Menu

piątek, 13 maja 2016

Zmiany cz.16 - Od Tori, Karyme, Shanti, Shadow, Rosity

Od Tori
Mimo że nie znosiłam Rosity, było mi jakoś ciężko pogodzić się z jej śmiercią, w sumie to ostatnia z rodziny zaczęłam to przeżywać, nie licząc mamy, której wszystko było jedno. Jakby dopiero prawie że po roku dotarło do mnie to że to również moja siostra. Nie powiedziałam o tym nikomu, ani nie dałam po sobie znać. Bardziej oczywiście martwiłam się o Majkę, okropnie za nią tęskniłam, była mi o wiele bliższa niż najmłodsza siostra. I gdy w końcu zobaczyłam ją w stadzie ogarnęła mnie wielka radość. Pobiegłam do niej, przytulając ją mocno, tyle dni drżałam ze strachu i rozpaczy że Maja mogła... Mogła być... Nie potrafiłam nawet o tym myśleć.
- Nareszcie wróciłaś - powiedziałam, roniąc łzy, tym razem ze szczęścia, serce znacznie mi przyspieszyło, ale tym razem nawet ból i lekka zadyszka nie mogła mi przeszkodzić.
- Tori, chciałabym ci kogoś przedstawić - Maja pokazała mi swojego synka, był taki śliczny i od razu go polubiłam, pomimo że nie mówił. Ale wierzyłam że niedługo się odezwie. Chciałam się nawet z nim powygłupiać, w końcu byłam jego ciocią, ale przez chorobę i ten krótki bieg na widok siostry, której nie widziałam przez tyle miesięcy, musiałam przez resztę dnia odpoczywać.

Od Karyme
Próbowałam obudzić siostrę, ale nic z tego. Wraz z Szafirem opatrzyliśmy już jej rany. I wciąż sprawdzaliśmy czy oddycha. Był już prawie wieczór i mimo że próbowaliśmy wszystkiego, od szarpania, ochlapywania wodą po podsuwanie pod nos Azurze różnych ziół i mocnych w zapachu kwiatów. Nic nie pomagało, mała ani nie drgnęła. Ledwo przed zapadnięciem zmroku, przyszła do nas mama.
- Karyme, co się stało? - położyła się przy Azurze, tuląc ją do siebie.
- Napadły na nas konie, Szafir nas uratował, później pomógł Snow... Ale Azure zdążyli już pobić i.. I... Nie chcę się obudzić... - mówiłam przez łzy, które ledwo co wstrzymywałam przy Szafirze, ale teraz jak przyszła mama, a widziałam wcześniej w oddali jak coraz mocniej utyka, to nie mogłam ich już dłużej powstrzymywać.
- Azura... - mama sama starała się ją obudzić. Czym dłużej próbowała tym coraz bardziej były widoczne łzy w jej oczach.
- Ocknie się, na pewno, nie ma co się martwić - pocieszył mnie Szafir.
- Gdzie Snow? - mama zamrugała oczami, jedna łza już spłynęła jej po policzku.
- Z Shadow, miała jakieś bóle.
- Ona jest w ciąży, tylko... Nie mam pojęcia który miesiąc...
Zaniepokoiłam się, a wręcz miałam wyrzuty sumienia, że aż tak na nią wtedy nawrzeszczałam, nie chciałam by coś się jej stało, ani jej, ani źrebakowi.
- Pójdę do nich zajrzeć... - pobiegłam szybko: - Szafir ty zostań z mamą i Azurą - dodałam gdy on też ruszył za mną.
- Dobra - zawrócił. Tymczasem ja dobiegłam już na miejsce. Snow stał przy siostrze i nieustanie ją trącał pyskiem. Leżała w bezruchu na ziemi, odwrócona do mnie grzbietem. Wmawiałam sobie że nic jej nie jest, podczas gdy całe moje ciało przechodziły dreszcze.
- Sha... Shadow... - zawołałam półgłosem, żeby chociażby drgnęła. Snow spojrzał w moim kierunku, w jego oczach mieniły się łzy w nikłych promieniach zachodzącego słońca, i co jakiś czas spływały mu po pysku: - Nie mogę jej obudzić... Chciała się położyć... Krzyczała i... I potem już... - powiedział do mnie. Zbliżyłam się po woli, nogi ugięły się pode mną.
- Shadow... - szturchnęłam ją i momentalnie przeszedł mnie silny dreszcz po grzbiecie, była sztywna, zimna.
- Shadow, nie... Nie wygłupiaj się... - wymajaczyłam, ledwo co łapałam powietrze: - Przepraszam... - popłakałam się, przewracając się na ziemie przy Shadow. To wszystko przeze mnie, nie powinna się denerwować, a ja oskarżyłam ją o to co stało się Azurze... Wtem zobaczyłam coś śluzowatego przy jej zadzie i nogi źrebaka wystające właśnie z zadu. Musiała umrzeć w trakcie porodu.
- Snow... Pomóż mi... - powiedziałam drżącym głosem, podnosząc się z ziemi. Pociągnęłam za nogi źrebaka, ale nie byłam w stanie go wyciągnąć. Snow zrobił to bez problemu. Ono chyba też było martwe.
- Kiedy zaczęła rodzić?
- Rodzić? Shadow?
- Snow skup się... Kiedy umarła, jak długo krzyczała?
- Kil... Kilka godzin... Chciałem pobiec po kogoś, ale Shadow mi nie pozwoliła...
- To dlaczego ją posłuchałeś?! - wyłkałam, spoglądając na źrebaka, było małe i drobne, i całe brudne. Cofnęłam się parę kroków.
- Co teraz Karyme?
- Ja... Ja nic nie wiem... - czułam się jak morderczyni, stałam tak jeszcze przez chwilę, po czym momentalnie odbiegłam. Pędząc jak najszybciej się da. Żeby tylko stąd uciec. Sumienie nie pozwalało mi tu zostać, zwłaszcza że byłam wszystkiemu winna.

Od Shanti
Karyme nagle nas minęła, biegnąc tak szybko że po chwili zniknęła za horyzontem.
- Karyme! - zawołałam za nią.
- Spróbuje ją dogonić - powiedział Szafir.
- Nie, zaczekaj. Tam musiało się coś stać, chodźmy... Pomożesz mi? - o dziwo chyba musiał wiedzieć o mojej nodze, bo ani nie spytał, ani nie widziałam po nim zdziwienia, po prostu pomógł mi wstać. I pobiegliśmy jak najszybciej mogłam, gdyby nie Szafir wywróciłabym się boleśnie już kilka razy. Poprosiłam go jeszcze żeby wrócił po nieprzytomną Azurę, a sama zostałam na miejscu. Byłam w szoku, ale nie mogłam stać jak słup, kiedy trzeba było działać. Zajęłam się źrebakiem, widziałam jak walczy o każdy oddech i próbuje się wydostać z błony, którą było otoczone.
- Shanti... Moja siostra nie chcę się obudzić.. - powiedział Snow, nie mogłam mu nic odpowiedzieć, nie miałam na to sił. Umyłam źrebaka, przytulając je mocno, by je ogrzać, choć nie mogłam zbytnio tego zrobić, przez zbyt niską temperaturę ciała. Źrebie było bardzo wcześnie urodzone, nie miało nawet otwartych oczu i trochę zbyt małą głowę, nie mówiąc o tym że ogólnie było małe i drobne. Z trudem walczyło o życie. Poznałam że to klaczka, bardzo podobna do Shady, wręcz uderzająco podobna...

Od Shadow
Może byłam samolubna, ale chciałam je zabrać ze sobą, wiedziałam że urodzi się słabe i może też chore, bo sam poród zaczął się za wcześnie. Ale ono przeżyło, a ja umarłam... Przypatrywałam się tylko bezradnie jak Shanti zajmuje się moją córką, nie mogłam nawet nadać jej imienia. Nie zdążyłam pożegnać się nawet z bratem, nie mówiąc o Silverze. Nie zdążyłam mu powiedzieć że został ojcem...
- Shadow... - usłyszałam głos mamy, odwróciłam się w tę stronę.
- Chodź do nas, nadeszła już pora - odezwał się ogier stojący przy niej. Z obojgu emanowało przyjemne ciepło i oboje byli też uśmiechnięci.
- No chodź córeczko - zachęciła mnie mama, podeszłam bez słowa, ostatnim spojrzeniem żegnając się z tym światem, z bratem, nowo narodzoną córką i Shanti, pomimo tego że nikt z nich mnie nie widział...

Od Karyme
Zatrzymałam się nad rzeką, w której zginęła Rosita, w jednej chwili sama chciałam tam zginąć, ale nie umiałam się przemóc. Nie umiałam do niej wskoczyć. Śmierć Shadow i jej źrebaka ciążyła mi tak bardzo na sercu, gdybym wiedziała na pewno bym jej nie zdenerwowałam... Ale stało się. To wszystko wydarzyło się przeze mnie. Cofnęłam się do tyłu, rozpędzając się i przeskakując na drugą stronę rzeki, ruszyłam dalej, nie mogłabym tu dłużej być, nie zniosłabym wyrzutów sumienia. Postanowiłam odejść i nigdy już nie wrócić. Nie wiedziałam co mnie czeka, ani co ze sobą zrobię i gdzie się podzieje.

Od Shanti
Mała zaczęła drżeć z zimna, spojrzałam na Snow'a, był pogrążony w kompletnym milczeniu, a wzrok miał wbity w ciało siostry.
- Szafir, mógłbyś ją ogrzać? - zwróciłam się do przyjaciela Karyme, przytaknął, kładąc się obok.
- Tylko ostrożnie... - przysunęłam do niego małą. Mój wzrok powędrował na Azure, musiałam się upewnić że moja córka oddycha. Na szczęście pozostawała tylko nieprzytomna. Minęło kilka dni, dość długich dni i męczących, Azura na szczęście się ocknęła, ale bolało ją całe ciało i wciąż musiała dostawać zioła na ból. Snow za to wciąż milczał, unikał mnie i nie chciał ze mną rozmawiać, podobnie jak z córką. Karyme zniknęła i gdyby nie Szafir nie poradziłabym sobie z ledwo żywą córką Shadow. Teraz tylko on mi pomagał, czuwaliśmy na zmianę przy małej, Szafir musiał ją wciąż ogrzewać, bo pomimo że było lato mała nie umiała utrzymywać temperatury ciała, nie otworzyła nadal oczu, a i do picia mleka trzeba było ją zmuszać i podtrzymywać ją na wątłych i słabych nogach. Na szczęście ja miałam dość spory zapas mleka, bo choć Azura go już nie potrzebowała, to nadal mogłam karmić inne źrebie, ale wiedziałam że długo to nie potrwa. Między czasie musiałam też opiekować się Azurą, a boląca noga nie dawała mi spokoju, już nawet upadałam przy chodzeniu, tak długo byłam na nogach. Azura na dodatek była coraz bardziej zazdrosna o małą. Po paru tygodniach było pewne że klaczka przeżyję, o dziwo otworzyła oczy i właściwie tylko nimi różniła się od swojej babci. Mała próbowała nawet mówić i chodzić. Szło jej coraz lepiej, ku zdumieniu wszystkich doszła do siebie bardzo szybko. I już niemal dorównywała zdrowemu źrebięciu. Zauważyłam że właściwie tylko kolor oczu różnił ją od Shady, a tak wyglądała tak jak ona, martwiło mnie to coraz bardziej. Zgadywałam że przez to będą problemy. Przywiązałam się do klaczki na tyle że postanowiłam wychowywać ją razem z Azurą. Martwiłam się o Karyme, miałam nadzieje że wkrótce wróci, jak tylko się uspokoi, po niedawnych przeżyciach. Snow'owi na szczęście przeszło, ale unikał kontaktów z małą, spędzając mnóstwo czasu z córką, jeszcze więcej niż przedtem, do mnie przychodził wtedy kiedy źrebakiem Shadow zajmował się Szafir.

Od Rosity
Trenowałam z Heather, ale niezbyt chętnie, nie wkładając w to zbyt dużo siły, ani jakichkolwiek chęci, robiłam to tylko dlatego że mnie zmusiła, a właściwie nie ona, a Hira, bo Heather zdradziła jej plany wobec mnie. Hira planowała wykorzystać Pedro, a że nie chciałam żeby mu się coś stało, nie miałam wyjścia, jak jej tym razem ulec. Chociaż z trudem mi to szło, wykonywanie czegoś wbrew własnej woli. Dziś Hira przerosła samą siebie, kazała mi walczyć z pumą. Nie miałam pojęcia jak ją schwytali i jak zmusili by atakowała wyłącznie mnie. Z każdej strony otaczały mnie konie odcinając drogę ucieczki, a puma zbliżała się warcząc i napinając mięśnie. Chciała mnie zabić. Szybko zrozumiałam że albo drapieżnik zabije mnie, albo ja jego. O to chodziło Hirze. Na początku unikałam ciosów, ale nie na długo, bo pumie w końcu udało się rzucić na mój grzbiet, zatapiając w nim pazury. Starałam się ją zrzucić, wierzgałam, próbując ją ugryźć. Poczułam jej kły na boku szyi.
- Tym razem jak się nie wybronisz to zginiesz - ostrzegła mnie Hira, przyglądając się walce. Czułam jak krew spływa mi po szyi, a puma coraz bardziej się w nią wgryza i szarpie. Bolało okropnie, podskakiwałam, poruszając też gwałtownie głową, stawałam dęba. Aż puma zleciała z mojego grzbietu, ryjąc w nim pazurami. Odbiegłam od niej, ruszyła za mną, stanęłam znów dęba, wtedy odskoczyła w bok. Choć byłam wcześniej oporna, tym razem uderzyłam ją kopytami, ugryzłam ją przy tym, drasnęła mnie w pysk. Wtedy znów oddałam jej kopnięciem i przytrzymałam mocno przy ziemi, wgryzła się w moją nogę, zacisnęłam zęby.
- Nie zabije cię... Jeśli ty... - przerwałam, czując jak zatapia kły bardziej, nie zwracając uwagi na moje słowa, wyszarpnęłam jej nogę, odskakując w tył. Puma rzuciła się wprost na moją szyję i to od spodu, zaczęła dusić, kopałam ją instynktownie, szarpiąc się. Słyszałam Pedro, który próbował się do mnie dostać. Widziałam Heather, która patrzyła na to ze strachem w oczach, z wielką ochotą przyłączenia się do walki. Upadłam na przednie nogi, puma wbiła mi pazury w szyję, oprócz kłów, które niemal dosięgały mojej tętnicy. Dusiłam się, czułam jak opuszczały mnie wszelkie siły. Pedro nagle przebił się przez konie, rzucił się na nie, dostając się niemal do mnie, gdyby go nie chwycili. Puma przez to zamieszanie rozluźniła uścisk, wyszarpałam się momentalnie, uderzyłam ją panicznie przednimi nogami, ponawiając cios. Obróciłam się gwałtownie, ostatnie kopnięcie tylnymi nogami zabiło drapieżnika. A ja wylądowałam na ziemi, ciężko sapiąc, niemal mnie udusiła. Z oczu mimowolnie spłynęło mi kilka łez. Nie chciałam zabijać.
- Rosita... - Pedro wreszcie mógł się do mnie zbliżyć, puścili go.
- Wszystko dobrze? - ukląkł przy mnie na przednich nogach, jak się w niego wtuliłam, to już się położył. Spływała mi z szyi krew i to mocno.
- Zabierzcie go i opatrzcie jej ranny - kazała Hira. Odprowadziłam Pedro wzrokiem, jak go odciągali ode mnie, nadal sapiąc, miałam łzy w oczach, patrząc na martwe ciało pumy.
- Taka już kolej rzeczy, w trakcie walki, nie będziesz mogła darować nikomu życia, musi to do ciebie dotrzeć - stanęła nade mną Hira, podczas kiedy inne konie zatamowały mi krwawienie. Odwróciłam od niej wzrok, zdenerwowana, parsknęłam nawet, poruszając nerwowo tylną nogą.

Od Shanti
Odpoczywałam u boku ukochanego, przysypiałam trochę, do puki głowa nie opadła mi na ziemie. Miałam ją oparte, o Snow'a, który nagle wstał i odszedł. Otworzyłam szerzej oczy, jednocześnie unosząc głowę.
- Dzięki Szafir - powiedziałam na jego widok, przyszedł z małą, cały dzień się już nią zajmował, dając mi odpocząć, pewnie teraz już ją do mnie odprowadził.
- Jest mały problem.
- Jaki? - przestraszyłam się patrząc na klaczkę, od góry do dołu, nie widziałam żeby coś jej było. Była uśmiechnięta i nieco zmęczona, ale to przecież nic złego.
- Nie nadaliśmy jej jeszcze żadnego imienia - dokończył Szafir. Mała położyła się już przy mnie, przysłuchując się rozmowie.
- Racja... - nie chciałam mówić przy małej że to dlatego że nie byłam pewna czy przeżyję, a i tak szybko się do niej przywiązałam, jeśli nadałabym jej imię i by umarła, gorzej byłoby mi znieść jej stratę, na szczęście tak się nie stało. Popatrzyłam na klaczkę, zastanawiając się chwilę.
- Może Shady? - zaproponował Szafir.
- Nie, to zły pomysł nazywać ją po babci.
- Czemu? Pasowałoby idealnie, zwłaszcza że wygląda jak ona...
- Nie, wymyśl coś innego.
- No dobra, to może... - zamyślił się.
- To może po tobie? - zaproponowałam.
- Że niby jak?
- Szafir, Szafira...
- Coś mi w tym jednak nie pasuje - zauważył Szafir.
- A Safira? - odezwała się mała.
- Podoba ci się? - spytałam.
- Yhm.. - wtuliła się w moją grzywę, przymykając zaspane już oczy.
- To niech będzie Safira.
Mała zamknęła już oczy, ziewając. Szafir położył się przy mnie, poczułam się nieco nieswojo, ale wiedziałam że chciał być blisko Safiry.
- Co ją tak wymęczyłeś? - szepnęłam.
- Chciała się bawić, może jutro jako tako przedstawimy jej stado? - mówił również szeptem. Ukrywałam małą przed stadem od momentu jej narodzin, bo obawiałam się reakcji na jej widok.
- Nie wiem.
- I tak szybciej czy później będzie musiała poznać stado, chyba nie chcesz jej ukrywać całe życie?
- Wiem... Widziałeś Karyme? Wróciła? - zmieniłam temat.
- Niestety nie, Azura by na pewno by mi coś powiedziała.
- Właśnie, co z Azurą?
- Leży obrażona w jaskini, poszedłem do niej dzisiaj ukradkiem, mówiła że jej nie kochasz...
Spojrzałam na śpiącą Safire: - Wybacz że tak cie dziś wykorzystuje ale...
- Zostanę z nią, nie ma sprawy - przysunął się bliżej małej, podniosłam się z lekkim trudem. Musiałam jednak poradzić sobie sama i jakoś kuśtykając dojść do córki. Zastałam ją jak spała z Snow'em w jaskini, a wokół nich reszta stada, położyłam się ostrożnie przy nich. Myślami będąc również przy Karyme, nie wracała, co jeśli coś jej się stało... Trzeba było zacząć jej szukać i to dawno temu...


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz