Menu

czwartek, 12 maja 2016

Drugie ja cz.12 - Od Malaiki/Cimeries'a

Obudziłam się jak ciągnęli mnie po ziemi i to jeszcze za skrzydło, które mi pozostało. Nie byłam do końca świadoma tego co się dzieje, prawdopodobnie długo pozostawałam nieprzytomna, to by wyjaśniło dlaczego nie pamiętam co się wcześniej działo.
- Pozbądźcie się jej... - usłyszałam głos matki, nim otworzyłam oczy. Cudem się im wyrwałam, raniąc jednego z nich kłami, uciekłam i ukryłam się, wiedząc że nie dam rady biec na długie odległości i to jeszcze szybko. Konie rozproszyły się wszędzie, właściwie to były tu same ogiery. Przywarłam całym ciałem, do tylnej skalnej ściany kryjówki. Żeby tylko mnie nie zauważyli. Nie miałam najmniejszych szans z tyloma końmi.
- Przecież to twoja córka - do moich uszu dobiegł drugi głos, poznałam w nim tą samą klacz, która przyprowadziła do mnie i Cimeries'a, Madri.
- Jaka tam córka? Nie rozśmieszaj mnie, to moja rywalka, a wiesz co trzeba zrobić z rywalkami?
- Nie bądź taka, Cimeries z tobą nie będzie...
- Będzie, jeśli pozbędę się tej kaleki. Przecież jestem do niej podobna, znajdzie sobie pocieszenie we mnie... - oparła skrzydło na skale, w której szczelinie się ukrywałam.
- Aż tak podobne nie jesteście, zwłaszcza....
- No dalej, mów, boisz się? - po chwili gdy tamta się nie odezwała, matka dodała ostrzejszym tonem: - Mów!
- Zwłaszcza charakterem... - klacz szepnęła.
- Cimeries zrozumie że nie musi się wiązać z kaleką i na dodatek potworem, skoro może mieć mnie. Chodźmy, sprawdzimy czy już się ocknął... - odeszła, wychyliłam z lekka głowę, śledząc ją wzrokiem. Chyba mówiła o Cimeries'ie. Wyszłam ukradkiem z kryjówki, idąc jej śladem, musiałam sprawdzić co się stało. Musiałam spróbować mu pomóc. Dopiero teraz jak się skradałam, zobaczyłam że mam na ciele świeże rany, czułam przez to ból, ale ignorowałam go, zresztą ten ból był w niczym w porównaniu do tego jak bardzo bolało gdy odrywali mi skrzydło. Zadrżałam na samą myśl. Madri nieświadomie zaprowadziła mnie do Cimeries'a. Leżał nieprzytomny na ziemi, została z nim sama, otarła łbem o jego bok. Międzyczasie ja ukryłam się w kolejnej kryjówce, którą była dość spora skała.
- No no, będziesz obiecującym ojcem naszych źrebaczków... - położyła się obok niego, kładąc na nim łeb, wtuliła się w jego grzywę. Coś mnie tknęło, nie mogłam na to dłużej patrzeć.
- Zostaw go! - wyszłam z kryjówki, dość bezmyślnie, bo kierowana wyłącznie emocjami, a nie zdrowym rozsądkiem, w pobliżu mogły być te ogiery i najpewniej były, ale najwyraźniej nic sobie z tego w tym momencie nie robiłam. Liczyła się zazdrość o Cimeries'a.
- On jest ze mną, rozumiesz?! - zmierzyłam ją wzrokiem, nigdy nie czułam do nikogo takiej zawiści, ale za bardzo bolało jak własna matka chce mi odbić... Znaczy ja... Dopiero teraz to do mnie dotarło, doznałam wręcz chwilowego szoku, wpatrując się na Cimeries'a. Ja musiałam... Musiałam się w nim zakochać, ale kiedy i jak? To by tłumaczyło tą całą zazdrość, ten nagły gniew na widok matki miziającą się do niego, co prawda był nieprzytomny, ale i tak to czułam.
- On należy do mnie! - Madri stała już na przeciwko mnie.
- Nie masz prawa zmuszać go do bycia z tobą! - zaprotestowałam.
- Kaleka mi chce tego zabronić? Lepiej uciekaj i to jak najdalej stąd inaczej będziesz martwa!
- Nie zostawię go z tobą! - rozłożyłam skrzydła... Poprawka, skrzydło.
- Skoro nie chcesz skorzystać z łaski pokrako... - uderzyła mnie gwałtownie skrzydłem, zupełnie niespodziewanie. Upadłam, czując jak mocno moje ciało obiło się o ziemie. Obróciłam się na brzuch. Madri zniknęła mi z oczu, znienacka atakując z powietrza. Pod wpływem ciosu mój łeb łupnął o ziemie, przez co przez chwilę mnie ogłuszyła i to bardzo. Jak już doszłam do siebie, miałam jeszcze więcej ran, leżałam na grzbiecie, a Madri była już w trakcie duszenia mnie skrzydłem, zasłoniła mi przez to cały pysk, kompletnie nic nie widziałam przez jej pióra. Nie mogłam się podnieść, uderzałam ją tylko tylnymi nogami, ale nie wyswobodziła mnie jak gdyby nie czuła bólu. Jedyne co mogłam zrobić to wstrzymać oddech, nim ona mnie zabije. Udałam martwą, a wtedy jak na zawołanie mnie wyswobodziła, a że miałam otwarte oczy, widziałam jej szyderczy uśmiech, cudem powstrzymując łzę. Nie spodziewałam się że takie będę miała spotkania z własną matką. Otworzyłam pysk, ukradkiem oddychając, tak wolno żeby nie było tego widać. Madri przyglądała mi się przez chwilę, następnie zniknęła mi z oczu, nie mogłam nimi ruszyć żeby się nie wydało że jednak żyję, dlatego nie mogłam zobaczyć dokąd poszła, najpewniej do Cimeries'a.
- Malaika... - usłyszałam głos Cimeries'a.
- O, obudziłeś się skarbie... Spokojnie, leż - potem też matki: - Sama się na mnie rzuciła...
- Nie jestem głupi żeby wierzyć w takie brednie.
- Co za różnica, przynajmniej uwolniłam cię od tej kaleki, teraz możesz być ze mną, skarbie...
- Puszczaj! - Cimeries podbiegł do mnie, stanął nade mną, było mi strasznie ciężko tak przed nim udawać.
- Gdyby się nie rzucała, pozwoliłabym jej uciec, przystojniaku... - Madri wtuliła się gwałtownie w Cimeries'a, był chyba w szoku na mój widok, a ja nie mogłam nawet zacisnąć zębów, by się nie zdradzić.
- Nie cierpiała długo, zrobiłam to szybko - przyznała uśmiechając się, stanęła tak, że była do mnie zwrócona tyłem. Wykorzystałam moment zaskoczenia, uderzyłam w jej tylne nogi swoimi, wywróciła się na ziemie. W kilka sekund, przytrzymałam ją przy ziemi, wbijając kły w szyję, w miejscu z którego wyrastała grzywa. Poczułam w pysku krew, nie chciałam złapać tak mocno, zranić, od razu ją puściłam, chcąc się pozbyć tego smaku.
- Wybacz, mamo... - wymamrotałam widząc krew, spływającą po jej szyi. Zrzuciła mnie jednym machnięciem skrzydeł.
- Już po tobie smarkulo! - wbiła we mnie wzrok, jej oczy na moment całe przybrały kolor tęczówki, nie mogłam drgnąć i nie wiedziałam co się dzieje. Trwało to ułamek sekundy, zasnęłam.
- Co jej zrobiłaś?! - krzyknął Cimeries.
- Pozbyłam się jej, już się nigdy nie obudzi... Umrze po woli, z głodu! - to były ostatnie słowa, nim pogrążyłam się w bardzo głębokim śnie, nie będąc świadoma co się wokół mnie dzieje. Próbowałam się ocknąć, przestraszona, ale czym bardziej się starałam tym było gorzej...


Cimeries (loveklaudia) dokończ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz