Wygłupiałem się z tatą, tylko on i Astra się ze mną bawili, źrebaki zbyt szybko się na mnie obrażały, po prostu nie potrafiły znieść że jestem od nich lepszy. Szkoda że mamy tu z nami nie było, ale tata mówił że musi dużo odpoczywać i że będę miał rodzeństwo. W końcu po szalonym biegu i skakaniu przez grzbiet taty, co nie było takie łatwe, bo musiałem się wspinać by dostać się na drugą stronę, położyliśmy się w gęstej trawie, a właściwie rzuciliśmy się w nią, aż uniósł się lekki pyłek. Kichnąłem przez to.
- Kiedy mama urodzi i co to będzie? - spytałem zaciekawiony, gdy już obaj podziwialiśmy chmury.
- Zostaniesz starszym bratem i będziesz mógł nam trochę pomóc opiekując się rodzeństwem.
- Ale kiedy i co to będzie? On czy ona? - spytałem znowu, wcześniej tata nie do końca mnie zrozumiał.
- Tego nie wiem synku, ale za pół roku się okaże - tata uśmiechnął się lekko.
- Wolałbym brata...
- Z siostry też na pewno się ucieszysz - tata wstał: - Wracajmy już, mama chciała z tobą o czymś porozmawiać...
Już nawet wiedziałem o czym, ciągle mi tłumaczyła że nie powinienem tak się rządzić, ale nie znosiłem jak inni mówią mi co mam robić to ja byłem ten najlepszy nie oni. Powinni się mnie słuchać żeby dostąpić zaszczytu mojego towarzystwa.
- Tato... A może pobawię się teraz z innymi? - spytałem, każda wymówka była dobra żeby tylko znów nie słuchać tego co chciała mi powiedzieć mama. Wiedziałem przecież jak mam się zachowywać, po co te ciągłe tłumaczenia?
- No dobrze, tylko proszę cię, bądź grzeczny...
- Tak tak, wiem - pobiegłem od razu, żeby tylko tata nagle się nie rozmyślił. Gdy dobiegłem wszyscy się już bawili, mówiąc wszyscy miałem na myśli Eris i Westro, nikogo więcej tutaj nie było. Przeszedłem obok nich, nawet nie zwrócili uwagi, nie lubili mnie, najgorsze że rodzice uważali że to moja wina i że powinienem się zmienić. Nawet oni nie byli po mojej stronie. Niespodziewanie usłyszałem szelest uschniętej na wiór trawy. Obejrzałem się za siebie, w końcu dostrzegłem kogoś nowego, jakieś nowe źrebie. Podbiegłem zaciekawiony, była to klaczka, miała rany na ciele.
- A ci co się stało? - spytałem, spojrzała na mnie, jej czerwone oczy przeszyły mnie całego, przestraszyłem się.
- Tata mnie pobił, przynajmniej mama mówi że jest moim tatą... - odwróciła ode mnie głowę, pewnie była nieśmiała, bo nawet skuliła uszy.
- Pobawimy się? Jestem Leon, ale mów mi Leo.
- Feliza.
- No to może najpierw się pościgamy, zobaczymy kto jest lepszy.
- Albo...
- Ja nie mam na nic innego ochoty, chodźmy, pokaże ci gdzie będziemy biec - przerwałem jej.
- Ja... - przerwała patrząc na mnie dziwnie: - No dobrze, prowadź... - podniosła się z ziemi. Wytłumaczyłem jej trasę jaką ustaliłem, zamierzałem dać jej fory, to było jasne że i tak wygram. Pobiegła pierwsza, a ja zaraz za nią od razu ją wyprzedziłem.
- Wygrałem! - zatrzymałem się stając dumny.
- Może teraz ja...
- Kto wygra ten wybiera zabawę, więc teraz ja - przerwałem, przytaknęła, coś czułem że się z nią zaprzyjaźnię...
Wieczorem
- Szkoda że musimy już wracać - westchnąłem, miałem ochotę się jeszcze pobawić.
- To dlaczego jeszcze nie zostaniemy?
- Wiesz jak rodzice by się na mnie wściekli? Ostatnio wróciłem w środku nocy, ale była awantura... - pochwaliłem się swoim wyczynem, byłem dumny z siebie że odważyłem się złamać tak ważną dla moich rodziców zasadę.
- Masz rodzeństwo?
- Nie, ale będę mieć, a ty?
- Mam brata, starszego, jest gdzieś tam, daleko... - wskazała łbem za horyzont: - Nie znam go nawet. Pewnie byłby o mnie zazdrosny.
- Jak to?
- To ty nie wiesz? Jak tylko urodzi się źrebak to rodzice poświęcają mu najwięcej uwagi, a ty zejdziesz na drugi plan.
- Czyli że co? - spytałem, nie wiedząc czy dobrze ją zrozumiałem.
- Będą ci poświęcali coraz to mniej czasu, aż w końcu zaczną cię ignorować, całą uwagę zyska twoje rodzeństwo, to źrebie będzie ich oczkiem w głowie.
- Nie prawda - zaprzeczyłem, dla moich rodziców to ja byłem najważniejszy.
- Zobaczysz jak będzie... - Feliza weszła do środka: - To moja mama... - wskazała na klacz patrzącą w naszą stronę, po czym podeszła do niej. Za to ja szukałem wzrokiem moich rodziców, w końcu ich zobaczyłem, tata uśmiechnął się na mój widok, a mama znów spała.
- Cieszę się że wróciłeś na czas, chociaż raz... - pochwalił mnie tata, położyłem się obok niego, chwaląc się że zyskałem dziś przyjaciółkę
- Teraz śpij, jutro porozmawiamy...
- Ale... Chciałbym o coś jeszcze zapytać...
- Jutro... - tata już zamknął oczy, kładąc głowę na grzbiecie mamy.
- Tato, czy ja będę mniej ważny niż... No wiesz... - i tak spytałem, inaczej nie mógłbym zasnąć.
- Niż kto?
- Źrebie w brzuchu mamy...
- No co ty synku? Kochamy was tak samo, po równo... Tylko na początku twoja siostra lub brat będzie potrzebował więcej uwagi, będziemy poświęcali mu więcej czasu - tata już przysypiał. A więc to prawda, jak tylko się urodzi, to ja już nie będę dla moich rodziców aż tak ważny...
Kilka miesięcy później
Czas płynął, a brzuch mojej mamy był coraz to większy, bałem się że to moje rodzeństwo w końcu się z niego wydostanie, a wtedy rodzice o mnie zapomną. Już troszczyli się o to źrebie. Tata wciąż mówił do brzucha mamy, przykładał ucho i zastanawiał się czy to klaczka czy ogierek. Nawet nie zauważył że tu stoję i wszystko widzę.
- Mówiłam ci - przerwała ciszę Feliza: - Wkrótce zapomną o tobie i liczyć się będzie tylko ono...
- Nie może tak być, to moi rodzice... Tata cały czas powtarza że kocha mnie i to źrebie tak samo.
- I tu mu wierzysz?
- Nigdy mnie nie okłamał, uczył mnie już jak mam opiekować się moją siostrą lub bratem, będę pomagał rodzicom.
- Czyli będziesz niańczył swoje rodzeństwo gdy oni nie będą mogli - Feliza wyszła na zewnątrz, poszedłem za nią. Miałem ochotę się w coś pobawić i nie myśleć o tym co będzie, może będę miał szczęście i źrebie urodzi się martwe...
Od Jony
Nie liczyłam że źrebie urodzi się na czas, bo właśnie dzisiaj miało przyjść na świat, ale czułam się dobrze, chyba nawet najlepiej z tych ostatnich miesięcy. Primero nie odstępował mnie dzisiaj na krok, myślałam że Leon będzie z nami. Ukochany mówił że cieszy się z rodzeństwa, ale nie byłam taka pewna, czasami synek dziwnie spoglądał na mój brzuch.
Poczułam się senna, już nawet przysypiałam, kiedy nagle zaskoczył mnie skurcz, z bólu wyprostowałam gwałtownie nogi, niechcący uderzając przy tym Primero. Podniósł się z ziemi, zaczęło się. Rodziłam, moje krzyki i wysiłek potrwały zaledwie pół godziny, to był najłatwiejszy poród jaki miałam. Nie byłam nawet do końca wyczerpana, spojrzałam na źrebaka, uśmiechając się wraz z Priemro. Była to klaczka, bardzo podobna do ojca. Od razu ją pokochałam. Mała postanowiła już próbować wstać na swoje długaśne nogi. Była urocza jak się przewracała i wciąż potykała o własne nogi, które plątały jej się jedna o drugą, miała taką minę jakby nie wiedziała co się dzieje. Oboje byliśmy cierpliwi i w końcu doczekaliśmy się jej pierwszych kroków. Widziałam po jej minie jaka była z siebie dumna, kiedy podeszła do taty oddalonego zaledwie pół metra od nas. Wstałam, otrzepując się.
- Chodź maleńka, napijesz się mleka - powiedziałam troskliwie, kiedy ssała, wylizałam ją całą. Primero był zamyślony.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Nie wybraliśmy jeszcze dla niej imienia... - uśmiechnął się na widok małej, wreszcie doczekał się córeczki, wiedziałam że marzył o niej bardziej niż o synu, za dobrze go znałam by temu zaprzeczył.
Później
Od Leona
Wygłupiałem się wraz z Felizą. Przewracaliśmy się na wzajem uciekając przed sobą, po czym wzajemnie się łaskotaliśmy śmiejąc się przy tym. Gdy znów się jej wyrwałem, a ona przewróciła mnie tak że leżała na moim grzbiecie, usłyszałem głos taty.
- Leo chodź, przedstawię ci kogoś - powiedział, Feliza zeszła ze mnie, a ja wstałem zastanawiając się o co chodzi.
- A Feliza też może iść? - zapytałem.
- Pewnie...
- Ja nie mogę, obiecałam mamie że do niej pójdę - wymigała się, odbiegła ode mnie tak szybko że nie zdążyłem spytać dlaczego nic wcześniej nie mówiła.
- Chodźmy... - tata ruszył przodem, był uśmiechnięty i niezwykle szczęśliwy.
- A kogo chcesz mi przedstawić? - dopytywałem.
- To niespodzianka synku - wszedł do jaskini, byłem tuż za nim, na widok obcego źrebaka, najpierw się zaciekawiłem, pomyślałem że będę miał kogoś nowego do zabawy.
- To twoja siostra Leo - odezwała się mama, klaczka cofnęła się do niej, patrząc na mnie z zainteresowaniem, położyłem po sobie uszy, przybierając zniechęconą minę.
- Siostra... - powiedziałem zażenowany, nie mało że nie miałem brata, to ona musiała się już urodzić.
- Nazwaliśmy ją Prakereza - zaczął tata, nie mogłem zapamiętać tego imienia. Zrobiłem taką minę że rodzice się zorientowali że dla mnie zabrzmiało to przynajmniej dziwnie.
- Możesz ją nazywać Łza, domyśliłam się że od razu nie zapamiętasz imienia twojej siostry, więc twój tata wymyślił imię, a ja taką bardziej ksywkę - wyjaśniła mama.
- A dlaczego ja nie mam żadnej ksywki?! - oburzyłem się.
- Spokojnie, synku...
- To nie sprawiedliwe! Dlaczego ona ma być niby lepsza ode mnie?!
- Przestań Leon, jesteś już duży, nie zachowuj się jakbyś miał zaledwie kilka dni...
Parsknąłem, tupiąc nogą, siostra schowała się pod mamą, przestraszyłem ją i dobrze, nie lubię jej.
- Leon! - krzyknął tata, od razu się uspokoiłem, byłem kompletnie zdezorientowany, bo tata nigdy nie unosił głosu.
- Wyjdź na zewnątrz i przemyśl swoje zachowanie - powiedział.
- Ale...
- Idź, tym razem przesadziłeś.
Zdenerwowałem się jeszcze bardziej, wyskoczyłem niemal z jaskini, jak tylko byłem na zewnątrz położyłem się na ziemi. Nie mogłem nadal uwierzyć że tata na mnie nakrzyczał i jeszcze mnie ukarał, nigdy tego nie robił.
Następnego dnia
Nie wróciłem na noc, bo po co, nawet nie zauważą że mnie nie ma. Wędrowałem sobie obok wodospadu, od czasu do czasu pobiegałem trochę żeby się ogrzać, na dworze było strasznie zimno.
- Leo? Nie boisz się? - usłyszałem za sobą głos.
- Nie... - obejrzałem się za siebie, to była tylko Feliza.
- Co tu robisz? Twoi rodzice przecież będą wściekli...
- A twoi nie?
- Wymknęłam się gdy spali, słyszałam co ci zrobili.
- Eee... - zastanowiłem się chwilę o czym mówiła.
- Twój tata na ciebie nakrzyczał i wyrzucił cię z jaskini... - przypomniała mi.
- A... To... - na samą myśl byłem wściekły: - Rodzice wymyślili ksywkę mojej siostrze, ale jak się urodziłem to dostałem tylko imię... - parsknąłem.
- Na prawdę? Też bym chciała... - powiedziała entuzjastycznie.
- Leon... - przyszedł tata, Feliza schowała się za mną.
- A ty co tu robisz? - od razu spytał, jak ją tylko zauważył.
- Proszę nie mów mamie...
- Pewnie nauczyłaś się od Leona nie wracać w nocy - tata zmierzył mnie wzrokiem.
- To przez siostrę nie wróciłem! - krzyknąłem.
- Jesteś zazdrosny? - tata nieco złagodniał, przytaknąłem, wlekąc się za nim, tłumaczył mi że jesteśmy rodzeństwem, że powinniśmy się wspierać i o siebie dbać i inne podobne bzdety, nie chciało mi się tego słuchać. Feliza też musiała iść z nami, tata odprowadził ją aż do jej mamy, która spała, a mi kazał położyć się obok mojej. Chciałem się wtulić w nią tam gdzie zwykle, ale moje miejsce zajmowała już siostra, zamierzałem ją odsunąć, ale w ostateczności ułożyłem się po drugiej stronie mamy, bo tata akurat mnie widział.
Rano
Otworzyłem zaledwie oczy, a już słyszałem głosy rodziców, opowiadali coś mojej siostrze.
- Tato... - wtrąciłem się, ale nie usłyszeli, cała ich uwaga była skupiona na mojej głupiej siostrze.
- Tato! - krzyknąłem.
- Leo idź się bawić... - przerwała sobie na chwilę mama, kontynuując to co mówiła do Łzy. Parsknąłem idąc pośpiesznie w stronę wyjścia. Zatrzymałem się przez chwilę, rodzice nic nie zauważyli.
- Co za... - odwróciłem się gwałtownie wpadając od razu na Felize, przewróciłem ją aż.
- Co... Co cię tak zdenerwowało? - spojrzała na mnie dziwnie.
- Wybacz, ja tylko... Sama zobacz - pokazałem jej moich rodziców, teraz już wstali idąc z moją siostrą na zewnątrz.
- Leo, chodź z nami, spędzimy trochę czasu w czwórkę, poznasz lepiej siostrę... - zaczął tata, teraz tak nagle dla nich zaistniałem?
- Wolę się pobawić z innymi - odwróciłem się obrażony.
- Ech.. Leo - westchnął tata, poszli sobie, a myślałem że będą mnie namawiać.
- Miałaś racje, ta cała Pr... - nie byłem wstanie przypomnieć sobie jej imienia.
- Prakereza - poratowała mnie Feliza, jak ona mogła to spamiętać? Chyba tylko dorośli byliby w stanie.
- Właśnie, ona jest ważniejsza ode mnie - dokończyłem poprzednią myśl, spuszczając głowę.
- Mówiłam ci...
- I co ja mam teraz zrobić?
- Nie wiem... Może nie jest taka zła.
- Żartujesz sobie?!
- No co? Chyba nie porzucić jej gdzieś w lesie?
- Porzucić? W lesie? - zastanowiłem się chwilę.
- W sumie wtedy twoi rodzice by o niej zapomnieli i znów byłbyś najważniejszy.
- Rozpaczali by za swoją córeczką... - parsknąłem.
- Moja mama szybko się pogodziła ze stratą córki...
- Miałaś siostrę? - zdziwiłem się. Feliza przytaknęła
- Inni dorośli też, po prostu jak źrebie się urodzi to twoi rodzice nie poznają go dobrze, więc nie mają za kim tęsknić.
- Porzucimy ją w lesie, pomożesz mi? - zdecydowałem, Feliza uśmiechnęła się dziwnie, zrobiłem to samo, nie wiedziałem co oznacza, ale domyślałem się że zgodę. Pobiegliśmy na łąkę, siostra kręciła się blisko rodziców, musiałem jakoś odwrócić jej uwagę.
- Gonisz - podbiegłem do niej, dotykając jej szyi, podskoczyła aż, a rodzice spojrzeli na mnie, zacząłem biegać jak szalony.
- No chodź, pobaw się z nami! - zachęcała ją Feliza, w końcu się ruszyła.
- Tylko bądźcie ostrożni - zawołała mama, zaczęliśmy zabawę w berka, co chwilę patrzyłem w stronę rodziców. Zabawa szybko znudziła się mojej siostrze, zatrzymałem ją w ostatniej chwili, nim pobiegła do rodziców.
- Dokąd idziesz? - spytałem.
- Do mamy, zgłodniałam trochę...
- Serio? Piłaś już na pewno mleko, chodź z nami, pokażemy ci fajne miejsce - wtrąciła się Feliza.
- Na prawdę? A co to za miejsce?
- Zobaczysz - powiedziałem prowadząc obok siebie siostrę, Feliza szła po naszej drugiej stronie.
- Pobawimy się tam w chowanego, jest tam mnóstwo kryjówek... - puściła do mnie oczko.
- A kto będzie szukał? - spytałem.
- Może ona... - Feliza spojrzała na moją siostrę.
- Ale ja nie umiem się w to bawić...
- To łatwizna, pokaże ci - obiecałem. Jak już byliśmy przed lasem, Łza zatrzymała się gwałtownie, patrząc na drzewa, cofała się do tyłu.
- Ale one duże... - stwierdziła, przewróciłem oczami.
- Boisz się zwykłych drzewek? - zaśmiałem się.
- Przestań! Wcale się nie boje... - siostra zrobiła niepewnie krok na przód.
- No chodź - Feliza pierwsza tam poszła, Łza zaraz za nią, a ja szedłem na końcu, siostrzyczka oglądała się wciąż za mną. Dotarliśmy w głąb lasu, nawet ja jeszcze tu nie byłem, nieco się bałem, słyszałem że w tej części lasu są pumy.
- Stań przy tym drzewie, zamknij oczy i czekaj aż damy ci znać - wyjaśniła jej Feliza.
- Ale...
- Schowamy się tymczasem, a jak damy ci znać będziesz nas szukać, jak nas znajdziesz to wygrasz zabawę i potem ty się chowasz my cię szukamy i tak dalej - dodała, siostra przytaknęła niepewnie.
- To co chowamy się? - spytała Feliza, bałem się jak nigdy, a co jeśli te pumy ją rozszarpią, czułem ich zapach, nam też mogły coś zrobić.
- Może lepiej znajdźmy inne miejsce, a co jeśli jej się coś stanie? - szepnąłem, jak odeszliśmy kawałek.
- Myślałam że chcesz żeby już nie wróciła...
- No bo chcę, ale...
- To chodźmy po nią, będziesz musiał się pogodzić że twoi rodzice wolą ją bardziej niż ciebie - Feliza zawróciła, wołając moją siostrę.
- Ej! - szarpnąłem ją za grzywę, ciągnąc ją za sobą, musieliśmy teraz uciec mojej siostrze.
- Nie zostawiajcie mnie tutaj! - krzyczała rozpaczliwie.
- Pięknie - powiedziałem ironicznie, przyspieszając.
- Przepraszam Leo... - szepnęła Feliza. W końcu jakoś ją zgubiliśmy.
- Uff... Udało się - nagle zorientowałem się że sami też się zgubiliśmy.
- Idziemy już do domu? - Feliza poszła przodem, nie dałem po sobie poznać że nie wiem dokąd iść, wyszliśmy szybko z lasu. Jak wracaliśmy do stada, Feliza musiała akurat iść gdzieś z mamą, że też zostawiła mnie w takiej chwili. Stanąłem za jaskinią nieco się uspokajając, jak rodzice się dowiedzą to będzie po mnie. Nagle usłyszałem głosy, zobaczyłem Criss'a z jakąś nową klaczką, miała coś dziwnego na grzbiecie. Jak tylko została sama w środku, ciekawy nowej wszedłem do jaskini...
Od Prakerezy
- Leo! Leo! Gdzie jesteście?! - wołałam za nimi, strasznie się bałam, chciałam już wrócić do rodziców. Nie podobała mi się ta cała zabawa w chowanego. Usłyszałam coś dziwnego, jakieś pęknięcie, aż podskoczyłam uciekając przed tym czymś. Na drzewach było coś dziwnego, spoglądało na mnie, nie wyglądało jakoś strasznie, przystanęłam na chwilę. To coś zaczęło wydawać z siebie melodyjne dźwięki, nastawiłam uszy.
- Czym ty jesteś? - spytałam.
- Ptakiem... - odleciał, słyszałam jego ćwierkotanie z oddali, próbując naśladować, ale mi nie wychodziło. Pobiegłam za ptakiem, wpadłam na coś o wiele groźnego, wysunęło pazury i pokazało kły, krzyknęłam przerażona uciekając jak najszybciej mogłam, goniło mnie, poruszało się o wiele szybciej niż ja...
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz