Menu

wtorek, 15 września 2015

Spotkanie cz.34 - Od Felizy, Zimy, Tori/Danny'ego, Elliota

Od Felizy
- No cóż, lata praktyki - odezwałam się po chwili. Elliot nie miał pojęcia ile to ja już miałam wcieleń, ile już razy kogoś nabierałam, przez co zyskałam doświadczenie. Przestałam popełniać błędy, zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły i uważać na każdym kroku.
Nikogo tu nie było, oprócz nas, wiedziałam to nawet bez obecności demonów, które mi służyły, bo potrafiłam porozumiewać się z nimi telepatycznie, więc... Przybrałam kolor oczu na bardziej intensywną czerwień, czerwona tęczówka pokryła je w całości tak że nie było widać białka, przez co teraz wyglądały znacznie bardziej przerażająco. Niestety to ciało uniemożliwiało mi dalszą przemianę.
- Wiedziałem że masz coś wspólnego z demonem.
- Jestem nim. Zupełnie tak jak ty.
- Wiedziałaś? - spytał, pewnie się domyślił po tym że nie byłam zdziwiona na jego widok, po przemianie.
- Pewnie że tak...

Od Zimy
- Skąd ten pomysł? - spytałam zaskoczona.
- Jak to skąd? Tak nagle wybiegłaś z córką, Shady cię widziała, powiedziała mi o wszystkim. Po za tym znam cię od bardzo dawna i...
- Bałam się... - przerwałam ukochanemu: - Bałam się naszego rozstania, bałam się że powiesz mi że to koniec, albo że ja będę musiała to zrobić, nie umiałabym... Za bardzo cię kocham... Nie mogłabym cię widzieć u bok innej... Byłabym w stanie nawet ją zabić, nawet jeśli nie bylibyśmy już razem... - mówiłam patrząc mu prosto w oczy.
- Przez tą ucieczkę właśnie mogliśmy się rozstać. Nigdy bym cię nie zostawił. - powiedział nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie? A co powiesz jeśli Ell... - zamilkłam nim powiedziałam to do końca: - Wybacz, znów mnie poniosło... - przyznałam.
- Na prawdę mnie uratował? - spytałam po chwili, wciąż o tym myślałam i nie mogłam zrozumieć dlaczego ten demon to zrobił i co najważniejsze w jaki sposób.
- Mówiłem ci już, to nasz syn, zależy mu na tobie, kocha cię mimo że go tak nienawidzisz.
- Ale on wciąż... - nie dokończyłam, poczułam się winna że tak, a nie inaczej traktuje syna: - W jaki sposób mnie ocalił? - spojrzałam na Danny'ego, milczał, pewnie nie chciał mi powiedzieć.
- Może lepiej żebyś nie wiedziała, tylko go bardziej znienawidzisz... - odezwał się po chwili.
- Sam mi powie... - wstałam, nieco zachwiałam się przy tym na nogach, nie byłam jeszcze w pełni sił.
- Odpocznij, po co mamy znów się spierać? - Danny stanął mi na drodze.
- Nie wypuścisz mnie do niego? - spytałam nieco nerwowo.
- Nie w tym stanie.
- I tak muszę to wiedzieć... - zawróciłam, kładąc się na ziemi. Danny położył się przy mnie. Po chwili wtuliłam się w jego grzywę: - Zapomnijmy o tym co było... Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało gdy umierałam...

Od Felizy
Szliśmy w stronę stada, chciałam zobaczyć co spotka Jima, bo przywódcy pewnie się już dowiedzieli co zrobił. Elliot chciał za to sprawdzić coś innego. Mogłam się tylko domyślić że chodzi mu o matkę, którą uratował. Wcześniej nie zrozumiałabym tego, zadawałabym sobie pytanie dlaczego ją ratował, ale teraz gdy kochałam swoją matkę i czułam się jej córką, nie mówiąc o tym że ryzykowałam dla niej życie by ją ocalić, potrafiłam pojąć uczucia Elliota.
- Co planujesz mu zrobić? - przerwał ciszę, wiedziałam że ma na myśli mojego "ojczyma".
- Już nic - uśmiechnęłam się szyderczo: - Niedługo go stąd wyrzucą, większość już wie co zrobił - powiedziałam tajemniczo.
- Co takiego?
- Zabił źrebaka w napadzie szału... A tak na poważnie ja go do tego zmusiłam, żebyś tylko widział jego minę. Jak zobaczył ciało tej klaczki pod swoimi pobrudzonymi od krwi kopytami to myślałam że oczy wypadną mu z orbit  - wygadałam, śmiejąc się przy tym, mogłam mu zaufać, nie wydałby mojej tajemnicy, bo ja równie dobrze mogłam zrobić to samo. Po za tym lubiliśmy się, a teraz byliśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek, w końcu nie często zdarza się że swój spotka swojego, zwłaszcza kiedy jest się demonem.

Od Zimy
Do jaskini wszedł Criss mówiąc że coś się stało, Danny od razu wyszedł, chciałam pójść z nim, ale przekonał mnie bym jeszcze została i odpoczęła. Wciąż było mi słabo, zaczęło mnie nawet mdlić, a to już nie mogły być skutki wypadku, po którym i tak dzięki Elliotowi nie została mi żadna rana ani obrażenie. Podniosłam się, spacerując po jaskini, wyszłam na chwilę, myśląc że świeże powietrze dobrze mi zrobi. W oddali dostrzegłam Melindę, spacerowała w pobliżu lasu ze spuszczoną głową, widać było że coś ją martwi. Podeszłam do niej, nawet mnie nie zauważyła, niespodziewanie poczułam się jeszcze słabiej niż wcześniej, prawie zemdlałam upadając bezwładnie na ziemie. Melinda się przestraszyła, od razu do mnie podbiegła.
- Wszystko dobrze? - spytała pochylając się nade mną, niedawno płakała, co było widać po jej oczach.
- Chyba tak... - podniosłam się chwiejnie, zakręciło mi się w głowie i znów brało na mdłości, spojrzałam na brzuch, kiedy ostatnio byłam w ciąży miałam podobne objawy.
- Jesteś w ciąży? - spytała.
- Tak, chyba tak... Dopiero teraz zauważyłam - uśmiechnęłam się lekko na myśl o źrebaku.
- Ja też niedawno byłam, ale... Straciłam źrebaka przez pewnego demona...
- Mojego syna? Wiesz o nim?
- Twój syn te... Znaczy, nie, dopiero teraz... - odeszła szybko, ale dogoniłam ją zatrzymując.
- Dokończ - kazałam, nie miała wyjścia, musiała mi powiedzieć o co chodzi.
- Elliot nic mi nie zrobił tylko... Ktoś inny, ale to już przeszłość...
- Kto? - nie ustąpiłam, musiałam wiedzieć.
- Nie znam go... Z resztą nie ważne...
- Dla mnie ważne, kto ci to zrobił?
- Nie chcę o tym mówić...
- Ale musisz, bo nie pozwolę ci odejść - stanęłam przed nią gdy znów starała się wymigać.

Od Felizy
Ukryliśmy się w krzakach. Danny akurat rozmawiał z Jimem i to dość ostro. Uśmiechnęłam się szyderczo, wszystko wskazywało na to że go wyrzuci.
- Proszę pozwól mi zostać... - błagał Jim.
- Jak możesz w ogóle o to prosić, zabiłeś to źrebie z zimną krwią! - krzyknął na niego Danny, wtedy gdy zobaczył zwłoki tej klaczki, to musiało nim nieźle wstrząsnąć. Postarałam się żeby Jim odpowiednio ją zmasakrował.
- Nie byłem tego świadomy...
- Wszyscy wiedzą że jesteś agresywny i byłbyś w stanie to zrobić.
- Ale ja dopiero po fakcie zobaczyłem to zabite źrebie... Uwierz mi, nie chcę zostawiać Mel samej, przez tyle lat jej nie widziałem...
- Trzeba było pomyśleć o tym szybciej.
- Jesteś nie sprawiedliwy! Ja nic nie zrobiłem! - wybuchł gniewem, ledwo powstrzymałam się od zwycięskiego śmiechu, Jim teraz jeszcze bardziej się pogrąży.
- Widziały cię dwie klacze, na dodatek twoja córka tam była.
- To nie jest moja córka!
Niespodziewanie demony dały mi znać że coś się dzieje, miałam niezłe kłopoty. Zerwałam się szybko, pędząc do lasu.
- Dokąd biegniesz? - zawołał Elliot podążając za mną.
- Zaczekaj, załatwię to sama... - przyspieszyłam, ale on dotrzymywał mi kroku z łatwością.
- Ale co?
- Nie teraz... - wyskoczyłam za drzew, skręciłam od razu w stronę mamy i przywódczyni.
- Mamo.. Szybko! Tatę wyrzucają ze stada! - krzyknęłam, musiałam jakoś przerwać tą rozmowę.
- Jak to? - mama od razu ruszyła za mną, Zima też pobiegła.

Od Tori
- Tori nie oddalaj się tak - zawołała za mną ciocia Florencja. Chciałam koniecznie zobaczyć co tam jest, mieniło się kolorami i błyszczało w słońcu. Nie posłuchałam, idąc w stronę rzeczy.
- Tori! - ciocia złapała mnie nagle odciągając od tego czegoś.
- Co ty wyprawiasz? To wąż, jeszcze by cię ukąsił - popchnęła mnie lekko abym odeszła kawałek. Nie widziałam go wyraźnie i wydawało mi się że to kamyk, albo jakaś inna rzecz.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś...
- Przepraszam ciociu... - potknęłam się nagle, wywinęłam aż koziołka. Zauważyłam punkt, który zbliża się z oddali, zmrużyłam oczy starając się mu przyjrzeć.
- Tori, powiedź mi co to... - ciocia przytknęła mi do nosa coś kolorowego, akurat teraz gdy nie mogłam tego zobaczyć, bo znów pogorszył mi się wzrok. Zmrużyłam jednak oczy, aż w końcu dostrzegłam kwiat.
- To kwiat... - powiedziałam nie pewnie.
- Nie dowidzisz, prawda?
- Nie, wcale nie... - poderwałam się z ziemi, nie chciałam żeby wiedzieli, będą mnie jeszcze bardziej pilnować: - Tylko się zastanawiałam jak to się nazywa...
- Jesteś pewna?
- Tak, mogę pójść się pobawić z innymi?
- A dobrze się czujesz?
- Oczywiście...
- No dobrze, ale będę cię miała na oku. Jak się zmęczysz to odpocznij chwilkę - gdy tylko ciocia to powiedziała, od razu pobiegłam, nie mogłam się doczekać.

Od Zimy
Dotarliśmy już na miejsce, byłam całkiem z tyłu, bo nie chciałam się przesilać, teraz musiałam o siebie dbać. Zarówno Danny jak i Jim byli zaskoczeni na nasz widok.
- Mel, ja nie zabiłem tego źrebaka, przecież mnie znasz... Po co miałbym zabić obce źrebie? - Jim spojrzał na partnerkę.
- Co się stało? - spytałam, nieco zdezorientowana.
- Jim zabił źrebaka, na szczęście obcego, widziały go dwie klacze i Feliza - Danny wskazał na klaczkę kryjącą się pod Melindą.
- Jesteś tak długo w stadzie, jak mogłeś posunąć się do czegoś takiego? - spojrzałam na Jima z niedowierzaniem, nie spodziewałam się tego po nim.
- Dajcie mu drugą szanse... On już nie zrobi nic złego, będę go pilnowała. Kochamy się, potrzebuje go, zwłaszcza po tym poronieniu... - prosiła Melinda.
- Nie możemy w stadzie trzymać mordercy...
- To było nie umyślne, musiałem być tak wściekły że nie wiedziałem co już robię, błagam pozwólcie mi zostać... - dodał Jim. Feliza się nagle popłakała, chowając bardziej pod matkę.
- Co się stało? - pochyliła się nad nią.
- Tata kłamie.. Zabił tą klaczkę, bo się z nią przyjaźniłam... - wymamrotała.
- Ty mała paskudo! - Jim prawie ją uderzył, gdyby tylko na drodze nie stanęła mu Melinda.
- I ty chcesz dostać drugą szanse?! - krzyknęłam, patrząc na niego krzywo.
- Odejdź stąd nim wyrzucimy cię stąd siłą - powiedział Danny mierząc go wzrokiem.
- Skoro tak... Odejdę razem z nim - postanowiła Melidna.
- Nie mamusiu... Ja chcę zostać, mam tu przyjaciół... - prosiła Feliza przez łzy.
- Chodźmy - Melinda poszła przodem, Jim nadal się nie ruszył, tylko jej córka poszła za nią. Spojrzałam na Danny'ego porozumiewawczo. Nie mogliśmy przecież dopuścić do tego żeby Melinda odeszła wraz z córką, nie miałby się gdzie podziać.
- Może zostać, ale już jako niewolnik - postanowił Danny.
- Przynajmniej przez rok - dodałam, to była najgorsza pozycja w stadzie i rzadko kiedy się ją dostawało. W czasach kiedy byłam źrebakiem, nie było u nas ani jednego niewolnika.
- Wyjątkowo pozwolę ci się widywać z rodzinom, ale jeśli coś im zrobisz to zapomnij o tym że ich zobaczysz - Danny spojrzał ostrzegawczo na Jima.
- Jasne - Jim parsknął odchodząc w swoją stronę. Melinda poszła za nim, coś mówili między sobą.
- Nie miałaś przypadkiem odpoczywać? - zapytał mnie Danny.
- Chciałam się przewietrzyć. Nic już mi nie jest... Chodźmy zobaczyć do córki.
- Idź sama, mam jeszcze jedną sprawę...
- Pójdę z tobą...
- Po ostatnich wydarzeniach lepiej odpocznij - Danny chciał już iść, ale go zatrzymałam.
- Wolę zająć się obowiązkami - w końcu poszłam razem z nim, chciałam mu ob drogę powiedzieć o ciąży, ale bałam się po rozmowie z Melindą że Elliot mógłby chcieć zabić to źrebie. Przez Danny'ego na pewno by się dowiedział, musiałam ukryć tą ciąże przed wszystkimi, co nie będzie wcale takie łatwe...

Od Tori
Ucieszyłam się gdy Westro i Eris zaprosili mnie do wspólnej zabawy. Najpierw ganialiśmy się, bawiąc w berka. Nie nadążałam za nimi, ale i tak się nie poddawałam. Wydawało mi się że biegnę coraz szybciej, w końcu dogoniłam Westro.
- Mam cię - dotknęłam go w bok, niespodziewanie upadłam, tak sama od siebie, przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Tori, co ci jest? - spytał Westro, spanikowałam, bo znów zrobiło się ciemno, a po chwili wszystko rozjaśniało. Cała drżałam, ledwo oddychając, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie czułam nawet nóg przez co nie mogłam wstać.
- Słyszysz nas? - dobiegła do nas Eris. Popłakałam się, strasznie się bałam, nie wiedziałam co mam zrobić.
- Co się stało? Przed chwilą normalni się bawiliście - usłyszałam głos cioci, nawet nie wiedziałam gdzie teraz jest.
- Ciociu... - wymamrotałam, szukając ją pyskiem, dotknęłam kogoś, ale to chyba nie była ona.
- Co się dzieje Tori? - spytała półgłosem Eris.
- Upadła tak nagle, nie wiem dlaczego, bawiliśmy się ostrożnie, uważaliśmy na nią - dodał Westro.
- Wiem... - poczułam jak ciocia Florencja bierze mnie na grzbiet.
- Chcę do mamy... - prosiłam, zamknęłam już oczy, bałam się że stracę wzrok, albo że już nigdy nie wstanę, bo nóg w dalszym ciągu nie czułam. Jak odeszłyśmy kilka kroków, mój płacz zamienił się w szloch.
- Spokojnie maleńka, wszystko będzie dobrze, za chwilę będziesz już przy mamie - próbowała uspokoić mnie ciocia.

Od Felizy
Jak tak szłam z tyłu za rodzicami podbiegł do mnie Elliot.
- Po co to zrobiłaś? Teraz został w stadzie, a przecież chciałaś żeby go nie było - szepnął Elliot.
- To wszystko przez to że moja matka prawie się wygadała przed twoją matką... odpowiedziałam mu szeptem, nieco zwalniając, żeby być jeszcze bardziej z tyłu.
- O czym?
- O tym że jestem demonem. Muszę już iść, spotkamy się później... - podbiegłam do mamy, nim spostrzegłam że zostałam z tyłu z Elliotem.
- Mam dość tej twojej córki! To wszystko jej wina! - krzyknął Jim, patrząc na mnie jak na największego wroga, no i słusznie. Teraz dopiero mu pokaże, będzie musiał robić co mu każe, bo takie są zasady.

Od Zimy
Nie poszłam zbyt daleko z Danny'm, bo znów źle się poczułam, sama postanowiłam zawrócić. Położyłam się na łące, Danny miał niedługo wrócić, bo to nie była aż tak ważna sprawa. Elliot akurat był w pobliżu, wracał skądś, przechodził akurat obok mnie.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam, od razu się zatrzymał, patrząc na mnie.
- Uratowałeś mi życie, ale w jaki sposób to zrobiłeś? - spytałam, opowiedział mi o wszystkim, w pierwszej chwili poczułam gniew i już chciałam na niego nakrzyczeć, ale potem przypomniałam sobie słowa rodziców gdy byłam na skraju śmierci. Mówili że jakbym jakimś cudem to przeżyła do końca życia byłabym kaleką.
- Chodź do mnie - przesunęłam się, robiąc mu miejsce obok siebie, położył się patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Nie pochwalam tego że zabiłeś tamtą klacz, ale... Jestem ci wdzięczna synku... - przytuliłam go lekko, nie pewnie czy aby na pewno dobrze robię. Elliot uratował nie tylko mnie, ale też źrebaka, którego nosiłam w sobie i o którym jeszcze nie dawno nie miałam pojęcia. Może to było egoistyczne, ale wolałam aby ono żyło zamiast tej obcej klaczy.
- Chciałabym żebyś nie był zły, żebyś nie próbował zabić swojej siostry...
- Nie próbowałem - zaprzeczył.
- Nie wierzę ci... Obiecaj że nic nie zrobisz Tori, że będziesz się nią opiekował - spojrzałam mu w oczy, nieco mnie przeraziły, ale i tak nie oderwałam od nich wzroku nie dając po sobie tego poznać.

Od Tori
Weszliśmy do jaskini, wiedziałam o tym przez dźwięk stukających kopyt o kamienne podłoże.
- Mamo... - wymamrotałam, chciałam już być przy niej.
- Tu jej nie ma, musi być gdzieś indziej - stwierdziła Florencja. Pobiegła znów na łąkę, zorientowałam się przez rozmowy koni, które zwykle kręciły się po łące.
- Danny! - zawołała ciocia, otworzyłam już oczy, teraz wszystko było zamazane, widziałam plamę do której się zbliżaliśmy, prawdopodobnie tatę.



Danny, Elliot (loveklaudia) dokończ




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz