Biegłam z tyłu wraz z bratem, reszta pędziła z przodu. Próbowałam dorównać im kroku, ale jednocześnie bałam się że się przeforsuje, a wtedy nici z zabawy. Nie mogłam się już doczekać kiedy zaczniemy się bawić. Sam bieg w towarzystwie wszystkich źrebaków sprawił mi radość.
- W co teraz będziemy się bawić? Kto ma jakiś pomysł? - spytał któryś z ogierków, kiedy cała nasza gromada zatrzymała się gdzieś daleko na łące.
- Chwila, Tori was jeszcze nie zna - zauważył Elliot.
- To może ja zacznę, jestem Heron, a to mój brat Hilary.
- Ja jestem Narcyz.
- A ja Keysi.
- No i Prakereza, jej pewnie nie pamiętasz, bo w końcu jej nie było - dokończył Elliot, wskazując na szarooką klaczkę. Widziałam ją pierwszy raz, wcześniej bawiłam się jedynie z Eris i Westro.
- Może się pościgamy? Sprawdzimy kto jest najszybszy - zaproponował Hilary.
- No nie wiem, Tori może się zmęczyć, może coś mniej energicznego? - powiedział Heron.
- Zaraz tam zmęczyć, będziemy biec przez krótki dystans.
- Nic mi nie będzie - wtrąciłam, bardzo chciałam się pościgać, mimo że jestem najwolniejsza, ale kto wie jak szybko pobiegnę gdy się postaram.
- Heron ma racje, lepiej nie ryzykować - wtrąciła Eris.
- Wcale nie... Zatrzymam się jak się źle poczuje, pobiegajmy - prosiłam.
- Jesteś pewna Tori? - spytał Elliot.
- Tak... Albo popływajmy - zaproponowałam.
- Świetny pomysł - powiedziała Keysi z entuzjazmem.
- To co idziemy? - spytałam wszystkich, Eris i Westro spojrzeli na siebie, pewnie pamiętali co wtedy zrobiłam.
- Nie obraź się, ale... Nie dałabyś rady... - przyznała Eris.
- Właśnie - poparł ją Westro: - Pamiętasz co się wtedy wydarzyło?
Skuliłam uszy gdy to powiedział, na szczęście większość nie słyszała o mojej porażce, a może nie chcieli przy mnie tego powiedzieć.
- Gdyby ktoś mi pokazał jak się pływa, to bym dała radę.
- Mi się nie chcę pływać - stwierdził Hilary.
- A ja z chęcią bym wskoczyła do wody - dodała Keysi: - Nauczę cię pływać, jak chcesz...
- Dla Tori to jest raczej na to za zimno - powiedział brat.
- Okazuje się że nic nie mogę... - spuściłam głowę.
- Bawimy się w berka jak przedtem - postanowił Elliot.
- A może poskaczemy? - odezwał się Narcyz. Większość się zgodziła, pobiegliśmy szukać czegoś przez co moglibyśmy skakać. Obok lasu znaleźliśmy starą kłodę, dorośli byli kilka metrów dalej, więc jak najbardziej mogliśmy tu zostać. Pierwszy zaczął Narcyz, zaraz za nim Elliot, potem miałam skoczyć ja, ale akurat teraz dostałam zadyszki. Wszyscy spojrzeli na mnie jak zaczęłam się dusić.
- Od...Odpoczn...Odpocznę chwilę... - w końcu wykrztusiłam kładąc się na ziemi. Reszta bawiła się dalej, spoglądając na mnie. Hilary próbował rywalizować, gdy skakał Narcyz, a był lepszy od niego. Hilary gdy była jego kolej odbijał się znacznie mocniej niż poprzednio żeby skoczyć wyżej. Też chciałam porywalizować, chciałam w końcu być w czymś dobra.
- Teraz ja - poderwałam się z ziemi pędząc na kłodę.
- Tori uważaj! - krzyknęła Prakereza, akurat stała obok kłody. Nie wiedziałam o co jej chodzi, odbiłam się od ziemi będąc pewna że to przeskoczę, ale zahaczyłam tylnymi nogami o kłodę, uderzając o nią brzuchem, po czym zleciałam z kłody wprost na ziemie. Tracąc na chwilę przytomność.
Od Felizy
Położyłam się przed wulkanami, patrząc na unoszący się dym. Przypominałam sobie jak ostatnio zginęłam. Zastawili na mnie pułapkę. Kręciłam się wtedy po lesie, gdy nagle znalazłam się w środku pożaru, wyszłabym z tego cało, ale nie przewidziałam że problemem poprzedniego ciała będzie niska tolerancja na dym. Zatrułam się nim i umarłam. To ciało też musiało mieć jakieś słabe punkty, każdy je ma. Już zwłaszcza Tori, ona cała składa się ze słabych punktów. Nie pojmowałam jak Elliot mógł przejść na jej stronę. Woli siostrę, która jest do niczego niż mnie? To nie pojęte.
- Co z Nikitą, dalej kontynuujemy plan? - pojawił się jeden z demonów, że też akurat teraz.
- Róbcie sobie co chcecie! Nie obchodzi mnie to! - wybuchłam gniewem, od rana byłam wściekła i to z powodu Elliot'a
- Ale...
- To wasz problem, jasne?! - krzyknęłam, nie miałam nastroju do myślenia o jakimkolwiek planie. Musiałam się w końcu opanować i znów zagrać swoją rolę przed innymi, przestać ulegać emocją. Zawróciłam z powrotem do stada. Wszyscy wokół byli czymś zajęci, moją uwagę przykuły źrebaki, mówiły coś między sobą idąc na pobocze łąki.
"Na co wy jeszcze czekacie? Mieliście wszystkich śledzić" - porozumiałam się telepatycznie z demonami.
- Tori prawie się zabiła - pojawił się jeden przede mną. No tak, ona sama się wykończy, nie trzeba się nawet starać.
Od Tori
Zakasłałam, czując jednocześnie krew w pysku, spłynęła mi z niego. Po czym otworzyłam oczy, przymykając je od razu. Poraziło mnie słońce. Zasłonił je Elliot, stając na przeciwko mnie.
- Chyba... Chyba się... Nie udało - rozejrzałam się wokół, nie było tu żywej duszy: - Gdzie wszyscy?
- Kazałem im iść. Po co pobiegłaś skakać? Przecież porządnie nawet nie odpoczęłaś.
- Chciałam się z wami bawić... Przepraszam...
- Co teraz powiem rodzicom?
- Nie mów im o niczym...
- Jak mam nie mówić, złamałaś nogę...
- Jak to? - próbowałam wstać, ale szybko poczułam przerażający ból, krzyknęłam aż. Nie mogłam nawet ruszać tą nogą, to normalne przecież była złamana, ale próbowałam, bo nie mogłam w to uwierzyć. Popłakałam się nagle, nie chciałam, ale łzy jakoś same cisnęły się do oczu.
- Chodź, musimy teraz pójść do rodziców... - Elliot pomógł mi wstać, oparłam się na nim, strasznie kręciło mi się w głowie.
- Będą źli, nie pozwolą mi się więcej bawić, teraz już na pewno...
- W sumie nic by się nie stało, ale podbiegłaś za blisko kłody i za późno się odbiłaś od ziemi, dlatego zahaczyłaś. - wyjaśnił Elliot już ob drogę, zbliżaliśmy się do grupy dorosłych. Niespodziewanie ugięła mi się jakoś dziwnie przednia noga, po kilku krokach usłyszałam trzask, przestraszyłam się. Nagle upadłam, teraz nie mogłam już ruszać obiema nogami. To oznaczało tylko jedno, nie mało że wcześniej złamałam tylną nogę, to teraz musiałam też złamać tę przednią. Ból nasilał się tak że zaczęłam krzyczeć. Elliot coś do mnie mówił, ale nie słyszałam go przez własne wrzaski. Akurat obok nas przechodziła Feliza. Ucichłam na chwilę, zaciskając zęby, położyłam po sobie uszy unosząc lekko głowę.
- O, postanowiłeś się poznęcać na siostrzyczce? - Feliza spojrzała na mnie, a potem na Elliot'a z uśmiechem.
- Chciałabyś. Lepiej już idź, zanim wyprowadzisz mnie z równowagi - Elliot wziął mnie na grzbiet, krzyknęłam czując ból przy dotknięciu złamanych nóg z jego ciałem.
- Ja niby cię denerwuje? Skoro tak, to już mnie nie zobaczysz... - Feliza odeszła od nas gwałtownie, jakby miała pobiec. Elliot ruszył przed siebie w stronę rodziców, chyba, bo byli daleko i jedyne co to widziałam plamy w ich kolorze, które zaczęły przybierać bardziej koński kształt. Wraz ze zbliżaniem się do nich przestałam już odczuwać ból, zastanawiałam się czy inni też tak mają? Że raz czują ból, a raz nie, raz jest słabszy, a raz tak silny że aż trudno było mi wytrzymać...
Od Zimy
Usłyszałam wraz z Danny'm wołania Elliot'a, obejrzałam się do tyłu. Pierwsze co zauważyłam to Tori na grzbiecie syna. Szedł w naszą stronę, nie mogłam tak dłużej stać, ruszyłam od razu do córki.
- Tori... - zatrzymałam się przy niej, Danny był już z tyłu.
- Co się stało? - zapytał ukochany, ja już dawno zauważyłam, że nogi Tori dziwnie wyglądają, wyglądają na złamane. Zrobiło mi się aż słabo.
- To... - zaczęła, ale Elliot jej przerwał.
- Tori źle skoczyła i złamała nogę, a potem jak wracaliśmy złamała drugą.
Na słowa syna prawie zasłabłam, prawie upadłam na bok, zdążyłam się podtrzymać nogami przesuwając się przy tym w tamtą stronę.
- Zima... W porządku? - zauważył to Danny, stając blisko mnie. Spojrzałam na niego nieprzytomnie, tak nagle opadłam z sił że ledwo stałam, ale nie pokazywałam tego po sobie.
- Mamo? - Elliot chyba też zauważył że jest coś nie tak.
- Nic mi nie jest... Pomóżcie Tori... - wymamrotałam, cofnęłam się do tyłu.
- Kochanie to nie jest nic poważnego, to tylko złamania. Czasami się to zdarza, nawet tym zdrowym źrebakom. Kości się zrosną, wystarczy...
- No nie wiem, ona jest taka krucha, co jeśli... - przerwałam, nie mogłam nawet o tym myśleć.
- Ja na pewno wyzdrowieje, postaram się - obiecała Tori.
- To nie od ciebie zależy córeczko... - spojrzałam na małą z łzami w oczach.
- Elliot zostań z mamą, ja zajmę się Tori - Danny zabrał córkę na swój grzbiet, widziałam jak się wzdrygnęła z bólu, ale po za tym nie widziałam po niej żeby ją bolało, pewnie to przetrzymywała.
- Mamo, może się połóż...
- Nic mi nie jest Elliot - nie odwróciłam się nawet do syna, obserwowałam jak Danny odchodzi z Tori. Zamartwiałam się o córkę.
- Przepraszam że jej nie upilnowałem.
- To... - przerwałam czując silny skurcz, aż ugięły mi się nogi, przez chwilę strasznie sapałam.
- Mamo, co ci jest? - Elliot był już przy mnie, bałam się że się domyśli, musiałam udawać że jest wszystko w porządku.
- To nic... - podniosłam się na siłę, kolejny skurcz powalił mnie z nóg, prawie krzyknęłam.
Od Tori
Martwiłam się o mamę, pewnie przeze mnie źle się poczuła. Tata położył mnie obok wodospadu i poszedł gdzieś po jakieś opatrunki. Przyszedł ktoś jeszcze, wyraźnie słyszałam kroki. Obejrzałam się za siebie, to była Feliza.
- Co tu robisz? - spytała, patrząc na mnie dziwnie.
- Czekam na tatę...
- Powiedź, co zrobił ci Elliot?
- Nic...
- Jak to nic, twoje nogi same się nie złamały.
- To moja wina, bo nie umiem skakać... - spuściłam głowę.
- Ty nic nie umiesz... Z resztą, może być inaczej.
- Na prawdę? - nabrałam nieco nadziei, może znała sposób żeby mi pomóc, tylko dlaczego miałaby coś dla mnie zrobić? Myślałam że mnie nie lubi i chyba tak było.
- Chciałabyś być zdrowa?
- Bardzo, ale ty mi nie pomożesz.
- Oczywiście, z góry zakładaj że ci nie pomogę.
- To dlaczego się ze mnie wyśmiewałaś?
- Miałam zły dzień. Zapomni. Dam ci coś, co ci pomoże, będziesz mogła szaleć ile będziesz chciała.
- Na prawdę? Nie oszukujesz?
- To tylko zioła, nie zaszkodzą ci, możesz chyba spróbować... Zobaczysz, poczujesz się lepiej... - Feliza poszła gdzieś, zabrała coś z trawy, były to jakieś rośliny, które widziałam po raz pierwszy, położyła je przede mną.
- Obiecujesz że nic mi po nich nie będzie? - spytałam patrząc jej w oczy.
- Udowodnię ci... - wzięła jedno z ziół i sama zjadła: - Skoro nie zaszkodziły mi to tobie też nie mogą, muszę już iść, nie mów o nich nikomu, zgoda?
- Zgoda... - powiedziałam niepewnie, Feliza zniknęła mi z oczu, po chwili przyszedł tata.
Od Zimy
Wstałam szybko, ledwo zniosłam ból, zaciskałam aż zęby.
- Elliot idź już, sprawdź co u Tori.
- Ale...
- Nic mi nie jest, idź - prawie znów upadłam, odeszłam kawałek, Elliot poszedł za mną.
- Powiedziałam żebyś poszedł do siostry! - krzyknęłam na niego, nie chciałam, ale musiałam szybko zostać sama, nim ktokolwiek się domyśli skąd te bóle, a już zwłaszcza nim Elliot odkryje że jestem w ciąży. Przyspieszyłam kroku podążając w stronę lasu. Gdy Elliot zniknął mi z oczu, akurat upadłam, ciężko oddychając.
- Spokojnie... - spojrzałam na brzuch: - Tori nic nie będzie... - próbowałam się uspokoić. Za dużo przeżywałam przez chorobę córki, mogłam nawet poronić, a tego bym chyba nie przeżyła. Przeszłam już prawie połowę ciąży. Zauważyłam w oddali Wiche, pobiegła gdzieś, zdziwiłam się, bo wcześniej od razu byłaby przy mnie. Przypomniałam sobie nagle co ostatnio jej powiedziałam, jak bardzo ją zraniłam, czyżby nadal to rozpamiętywała?
- Zima, co się stało? - przybiegła po kilku minutach siostra.
- Nic... Nic mi nie jest... - skłamałam, nie chciałam jednak ryzykować ze wstawaniem, musiałam odetchnąć, skurcze już po woli przechodziły.
- Wicha ci powiedziała że tu leże?
- Tak... Mówiła też że jesteś cała blada i... - spojrzała na brzuch: - Jest dziwnie zaokrąglony, jakbyś...
- Wydaje ci się... - wstałam nagle, od razu poczułam skurcz, przez który aż pochyliłam głowę zaciskając zęby i przymykając oczy.
- Ja byłam w ciąży i wiem, wiem jakie są objawy...
- Ostatnio dużo jem, mam nienasycony apetyt, to pewnie z nerwów, nie jestem w ciąży.
- Sprawdzałaś?
- To się czuje Shady, to też powinnaś wiedzieć, skoro byłaś w ciąży. Źle się poczułam, bo martwię się o Tori, złamała sobie dzisiaj dwie nogi... - westchnęłam: - Jest taka słaba.
- Jak to się stało?
- Ponoć złamała je podczas skoku, nie chcę nawet o tym myśleć, Danny przy niej jest, też powinnam tam być...
- Danny też się w końcu domyśli - Shady znów drążyła w temacie ciąży.
- Nie ma się czego domyślić, przestań wmawiać mi tą ciąże!
- Dlaczego to ukrywasz?
- Shady!
- Wiem że kłamiesz, przecież cię znam, w końcu jestem twoją siostrą.
- Tym razem się mylisz - upierałam się, po chwili jednak odpuściłam, chciałam w końcu komuś o tym powiedzieć: - Dobrze, wygrałaś, będziesz musiała pomóc mi to ukryć.
- Ale... Dlaczego?
- Przed Elliot'em, on nie może wiedzieć że spodziewam się źrebaka... - szepnęłam siostrze na ucho, wolałam już bardziej nie ryzykować, ktoś mógłby nas podsłuchać: - Wiesz że jest demonem, mógłby mu coś zrobić... Nie ufam mu w pełni, choć zaakceptowałam go jako syna, wręcz pokochałam i przeżyłabym to teraz znacznie mocniej gdyby je zabił...
- Jak niby chcesz to ukryć?
- Nie wiem, na razie jakoś daje radę...
Od Felizy
Tori nawet nie wie w co się wpakowała dając się przekonać na te zioła. Mogłam być z siebie dumna, bo już dawno je wszystkie wzięła, demony poinformowały mnie o tym. Poszłam na łąkę, do stada, strasznie mi się nudziło bez Elliot'a, Leon był już dorosły i miał mnie gdzieś, przestał nagle mnie potrzebować, kiedy pojawiła się Marcella. Zostałam sama, bo mama też zaczęła spędzać czas głównie z zaginionym synem. Nigdy nikogo nie potrzebowałam, ale w tym wcieleniu zapragnęłam towarzystwa, może dlatego że nieco "posmakowałam" jak to jest mieć rodzinę i przyjaciół. Poszłam więc poszukać kogoś z kim mogłabym spędzić trochę czasu. Długo kręciłam się pośród stada, aż natknęłam się na brata, był w towarzystwie jakieś pegazicy.
- Cześć siostra - przywitał się.
- Mama jest sama? - spytałam, nieco się zdziwiłam, bo przecież teraz powinna nie odstępować syna na krok.
- Jest z tatą. Chodź do nas.
- Kim ona jest? - wskazałam na pegazice, idąc za bratem, oboje gdzieś się wybierali.
- To Miti, moja ukochana.
- Że niby partnerka? - dopytywałam, Aiden przytaknął, teraz było wszystko jasne. Skoro ma ją to nie będzie wciąż z mamą.
Kilka miesięcy później
Przez tyle czasu zdążyłam polubić brata, z łatwością można było nim manipulować, najważniejsze że był po mojej stronie, uwielbiał wręcz moje towarzystwo. Wmówiłam mu nawet że jego ojciec jest zły, że się nade mną znęca i chce się mnie pozbyć, wspomniałam też o klaczce, którą zabił. Brat uwierzył w każde słowo, mimo że mama próbowała zaprzeczyć. Kontakt pomiędzy nim a Jimem był pełen napięcia, Aiden żywił do niego urazę, ale udawał że jest wszystko w porządku. Oczywiście dla mamy, tak pewnie Jim nieźle by od niego oberwał. Za to ta cała Mitiganda była kolejną ofiarą losu, miałam jej dość i tego jej przymilania się do Aiden'a, coś między nimi było nie tak, jakby Aiden jej nie kochał, ale nie znałam się na miłości, nie akceptowałam tego uczucia, było przeznaczone dla słabych.
Od Zimy
Wyszliśmy z jaskini, budząc się najwcześniej ze stada. Byłam strasznie niespokojna, miałam wrażenie że teraz po wielkości brzucha każdy się domyśla co tak na prawdę mi jest.
- Nie chcesz mi przypadkiem czegoś powiedzieć? - Danny zatrzymał się nagle, patrząc na mój brzuch.
- Chyba powinnam zacząć się odchudzać... - uśmiechnęłam się nerwowo.
- Jesteś...
- Chodźmy już, mamy mnóstwo obowiązków - przerwałam zmieniając temat. Czułam się o wiele lepiej odkąd Tori w końcu wyzdrowiała, nie chodziło o zwykłe zrośnięcie się złamanych kości, ale też o to że była silniejsza niż przedtem.
Od Tori
Bawiłam się z innymi źrebakami, Elliot też tu był. Jeszcze dwa miesiące temu musiałam czekać aż będę mogła wreszcie chodzić, a teraz już szalałam ile się dało. Przestałam się męczyć, nawet lepiej widziałam. To było niesamowite jak te zioła na mnie działały. Ukrywałam je w tajemnicy przed wszystkimi, Feliza nie pozwoliła mi nikomu powiedzieć, a gdybym to zrobiła przestałaby mi je dostarczać.
Znaleźliśmy się w pobliżu wodospadu, już od dawna chciałam popływać w jeziorku, które powstało na skutek spadającej wody. Tym razem nikt mnie nie powstrzymał jak pobiegłam do niego wskoczyć. Na początku trzymałam się tam gdzie było płycej, wypływając coraz głębiej uczyłam się jak mam przebierać nogami żeby pływać. Reszta nadal się bawiła, zanurkowałam, pod wodą wyglądało tak ciekawie, ale powietrze szybko mi się kończyło i musiałam co chwilę się wynurzać.
- Tori - zawołała mnie Feliza, była za wodospadem.
Wyszłam niechętnie z wody idąc do niej, zastanawiałam się czego chcę, zioła się jeszcze nie skończyły.
- Bierzesz ich coraz więcej? - spytała.
- Tak, tak jak kazałaś...
- Zrobisz coś dla mnie?
- Tylko co?
- Chcę żebyś powiedziała rodzicom, że Jim cię zaatakował...
- Ale nie zrobił tego - przerwałam jej.
- Powiedźmy że zrobił, a żeby ci uwierzyli... - Feliza nagle mnie uderzyła, aż upadłam, ale nie poczułam żadnego bólu, przestraszyłam się tylko.
- Spokojnie, rany szybko się zagoją, a ty i tak nic nie poczujesz przez te zioła, pamiętaj że to Jim cię pobił, chyba że znów chcesz być taka słaba.
- Nie mogę...
- Więc nie będzie już więcej tych ziół! - krzyknęła, po czym odeszła ode mnie, złapałam ją za grzywę.
- Nie rób mi tego... - prosiłam, Feliza uśmiechnęła się szyderczo i uderzyła mnie jeszcze mocniej, aż poturlałam się po ziemi, rzeczywiście nic nie poczułam.
Od Felizy
Biłam Tori ile popadnie, sprawiło mi to radość, musiałam tylko uważać żeby jej przypadkiem nie zabić, nie odczuwała bólu po tych ziołach mogła nawet wskoczyć w ogień i nic by nie poczuła. Demony które mi służyły pilnowały czy nie ma przypadkiem kogoś w pobliżu.
- Może już starczy... - Tori cofnęła się do tyłu, przez co spudłowałam.
- Czego się boisz?
- Nie chcę żeby mama się mną znów przejęła...
- Ach tak... Niech będzie, idź już. Chyba wiesz kto cię zaatakował?
- Jim... - spuściła głowę.
- Nie przejmuj się nim, byłby do tego zdolny, gdyby nie moja mama - poszłam już okrężną drogą, nie mogłam pozwolić żeby ktoś mnie zobaczył. Tori nawet nie wie co później będzie w stanie zrobić dla tych ziół, są mocno uzależniające... Doszłam do rzeki, rozmyślając czy by nie przeprosić Elliot'a, w końcu minęło tyle czasu, już dawno powinien wszystko zapomnieć, ale nie zrobił tego. Nie miałam zamiaru się przed nim poniżać.
Od Zimy
Przechadzaliśmy się po łące, obserwując stado, niespodziewanie przyszła do nas Tori. Spanikowałam na jej widok, była cała poobijana.
- Kto ci to zrobił?! - aż krzyknęłam, córka miała w oczach łzy.
- Nikt... - szepnęła.
- Tori proszę cię, musisz nam powiedzieć - powiedział Danny.
- Boję się... Nie chce żebyście go wyrzucili ze stada...
- To... To Elliot? - spytałam niepewnie.
- Nie - Tori od razu zaprzeczyła.
- Więc kto?
- Jim, ale...
- No wspaniale - powiedział ironicznie Danny.
- Pożałuje tego, nie ma prawa tknąć naszej córki! - ruszyłam gwałtownie przez stado, szukałam wszędzie wzrokiem Jima, byłam tak wściekła że już przestałam nad sobą panować.
- Zima, spokojnie - Danny podbiegł do mnie z boku, łapiąc mnie za grzywę: - Musisz teraz na siebie uważać.
Zatrzymałam się nagle, nie mogłam złapać oddechu, byliśmy pośrodku łąki. Musiałam się położyć. Chyba właśnie nadszedł czas porodu, było za wcześnie zaledwie o kilka dni, więc nie próbowałam tego powstrzymywać. Skurcze szybko mnie naszły, jednak nim wydałam źrebaka na świat męczyłam się z kilka godzin. Danny był cały czas przy mnie. Jak zapadł wieczór miałam najsilniejsze skurcze, krzyczałam aż z bólu, podkurczając nogi, po paru minutach poczułam ulgę i właśnie wtedy zorientowałam się że źrebak już przyszedł na świat. Ledwo podniosłam głowę, patrząc do tyłu żeby móc je zobaczyć.
- Jest takie słodkie... - uśmiechnęłam się na jego widok: - Jak je nazwiesz? - spojrzałam na ukochanego.
- Ja?
- W końcu przez tyle czasu trzymałam cię w niepewności... - położyłam już głowę, oczy same mi się zamykały ze zmęczenia...
Danny, Elliot (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz