- Posiedzisz sobie tutaj... - ojciec Marcelli wepchnął mnie do jakieś ciemnej dziury w skale, wpadłem wprost do lodowatej wody, aż ciarki mi przeszły po ciele. Po chwili cały się trzęsłem z zimna.
- Wypuść go, proszę... - prosiła Marcella, zaglądając do środka.
- Niech sobie tam posiedzi, może zmądrzeje - zaśmiał się. Słyszałem jak odchodzą, próbowałem podskoczyć do otworu, ale nic z tego, był za wysoko, a ja byłem cały pobijany i zmarznięty. Starałem się rozgrzać chodząc w kółko, nadal byłem we wodzie, więc nie przynosiło to skutków. Byłem bezradny, wypłynęły mi aż łzy z oczu. Zrobiłbym w tej chwili wszystko żeby być teraz w stadzie z rodzicami. Po kilku minutach uderzyłem o ścianę, raniąc się przy tym, krzyknąłem zezłoszczony, a chciałem pokruszyć skałę aby zrobić sobie inne wyjście. Potem już leżałem na ziemi. Zmarznięty po woli zapadałem w sen, nie mogłem już utrzymać powiek. Jak tylko zasnąłem czułem z zimna już ból, przeszywał całe moje ciało, z trudem oddychałem, nie mogłem się obudzić, cierpiąc jeszcze bardziej, bo śniła mi się siostra i to ona w moim śnie zadawała mi ten ból, który czułem w rzeczywistości. Długo tak cierpiałem, miałem wrażenie że już minęło kilka dni, ale było to za ledwie kilka godzin. Nagle znalazłem się na zewnątrz, od razu poczułem przyjemne ciepło promieni słonecznych. Jak się ocknąłem to pierwsze co ujrzałem to Marcella. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha na jej widok, tak bardzo byłem otumaniony że nie spostrzegłem jej łez, a za nią jej ojca.
- No dalej córeczko, obiecałaś że się postarasz jak go stamtąd wyciągnę - powiedział pegaz, słuchałem go tak na półprzytomny, ledwo dochodziłem do siebie. Podniosłem się ciężko, nogi aż mi zesztywniały w tej wodzie, były zimne jak połowa mojego ciała.
- A uderz mnie... - powiedziałem zachrypniętym głosem, przeziębiłem się, ale wcale mnie to nie dziwiło.
- Uważaj jak się do niej odnosisz bachorze - ostrzegł mnie jej ojciec, parsknąłem kpiąco.
- A rób sobie co chcesz! - odepchnąłem Marcelle uderzając go lekko, na silniejszy cios nie było mnie stać. Złapał mnie gwałtownie za grzywę, a ogon przytrzymał kopytem i tak mnie ciągnął. Krzyczałem wniebogłosy, zdałem sobie sprawę jak bardzo się go boje i co za głupotę przed chwilą zrobiłem. Teraz już byłem w pełni świadomy.
- Nie! Tato nie! - krzyczała Marcella, puścił mnie nagle, upadłem z hukiem na ziemie.
- Powiedziałaś do mnie tato? - zdziwił się, uśmiechając się dziwnie do Marcelli. Objął ją skrzydłem przysuwając do siebie: - Widzisz jak szybko się uczysz?
Nie mogłem wstać, tak wszystko mnie bolało. Zdawało mi się że widzę tatę, biegł tutaj. Jak był już blisko to zrozumiałem że wcale mi się nie wydawało.
- Tato... wymamrotałem.
- Co mu zrobiłeś?! - tata krzyknął od razu na ojca Marcelli.
- Nie twój interes, spadaj stąd!
- A własnie że mój, skrzywdziłeś mojego syna!
- Tak?! To lepiej spytaj jak on traktuje moją córkę?!
- Nie miałeś prawa go nawet uderzyć! - tata rzucił się na ojca Marcelli, który miał przewagę przez te swoje skrzydła, choć tata i on byli równego wzrostu i pewnie też siły. Podniosłem się z ziemi, strach mnie obleciał, więc postanowiłem uciec. Nie biegłem zbyt szybko. Marcella ruszyła za mną. Nie wiedziałem gdzie jestem, wbiegłem do jakiegoś lasu i szybko się tam zgubiłem. Wszystko by było dobrze gdybym nie poczuł dymu. Marcella złapała mnie za grzywę, ciągnąc tak żebym zawrócił. Bałem się tam wracać, szarpałem się z nią, a tymczasem w oddali pojawiały się pierwsze płomienie.
- Przecież tam jest twój tata, obroni cię... - powiedziała Marcella.
- No tak... - zawróciłem razem z nią, ogień docierał aż do naszych ojców.
- Pali się! Las płonie! - krzyknęliśmy razem, nagle przed nami spadło drzewo całe w ogniu, buchnęły na mnie iskry i to prosto w oczy, krzyknąłem z bólu upadając i przecierając je szybko nogą. Gdy otworzyłem oczy nie widziałem nic na prawe oko, zamrugałem i nadal nic, tylko lewe było całe. Płomienie momentalnie otoczyły mnie i Marcelle. Jej ojciec już tu wleciał, zabierając ją stąd. Miała dużo szczęścia, bo na jej ciele nie zauważyłem nawet oparzenia. Zostałem tu sam, dusząc się dymem, nie byłem w stanie krzyknąć, mogłem tylko liczyć że tata mnie ocali, ale jak on przeskoczy przez te gigantyczne płomienie?
Marcella (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz