-Wrócimy tam razem- odezwałem się
-Ale że gdzie?
-Do nich...- parsknąłem patrząc na miejsce gdzie miała skrzydło- pożałują...pożałują za wszystko!- uderzyłem o ziemię kopytem tak że zrobiłem w niej dziórę, Malaika odsunęła się.
-Nie wspominajmy o tym..proszę- załamał jej się głos, ale mimo to nie uroniła łzy
-Wszystko będzie dobrze...przepraszam- otuliłem ją skrzydłami, nawet się nie zastanowiłem, czułem że to moja wina.
-Nie masz za co
-Mam...mogłem polecieć z tobą, że ja ci w ogóle tego nie odradziłem...że nie znalazłem szybciej, ale oni tego pożałują
-To mi i tak skrzydła nie zwróci...
-O tym pomyślimy później, nie wiem...coś wymyślę, nie wiem co, ale coś...
-Ale obiecaj że nie zemścisz się na nich...
-Tego obiecać ci nie mogę, w sumie to...chodźmy tam teraz- ruszyłem
-Cimeries nie- Malaika zatrzymała mnie łapiąc za grzywę
-Niech cierpią tak jak ty, a nawet gorzej...pozatym mam też własne sprawy do załatwienia
-Cime...
-Nie przekonasz mnie, na to akurat zasłużyli
-Miałeś zacząć nad tym panować
-Ale nie w takich sytuacjach, wskakuj na grzbiet- stanąłem bokiem do niej
-Przesuńmy to chociaż na jutro
-Nie będziemy zwlekać, mogą uciec więc czas się liczy- wsadziłem ją na swój grzbiet i wzbiłem się w powietrze.
Wylądowałem w miejscu gdzie ostatnio ich widziałem, po zapachu szybko doszedłem do miejsca gdzie się skryli, Malaika zeszła z mojego grzbietu. Wyłoniłem się z mroku zza drzew, najstarszy ogier spojrzał na mnie i odrazu wstał z ziemi.
-Kim jesteś?- zmierzył mnie wzrokiem
-Kim? a to bardzo ciekawe pytanie...Malaika- odwróciłem łeb w jej stronę, wyszła niepewnie zza drzew- jakim prawem?!- wrzasnąłem skazując na nią skrzydłem
-Zasłużyła sobie! zabiła moją ukochaną a do tego chciała zabić córkę
-Ją, zabiłem ja! i była to moja matka
-Że co?- spojrzał na mnie pytająco
-Dobrze słyszysz, jestem jej synem, którego porzuciła! nie wspominała ci? a to szkoda...a przepraszam, w końcu wyrzuciła mnie ze swojego życia!- uderzyłem przednimi nogami o ziemię- a do tego zrobiliście z niej kaleke!
-Jak mogłeś?!- ruszył na mnie, zmieniłem się momentalnie i odepchnąłem kiedy tylko do mnie podbiegł, upadł na ziemię
-Ty...
-Dlatego mnie zostawiła...ciekaw jesteś jak to jest kiedy ktoś ci wyrywa coś, co jest ci niezbędne do życia?- zacząłem chodzić dookoła niego
-Zostaw go!- osłonił go młody ogier, drugi jednak został w bezpiecznej odległości wraz z małą.
-Nie wtrącaj się do tego- odrzuciłem go łapiąc za grzywę, jednak szybko wrócił znów osłaniając ojca
-Ja też się do tego przyczyniłem! zabij i mnie
-Dobra młody, weź przestań- uderzyłem go, poczym odciągnąłem na bok, kiedy się odwróciłem tego ogiera już nie było, zacząłem się rozglądać, naglę ktoś rzucił się na mnie z boku, coś jakby wbiło się we mnie, spojrzałem na swój bok, tkwił w nim..pręt? skąd tu pręt?
Chwyciłem jednak za niego i szybkim ruchem wyciagnąłem z siebie, wpadłem w furie tracąc świadomość.
***
Ocknąłem się, rozejrzałem się dookoła, spojrzałem po sobie...wszędzie krew, zabiłem nawet tą małą. Do moich uszu dobiegły jęki, poszedłem w ich stronę, rozchyliłem krzaki i dostrzegłem w nich tego ogiera, bez nóg i z wypalonymi ranami.
-Och jak mi przykro- zaśmiałem się, spojrzał na mnie, jego oczy i sierść były mokre od łez, zmieszały się także z krwią która leciała z rany przy uchu, ono praktycznie wisiało na skrawku skóry.
-Nie dziwię się jej...
-Co mówisz?- spytałem z ironią schylając łeb
-Ja bym cię za źrebaka już zabił- wzbił we mnie wzrok
-Może i tak byłoby lepiej- odszedłem. Nie zamierzałem zabijać także mojego przyrodniego rodzeństwa, najbardziej szkoda mi było tej małej, niczym praktycznie nie zawiniła..no ale...a jeśli zrobiłem także coś Malaice?
-Malaika!- krzyknąłem na cały las, kiedy jej nie usłyszałem, prawie mi serce stanęło, ruszyłem ją szukać podążając za jej zapachem. Dotarłem do małego jeziorka, przy nim leżała a na jej ranie mokry, duży liść
-Malaika? co ci zrobiłem?- podszedłem bliżej
-Nic- uśmiechnęła się
-Pokaż
-Nie..- mimo to zabrałem liść, rozerwałem jej cały bok, i to tuż przy miejscu gdzie miała skrzydło.
-Przepraszam- położyłem się obok niej
-To nic, mogłam nie podchodzić
-Ja nie wiedziałem co robię, przepraszam...na prawdę
-Nie musisz przepraszać...nie mam ci tego za złe
-Długo tu leżysz?
-No trochę
-Opatrzę ci to, poczekaj- wstałem.
Przyszedłem po kilku minutach z opatrunkami w pysku, z jej małą pomocą opatrzyłem jej ranę, znów się położyłem.
-Wiesz co...
-Tak?- podniosła łeb
-Ja...- spojrzałem na nią...w jej oczy, zauważyłem że płakała
-Płakałaś?
-Ja? nie...
-Widzę, to przezemnie?
-Nie..
-Skrzydło?
-Nadal boli mnie w tym miejscu- spojrzała na mnie
-Coś na to poradzimy- okryłem ją skrzydłem i przytulając, sam sobie się dziwiłem ale...poczułem że teraz muszę się nią zaopiekować, a z tym skrzydłem? coś wymyślę...
Malaika [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz