Maja
Skaza podszedł do córki, podniósł ją za grzywę i skierował się z nią w stronę wyjścia.
-Gdzie ją zabierasz?- wstałam idąc za nim
-Po co mi ona skoro będę miał drugie?- powiedział przez zaciśnięte zęby na grzywie małej
-To twoja córka...
-I?...
-Powinieneś się nią zaaopiekować
-Akurat mało mnie ona obchodzi- puścił ją na ziemię, nie zdąrzyłam nawet zareagować, mała uderzyła o ziemię
-Możesz w końcu przestać?
-O co ci znów chodzi?
-O to jak ją traktujesz
-A możesz się w to nie wtrącać?
-Nie mogę, bo wiesz jakie mam zdanie na ten temat
-Słuchaj, nie jesteś moją partnerką, nosisz jedynie mojego źrebaka, i to tyle, więc z łaski swojej, zamknij się i grzecznie połóż się w kącie jaskini
-Chyba sobie kpisz
-Dobra nie będę z tobą rozmawiał- popchnął mnie w głąb jaskini i zabrał małą, wychodząc z nią.
-Skaza stój!- pobiegłam za nim, wyczułam zapach pum, więc to tam ją niesie. Dogoniłam go i wyrwałam mu małą z pyska
-Co ty robisz?!
-Nie pozwolę ci jej się pozbyć- wsadziłam małą na swój grzbiet
-Zamknij się i wracaj do jaskini
-Nie będziesz mi mówił co mam robić!
-To się jeszcze okaże- uderzył mnie naglę, upadłam wraz z Tolą która poturlała się pod drzewa, Skaza podszedł do mnie i przycisnął swoim kopytem moje gardło
-Ile razy mam tłumaczyć?!- parsknął naciskając bardziej
-Skaza..proszę...puść- wymamrotałam, w końcu puścił a ja zaniosłam się silnym kaszlem
-I miej nadzieje że to co masz w brzuchu, to zdrowy ogierek, bo jak córka to wiedz że długo sobie nie pożyje
-Ty...
-Draniu? słyszałem to wiele razy, mogłybyście sobie wymyśleć coś innego- podniósł mnie za grzywę stawiając na nogi- wstawaj i zabieraj tą smarkulę do jaskini- popchnął mnie
-Chodź kochanie- podeszłam do małej, zabrałam ją na grzbiet.
Doszłyśmy do jaskini, miałam do niej wejść ale przyszło mi coś naglę na myśl, zaczęłam się rozglądać za Skazą, kiedy go niedostrzegłam, ruszyłam galopem przed siebie razem z Tolą.
Pędziłam przez las omijając drzewa i oglądając się co chwilę. Kiedy odwróciłam się po raz kolejny aby sprawdzić czy Skaza za mną nie biegnie, uderzyłam o coś, a raczej o kogoś, upadłam boleśnie na ziemię prawie przygniatając Tole.
-Myślałaś że mi uciekniesz?!- wrzasnął podnosząc mnie za grzywę poczym rzucając o drzewo, przez grzbiet przeszedł piekący ból.
-Skaza nie...- nie zdążyłam, uderzył mnie w brzuch, nigdy tego nie robił, jak uderzał to w pysk ale nie w brzuch. Popłakałam się, próbowałam go odepchnąć tylnymi nogami, ale on jedynie jeszcze bardziej atakował.
-Tato proszę...zostaw ją- usłyszałam Tole, wbiegła między mnie a swojego ojca, odciągnęłam ją w ostatniej chwili biorąc cios na siebie, przy tym krzyknęłam z bólu słysząc także pęknięcie i czując ból w okolicy żeber.
-Może to cię czegoś nauczy- parsknął, chwycił mój ogon i zaciągnął do jaskini.
***
-Maja?- podeszła do mnie Tola, szturchając mnie przy tym lekko swoim pyszczkiem
-Nic mi nie jest kochanie- uśmiechnęłam się lekko i na siłę, Skaza wyszedł, całe szczęście
-Bardzo boli?- spytała po chwili milczenia i przyglądania się moim raną i sianikom
-Da się wytrzymać
-Przepraszam...
-Ale nie masz za co kochanienka, nic nie zrobiłaś
-...za tatę przepraszam
-Ehhhh- westchnęłam ciężko i długo- nie przepraszaj za niego, nie masz takiego obowiązku, jest dorosły i odpowiada sam za swoje czyny
-A potrzebujesz czegoś?- spojrzałam na wyjście, zaczęło się powoli ściemniać
-Lepiej nie wychodź sama, ściemnia się i może ci się coś stać
-Ty zawsze wychodziłaś po coś jak taty nie było
-Ale ja jestem dorosła kochanienka i dam sobie radę z na przykład pumą, a ty nie
-Uciekłabym
-Wolę nie ryzykować, zostań, nic mi nie będzie- jasne że powiedziałam to aby ją uspokoić, w środku płakałam z bólu...fizycznego jak i psychicznego, Skaza uderzył mnie kilkakrotnie mocno z brzuch, w moje małe, nienarodzone źrebię...które z pewnością zabił. Zakryłam się grzywką aby Tola nie widziała moich łez ,nie chciałam jej martwić, jest mała i wystarczająco dużo już przeszła.
Z rana obudziły mnie promienie słońca które wpadły do jaskini, spojrzałam po sobie, więc jednak mnie opatrzył, hah pewnie po to abym się nie wykrwawiła, no przecież jestem mu potrzebna.
-No w końcu wstałaś, masz, to na ból a te aby się szybciej rany zagoiły- Skaza rzucił przed mój pysk garść ziół, spojrzałam na niego z pogardą.
-Oszczęść sobie tego, trzeba było myśleć wcześniej zanim zdeydowałaś się na ucieczkę
-Zabiłeś je...- z oczu wypłynęły mi łzy, a w środku gotowało się we mnie ze złości
-Nic mu nie będzie, nie uderzyłem tam gdzie ono jest, nieco wyżej, a nawet jeśli, to zrobimy sobie nowe
-Jesteś podły! chcesz żrebię a jednym swoim nie potrafisz się zająć!
-Żyje tylko dlatego że ty ją niańczysz, gdyby nie ty już dawno leżałaby w piachu- zmierzył małą wzrokiem parskając, przysunąłam ją do siebie nogą.
-Aj obie jesteście siebie warte- wyszedł, znowu...ehhh gdybym mogła chociaż teraz wstać.
Skaza wrócił po kilkunastu minutach, rzucił mi przed pysk trawę i korę z wodą, z któej połowa się wylała.
9 miesięcy później
Nadszedł dzień porodu, jednak źrebak przeżył bo brzuch urósł a ja czułam ruchy malucha, cieszyłam się ale miałam także obawy że źrebię urodzi się z jakimś defektem co przesądzi o jego przeżyciu.
-Tola...- zwróciłam się do prawie dorosłej Toli, podeszła do mnie
-Tak?
-Zawołaj ojca, i powiedz żeby przyszedł- zacisnęłam zęby z bólu, pierwszy raz miałam urodzić, a zaczęłam już teraz czuć silny ból, a co będzie później?
Do jaskini wszedł Skaza
-Ty tu zostań- odepchnął Tole karząc jej zostać na zewnątrz, a sam podszedł do mnie, stanął nademną
-Co chciałaś?
-Zaczynam rodzić...
-I co?
-Jak to co? jesteś ojcem więc...
-Ale to chyba nie mój problem, nie mam zamiaru patrzeć jak rodzisz, to obrzydliwe
-To zapomnij że je zobaczysz!
-Gadaj sobie, przyjdę jak już urodzisz i je umyjesz- zakpił wychodząc, uderzyłam ze złości kopytem o ziemię, mimo że chciało mi się płakać to się powstrzymałam
-Potrzebujesz czegoś?- spytała niepewnie mała
-Nie...ale zostań tu przy mnie, dobrze?
-Yhym- położyła się obok mnie, wspierała mnie jak mogła podczas porodu, o dziwo szybko poszło, i nawet aż tak nie bolało.
Podniosłam łeb, Tola już stała nad maluchem.
-To ogierek- uśmiechnęła się, spojrzałam na małego, jasno-bułanego ogierka z białą strzałką na łebku i długich nogach, jak dobrze że urodził się zdrowy, tak się bałam że coś mu będzie.
Zajęłam się jego umyciem, kiedy już skończyłam, wstałam i razem z Tolą pomogłam mu w nauce chodzenia.
-No w końcu syn- w wejścu stanął zadowolony Skaza- będzie miał na imię Tigran
-Niech ci będzie- powiedziałam niezadowolona, nawet mnie nie spytał o zdanie, no ale, chociaż imię ładne
-Ja zaniedługo przyjdę, przyniosę prezencik dla mojego synka- powiedział dumnie, poczekałam aż wyjdzie, podeszłam jeszcze do wyjścia odprowadzając go wzrokiem, kiedy zniknął między drzewami, wróciłam prędko do środka.
-Chodź synku- wzięłam go na grzbiet
-Co ty robisz?
-Uciekamy Tola, chodź- wyszłam
-Pamiętasz jak się skończyła ostatnia ucieczka
-Teraz to się nie powtórzy, nie przewidzi tego że będziemy chciały uciec...a ja chcę w końcu wrócić do rodziny, i to jest ten moment...chodź
-Ale...
-Jak zostaniesz to jeszcze ci się oberwie, a jak nas złapie to tylko ja...chodźmy, szybko- ruszyłam, po chwili i Tola do mnie dołączyła, tym razem poszłyśmy inną drogą.
Następnego dnia
Doszłyśmy w końcu do znanego mi miejsca...do Zatopii, poczułam ogromną ulgę, chyba jeszcze nigdy się tak nie czułam, nigdy...przyśpieszyłam momentalnie widząc w oddali, na łące, stado.
-Elliot! mamo! tato!
Elliot
Usłyszałem jak ktoś mnie woła, podniosłem łeb, ktoś biegł w oddali, po chwili poznałem kto to...to Maja
-Maja? Majka!- pogalopowałem w jej stronę, jak dobiegła to wtuliła się we mnie, zdziwiłem sie kiedy zobaczyłem ją z drugą młodą klaczą i źrebakiem na grzbiecie
-Kto to?- spytałem najpierw patrząc na klacz a później na źrebaka
-To jest Tola...córka ogiera który mnie porwał, a to...to mój nowonarodzony synek- uśmiechnęła się
-Uciekłyście mu czy sam was puścił?
-Uciekłyśmy...w końcu
-Bił cię?- dostrzegłem kilkanaście blizn i jeszcze świeże siniaki- nie musisz odpowiadać...zabiję gnoja- parsknąłem wściekle
-Elliot spokojnie, ważne że jestem już w domu...jak tam w ogóle? co z mamą?
-Tak jak było...ale Rosita...
-Co z nią?
-Ona...ona nie żyje- ledwie to wypowiedziałem, do niedawna myślałem że straciłem obie siostry, dobrze że chociaż Maja wróciła
-To...nie, powiedz że to nie prawda, skąd wiecie?- zapłakała
-Karyme nam powiedziała, Rosita ratowała jej siostrę i wpadła do rzeki, szukaliśmy jej ale...
-Może źle szukaliście, może ona żyje, wyrzuciło ją na brzeg
-Byśmy ją znaleźli
-Nie wyczuwasz jej?
-Nie, a dlaczego ciebie nie mogłem wyczuć?
-Nie wiem..
-Widziałam kiedyś jak tata rozwiesza coś przed jaskinią, takie niebieskie kamyki...
-To pewnie ta przyczyna...
-Może pomogę wam jej jeszcze szukać?
-Ledwie wróciłaś, chodźmy lepiej do stada, pewnie jesteś zmęczona
-Tylko trochę
Maja
W końcu wróciłam, całe stado mnie przywitało, no...oprucz mamy która tylko patrzyła się na mnie bez słowa, pewnie bardziej się spodziewała Rosity niż mnie...szybko też odeszła, tyle co Elliot zdąrzył jej powiedzieć że wróciłam, popatrzyła i sobie poszła.
-Cześć córeczko- do jaskini w której leżałam wszedł tata, przytulił mnie na przywitanie
-Cześć- podniosłam się
-To twój synek?
-Tak
-Jak ma na imię?
-Tigran
-Cześć mały
-Tigran to twój dziadek, Danny...a mój tata- wytłumaczyłam, mały podbiegł do mojego taty, ale jedno co mnie zaniepokoiło to jest to..że mały nic jeszcze nie powiedział, tylko się przyglądał.
-Maja...
-Tak wiem- westchnęłam
-Spokojnie, niedawno się urodził, prawda?
-No tak...
-Jescze ma czas
-Ale każd źrebię zaczyna mówić po narodzinach
-Wiesz, nie każde...są wyjątki
-A jeśli on w ogóle nie będzie mówił?
-Nie myśl tak, na pewno niedługo zacznie mówić, potrzebuje czasu
-Chyba jednak coś mu się stało...
-O czym ty mówisz?
-No bo...Skaza, ten ogier...jak byłam w trzecim miesiącu ciąży mnie pobił i kilkanaście razu uderzył mocno w brzuch- tata zaniemówił, tym razem nie wiedział co ma powiedzieć, popatrzył tylko na małego, który położył po sobie uszy i schylił lekko łebek
-Może będzie się tylko wolniej rozwijał...wiesz Snow też był inny, nadal jest...może Tigran będzie miał tak samo
-Ehh sama już nie wiem, ważne że żyje i oby Skaza mnie nie znalazł
-Jak się tylko pojawi to pożałuje że zechciał cię tknąć- tata położył się obok mnie, po dłuższej chwili przyszła także Tola i zabrała małego na łąke.
Ciąg dalszy nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz