-Leon!- krzyknęłam na niego oburzona
-No co?- spytał jakby nigdy nic, cofnęłam ze złości uszy do tyłu
-Wiesz co, rozumiem że jej nie lubisz ale żeby zostawić ją tak na pewną śmierć? i jeszcze przekonywać do tego mnie- chciałam już iść do małej ale Leon złapał mnie za grzywę, wyrwałam mu ją- puszczaj- i tak podeszłam na małej Prakerezy, szturchnęłam ją kilka razy nosem, w końcu otworzyła oczy, nieco się przestraszyła, szczególnie kiedy spojrzała za mnie
-Już spokojnie, jesteś bezpieczna- okryłam ją skrzydłem, bardzo się trzęsła, nie wiem tylko czy ze strachu czy z zimna
-Powiedz...kto ci to zrobił?- spytałam po kilku minutach milczenia, mała spojrzała kątem oka na Leona, zauważyłam u niego w oczach coś, co mnie zaniepokoiło
-Leon...a może ty wiesz?- spojrzałam na niego podejżliwie
-Ja nic nie wiem...no chyba niepodejrzewasz mnie
-Nie no skąd- spojrzałam znów na małą
-Żeby nie martwić twoich rodziców to wyleczymy rany raz dwa- wstałam
-Że niby jak?- spytał Leon
-Mama mnie kiedyś tego nauczyła- poleciałam szybko po wodę, tą ze źródła w górach.
Kilka minut później
Przyleciałam spowrotem, położyłam wodę przy małej Łzie, zamoczyłam końce skrzydeł
-Co robisz?- spytał zaciekawiony Leon
-Zobaczysz...bądź tej spokojna, dobrze?- spojrzałam na klaczę, przytaknęła mi tylko, mokre końce skrzydeł zaczęłam przykładać pokolei do ran Prakerezy, po cichu mówiłam zaklęcie którego nauczyłam się od mamy, która sama się tym interesowała. Rany małej zaczęły się zrastać, niestety niektóre zostały, nie miałam na tyle siły aby zniknęły wszystkie, ale te najpoważniejsze się zabliźniły, upadłam kiedy skończyłam
-Marcella!- Leon podbiegł do mnie szybko, ledwie mogłam utrzymać otwarte powieki, byłam taka senna
-To wszystko przez ciebie mała paskudo!- Leon poderwał się naglę, podszedł do swojej siostry, widziałam jak podnosi jedną z nóg, jakby chciał ją zaraz uderzyć, miałam jeszcze na tyle dużo siły aby odepchnąć go skrzydłem
-Zostaw ją- wstałam po kilku minutach, nie czułam się już tak źle jak na początku, pewnie to tylko chwilowe zasłabnięcie
-Niepotrzebnie narażasz się dla tej gówniary- powiedział pod nosem Leon
-Nie jestem głucha, słyszałam to...a ta gówniara to twoja rodzona siostra, i czy ci się to podoba czy nie zaakceptujesz ją a ja tego dopilnuję- wzięłam siostrę Leona na grzbiet, do stada wróciliśmy w ciszy, w jaskini się już wszyscy zbierali i tutaj też spotkaliśmy rodziców Leona
-Przepraszam...- zatrzymałam jego mamę- przyprowadziliśmy Prakereze- uśmiechnęłam się
-Dziękuję bardzo...nawet nie wiecie jak się martwiliśmy- Jona ucieszyła się bardzo, zabrała córkę z mojego grzbietu
-To ja i Leon już pójdziemy- chciałam już zawrócić ale Jona mnie zatrzymała
-Może lepiej nie chodźcie sami po nocy- spojrzała na Leona poczym na mnie
-Jestem już dorosły mamo, damy sobie radę- zapewnił ją Leon
-Nie do końca dorosły synku...tylko uważajcie na siebie
-Bądź spokojna mamo- wyszliśmy z jaskini
-Twoja siostra to bardzo mądra i miła klaczka...zaakceptuj ją w końcu, jak dorośnie też taki dla niej będziesz? pomyśl trochę...klaczy i źrebiąt się nie bije
-Nie uderzyłem jej...
-Myślisz że nie byłam kiedyś świadkiem jak ją potraktowałeś? i teraz niby jest inaczej?
-Nie uderzyłem jej..- powtórzył a nawet na mnie nie spojrzał
-To spójrz mi w oczy i to powiedz- stanęłam tak że patrzyliśmy na siebie, przez chwilę unikał mojego wzroku ale w końcu się spojrzał
-Na prawdę...nie uderzyłem jej- zapewnił
-Wierzę ci...- przytulił mnie naglę
-Dziękuję że mi ufasz- powiedział tuląc mnie do siebie, odwzajemniłam to, mi było łatwiej się przytulić do niego bo byłam niższa, on musiał się schylać
-Chodźmy sobie pochodzić...czuję że dzisiaj w nocy będzie zorza polarna
-Nie jest na nią za wcześnie?
-Nie, o tej porze też występują...chodźmy w góry, stamtąd lepiej będzie nam je podziwiać- zachęciłam go, nie musiałam długo go namawiać bo szybko mi uległ i poszedł za mną w góry, wspieliśmy się na sam szczyt, po godzinie leżenie doczekaliśmy się pięknego widowiska na niebie, zorza dzisiaj była zielona, światło cudownie tańczyło po niebie, kiedy Leon położył się na boku, ja położyłam się częściowo na nim, oparłam głowę na jego łopatce i wpatrywałam się w niebo, kiedy Leon już spał ja jeszcze oglądałam niebo, ale zmęczenie wzięło górę i w końcu uległam zmęczeniu.
Następnego dnia, po południu
Już nad razen zeszliśmy z góry tylko że do stada poszliśmy dopiero po południu, bo wcześniej nam się nie chciało i woleliśmy się ganiać po lesie. Weszliśmy na łąkę, tuż przed nami przebiegła gromadka źrebaków.
-Co za ba...
-Leon
-Przepraszam...
-To on! mamo to on!!- zaczęła krzyczeć nagla jedna z klaczek, wskazywała tym samym na Leona, spojrzałam na niego zdziwiona
-Nie wiem o czym mówi, to źrebak i na pewno kłamie
-Może się dowiedzmy o co jej chodzi- ruszyłam pewnym krokiem w stronę źrebaka i klaczy, odwróciłam się kiedy Leona nie usłyszałam
-No idziesz?
-Ehhh- westchnął głęboko i ruszył w moją stronę
-No, nowiedzmy się o co chodzi- podeszłam do klaczy i jej źrebaka
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się- mogłabym wiedzieć, o co ci chodziło maleńka?- pochyliłam się nad małą, ta spojrzała na swoją matkę poczym znów na mnie
-Bo to on nas zaatakował no i zresztą moją mamę też!
-Że co- odwróciłam się do Leona
-Kłamią, będziesz wierzyć źrebakowi i jego samotnej i sflustrowanej mamusi?
-Wypraszam sobie- odezwała się klacz
-To na pewno nie on, ostatnio byłam cały czas z nim i...
-Nie broń go, sama wiesz że to prawda i go kryjesz
-Nie kryję, mówię prawdę...mało to jest koni o podobnej maści?- odeszłam od nich, przeszłam obok Leona zła
-Marcella?- poszedł za mną
-Musimy porozmawiać- nie odwróciłam się nawet do niego, poszliśmy nad wodospad
-Jak mogłeś!- wrzasnęłam na niego
-Przecież mówiłaś że...
-I oboje wiemy że to nieprawda, chroniłam cię bo cię kocham idioto!
-Kochasz mnie?
-A czy to ważne- spuściłam głowę
-Na prawdę mnie kochasz?- podszedł bliżej
-Ohhh głupi...pewnie że tak ale...
-Ale co? ja też...ja też cię kocham Mercy
-Przerażasz mnie- spojrzałam mu w oczy\
-Ej maleńka...no co ty?- zblizył się jeszcze bardziej, cofnęłam się
-Powiedz mi prawdę
-Ale jaką?
-Leon przestań! chcę wiedzieć tu i teraz...uderzyłeś tamtą klacz? i tą klaczkę i swoją siostrę?
-Nie zrobiłem tego, na prawdę...uwierz mi
-Przemyśl to co zrobiłeś, może zdecydujesz się i się przyznasz- odleciałam zawiedziona, Leon zeszcze za mną krzyczał ale starałam się go ignorować, poleciałam nad rzekę i przy niej się położyłam, patrzyłam na płynącą wodę i ryby które płynęły z jej prądem...
Leon [zima999]^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz