Menu

środa, 9 września 2015

Spotkanie cz.33- Od Elliot'a, Danny'ego/Zimy, Tori, Felizy

Elliot
Mama, ranna? nie, ona nie może umrzeć
-Gdzie jest?- spytałem siostry
-Nie wiem...- wymamrotała
-Byłaś i nie wiesz!- wrzasnąłem, zapłakała, przewróciłem oczami
-Siedź tutaj, ja biegnę po mamę- ruszyłem pędem do lasu, musiałem znaleść mamę, to w końcu moja matka i ona nie może umrzeć, wykożystałem to że jestem demonem i szybko dobiegłem na miejscu, już z daleka czułem zapach krwi.
-Mamo- przeskoczyłem przez pień który dzielił mnie od mamy, było to mnustwo krwi w której leżała mama, widziałem na jej głowie rozcięcie, widać było nawet czaszkę.
podszedłem bliżej jej głowy, widziałem jak zwalnia jej się oddech
-Nie! nie umrzesz!- krzyknąłem, pochyliłem głowę nad mamą i zacząłem zwoływać inne duchy, kazałem im przyprowadzić tu silną klacz, byle tylko nie ze stada, nie musiałem długo czekać, po chwili przybiegła tu opętana klacz, obca i do tego młoda...i dobrze, bo im młodsza tym lepsza, silniejsza dusza, klacz momentalnie zemdlała, padła na ziemię już sztywna, widziałem jak jej dusza wychodzi z jej ciała, chciała uciec ale nie pozwoliłem jej na to, zmusiłem ją aby weszła w ciało mojej mamy, resztę dokończyłem ja, używając swoich umiejętności, sprawiłem że rany mamy zniknęły.
Było mi słabo, durne ciało źrebaka, jeszcze nie jestem aż tak silny...
-Zima!- zobaczyłem tatę, biegł tutaj, ale zanim dobiegł ja straciłem przytomność...


Danny
Biegłem jak szalony, jak Shady mi tylko o wszystkim powiedziała, to ruszyłem dzikim pędem szukać Zimy, na szczęście szybko ją znalazłem, ale jak byłem bliżej wyczółem dziwną energię, ale nie zdziwiłem się kiedy zobaczyłem przy niej Elliota, Zima akurat się budziła.
-Kochanie...aniołku mój- przytuliłem ją, tak się bałem że ona umrze
-Co...co się stało? ja żyję?- spojrzała po sobie, spojrzałem na Elliota uśmiechając się
-Uratował cię- powiedziałem
-Kto?
-Jak to kto? Elliot...
-E..Elliot?- spojrzała na niego z niedowieżaniem
-Załatwimy to później, musisz odpocząć...chodź- wziąłem ją na grzbiet, syna złapałem za grzywę, zaniosłem ich do stada, do jaskini.
Elliot długo się nie budził, zobaczyłem za to, że po jego prawej stronie łba, pojawiła się dodatkowa, biała linia, pododbna do tych po lewej stronie łba.
-Jak się czujesz?- podszedłem do ukochanej
-Dobrze...tylko mi trochę słabo
-Może coś ci przynieść do jedzenia?- spytałem troskliwie
-Nie trzeba...
-Na pewno?
-Tak
-A wody?
-Nie...
-Jakby co to mów, przyniosę ci...
-Gdzie Tori?
-Poprosiłem Shady aby ją przyprowadziła- wyjrzałem z jaskini- już idą- Shady weszła do jaskini z Tori, córka odrazu podbiegła do swojej matki
-Nic ci nie jest aniołku? tak bardzo cię przepraszam- Zima przytuliła do siebie Tori, mała tuliła się, śmiała i płakała, chyba ze szczęścia
-Ty żyjesz mamusiu...tak się bałam...bałam się że cię stracę- Tori spojrzała w stronę swojego brata
-A co z Elliotem?- spytała
-Jest tylko nieprzytomny- nie chciałem mówić Tori co zrobił jej brat, może i lepiej aby o tym nie wiedziała...aby nie wiedziała kim jest jej brat.

Elliot
Musiałem uzupłnić swoją energię innymi duchami, nie miałem siły sam się obudzić...
-Tato..- podniosłem głowę
-Synku- tata podszedł do mnie, rozejrzałem się po jaskini, siostra leżała przy mamie, dobrze że mamie nic nie jest, bałem się o nią, wiem że ona mnie nienawidzi ale ja ją kocham, w końcu to moja matka która mnie urodziła
-Co z mamą?- spytałem odrazu
-Wszystko dobrze, a z tobą?
-Już mi lepiej- wstałem podchodząc do mamy
-Przepraszam...wiesz za co- spojrzałem w oczy mamy, patrzyła na mnie ze zdziwieniem, stałem tak jeszcze przez chwilę w końcu wyszedłem
-Elliot a ty gdzie?- spytał tata
-Muszę odetchnąć-odwróciłem głowę, pobiegłem na łąkę szukając Felizy.

Danny
-On cię kocha- spojrzałem na Zimę, ale ta milczała
-Ja możej już pójdę- Shady wyszła z jaskini, obejrzała się jeszcze zanim odeszła
-Tori, pójdziesz do cioci?- spytałem
-Której?- spytała
-Do cioci Florencji..ciocia Shady niech odpocznie- córka wstała, przytuliła jeszcze mnie i Zime, poczym wyszła
-Domyślam się że chcesz ze mna porozmawiać...
-Dobrze myślisz...dlaczego chciałaś mnie zostawić?- spytałem łagodnie, nie chciałem już się kłócić, i tak się od siebie oddaliliśmy

Elliot
Spotkałem Felize na łące, podbiegłem do niech
-Z nogą już lepiej?- spojrzałem na nią
-Tak, mama mi pomogła
-A to dobrze...pójdziemy się pobawić?
-Pewnie...gonisz!- dotknęła mnie i zaczęła uciekać, ruszyłem za nią, ganialiśmy się po całej łące, w końcu ruszyliśmy w stronę lasu, naglę przed Felize wyskoczył jakiś ogier, to chyba ten jej przybrany ojciec
-Wracaj do rodziców- spojrzał na mnie
-Nie dziękuję, zostanę- podszedłem do przyjaciółki
-Idź- powiedział niemal przez zaciśnięte zęby, Feliza i ja spojrzeliśmy na siebie, odszedłem ale niepostrzeżenie schowałem się zza drzewami, za nim
-Ty gówniaro, co żeś naopowiadała matce!- popchnął ją tak że się przewróciła, zaśmiała się patrząc na niego
-Ty jeszcze nie wiesz na co mnie stać-jej oczy momentalnie zrobiły się bardziej czerwone niż zwykle, zobaczyłem przy niej demony, ha to jednak ona ma coś wspólnego z demonami
-No ładnie ładnie- wyszedłem zza drzew, demony zniknęły jak tylko Feliza mnie zobaczyła
-Jeszcze sobie porozmawiamy- jej przybrany ojciec spojrzał na nią wrogo poczym odszedł
-Czemu się nie pochwaliłaś?- podszedłem do niej
-Nie wiem o czym mówisz...
-Doskonała z ciebie kłamczucha...- zmieniłem swoją maść na karą, oczy zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, a mój wzrost się zwiększył, chyba znalazłem bratnią duszę...


                                                           Zima, Tori, Feliza [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz