Biegłam jak najszybciej mogłam, ale zaczynało brakować mi sił. Walczyłam z tym, mimo to serce zaczęło mi gwałtownie przyspieszać, mięśnie drżały z każdym kolejnym ruchem, a płuca odmawiały kolejnej dawki powietrza. Kasłałam przez to. Zwalniałam. Obejrzałam się za bratem, zmrużyłam oczy żeby dokładniej się przyjrzeć, nie byłam pewna czy biegnie za mną czy też nie, obraz był jeszcze bardziej rozmazany niż wtedy, kiedy nie byłam zmęczona. Nagle coś uderzyło mnie z boku, poczułam dość słaby ból, choć stworzenie wbiło w mój bok pazury. Miało czarne futro i było większe ode mnie. Jego oczy były ze zwężonymi źrenicami, uszy zaokrąglone, a gdy otworzyło paszczę widziałam, choć nie wyraźnie, ale jednak, zauważyłam potężne kły, które z łatwością mogły skruszyć mi kości.
- Elliot pomóż! - krzyknęłam rozpaczliwie, mój krzyk rozniósł się echem po górach. Rozglądałam się panicznie w koło cofając się do tyłu, aż do ściany uniemożliwiającej dalszą ucieczkę. Ich było tu więcej, zaczęli mnie otaczać. Mama mi wspomniała coś o pumach, wiec to chyba były one. Warczały na siebie szykując się jednocześnie do skoku. Upadłam ze zmęczenia, z trudem łapiąc oddech. Bałam się, nie wiedziałam co się ze mną dzieje... Jedna z pum rzuciła się na mnie. Przytrzymała mnie przy ziemi, wbijając w mój bok pazury, a szczęki z potężnymi kłami zaciskała na moim pysku, abym się udusiła. Wierzgnęłam kopytami, nie zdołałam jednak wstać, ani chociażby spróbować ją odepchnąć, czułam jak z sekundy na sekundę opadam z sił. Płakałam, patrząc z przerażeniem na te potwory. Nagle jedna z nich popchnęła tą która mnie dusiła, warknęły między sobą.
- Pomocy! - wydusiłam z siebie, już przez szloch, każda z pum momentalnie znalazła się przy mnie, zatopiły we mnie kły i uczepiły się pazurami raniąc przy tym boleśnie.
Od Zimy
- Powiedź jak było na prawdę - powiedziałam obojętnym tonem, nawet nie patrząc na Shady, tak na prawdę dusiłam w sobie emocje, zbierało mi się na płacz, a jednocześnie chciałam ukryć gniew i pozbyć się go jakoś. Tyle razy już poniosły mnie nerwy...
Shady opowiedziała mi o wszystkim, nie wyjaśniła tylko dlaczego Eris oskarża ją, a nie Elliota, ale on pewnie zastraszył klaczkę, to było wręcz pewne.
- Co teraz? - spytała siostra.
- Jak to co? Zostajesz w stadzie, nikt nie ma prawa cię wyrzucić... I wiesz co jeszcze zrobię... Będziesz zastępczynią.
- Co? Ja...
- Nie cieszysz się? - zdziwiłam się nieco, widząc jej minę.
- Wybacz, ale... Nie chcę.
- Chyba żartujesz sobie?! Wiesz ile koni o tym marzy?! A ty mi odmawiasz? - krzyknęłam, nie mogąc uwierzyć w to co mówi.
- Nie zasługuje na to... Przecież wiesz że się nie nadaje, chcesz pewnie zrobić na złość Danny'emu - przejrzała mnie, rzeczywiście o to głównie chodziło, chciałam zezłościć tym Danny'ego, dlatego że oskarżył moją siostrę o to czego nie zrobiła.
- Skoro mi nie wierzy, tylko temu "syneczkowi"... - odezwałam się zamyślona.
- Nadal mogłabym... No wiesz... Mogłabym zabić tego demona... Wtedy już bez skrupułów Danny i nawet ty moglibyście mnie wyrzucić, ale...
- Mówisz to tak jakbyś tego chciała! Chcesz mnie zostawić?!
- Nie... Tylko chcę żebyś była szczęśliwa...
- Już jestem szczęśliwa - powiedziałam ironicznie parskając przy tym, w oczach pojawiły mi się łzy, z nerwów, które tak powstrzymywałam, zamroziłam aż ziemie pod którą stałam.
- Chyba twoja moc wróciła... - stwierdziła siostra. Nagle przypomniałam sobie wydarzenia z przed niemal roku i te w czasie ciąży, podczas której moja moc też jakby była zablokowana. To oznaczało tylko jedno. Ten demon ją blokował, a nie tamto miejsce w Górach Śmierci.
Od Tori
Przez ból nie mogłam nawet myśleć, przed oczami śmigała mi niewyraźna sylwetka konia i pum. Atakowały wciąż tego konia, który osłaniał mnie sobą. On chyba też odwzajemniał ataki. Oczy już same mi się zamykały, gdyby nie to że nagle ów koń złapał mnie za grzywę podnosząc gwałtownie i pędząc na przód przebijając się przez pumy, straciłabym przytomność. Wystraszyłam się przez to na tyle że nadal byłam półprzytomna. Poczułam jak odbijamy się od ziemi, chyba podczas skoku, bo po chwili wylądowaliśmy gdzieś wysoko.
- Trzymaj się... - powiedziała, zeskakując, przez chwilę obraz był wyraźny, mogłam dostrzec że tym koniem była przyjaciółka mamy.
Od Zimy
Wróciłam do jaskini, położyłam się w jej środku, kilka łez spłynęło mi już po policzkach. Shady poszła akurat za mną, bo do środka weszła kilka minut po mnie. A mówiłam jej że chcę zostać sama.
- Przepraszam... - wymamrotała.
- Za co? - spojrzałam na nią, zakrywając się grzywką, żeby nie widziała moich łez.
- Za to że znów o tym wspomniałam... Znów wpadło mi do głowy żeby go zabić... Ta myśl nie chcę mnie w ogóle opuścić... Ale, ale tego nie zrobię, nie mogłabym zabić twojego syna...
- To nie jest mój syn!
- I tak bym nie mogła, skoro tego nie chcesz...
- Nie mówmy już o tym! Mam dość! Mam dość tego źrebaka! Ten demon wciąż oddala mnie od Danny'ego, najgorsze że on nie chce niczego dostrzec... - wyszłam na zewnątrz. Poszłam poszukać córki, przypominając sobie że właśnie była pora karmienia. Shady była tuż za mną. Widziałyśmy źrebaki bawiące się ze sobą, Elliot tu był, ale Tori nigdzie nie widziałam. Przeszłam przez niemal całą łąkę, ale nadal nigdzie jej nie było.
- Może jest z Danny'm... - zgadywała siostra.
- Tak, na pewno jest z nim... - próbowałam się uspokoić, zaczęłam się zamartwiać o córkę, miałam złe przeczucia, już od kłótni z Danny'm coś mnie niepokoiło.
- Poszukaj jej na wszelki wypadek, a ja pójdę do Danny'ego - nakazałam siostrze, ruszyłam najpierw nad wodospad, później przechodziłam gdzieś w jego pobliżu, aż natknęłam się na Danny'ego. Wracał do stada, ale bez Tori. Odeszłam nim zdążył mnie zauważyć. Potknęłam się nagle o coś, prawie upadłam. Spojrzałam pod nogi, obok których leżała Wicha, miała mnóstwo ran od pobicia i zadrapań, które sugerowały że walczyła z pumami.
- Wicha... - szturchnęłam ją, w końcu jak nie udało mi się jej obudzić, oblałam jej pysk wodą z pobliskiego jeziorka do którego wpadał wodospad. Zakasłała, podnosząc głowę z ziemi i otwierając po woli oczy, zamrugała kilka razy. przez słońce, które świeciło wprost na nią.
- Kto ci to zrobił? - spytałam, odwróciła ode mnie głowę, podnosząc się z ziemi.
- Nie wygłupiaj się, mów gdzie byłaś i kto ci to zrobił! - stanęłam jej na drodze.
- Co cię obchodzi jakaś niepłodna klacz? - przegadała, nawet nie patrząc na mnie.
- Powiedziałam to w gniewie, wcale tego nie chciałam... Daj spokój, kto ci to zrobił?
- To moja sprawa - odeszła kawałek. Złapałam ją za grzywę zatrzymując.
- Mów kto ci to zrobił!
- Nic nie powiem.
- Chyba już zapomniałaś kim jestem...
- Nie zapomniałam, byłaś moją przyjaciółką, ale najwidoczniej miałaś za nic moje uczucia... - w końcu pozwoliłam jej odejść, za bardzo zabolały mnie jej słowa. Pobiegłam szukać Tori. Nie mogłam się uspokoić i nie uspokoję się do puki nie będę pewna że moja córeczka jest bezpieczna.
Od Tori
Próbowałam zejść, chciałam już wrócić do domu, a Wicha gdzieś zniknęła. Bałam się być tu sama, chciałam do mamy, albo taty, obojętnie, oby któryś z rodziców było przy mnie...
- Tori nie! - krzyknęła Wicha, rozglądałam się mrużąc oczy, wreszcie udało mi się dostrzec sylwetkę poruszającą się nieco dziwnie, jakby kulała.
- Prawie spadłaś... - Wicha popchnęła mnie lekko do tyłu.
- Chcę do rodziców... - wymamrotałam, tuląc się do niej przerażona.
- Wybacz mała, musiałam zemdleć ob drogę... Inaczej bym cię tu nie zostawiła... - zabrała mnie na grzbiet. Jak mnie niosła przysnęłam ob drogę wykończona. Przez sen widziałam Elliota, jak rozszarpują go te pumy, a ja próbuje do niego dobiec, ale wciąż upadam.
- Elliot... - mamrotałam przez sen.
- Spokojnie skarbie - powiedział tata, słysząc go otworzyłam oczy, widziałam już nieco lepiej. Przytuliłam się do niego, nadal byłam nieco przerażona.
- Rozumiem że broniłaś Tori przed pumami, a pozostałe rany? - tata spojrzał na Wiche.
- To nic... Nie ważne... - wymigała się od odpowiedzi.
- Przecież ledwo stoisz na nogach, gdzie byłaś? A tak właściwie to dlaczego nie poszłaś do Zimy tylko do mnie?
- Pokłóciłyśmy się... I to tak na poważnie - odeszła szybko.
Od Zimy
Nie było jej, popadałam już w panikę nie mogąc znaleźć nigdzie córki. W końcu poszłam odwiedzić Elliota, kto inny miałby coś wspólnego z jej zniknięciem jak nie on. Nie było go akurat, a nie tak dawno bawił się z źrebakami, których też tu nie znalazłam, być może wróciły do rodziców, bo zbierało się na deszcz. Zobaczyłam nagle jedną czarną pumę kręcącą się w pobliżu. Widząc mnie uciekła nagle w stronę gór. Pobiegłam za nią, szybko zniknęła mi za którymś zakrętem. Znalazłam się na ścieżce, która prowadziła w ślepą uliczkę. Gdy zobaczyłam ślady krwi od razu wyczułam też zapach córki, na dodatek na ziemi leżał jej kęp włosów. Zamarłam w bezruchu, na początku nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Te pumy nie zostawiły nawet resztek z jej drobnego ciałka. Zbliżyłam się spuszczając głowę, najpierw rozpaczałam roniąc łzy, później ogarnęło mnie pragnienie zemsty. Myślałam że mi ulży, ale mimo że zdołałam przez kilka godzin zabić kilka z pum używając mocy, nic to nie zmieniło. Nadal było mi ciężko, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Winiłam się za wszystko co się stało, nie umiałam myśleć jak powiem o tym Danny'emu, nawet nie chciałam wracać. Po co by mieli widzieć mnie w takim stanie. Zapłakana w końcu położyłam się na ziemi.
- Mamusiu... - usłyszałam za sobą głos Elliota.
- Odejdź... - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Co się stało? - podszedł bliżej.
- Powiedziałam żebyś mnie zostawił! - krzyknęłam, poderwałam się z ziemi, miałam ochotę go uderzyć, nie zrobiłam tego tylko dlatego że to mimo wszystko źrebak...
Danny, Elliot (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz