Spojrzałem kątem oka na Malaike, ledwie powstrzymywała się od płaczu, a ta jeszcze dalej gadała, zdenerwowałem się w końcu
-Zamknij się!- parsknąłem uderzając kopytem o ziemię
-Oj no już spokojnie- uśmiechnęła się ironicznie- będziesz tracił na nią czas czy może się oboje przejdziemy?
-Podobno nie byłabyś nigdy z mrocznym koniem- odwróciłem się od niej
-No raczej...no chyba ty nim nie jesteś- zaśmiała się, zmieniłem się w połowie aby pokazać jej kły
-No wiesz...to mi nie przeszkadza w twoim przypadku- zbliżyła się
-Odsuń się- odepchnąłem ją skrzydłem zmieniając się znów w swoją normalną postać
-Nie wiesz co tracisz, no ale, zastanów się jeszcze, będę tu jeszcze przez kilka dni w pobliżu gór- musnęła mój bok swoim skrzydłem poczym odeszła.
-Malaika wszystko w porządku?- schyliłem się nad nią
-Tak- zakryła się grzywką wstając, bo wcześniej się położyła
-Nie wydaje mi się, wracajmy nad wodospad
-Nie trzeba, przejdźmy się może, co?
-No skoro chcesz, musisz poćwiczyć nad kondycja
-Właśnie...- spojrzała na chwilę w ziemię, ale zaraz kierując swój wzrok na mnie
-Podobała ci się?-spytała z lekkim uśmiechem
-Ona?- odwróciłem się na chwilę wskazując łbem w miejsce gdzie ona stała
-Yhym...
-Hah nie- zaśmiałem się, że niby ona? nigdy, nie no, może i jest ładna i pociągająca jako klacz, ale nic więcej, już po pierwszej rozmowe wywnioskowuje że dobrą partią by dla mnie nie była, a nie szukam przygody na chwilę.- a czemu pytasz?
-Tak z ciekawośći
-No dobrze, myślałem że zazdrosna jesteś- uśmiechnąłem się lekko ją szturchając, w sumie, miło by było gdyby to była prawda
-Że ja? przecież się tylko przyjaźnimy
-Właśnie...to jak? ścigamy się? kto pierwszy dobiegnie do wodospadu- ruszyłem, jednak nie biegłem tak szybko jak potrafię, nie chciałem sprawić przykrości Malaice a i nie chciałem jej tracić z oczu.
Naglę na kogoś wpadłem, przewróciłem się na ziemię przygniatając tego kogoś, podniosłem się tak szybko jak wylądowałem na ziemi, to ta klacz, ta samo co była nad jeziorkiem i ta sama, co przyprowadziła tą pegazice.
-Wybacz, nic ci nie jest?- spytałem próbując pomóc jej wstać, ale ta się odsunęła jakbym miał ją popażyć
-Pomogę ci- zbliżyłem się raz jeszcze
-Nie trzeba- wstała chwiejnie trzymając się na nogach
-Cimeries dlaczego sto...- Malaika zatrzymała się obok mnie patrząc na klacz
-Przepraszam że wam przeszkodziła, już idę
-Ejej zaczekaj- zatrzymałem ją
-Proszę zostaw mnie- ściszyła głos
-Możesz nam wytłumaczyć jedną rzecz?
-Nie mam teraz czasu, muszę iść
-Tylko chwila- przyciągnąłem ją bliżej nas- kim jest ta cała Madri?
-Nie mogę powiedzieć
-Ale dlaczego? chyba nikt ci nic za to nie zrobi- wtrąciła Malaika
-Wolę nie, proszę puść mnie już
-Jak chcesz to możesz z nami wrócić do stada
-Nie- powiedziała szybko i z przerażeniem- nie...to...to zły pomysł, ja już mam stado, nie będę go opuszczać bo...
-Bo co?
-Nic, nic
-Jak coś to cię obronię, powiedz...co to za stado i kim jest Madri?
-Ona...jest przywódczynią stada, niedawno tutaj przywędrowaliśmy pod granice i chwilowo tu jesteśmy, zbieramy siły na dalszą podróż
-No dobrze, a duże ono jest?
-Może z czterdzieści koni, plus źrebaki to pięćdziesiąt...proszę, puść mnie już, muszę tam wrócić, pomyślą że uciekłam
-Poczekaj jeszcze chwilkę...a dobrze tam jesteście traktowani?
-I tak już za dużo powiedziałam, muszę iść
-Odpowiedz- stanąłem przed nią lekko popychając do tyłu
-Władze są okropne, wszyscy są podporządkowani Madri i jej synom, głównie w stadzie rządzą ogiery, my klacze jesteśmy tylko do rodzenia źrebiąt i do ich wychowywania, jedyna Madri do tego nie jest, ona rządzi tymi ogierami, a oni się jej boją
-Jednej niewielkiej klaczy?- zakpiłem
-Nie wiesz jaka ona potrafi być....nie bez powodu jej się spodobałeś, ja na prawdę muszę już iść, jak nie wrócę to pomyślą że zwiałam i zabiją mi córki i bratanka
-No dobrze...idź, ale jak coś, to przyjdź do nas po pomoc- zszedłem jej z drogi, przytaknęła tylko i odbiegła w stronę gór. Odwróciłem łeb patrząc na Malaike
-Musimy powiedzieć przywódcą- stwierdziła
-Narazie nie, jeśli będą coś planować to wtedy z tym pójdziemy, jakoś nie czuję w nich niebezpieczeństwa, nas jest więcej i mamy silniejsze konie
-Nie wiesz jacy oni są
-Przypuszczam że nie tacy jak my...a wracając, to co? dalej sie ścigamy?
-Nie, wiesz...zmęczyłam się trochę, może po prostu sobie pospacerujemy?
-Jak chcesz..
Poszliśmy razem na plaże, wszystko byłoby w idealnym porządku, gdyby nie to że na niej już były jakieś konie, i to nie z naszego stada
-Trzymaj się blisko mnie- zacząłem iść w ich stronę
-Cimeries to nie jest chyba jednak dobry pomysł
-Ależ dlaczego? idealny...
-A jak stracisz kontrolę? pamiętasz co było ostatnio
-Pamiętam ale tym razem nie stracę, tylko porozmawiamy
-Ale jakby co to odejdziemy, dobrze?
-Ok- pociągnąłem ją lekko za grzywę i podszedłem do czwórki koni, trzech ogierów i jednej klaczy
-Ekhem- stanąłem za nimi, odwrócili się patrząc na mnie jednocześnie z zaskoczeniem i z gniewem, nie pozostałem im dłużny, rzuciłem im wściekłe spojrzenie patrząc na każdego pokolei
-Czego tu chcecie?- zacząłem
-To chyba my powinniśmy spytać- jeden z ogierów wyszedł mi na przeciw, stał dosłownie o kilka centymetrów dalej od mojego pyska
-Chyba sobie kpisz? my? należymy do stada do którego należy ta wyspa a was nie powinno tu być- rozłożyłem skrzydła unosząc je do góry
-Już niedługo- zaśmiał się ten z tyłu
-Radzę wam nawet z nami nie zadzierać, chyba że chciecie mieć rzeźnie- popchnąłem go
-Cimeries...- Malaika cofnęła mnie swoim skrzydłem, i chyba nawet wiem dlaczego, nawet nie zauważyłem i nie poczułem kiedy to z pyska wyrosły mi kły. Czwórka koni cofnęła się momentalnie odemnie. Zamknąłem na chwilę oczy, uspakajając się, wróciłem do swojej normalnej postaci.
-Idźcie lepiej- powiedziałem przez zaciśnięte zęby
-Odmieniec- powiedział którymś pod nosem, parsknąłem chcąc już iść w jego stronę...
-Chodźmy, nie warto Cimeries- Malaika pociągnęła za moją grzywę na tyle mocno, że odciągnęła mój łeb w drugą stronę, w swoją stronę
-Przepraszam....- odetchnąłem głęboko
-I tak nie było źle, zapanowałeś nad sobą, to dobrze, nawet bardzo dobrze- uśmiechnęła się
-Niby tak....dzięki
-Nie musisz dziękować, chodźmy stąd lepiej
-Niby czemu? to nasza plaża i mamy prawo tu przebywać, to niech oni się sta zabierają- ostatnie słowa wypowiedziałem głośno odwracając łeb w stronę obcych, odchodzili także ciągle oglądając się za siebie. Kiedy tylko zniknęli mi z pola widzenia, położyłem się na ciepłym piasku.
-To co? poodpoczywamy?-spytałem, pociągnąłem Malaike za grzywę w dół, niemalże przewracając ją na siebie.
***
Obudziłem się nad ranem, nawet nie wiem kiedy usnąłem. Uniosłem skrzydła rozprostowując je i ziewając, kiedy już opadły, zaniepokoiłem się bo nie poczułem obok siebie Malaiki, wstałem szybko rozglądając się dookoła.
-Malaika!- krzyknąłem czekając na odpowiedź, ale się nie doczekałem
-Malaika odezwij się!- wzbiłem się do góry wypatrując ją w najbliższej okolicy, nigdzie jej nie widziałem. Przeleciałem nad całym lasem i łąką, obleciałem dosłownie całą wyspę, po za jednym miejscem...górami, i tam też się udałem. Kiedy byłem już blisko nich, na skałach na samym dole dostrzegłem krew, wylądowałem sprawdzając ją. Świeża i do tego Malaiki, wszędzie bym rozpoznał ten zapach, poszedłem jej śladami, ktoś musiał z nią być bo widziałem na ziemi odciśnięte kilka kopyt, tak na oko mogło być ich z pięciu nie licząc Malaiki. Wychodziłem już praktycznie z gór, byłem za nimi, stanąłem przy brzegu patrząc na sąsiednią wyspę, ale nikogo tam nie widziałem, a tylko tutaj prowadzą ślady, więc co? ukryli się w górach na naszym terenie? ale niko nie widziałem ale nie wyczułem, na wysepce blisko Zatopi, praktycznie za jej, tak jakby, granicami, nikogo nie ma...odeszli? a może przenieśli się na dalsze tereny Zatopi? w sumie tam jeszcze nie szukałem, ale tutaj z tą krwią? czyżby zmyłka? Poleciałem więc dalej na Zatopie, aż pod jej granice, pod samotny wulkan.
-A kto to się tutaj pojawił?- nagle jakby z nikąd pojawiła się Madri
-Gdzie jest Malaika?
-Malaika? ta kaleka z jednym skrzydłem?- zaśmiała się
-Radzę ci powiedzieć- parsknąłem stawiając kilka kroków w jej stronę
-A i widzę że cię nabrałeś na tą krew w górach, na prawdę myślałeś że tam byśmy się skryli? powiedziałam za granicami, no chyba że myślałeś o tych wyspach za górami, to mogłoby być możliwe szczerze mówiąc, ale nie bylibyśmy tak blisko stada, fakt przez jakiś czas byliśmy w górach ale w nocy przeszliśmy tutaj
-Mało mnie to obchodzi! gdzie jest Malaika pytałem!
-Oj a co? zniknęła?- zaśmiała się perfidnie patrząc mi do tego prosto w oczy- a nie wiem, może tam, albo tam, a może gdzieś tutaj tylko jej nie widzisz, może nie żyje i gdzieś nad nami krąży
-Nie mam zamiaru tracić już czasu i strzępić na ciebie nerwy, sam sobie ją znajdę, a jak masz coś z tym doczynienia to cię zabiję- odszedłem idąc w przeciwną stronę niż ona stała, i naglę poczułem ostry ból głowy i zemdałem...
Malaika [zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz