Menu

sobota, 28 maja 2016

Zmiany cz.18 - Od Azury, Rosity, Shanti

Od Azury
Jak tylko wstałam, wybiegłam z jaskini, byłam wściekła, bo Safira zabrała mi mamę. Na dodatek Karyme gdzieś zniknęła i to przez nią. Marzyłam tylko o tym żeby się nigdy nie urodziła. Pędząc tak na łąkę, mijałam kilka koni po drodze, byli trochę na mnie źli, bo niektórzy nie lubili źrebaków przebiegających pod ich nogami. I nagle zobaczyłam gdzieś w oddali Safire. Uśmiechnęłam się tylko zadowolona, teraz miałam wspaniałą okazje na pozbycie się jej, kiedy zniknie to i Karyme wróci i ja będę mieć obojgu rodziców. Poszłam jej na przeciwko.
- Cześć Azura - przywitała się: - Pobawimy się w drodze do takich roślin co mają pomóc mamie?
- Mamie? A co jej się stało? - zdziwiłam się.
- Ma opuchniętą nogę i... Trochę bladą, ale wydobrzeje te rośliny jej pomogą.
- To się nazywa zioła... - przewróciłam oczami: - Chodźmy, pokaże ci drogę...
- Wujek już mi pokazywał i nawet opowiadał która roślina na co.
- Ale ja znam krótszą drogę... - "prosto w pokrzywy" dokończyłam w myślach. Poszła za mną.
- A są tu jeszcze jakieś inne źrebaki? - spytała ob drogę.
- Są i to całe mnóstwo... - poprowadziłam ją tak, że ominęłyśmy stado, nie zauważone. Nie chciałam żeby jakiś dorosły zwrócił uwagę że się oddaliłyśmy.
- Ale one nie będą się chciały bawić z kimś takim jak ty - skłamałam.
- Dlaczego?
- Dlatego że jesteś... Nieco inna i... Nikt nie lubi kiedy ktoś różni się od kogoś...
- Myślę że jednak mimo wszystko mnie polubią.
Westchnęłam lekko, Safira przyspieszyła nagle, wbiegła w gęstą trawę, ruszyłam za nią. Zatrzymałam się wtedy, kiedy kompletnie zniknęła mi z oczu.
- Berek... - wyskoczyła nagle, trącając mnie pyskiem i uciekając, w kolejne gęste i wysokie trawy. Stałam przez chwilę zaskoczona.
- Czekaj! - pobiegłam za nią, goniłam ją, ale wciąż gdzieś mi się chowała. Zaczęłam ją szukać, a gdy znajdowałam to gonić ją, bo od razu wtedy mi uciekała.
- Mam cię - w końcu złapałam ją przewracając na ziemie, byłam tak rozweselona że zaczęła mi się podobać ta zabawa. Teraz ja jej uciekałam, chowając się tak jak ona. Mogłam tak biegać bez końca, miałam mnóstwo energii, bo od jakiegoś czasu nie było się z kim bawić, chyba że z tatą, albo tym ogierkiem co nie mówi. Niespodziewanie Safira wyskoczyła mi na przód, ledwo zahamowałam, a wtedy mnie zberkowała i uciekła. Zaśmiałam się radośnie, wreszcie miałam fajną zabawę.
- Ha, teraz ty - zaskoczyłam ją z boku.
- Azura - zawołała, jak byłam już kawałek od niej: - To chyba tutaj... - powiedziała jak już się zatrzymałam, oglądając za nią.
- No... - odpowiedziałam niezadowolona, chciałam się dalej bawić: - Pobawmy się jeszcze, a potem zerwiemy te zioła...
- Ale mamę to boli.
- Oj tam, to tylko chwilkę, chodź... - pociągnęłam ją za grzywę.
- Najpierw zanieśmy jej trochę roślin... - zaparła się: - Będziemy się ścigać do niej...
- O nie nie, ja nie wiem gdzie jest mama, za to ty tak, wygrałabyś, bo byś wiedziała dokąd biec. Ale... Zobaczymy kto zerwie najwięcej ziół i utrzyma je w pysku... - ruszyłam jako pierwsza, spiesząc się przy tym, urywałam rośliny jak leci, a Safira wręcz przeciwnie.
- Wygrałam - podbiegłam do niej upuszczając zioła, miała tylko dwie łodyżki zerwane: - Żartujesz sobie?
- Wujek mówił że tylko te są na ból... Ale już ktoś zerwał ich dość sporo...
- Mi nikt nie pokazywał, które są do czego - parsknęłam, tupiąc nogą, to nie fair że ona wiedziała coś więcej, a była o wiele młodsza ode mnie. To ja powinnam wiedzieć więcej od niej.
- Fajnie ci tak z moją mamą i Szafirem? - spytałam urażona.
- Tak, ale bardzo chciałabym poznać kogoś jeszcze...
- To czemu nie poznasz? Ja zaniosę te zioła mamie, a ty idź do stada, tam jest mnóstwo koni, których nie znasz, zwłaszcza w jaskini, jest taka klacz... Co mogłabyś jej poprawić humor, bo jest bardzo smutna - mówiłam o przywódczyni, Safira mogła nieźle od niej oberwać, a że nie bałam się o nią i nie lubiłam jej to tym lepiej że coś jej się stanie, może zniknie, tak jak chciałam.
- Mama nie pozwoliła mi...
- Nie słuchaj jej, ja jej nie słucham, nie zawsze mama ma rację.
- Była zła, jak się tak oddaliłam, a chciałam tylko pomóc. Nie chcę jej sprawiać przykrości, wrócę z tobą.
- Jak tam sobie chcesz! - oburzyłam się, wyrywając z jej pyska te zioła i biegnąc przodem, nie czekałam na nią mimo jej wołań, a niech się zgubi gdzieś po drodze, choć to nie możliwe, bo zna trasę.

Od Rosity
Karyme nie miała żadnych ran, Zorro po prostu coś jej zrobił w środku, najpewniej nadwyrężył lub co gorsza uszkodził jej kręgosłup. Musiał wiedzieć tak jak i ja że Karyme nie może niczego dźwigać, że ma tam jakiś trwały uraz. Dlatego nie wiedziałam jak mam jej pomóc. Leżałam obok, szukając wokół jakieś żywej duszy, wołałam o pomoc, nikt się nie odezwał. Wszędzie panowała przeszywająca cisza, którą zakłócał ciężki oddech przyjaciółki. Pedro też nie zawrócił, a Hira była już zbyt daleko, wiedziałam zresztą że nie pomoże. Na domiar złego, po jakimś czasie usłyszałam w oddali jakieś głosy, dochodziły ze strony, z której przemieszczało się stado Zorro. Musieli nie zginąć wszyscy. Od Hiry także, zabitych koni nie było tyle jak duże było jej stado, ale bynajmniej połowa nie żyła. Nie byłam w stanie wziąć na grzbiet Karyme, nie to że była za ciężka, jakoś bym się z nią przemieściła, ale nie mogłam jej zbytnio ruszać, bo to sprawiało jej ból. A bałam się że jeszcze jej pogorszę. Pozostało mi tylko jej bronić, miałam nadzieje że to nie są wrogie konie, ale też złe przeczucia.
- Tam są dwie klacze - zawołał jeden z ogierów, w grupie były niemal same ogiery, gdyby nie trzy klacze. Było ich za dużo i znałam już ich zamiary.
- Nie zbliżajcie się! - ostrzegłam.
- Bo co nam zrobisz?! Zabijesz... Tak jak mojego ojca?! - odezwał się najmłodszy z nich, dopiero co zauważył zwłoki Zorro, a już wyczułam w nim niczym nieokiełzany gniew: - Zabijcie ją! - zwrócił się do reszty koni. Szarżując razem z nimi w moją stronę. Przeszedł mnie strach, nie chciałam umierać, to było coś czego panicznie się bałam, jednocześnie chciałam chronić Karyme. Odskoczyłam w bok, żeby nie przebiegli po niej, rzuciłam się do ucieczki. Kontem oka obserwując czy żaden z nich jej nie atakuje. Wiedziałam że i tak bym nie zawróciła, bo w tym momencie bałam się jak nigdy. Nie miałam szans by się obronić, byłam wyczerpana, a jeszcze nie odzyskałam sił. Musiałam spróbować uciec.
- Jak jej nie zabijecie to sami zginiecie! Szybciej! - poganiał ich syn Zorro. Zaczęli mnie otaczać, podłoże dodatkowo było nadal pokryte lodem, nieco już roztopionym. Obawiałam się że się wywrócę, poślizgnę. Jeden z koni już upadł. Inny zablokował mi drogę. To był koniec, złapali mnie. A syn Zorro pierwszy gwałtownie mnie zaatakował. Broniłam się z użyciem mocy, mając świadomość że długo to nie potrwa, a jednocześnie nadzieje że jakoś się z tego wykaraskam...

Od Shanti
Mogłam tylko czekać i to było najgorsze. Bałam się o Safire, nie wiedziałam jak na nią zareagują i jaka będzie jej reakcja. Wyglądała jak Shady, a większość pamiętała siostrę Zimy. Gdyby nie inny kolor oczu byłaby identyczna w każdym szczególe. Przewracałam się z boku na bok, starając się ruszać nogą, nie mogłam. Wreszcie w oddali zobaczyłam córkę, o dziwo to ona niosła zioła i szła zupełnie sama w moją stronę.
- Gdzie Safira?
- Nie wiem... - podała mi zioła, odwracając ode mnie głowę: - Bardziej się martwisz o nią niż o mnie...
- Nie prawda córeczko... Kocham was tak samo, ciebie, Karyme i Safire, tylko...
- Kłamiesz! Nic cię nie obchodzę, Karyme też...
- Daj mi powiedzieć do końca.
- Safira jest ważniejsza od nas, przynajmniej tata ze mną został, bo tak nie miałabym nikogo! - krzyknęła, odbiegając ode mnie. Miałam łzy w oczach, nie chciałam żeby tak myślała, bo wcale tak nie było. Nie mogłam zajmować się obiema na raz, zwłaszcza że nie byłam do końca sprawna. A Karyme... Nie byłam w stanie jej szukać, a obawiałam się że wcale nie wróci jak przypuszczałam, straciłam nadzieje.

Safira wróciła sama, ulżyło mi nieco, że nic jej się nie stało, jak tylko położyła się przy mnie spytałam: - Gdzie byłaś?
- W stadzie, poznałam parę koni... Było fajnie, ale zadawali dziwne pytania. Mamo, a kto to Shady?
- Usłyszałaś to imię w stadzie, tak? A kto cię widział?
- Dużo koni, ja wcale nie chciałam tam pójść, bo ty tu cierpisz mamo, ale zgubiłam Azure i ona akurat przebiegła przez stado, i chciałam ją znaleźć... - spuściła lekko łeb.
- Nic się nie stało skarbie, a Shady to twoja babcia, już niestety nie żyję, ale jesteś bardzo do niej podobna.
- Na prawdę?
- Tak, pewnie cię z nią pomylili, co? - uśmiechnęłam się lekko, żeby nie traktować tego jako coś poważnego. Mała aż tak źle jak sobie wyobrażałam tego nie odebrała i nie chciałam dawać jej do tego powodów.
- Yhm... I wiesz co? Azura mówiła że tam jest mnóstwo źrebaków, ale żadnego nie mogłam nigdzie dostrzec.
- Właściwie to w stadzie jest tylko jeden ogierek, chciałabyś go poznać?
- Bardzo - podniosła się z ziemi.
- To zaczekamy na wujka, to wtedy ci go przedstawi.
- A co z twoją nogą mamo?
- Już lepiej... - miałam ją zakryte grzywą, więc mała nie widziała opuchlizny, która wcale nie zeszła, ale za to zioła nieco ukoiły ból.
- Mogę ci coś jeszcze przynieść?
- Nie, wolałam żebyś tu została. - przysunęłam ją do siebie łbem. Czekała mnie jeszcze rozmowa z przywódcą, bo przywódczyni chyba na razie nie powinna wiedzieć o Safirze. Może dobrze się stało, że widziała stado, to ja przesadzam, a Szafir pewnie miał racje. Mała była jego częścią i miała prawo je poznać.

Od Rosity
Przygwoździli mnie do ziemi, całe moje ciało promieniował ból, wciąż miałam to przed oczami i czułam jak mnie bili, żeby zadać mi jak najwięcej cierpienia. Pastwili się tak długo, aż nie mogłam sama ustać na nogach.
- Skąd to masz? - syn Zorro zerwał z mojej szyi naszyjnik od Pedro.
- Zostaw... - wymamrotałam.
- Mam go sobie wziąć? Dziękuje - powiedział złośliwie.
- A może wezmę coś jeszcze... Hm? - obszedł mnie na około, nie wiedziałam co chciał zrobić, ale były w nim dziwne żądze.
- Nie brzydka z ciebie klacz... Nie będę z morderczynią mojego ojca, ale... Czemu by się nie zabawić, ten jeden, jedyny raz? A potem cię zabije, pocierpisz sobie jeszcze, za to co zrobiłaś!
- Nie ja go... zabiłam...
- Na prawdę? Każdy tak mówi! A ja widziałem jak się broniłaś, co potrafisz, to jasne że zabiłaś mi ojca używając tej swojej mocy! Tak się z tobą zabawie że będziesz prosiła o śmierć... - zaśmiał się, konie odsunęły się ode mnie. Starałam się podnieść, z każdym jego krokiem, użyć znów mocy, ale opadłam z sił, a ból dodatkowo jeszcze mnie osłabiał.
- W sumie to nie jestem pewien czy to przeżyjesz, jak kiedyś się zabawiałem to klacze padały z wycieńczenia... Aha, zwiążcie jej pysk, nie chcę słuchać wrzasków.
Próbowałam ich ugryźć gdy starali się mnie zakneblować, tak jak chciał tego ten młody ogier. Obróciłam się przy tym na bok, wierzgając nogami, na tyle ile miałam sił. Nie zamierzałam poddać się bez walki. Wołałam między czasie o pomoc, przy każdym razie obrywając w pysk. Ktoś złapał mnie mocno za grzywę, a wtedy dwoje innych koni, przytrzymało mi głowę, szarpałam się desperacko. Ale wszystko było na nic, gdy mnie zakneblowali, miałam tyle szczęścia że zemdlałam, ale ten ogier już wszedł na mnie, oparł się na moim grzbiecie. Wiedziałam co chce zrobić i to że mu się to uda... Później dodatkowo odzyskiwałam i traciłam przytomność w rezultacie nie mogąc się obronić i przeżywając coś najgorszego dla jakiekolwiek klaczy. Wcześniejszy ból, był niczym w porównaniu do tego... On miał rację, w tym momencie chciałam umrzeć...


Ciąg dalszy nastąpi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz