- Puśćcie mnie! - szarpnęłam się z całych sił, jednak ani trochę się im nie wyrwałam. Oberwałam przy tym po nogach, uderzyli mnie czymś w rodzaju bicza, aż zadrżałam, a nogi zgięły mi się z bólu, ale oni nie pozwolili mi upaść. Trzymali mnie i ciągnęli na tyle mocno że musiałam dalej iść. Mimo że miałam krwawe ślady, z których zaczęła po woli wypływać świeża krew. Pocieszałam się tym że zostawię jakiś ślad dla Achillesa. Choć nie byłam pewna czy to coś da, byłam już tak daleko...
Spojrzałam na nich z łzami w oczach, które szybko przepełniły się strachem. Wyraz pyska każdego był nie wzruszony, wręcz złowrogi, jakby chcieli mnie zabić. Wiedziałam już że przy każdej kolejnej próbie ucieczki znowu mnie czymś uderzą, zadając przeszywający ból.
- Czego ode mnie chcecie? Dokąd mnie prowadzicie? - spytałam półgłosem, już się nawet nie sprzeciwiając. Obcy milczeli. Całą drogę panowała przenikliwa cisza, przerywały ją tylko odgłosy kopyt, które tłumił śnieg. Czym dalej mnie zabierali, tym było go coraz więcej. Drżałam z zimna, kompletnie nie przygotowana do takich temperatur, nawet na Zatopi było cieplej. Ba, tam niedługo miała zacząć się wiosna, podczas gdy po za naszym terytorium nadal trwała zima. Surowa zima, gdybym nadal była własnością ludzi, nie wypuszczaliby nas ze stajni w taki mróz.
Martwiłam się o źrebaka i to bardziej niż o siebie, nie chciałam żeby coś mu się stało. Jak tylko wyobrażałam sobie że oni skrzywdzą tą niewinną istotkę, albo że jest jej tam zimno to aż łzy stawały mi się w oczach. Starałam się jak tylko mogłam okryć brzuch grzywą. Starałam się być delikatna przy każdym kroku, mimo że obcy mnie poganiali. Ledwo co nadążałam, a kopyta wciąż ślizgały mi się po lodzie, który znajdował się pod śniegiem. Starałam się być silna, żeby móc w razie czego bronić tego maleństwa i nie dać im go zabić. Mój los był już przesądzony, nie bałam się o siebie, bo wiedziałam że przeznaczona jest mi śmierć, przecież nie pozwolę umrzeć naszemu synkowi czy córce. Dziwne, ale czułam że to będzie ogierek, może tylko mi się wydawało, albo miałam jakieś przeczucia.
Wreszcie zatrzymaliśmy się. Konie odsunęły się ode mnie. Jakby wiedziały że ledwo już stoję. Wylądowałam od razu na ziemi, śnieg nieco zamortyzował upadek. Rozejrzałam się nieprzytomnie, znów mnie mdliło, a nie chciałam przed nimi wymiotować.
- Athena...
Podniosłam głowę słysząc swoje imię, przede mną stał ogier, jednorożec.
- Czemu mnie tu zabraliście? - spytałam cicho, szliśmy bez przerwy, całą dobę, byłam wykończona. Na szczęście źrebakowi nic nie było, a przynajmniej tak przypuszczałam nie czując bólu w okolicy brzucha.
- Tylko po to żeby go ocalić - jednorożec pochylił głowę, dotykając rogiem mojego brzucha. Odruchowo chciałam go osłonić, ale nie zdążyłam. Poczułam dziwną energie przepływającą przez moje ciało.
- Zostaw go! - prawie go ugryzłam, ale udało mu się w czas odsunąć głowę.
- Nic mu nie zrobiłem, tylko przyspieszyłem ciąże, musi się urodzić zanim oni przybędą cię ratować...
- O kim ty mówisz?
- Nie domyślasz się?
- Achilles...
- I czarny gryf. On zabije ci synka.
- Nie... Achilles na to nie pozwoli!
- Jesteś pewna? Czy nie będzie chciał cię uratować? To ciebie kocha, a źrebaka puki co nie zna, z kim łatwiej będzie mu się rozstać?
Zamilkłam, spłynęła mi łza z oka, spojrzałam na brzuch, stał się tak jakby większy. Dotknęłam go pyskiem. Potem rzuciłam okiem na jednorożca.
- Chcesz go ocalić czy wolisz żeby został zabity?
- Znasz odpowiedź. Zrobię wszystko żeby nasz synek żył... - przerwałam gdy jednorożec znów dotknął rogiem mojego brzucha.
- Jak... Jak urodzę to... To oddaj małego Achillesowi, chcę żeby był z tatą... Proszę...
- O nic się nie martw. Wybacz za ich brutalność, ale musieliśmy zrobić wszystko żebyś dotarła tu w porę - z rogu jednorożca przepływała nieustanie moc. Słabłam z każdą chwilą, widząc jak mój brzuch rośnie i czując już ruchy źrebaka. Wywoływało to u mnie wielkie poruszenie, zwłaszcza że nie liczyłam na to że będę mogła go zobaczyć, choćby przez chwilę. Musiałam się nacieszyć tym że go czuję, czuję jak się rusza i kopie. Dawał coraz bardziej o sobie znać. Nagle coś dużego wylądowało z hukiem na ziemi, jednym ciosem przewróciło jednorożca, przytrzymując go łapą z wysuniętymi pazurami. Kontem oka dostrzegłam że to ten czarny gryf, nie mając sił podnieść głowę, ani choćby jej przechylić.
- Przyszli go zabić... - wymamrotał jednorożec, nim gryf przeciął mu dziobem szyję. Nie chciałam żeby obcy zginął, żeby zginął ktokolwiek, nie życzyłam śmierci nawet największemu wrogowi, nie potrafiłam. Z tyłu słyszałam już odgłosy walki.
- Achilles... - wymamrotałam na widok ukochanego, chciałam żeby był przy mnie, żeby ochronił naszego synka. Tymczasem walczył z całą grupą koni. Gryf usiadł przede mną, jego oczy zaświeciły.
- Nie! Nie zabijesz go! - poruszyłam się gwałtownie, domyślając się co chce zrobić.
- Nic nie poczujesz. On jest potworem, to nie źrebak, tylko demon, zabije cię i będzie mordował też innych...
- Nie zrobisz mu krzywdy! - obróciłam się na brzuch, ostrożnie, tylko po to żeby osłonić źrebaka. Jednocześnie poczułam silny skurcz, niemal natychmiast pojawiły się kolejne. To chyba już, chyba właśnie miałam rodzić.
- Nie może przeżyć - gryf obrócił mnie siłą na bok, próbowałam go kopnąć, wierzgałam nogami. Przytrzymał mnie, nacisnął na brzuch. Krzyknęłam, rzucając się nadal.
- Achilles! Achilles nie pozwól go zabić! Chcę żeby żył! - krzyknęłam rozpaczliwie, wszystko na nic. Nikt mi nie pomógł, z całych sił walczyłam o życie naszego synka, ale gryf go nam odebrał. Czułam to, czułam jak rozszarpuje dusze małego. Przez chwilę nawet go widziałam, wyglądał jak wcielenie zła, ale nie, nie mógł być zły, to tylko niewinne źrebie.
Urodziłam, ale już martwe ciało synka. Nie miałam sił go nawet do siebie przytulić, oddychałam z trudem.
- Athena... - Achilles znalazł się przy mnie, nie wiadomo kiedy: - Miała przeżyć! - spojrzał z wyrzutem na gryfa.
- Przeżyję, daje ci słowo... - zniknął nagle. Wokół nas stały te konie, które mnie porwały, została ich tylko garstka i na dodatek z tej garstki każdy miał jakąś ranne, najczęściej to głębokie obrażenia. Po chwili rozeszli się w swoją stronę. Ukochany, przytulił mnie do siebie lekko.
- Pozwoliłeś go zabić... - wymamrotałam, zamykając oczy, straciłam przytomność.
Obudziłam się z myślą że to był tylko koszmar. Leżałam już w jaskini, przy Achillesie, otworzywszy oczy od razu go zobaczyłam uśmiechając się lekko, potem wtuliłam się w jego grzywę.
- Jak się czujesz? - spytał od razu.
- Już dobrze... - zerknęłam na brzuch i nagle dotarło do mnie że to wszystko wydarzyło się na prawdę.
- Nasz synek... - poruszyłam się niespokojnie, odsuwając się przy tym gwałtownie: - On go zabił! - w oczach momentalnie pojawiły mi się łzy.
- Nie było innego wyjścia, wszystko ci wyjaśnię... Musisz zrozumieć że...
- Nie... - poderwałam się gwałtownie: - Jak mogłeś na to pozwolić?!
- Athena... - Achilles ruszył za mną, wybiegłam już z jaskini, nie mogłam powstrzymać łez. Pędziłam tak szybko jak się dało, chcąc zgubić Achillesa i uciec stąd jak najdalej. Łkałam dość mocno, miałam przed oczami martwe ciało syna, nieraz czułam go znów w swoim brzuchu. Wiedziałam że to tylko omamy. Myślałam że oszaleje. A czym dłużej byłam sama i wciąż o tym wszystkim rozmyślałam tym było coraz gorzej. Na mojej drodze pojawił się gryf. Nie byłam w stanie stwierdzić czy jest tylko złudzeniem, czy też nie. Zatrzymałam się gwałtownie i cofnęłam się parę kroków do tyłu. Zaczął mówić wszystko to co powiedział Achillesowi. Wcale mi to nie pomogło, wysłuchawszy wszystkich słów rzuciłam się na niego gwałtownie.
- Ty potworze! - krzyknęłam, zniknął, a ja wciąż go atakowałam, nie będąc tego świadoma, do puki się nie otrząsnęłam. Przestraszona, postanowiłam wrócić do domu. Wolałam nie zostawać teraz sama, nie w tym stanie. Chciałam zasnąć, przespać jakiś czas, kilka dni, czy nawet tygodni. Przyspieszyłam kroku, żeby tylko wrócić do domu jak najszybciej.
Po jakimś czasie zobaczyłam w oddali Achillesa, zatrzymałam się, niby czekając na niego, z drugiej strony jednak znów chcąc uciec. Nie chciałam go o to wszystko obwiniać, bo wciąż go kocham, ale nie mogłam pozbyć się tego uczucia, uczucia że mnie zdradził, godząc się na śmierć naszego synka...
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz