Menu

środa, 9 września 2015

Spotkanie cz.32 - Od Tori, Zimy, Felizy/Danny'ego, Elliota

Od Tori
Jeszcze chwilę temu patrzyłam z przerażeniem na rodziców. Nie znosiłam ich kłótni, a bałam się też im ją przerwać. Prosiłam w duchu by w końcu przestali krzyczeć, ale jeszcze bardziej siebie atakowali słowami. Teraz jak tata odszedł, mama wciąż stała w wejściu patrząc w stronę w którą poszedł. Podeszłam do niej niepewnie.
- Mamo... - trąciłam ją w bok, ale nie chciała na mnie spojrzeć. W końcu gdy to zrobiła zobaczyłam w jej oczach łzy.
- Chodźmy stąd, zanim twój brat zrobi ci krzywdę - mama wzięła mnie na grzbiet, gwałtownie wychodząc z jaskini, chciałam pójść sama, przecież umiałam chodzić i dobrze się teraz czułam. Jak odeszłyśmy kilka kroków, mama zaczęła biec, złapałam się jej grzywy, oglądając się do tyłu, słyszałam stukoty kopyt drugiego konia. Był zbyt daleko żebym mogła widzieć go wyraźnie, mrużyłam oczy, ale to nic nie dawało. Znów to samo... Raz wszystko wokół było zamglone, drugim razem nie widziałam niczego w oddali, jeszcze kiedy indziej nie mogłam otworzyć oczu rano, bo całe były sklejone, doskwierało mi to najbardziej ze wszystkiego. Wszystko przecież było takie ciekawe, a ja nie mogłam dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć.
- Mamo... A dlaczego Elliot miałby mi coś zrobić? Lubimy się przecież... - odezwałam się gdy już byłyśmy w środku lasu. Mama zatrzymała się gwałtownie, prawie spadłam z jej grzbietu.
- Nie wspominaj mi... - zaczęła łamiącym głosem, po czym od razu zmieniła ton na ostrzejszy: - Nie wspominaj mi o nim, jasne?
- Ale to mój brat i... I bardzo go lubię...
- Ciekawe dlaczego?! Przecież zostawił cię tam w górach na pewną śmierć, na pewno zrobił to celowo!
- Nie wcale nie... - ściszyłam głos, nie chciałam żeby na mnie krzyczała.
- Mówiłam ci żeby się do niego nie zbliżała... - mama odwróciła do mnie głowę, patrząc mi w oczy: - On chce cię zabić, jest demonem.
- Tata mówił że...
- Nie ważne co mówił!
- Co robisz? - usłyszałam głos ciotki, obejrzałam się do tyłu, stała za nami.

Od Zimy
Shady spojrzała na mnie dziwnie, pewnie zastanawiała się czemu zabrałam tu córkę, w końcu byłyśmy już w środku lasu.
- Zima... - szturchnęła mnie gdy milczałam. Starałam się opanować, nerwy już mnie poniosły, a obecność siostry jeszcze dodatkowo je podsycała. Wiedziałam że nie pozwoli mi odejść, a ja chciałam zostawić wszystko za sobą, zapomnieć. Za bardzo się raniliśmy wraz z Danny'm, obawiałam się rozstania, więc wolałam uciec, zniknąć tak jakby mnie nie było.
- Wracaj do stada - kazałam siostrze, jednocześnie od razu ruszyłam w swoją stronę nawet nie patrząc na nią, miałam złudną nadzieje że zostawi mnie jednak w spokoju.
- Dokąd zabierasz córkę? Co się stało? - zaczęła wypytywać. Ignorowałam ją do momentu jak złapała mnie za grzywę zatrzymując.
- Zostaw mnie! Mówiłam żebyś wracała do stada! - odsunęłam ją od siebie, tak gwałtownie że prawie spadła mi z grzbietu Tori.
- Nigdzie nie pójdę! Mam cię zostawić w takim stanie? - podeszła znów do mnie, pewnie zauważyła już dawno moje łzy, które kryłam jak tylko mogłam i przed nią i przed córką.
- Niby w jakim?! - parsknęłam.
- Daj mi ją, jeszcze zrobisz jej krzywdę... - Shady spojrzała na moją córkę, która trzymała się kurczowo mojej grzywy.
- Ja miałabym ją skrzywdzić?! To moja córka! - zdenerwowała mnie tym jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć że tak pomyślała.
- Nieumyślnie... Nie powiedziałam że specjalnie, tylko...
- Wszyscy jesteście tacy sami! Najpierw Danny teraz ty?! Skoro jestem taką złą matką to czemu jeszcze nie odebraliście mi córki?!
- Jesteś wzburzona... Mogłaby ci spaść... Nie powinnaś tak z nią pędzić. To niebezpieczne.
- Wiem co robię! Niech to w końcu do was dotrze że nigdy nie skrzywdziłabym żadnego ze swoich źrebiąt! - ruszyłam gwałtownie, biegłam jak szalona, ledwo mogłam wyminąć drzewa, najchętniej uderzyłabym o nie ze złości, ale miałam na grzbiecie córkę i tylko to mnie powstrzymywało.
- Zima stój! - Shady biegła za mną, była dość daleko. Niespodziewanie wyskoczyła za drzew z mojej prawej strony, biegnąc tuż obok, przyspieszyłam, próbowała mnie zatrzymać, uderzyłam ją bokiem, tak mocno że wpadła na drzewo. Omijając ją co chwilę oglądałam się do tyłu czy aby za mną nie biegnie, obserwując też drzewa, gdyby znów pojawiła się znienacka. Jak już byłam daleko, usłyszałam dopiero Tori jak prosi żebym zwolniła. Było jednak za późno, przed nami leżała spora kłoda, mimo że zahamowałam gwałtownie nie uniknęłam zderzenia z nią, o skoku nie było mowy, nie zdążyłabym się porządnie odbić. Uderzyłam prosto w ten powalony pień, w kilka sekund przekoziołkowałam przez niego odbijając się głową od ziemi i lądując w końcowej pozycji na boku. Nim straciłam przytomność poczułam zapach krwi i zobaczyłam córkę leżącą obok jednego z drzew, jakieś kilkanaście kroków ode mnie.

Od Felizy
Chodziliśmy sobie po wyspie szukając jakiegoś ciekawego miejsca do zabawy. Co chwilę ganialiśmy się na wzajem. Elliot nad czymś się zastanawiał, spoglądał na mnie. Być może tak jak i ja umiał rozpoznać kto jest demonem. Na pewno zdziwiło go to skąd wiem o jego siostrze, nie tylko to nie było dla mnie tajemnicą, na podstawie obserwacji złych duchów, które składały mi wszelkie relacje, co gdzie i kiedy się dzieje wiedziałam wszystko co się wydarzyło. Nie chciałam jednak żeby wiedział kim na prawdę jestem, nie teraz...


Dwa dni wcześniej

Szczegóły poniższych dwóch fragmentów w opowiadaniu: Serce cz.9 - Od Prakerezy, Jima, Astry, Melindy > "Już od jakiegoś [...] a teraz umierała... Tylko... Jak?"

Demony poinformowały mnie o rozmowie rodziców, która może się okazać dla mnie ważna. Poszłam więc ich podsłuchać, dokładnie wiedziałam gdzie są, złe duchy wskazały mi drogę, a że miałam w zwyczaju poruszać się bezszelestnie, rodzice nawet nie zauważyli że tu jestem i wszystko słyszę.
- Czasami zastanawiam się czy nadal mnie kochasz... Dlaczego oskarżasz mnie o zdradę? Jak możesz wątpić i myśleć że to źrebie nie jest twoje? - mówiła mama łamiącym się głosem.
- Przepraszam kochanie, poniosło mnie... - Jim zaczął ją przepraszać, jak to zwykle, szczerze go nienawidziłam.
- Jakie źrebie? - wtrąciłam się podchodząc bliżej, mama mi wszystko wyjaśniła. Spodziewała się kolejnej córki. Musiałam się pozbyć tego źrebaka, zanim się narodzi, bo pokrzyżuje mi plany. Starałam się przecież przekonać do siebie "tatusia", którym był Jim... Wolałabym go zabić, ale nie mogłam aż tak ryzykować, jako duch mógłby wszystko wyznać Melindzie. Tak więc musiałam się postarać żeby mnie pokochał jako córkę, a narodziny jego prawdziwej córki utrudnią mi to na tyle że stanie się to nie możliwym. Po za tym chciałam być teraz jedynym źrebakiem w ich rodzinie. Do puki nie dorosnę, moja matka nie będzie miała źrebiąt, nie pozwolę jej na to...


Wczoraj


W nocy zabiłam nienarodzoną siostrę przy pomocy demonów, najpierw miała zrobić to Astra, ale ja już miałam inne zadanie dla niej. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdybym tylko mama przeżyła. To wymuszone przez demony poronienie ją zabiło. Umarła, więc oddałam jej połowę swojej duszy aby znów żyła, zależało mi na niej. Na początku zaprzeczałam temu, ale czułam się przy niej kochana, czułam że jestem dla niej córką. Nie traktowała mnie tak obojętnie jak moje poprzednie matki, troszczyła się o mnie i niczego nie udawała tak jak one. Na prawdę jej na mnie zależało, nie chciałam stracić tych uczuć którymi mnie darzyła. Poświęciłam przez to własne życie, bo przez utratę połowy duszy mogłam umrzeć...


Teraz


W końcu zaczęliśmy walczyć dla zabawy. Stawaliśmy dęba udając dorosłe walczące konie, ale każdy cios nie był na poważnie, a ugryzieniem było tylko dotknięcie pyskiem i co najwyżej zębami. Setki razy już się w to bawiłam w różnych wcieleniach. Doceniałam beztroskie życie źrebaka, bo tylko wtedy ma się pewność że cię nie wyrzucą, obojętnie co by się nie zrobiło. Elliot wygrał więc zaczął mnie "przeganiać" śmieliśmy się przy tym. Nagle prosto mi pod nogi wbiegła Eris, zderzyłyśmy się obie, upadając. Akurat ona wylądowała na mnie.
- Znowu ty? - Elliot złapał ją za grzywę podnosząc. Cała aż się trzęsła, wiedziałam co jej zrobił i jak wrobił w to Shady.
- Zostaw ją! - przybiegł Westro. Nie mogłam przez chwilę wstać, nie pokazywałam jednak po sobie słabości, symulowałam zwichnięcie nogi, podwijając ją pod siebie i zaciskając zęby. Nie mogłam ryzykować że ktokolwiek dowie się że to przez to że się osłabiłam tracąc połowę duszy. Elliot mógł słyszeć już o czymś takim i mógłby się domyślić.
- To niech uważa dokąd biegnie! - Elliot popchnął Eris tak mocno że uderzyła prosto w Westro.
- Znalazła sobie obrońce... Nawet przeprosić nie łaska - wstałam w końcu, pokazując jak bardzo mnie "boli", unosiłam "zwichniętą" nogę w powietrzu, co chwilę wzdrygając się niby z bólu.
- To było nie chcący, bawiliśmy się i was pewnie nie zauważyła - tłumaczył ją Westro.
- Nie wiedziałem że nie potrafi mówić - powiedział ironicznie Elliot.
- Przecież wiadomo że Westro robi za nią wszystko, bez Westro nawet nie wyszłaby z jaskini. wtrąciłam.
- Nie prawda... - zaprzeczyła cicho Eris.
- Jak to? A kto rano czekał aż Westro się obudzi, żeby wyjść z nim razem z jaskini, tylko nie samemu, bo przecież nie dałabyś rady - przegadał jej Elliot.
- Przestańcie! - przerwał nam Westro.
- Mó... - przerwałam udając że niby mocniej mnie zabolało. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Ja nie chciałam... To był wypadek... - Eris niemal szepnęła, tak bardzo bała się Elliota.
- Jasne - zacisnęłam zęby, kładąc się ostrożnie na ziemi, nie chciało mi się dłużej stać na trzech nogach.
- Przepraszam... - wymamrotała Eris.
- Przepraszać to sobie możesz ile chcesz. I tak o wszystkim dowiedzą się moi rodzice, od razu was stąd wyrzucą - powiedział Elliot.
- Nie wyrzucą nas, bo nic nie zrobiliśmy...
- Zobaczymy co zrobią z takimi sierotami jak wy, pewnie trzymają was tu tylko z litości.
- Zaraz... - Westro przerwał, dodając zamiast tego: - Chodźmy stąd, niech sobie robią co chcą - ruszył w swoją stronę wraz z Eris, która jeszcze spojrzała na mnie, szczególnie na tą "zwichniętą" nogę.
- Muszę już wracać do rodziców... - podniosłam się ciężko.
- Mój tata ci pomoże z tą nogą, mi też opatrywał ranny.
- Moja mama też sobie poradzi... - odeszłam kulejąc. Jak tylko Elliot zniknął w zasięgu wzroku poszłam już normalnie, a właściwie pobiegłam, nadeszła pora odbudować utraconą połowę duszy, nie mogłam ryzykować bycia w tym stanie dłużej.

Od Tori
Poczułam coś mokrego na grzbiecie, obudziłam się, otwierając ledwo oczy. Od razu zauważyłam że ktoś tuli mnie do siebie, wcześniej nie czując tego, jedynie ból i łzy tego kogoś spadające wprost na mnie. Spojrzałam w górę, spodziewałam się mamy, ale była to ciocia. Płakała dość mocno i nie chciała mnie puścić.
- Ciociu... Co się stało? - spytałam cicho, nadal byłam w szoku, pamiętałam tylko że przeleciałam w powietrzu spory kawałek, po czym na drodze stanęło mi drzewo...
- Twoja mama... - wydusiła z siebie tylko tyle po czym rozpłakała się jeszcze bardziej, odsunęła mnie nagle od siebie, położyła się do mnie tyłem. Płakała tak mocno że cała aż drżała na ciele. Zdezorientowana rozglądałam się w koło chciałam koniecznie wiedzieć gdzie podziała się moja mama. W końcu dostrzegłam coś białego, to chyba była mama. Wstałam, upadając po chwili, nie poddawałam się jednak, mimo bólu, przestałam dopiero wtedy jak zmęczyłam się na tyle że nie mogłam złapać oddechu. Przymrużyłam oczy, wątpiąc że to coś da, ale przez chwilę dało. Zobaczyłam mamę, leżała na ziemi, jej głowa była cała w krwi, której na ziemi też było dużo. Zamarłam w bezruchu nie mogąc oddychać, zaszlochałam. Przesuwając się jakoś po ziemi, wywijałam tak długo nogami, aż udało mi się dotrzeć do mamy. Po drodze ubrudziłam się krwią.
- Mamo... Mamusiu... - trąciłam ją pyskiem, złapałam za grzywę lekko ciągnąc. Nie chciała się obudzić, mimo że starałam się ją lekko szarpnąć. Nagle ciocia złapała mnie za grzywę, ciągnąc po ziemi, starałam się zaprzeć nogami. To nic nie dało, odsunęła mnie od mamy i zabrała na grzbiet.
- Mamo! - krzyknęłam rozpaczliwie.

Od Zimy
Czułam jak wiatr targa moją grzywą, a w powietrzu unosi się wspaniały zapach. Zanurzałam nogi w miękkiej trawie, tak miękkiej że aż trudno było sobie wyobrazić. Dookoła panował mrok, który po woli zaczął się rozjaśniać. Zauważyłam już z oddali rodziców, nie mogłam uwierzyć że ich widzę, ruszyłam od razu w ich stronę, rozpłakałam się aż ze szczęścia. Jak już tuliłam się do nich przypomniałam sobie że przecież nie żyją.
- Ja... Umarłam? - spytałam półgłosem, milczeli.
- Umarłam?! - krzyknęłam.
- Spokojnie, nie psujmy tej chwili - powiedział tata, zaczęłam sobie wszystko przypominać. Miałam wypadek... Odsunęłam się od nich gwałtownie.
- Co z Tori? Przeżyła prawda? Nie zabiłam jej... - spanikowałam, rozglądając się wokół, skoro jej tu nie było musiała żyć.
- Nic jej nie będzie - uspokajała mnie mama.
- To wszystko moja wina, po co ja chciałam uciekać? Co ja sobie wyobrażałam nie chcąc już więcej widzieć Danny'ego, nie mogłabym bez niego żyć, a teraz będę musiała... Już nigdy go nie zobaczę... - nawet nie próbowałam hamować łez, upadłam na ziemie, będąc nadal przed rodzicami.
- Zapomniałaś że on widzi duchy? - odezwał się tata.
- Nie... Jeszcze nie teraz... - prosiłam.
- Spokojnie... Jeszcze nie umarłaś... - tata położył się przy mnie: - Ale masz rozbitą czaszkę i jesteś bliska śmierci...
- Powiedź że to przeżyję... Nie chcę żeby ktoś z moich bliskich przeżywał to samo co ja po waszej śmierci... - mówiłam przez łzy.
- Nie mogę ci tego zagwarantować córeczko, przytomności też raczej nie odzyskasz.
- A co z moją córką, nie będzie mieć matki?
- Przykro mi, ale my nic z tym nie zrobimy, musimy czekać.
- Skoro jestem już duchem to chociaż zobaczę się z Danny'm - podniosłam się kuląc uszy.
- Nie jesteś duchem, jesteś nieprzytomna, nie możesz go zobaczyć - uświadomiła mi mama.

Od Felizy
Wszystko szło zgodnie z planem, Jim był sam, a właśnie jego postanowiłam się pozbyć. Śledziłam go jak kręcił się w pobliżu wodospadu. Akurat przyszła Astra prowadząc ze sobą źrebaka, ciągnęła go za grzywę, był obcy, więc nikt nie będzie go ratował, ani pilnował tym bardziej. Dałam znać demonom, które od razu opętały Jima, walczył z nimi przez chwilę, ale nie miał zbyt silnej woli. Zmusiły go by ruszył na źrebaka, wyszłam z ukrycia stając na drodze Astrze, już kombinowała jak uciec.
- A ty dokąd? Idź po kogoś ze stada - wbiłam w nią wzrok, przestraszona od razu ruszyła. Zaczęłam krzyczeć wniebogłosy, podczas gdy Jim bił klaczkę, tak długo aż ją zabił.
- Tato nie... Nie bij jej... - rozpłakałam się na zawołanie, przybiegła któraś z klaczy. Demony opuściły tymczasem Jima, podeszłam do ciała klaczki próbując ją obudzić, wszystko robiłam na pokaz udając że to moja przyjaciółka. Tak na prawdę nie znałam tego źrebaka i nie obchodziło mnie to zbytnio. Pochłonęłam jego ducha jak tylko się pojawił. Tylko ja słyszałam jego jęki, co sprawiło mi przyjemność. A nadal Jim nie ruszył się z miejsca patrząc na ciało zabitej klaczki.
- To... To nie ja... - wyjąkał.
- Jak to nie ty?! Zabiłeś je! - krzyknęła panicznie klacz, nie mogłam przypomnieć sobie jej imienia, odbiegła nagle.
- Ty! - Jim uderzył mnie gwałtownie, odrzucił aż do tyłu, ale udało mi się wylądować na nogach, jedynie posuwając się lekko do tyłu pod wpływem uderzenia. Znów byłam silna jak dawniej.
- Mówiłam że się ciebie pozbędę - zaśmiałam się od razu uciekając stąd, pobiegł za mną, a o to właśnie mi chodziło. Był wściekły, nie mogłam się doczekać kiedy mama zobaczy go w tym stanie, jak próbuje mnie złapać i coś mi zrobić...

Od Tori
- Ciociu! Ciociu czekaj! - krzyknęłam, zostawiła mnie w trawie, gdzieś na łące, Jak tylko mnie położyła na ziemi to uciekła, zawracając. Płakałam coraz mocniej, chciałam być przy mamie, coś jej się stało, a ja nie wiedziałam co. Usłyszałam skądś dobiegający głos Elliota, zaczęłam krzyczeć, wołając brata. Przyszedł do mnie szczególnie się nie spiesząc.
- Pobił cię ktoś? - spytał widząc moje nowe rany.
- Mamie coś się stało, a... a ciocia mnie stamtąd zabrała i..i... - łkałam, z trudem łapiąc oddech.
- Co ty wygadujesz?
- Widziałam... Jak... Jak...
- Jak co?
- Jak mama leżała w.. w...
- Krwi? - zgadywał, przytaknęłam.


Danny, Elliot (loveklaudia) dokończ





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz