię do ćwiczeń, spokojnie, nie miałem na celu ci dogryźć.
- Jasne...
- Serio, ładną masz tą przyjaciółkę...
- Partnerkę - poprawiłem go, patrząc na niego ostrzegawczo.
- A.. Więc zajęta, szkoda... - spojrzał znów na Selme: - A ty?
- Nie szukam nikogo...
- Więc jesteś sama... Kto wie może niedługo nie będziesz - uśmiechnęła się do niej. Zechciało mi się śmiać, gdyby tylko on wiedział kim tak na prawdę jest Selma to, na pewno nie byłby do niej taki chętny.

- Następne ćwiczenie będzie polegało na ucieczce, będziecie uciekać przed jednym z łowców, nie możecie z nim walczyć, tylko uciekać. Jak już każdemu mówiłem to będzie polegało na współpracy, bo jeśli łowca złapie choć jednego członka z waszej grupy i przewróci go na ziemie od razu kończycie ćwiczenie. Macie całą czwórką przebiec całą trasę jaką przed chwilą biegliście, nie dając się złapać łowcy - za Tytanem pojawiło się kilkoro łowców.
- Wyobraźcie sobie że uciekacie przed tymi mutantami... Dobra, wy pierwsi - wskazał na jedną z grup koni. 
- Ciekawe jak mamy to zrobić? - spojrzałem na ukochaną potem na ogiera, ignorując przy tym Selmę.
- To zwykła zabawa w berka, tyle że tak jakby drużynowa - odezwał się ogier. 
- Gdyby to było takie łatwe, a z resztą... - doskonale wiedziałem że to mi będą ciągle musieli pomagać, bo przecież nie byłem aż tak zwinny, chociaż mogłem obrać inną taktykę...

Zaczęliśmy biec, znów wylądowałem z tyłu i łowca już z początku zaczął mnie doganiać, przyspieszałem raz po raz, a on ciągle siedział mi na ogonie. Mercy zawróciła, znalazła się obok łowcy, odpychając go skrzydłem w bok, przez co musiał nieco zwolnić, ale był niestety od niej silniejszy, popchnął ją lekko, żeby się przewróciła, na szczęście mu się nie udało, a mnie złapał za ogon, niemal wywracając na ziemie, gdybym jakoś nie utrzymał równowagi. Już po chwili siłowałem się z nim bokiem, biegnąc przy tym nadal, Mercy pojawiła się z drugiej strony łowcy i złapała go za grzywę ciągnąc i pomagając mi się z nim siłować. Naparłem na niego gwałtownie.
- Zero ataków - ostrzegł mnie Tytan, nawet nie zauważyłem że leci nad nami. Odskoczyłem w bok, przyspieszając, łowca tak samo, czemu akurat mnie obrał sobie na cel? Niespodziewanie pojawił się też ogier, który był z nami w drużynie, zabiegł drogę łowcy, mijając się z nim, żeby nie mógł mnie znów dosięgnąć i spróbować przewrócić. Powtórzył to znów. Zauważyłem w oddali Selme, stała jak kołek. Cudownie, jeszcze jej będzie trzeba pomagać. Łowca właśnie obrał ją na swój cel. Przyspieszyłem, Mercy i ten ogier także. Zapowiadało się na to że za chwilę będzie koniec tego głupiego ćwiczenia, a już byliśmy przy końcu tego całego korytarza, zostałaby tylko droga powrotna. Ku mojemu zdziwieniu Selma wystartowała gwałtownie, gdy łowca niemal ją złapał, pobiegł za nią, dobiegliśmy do ściany zaliczając połowę trasy i szybko zawróciliśmy. Marcella nagle skręciła znów w stronę ściany. 
- Co robisz? - spytałem, zatrzymując się prawie, okazało się że łowca zagonił Selme pod ścianę i zmusił ją żeby biegła blisko niej, przez co znacznie spowalniał jej bieg. Zauważyłem że ogier też zawrócił, mi było wszystko jedno co z nią. Pobiegłem dalej żebym znów ich wszystkich nie spowalniał. Byłem pewien że Marcella i ten ogier pomogą Selimie i za chwilę wszyscy dołączą do mnie.
- Koniec ćwiczenia - usłyszałem nagle za sobą, obejrzałem się szybko.
- No tak... Kto inny mógł je zawalić - powiedziałem sam do siebie podchodząc. Okazało się że łowca przewrócił Selmę.
- Gdzie ty byłeś Leo? Pobiegłeś bez nas? - spojrzała na mnie z wyrzutem Mercy.
- Tylko bym opóźniał - zacząłem się tłumaczyć.
- Mieliśmy współpracować nie? Byłeś akurat potrzebny - dodał ogier.
- Nie ja się przewróciłem - spojrzałem krzywo na Selme, ona także to odwzajemniła wstając gwałtownie.
- Odpocznijcie teraz, za kilka godzin kolejny trening, widzę was w tej samej drużynie - skomentował Tytan.
- Chyba musimy porozmawiać - powiedziała do mnie Mercy.
- Chodźmy zobaczyć co u naszego synka, pewnie też ma już koniec - zmieniłem szybko temat i odbiegłem od nich. Marcella mnie dogoniła.
- Ta rozmowa i tak cię nie ominie.
- Chodzi ci o Selme? Nie darzymy się zbytnią sympatią, ale tak po za tym nie mamy nic do siebie - nie chciałem niepokoić Marcelli.
- Nie powiedziałabym, ty chyba jednak coś do niej masz.
- No dobra, pokaże ci dlaczego! - spojrzałem w kierunku Selmy, miałem dość że tak przed wszystkimi udaje zwykłą klacz, jakby coś kombinowała. Miałem też dość ukrywania tego i martwienia się czy przypadkiem nic nie zrobi mojej rodzinie. Przecież mroczne konie na pewno nie mają dobrych intencji. 
Ruszyłem w jej stronę, akurat rozmawiała z tym ogierem, który próbował ją kokietować. Bez żadnego zahamowania zerwałem ten jej naszyjnik, zanim jeszcze zdążyła zareagować. Momentalnie cofnęła się do tyłu, ogier się wyraźnie skrzywił na jej widok. Teraz już nie przybierała wyglądu zwykłej klaczy, ale tej mrocznej, w końcu nią była.
- Spójrz tylko z kim na prawdę mieliśmy do czynienia! - wykrzyknąłem, celowo żeby nie tylko Marcella, ale też inni słyszeli. Osłoniłem przy tym ukochaną. Selma jak jeszcze była zwykłą klaczą nie była aż tak niebezpieczna jak teraz, teraz miała kły i szpony, którymi mogła zranić. Wycofała się pod samą ścianę, kuląc uszy i rozglądając się na boki, jakby wystraszona. Byłem pewien że tylko udaje niewiniątko. W sumie dziwiłem się że Tytan pozwolił jej tu z nami być i w ogóle że jej pomógł, przecież wiedział że to mroczny koń.


Marcella (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz