Mijały dni, Luną zajął się jej partner, jak już było z nim lepiej, w końcu nie tak dawno go także zaatakowała, pomagał mu też syn, już dorosły Maylo, więc Achilles jedynie co rzucał okiem czy wszystko w porządku. Nieco się martwiłam o Lunę, nie lubiłam jak ktoś cierpiał i zawsze wolałabym mu pomóc, ale nikt nie mógł nic zrobić w jej sprawie. Najgorsze były te niespodziewane ataki z jej strony, gdyby nie łańcuch już dawno rzuciłaby się na połowę stada i wolałabym nie myśleć o skutkach. Szkodziła też sobie samej, raniąc się przy każdym ataku szału. Na razie miała jednak zostać w jaskini, aż w końcu wydobrzeje, a to zdawało się dość długo potrwać. Bałam się tu zasypiać, niektórzy także, gdyby nie Achilles przy moim boku, pewnie bym nie zmrużyła oka, bojąc się że Luna się na kogoś ze stada uwalniając się jakoś z łańcuchów, albo że znów spróbuje się zabić, a tego także nie chciałam oglądać. Nie rozumiałam nawet jak można chcieć skończyć ze swoim życiem, było to dla mnie abstrakcją, nigdy bym się nie zabiła, chyba że miałabym uratować Achillesa, dla niego byłam w stanie poświęcić wszystko, dla niego i dla źrebaka, gdybym miała je mieć. Ostatnio dość często o nim myślałam i zastanawiałam się czy będą tak dobrą matką jak moja, na samą myśl tęskniłam za nią, ale jasne było to że nigdy jej nie spotkam. Już się z tym pogodziłam, trudno by było się nie pogodzić, gdy nie widziało się mamy przez większość życia. Została u ludzi i we wspomnieniach, bardzo odległych wspomnieniach. A ja byłam tutaj, wolna i szczęśliwa, odnalazłam swoją miłość. Ludzie pewnie nie pozwolili by mi przebywać z ukochanym, oni zawsze kontrolowali nasze życie, to od nich zależało która klacz będzie mieć źrebaki, a która nie.
Nastał ranek, poprzednia noc była wyjątkowo spokojna, nawet sny miałam przepiękne, był w nich Achilles i mały źrebak, jakoś nie mógł wylecieć mi z głowy, coś dziwnego się ze mną działo, spałam więcej niż wcześniej, miałam ciągle apetyt i nie mogłam się napatrzeć na zabawy źrebiąt, kiedy je widziałam nie mógł mi zejść z pyska uśmiech, były takie rozkoszne i uroczę.
- Śpisz jeszcze? - szepnął mi do ucha ukochany, przewróciłam się na drugi bok, otwierając oczy i uśmiechając się do niego czulę.
- Już nie...
- Byłem u przywódców i zgadnij co powiedzieli.
- Masz znów wolny dzień? - ucieszyłam się od razu.
- Tak, cały dla nas - Achilles położył się obok: - Gdzie masz ochotę pójść?
- Może na plaże, tam długo nie byliśmy - podniosłam się z ziemi, niespodziewanie wybiegając z jaskini: - Założę się że mnie nie złapiesz - zaczęłam mu uciekać w stronę plaży.
- Oj myli się moje słoneczko - Achilles biegł tuż za mną, śmiałam się przyspieszając, on także, stale był przy mnie, aż w końcu mnie wyprzedził i stanął na drodze, wpadłam na niego.
- Co teraz? - spytał, uśmiechając się do mnie, stykaliśmy się oboje klatkami piersiowymi, zbliżyłam do niego swój pysk, nie cofnął głowy, więc dotknęliśmy się chrapami i zapatrzyliśmy się bez pamięci w swoje oczy. Było mi tak lekko, tak dobrze, czułam się jakbym spała, śniąc teraz, niespodziewanie spadłam w bok.
- Athena... - Achilles złapał mnie za grzywę, zemdlałam i to tak niespodziewanie.
Kiedy się obudziłam Achilles stał nade mną, był nieco zamazany, jakoś słabo się czułam.
- Wszystko dobrze? - spytał.
- Nie wiem... Jakoś dziwnie się czuję, brzuch mnie boli... - spostrzegłam, głowa wcześniej podniesiona i wpatrzona w Achillesa, opadła mi bezwładnie w bok.
- Athena... Nie strasz mnie tak - schylił się nade mną.
- Może coś niestrawnego zjadłam - wymamrotałam przymykając oczy.
- Dasz radę wstać?
Przytaknęłam słabo, a wtedy Achilles mnie podniósł oparłam się o niego i jakoś stąpałam już po piasku w krok w krok z nim. Doszedł ze mną nad wodospad, a tam niespodziewanie znów opadłam z sił, Achilles ledwo mnie złapał, kładąc na boku.
- Kochanie co ci jest? - położył się obok mnie: - Co cię boli?
- Tylko brzuch... I jakoś tak mnie mdli..
- Może... Nie, to chyba by było za wcześnie, z resztą zobaczymy.
- Hm? - podniosłam głowę, patrząc na niego pytająco, gdzieś poszedł, przynajmniej nie widziałam już mgły. Poczułam się lepiej, nawet chciałam wstać, gdyby nie zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Zjedź kawałek - Achilles przeszedł z drugiej strony wodospadu i podał mi jakieś zioło. Ugryzłam kawałek i od razu wyplułam było strasznie... Kwaśne? Myślałam że raczej powinno być gorzkie, zwykle takie były zioła, nie wiele co prawda o nich wiedziałam, więc mogłam się mylić.
- I jak? Było gorzkie czy kwaśne?
- Kwaśne... - znużyłam pysk we wodzie, akurat leżałam obok wodospadu, napiłam się żeby nie czuć już tego smaku. Spojrzałam na Achillesa, milczał.
- Coś nie tak? - położyłam na jego grzbiecie głowę: - Już mi lepiej, więc chyba nie ma się o co martwić.
- Athena ty jesteś... - przerwał, wpatrywałam się zaniepokojona w jego oczy, tak długo milczał.
- Jesteś w ciąży - powiedział w końcu, otworzyłam aż pysk ze zdumienia.
- Ja? W... W ciąży? - najpierw nie mogłam uwierzyć, tyle szczęścia na raz: - Na prawdę? Będziemy rodzicami? - niemal to wykrzyknęłam podnosząc się z ziemi.
- Odpocznij tro... - Achilles wstał razem ze mną, nim zdążył dokończyć co miał do powiedzenia wtuliłam się w niego szczęśliwa.
- Tak się cieszę... - poruszyłam radośnie przednimi nogami, uśmiechając się lekko, cofnęłam się potem o krok, patrząc na swój brzuch, nigdy nie byłam w ciąży, nie miałam pojęcia jak to jest.
- Chodź trochę odpocząć, musisz się oszczędzać - Achilles uśmiechnął się lekko, poszliśmy po woli na plaże, choć miałam ochotę pobiegać, ale ze względu na źrebaka szłam spokojnie.
- Jak się domyśliłeś?
- Tak po prostu przeczuwałem, po twoim dziwnym zachowaniu, pamiętasz jak zagapiłaś się na źrebaki?
- Tak i ciągle o nich myślałam, a teraz wiem dlaczego... Musiałam podświadomie wiedzieć, że jest we mnie nasz mały skarb... - uśmiechnęłam się pochylając głowę, już chciałam z nim rozmawiać, a był taki malutki, że nawet nie było widać jeszcze po mnie że jestem w ciąży, mogło minąć najwyżej kilkanaście dni, może dwa tygodnie?
- Na pewno odziedziczy po tobie urodę...
- I będzie tak silny jak tatuś i odważny, waleczny... Idealny - znów zapatrzyłam się w jego oczy. Do końca dnia nie przerwanie rozmawiałam o źrebaku, nie mogłam się nacieszyć, miałam nadzieje że Achilles także jest z tego powodu radosny, choć chyba to było dla nas trochę za szybko. A na pewno zupełnie nie spodziewanie.
Wróciliśmy do jaskini już wieczorem, byłam zmęczona i od razu zasnęłam przy Achillesie. Cała rozpromieniona i szczęśliwa. Uważałam już teraz na brzuch, troszcząc się o jeszcze dopiero co rozwijającego się źrebaka. Spałam chyba najlepiej ze wszystkich poprzednich nocy, ale coś nagle mnie obudziło. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam czarny ogon, przeczesujący mój brzuch. Poderwałam się z ziemi, okazało się że to ten czarny gryf, zbliżył się do mnie.
- Zostaw nas - cofnęłam się o krok, chciałam już obudzić Achillesa, ale ten czarny stwór sam to zrobił. Dotknął go łapą i wysunął lekko pazury, Achilles otworzył oczy patrząc bezpośrednio na gryfa.
- Będziesz musiał wybierać - gryf odezwał się, wpatrując się bardziej na mnie: - Jedno z nich zginie, albo źrebie, albo ona, takie jest przeznaczenie, bo ta klacz nie przeżyję porodu - gryf wbił we mnie jeszcze bardziej wzrok, Achilles także na mnie spojrzał.
- Ostrzegałem cię przed tym, pamiętasz? - dotknął łapą ziemi, przez moment pojawiły się na niej symbole, które nakreślił wcześniej na drzewie, o czym zapomniałam wspomnieć Achillesowi. Gdy chciałam spojrzeć na gryfa, odrywając wzrok od ziemi, już go nie było.
- To był duch - powiedział Achilles. Stałam wystraszona w jednym miejscu, teraz już wiedziałam co znaczą te symbole ten gryf ostrzegał mnie żebym nie zachodziła w ciąże...
Achilles (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz