Menu

poniedziałek, 12 października 2015

Samotność cz.16 - Od Leona/Marcelli

- Gdzie on jest?! - wrzasnąłem, nie mogłem opanować gniewu nawet przy Marcelli, a nigdy nie miałem z tym trudności. Myślałem już tylko o zemście, wykończę tego drania!
- Nie.. Nie wiem... - powiedziała cicho Marcella.
- Już nie będziesz płakała! Oj nie, ten kto ci to zrobił będzie ryczał jak mały źrebak! - odbiegłem gwałtownie, pędziłem jak oszalały, przebiegłem przez łąkę, przez las, dotarłem aż pod wulkany. Straciłem już kompletnie poczucie czasu, nic się nie liczyło, tylko znaleźć tego ogiera. Był mały problem, nie widziałem go nigdy na oczy. Musiałem zawrócić. A gdy tak przechodziłem obok stada... W każdym ogierze widziałem potwora, który skrzywdził moją ukochaną. W końcu nie wytrzymałem i rzuciłem się na nich wszystkich. Atakowałem każdego po kolei, bronili się, mieli nade mną przewagę. Całe zamieszanie przerwał izabelowaty ogier, na jego polecenie nikt już mnie nie atakował, jedynie  dwóch mnie przytrzymało. Ale ja się wyrwałem, rzuciłem się na izabelowatego, w napadzie szału nie zorientowałem się że to przecież nasz przywódca. Odepchnął mnie od siebie gwałtownie, upadłem. Nie zdążyłem mu nawet nic zrobić i jedno szczęście.
- Który to był?! No który! - wrzeszczałem na cały głos.
- Uspokój się, nie masz prawa nikogo atakować! - Danny musiał na mnie krzyknąć, żeby do mnie dotarło.
- Może i nie mam prawa, ale ten co skrzywdził Marcelle też nie miał do tego prawa! Zabije go! Nie daruje mu tego! Rozszarpie go! Zabije drania! - zmierzyłem każdego wzrokiem: - Który to?! Który?!
- Powiedziałem żebyś się uspokoił, bo za chwilę wyciągnę z tego konsekwencje - Danny spojrzał na mnie ostrzegawczo, podniosłem się z ziemi. Przywódca kazał się innym rozejść, w tym klaczą, które wszystko widziały. Dobrze że nie było tu moich rodziców, ale siostra już niestety była, pewnie wszystko im wypapla.
- Co się stało Marcelli? - spytał Danny.
- Ktoś ją skrzywdził, a ja nie mam pojęcia kto! - z nerwów nie umiałem zniżyć tonu, coś czułem że wpakuje się w jeszcze gorsze kłopoty.
- To już wiem, ale co jej zrobił?
Spojrzałem na niego dziwnie, może był przywódcą i zawsze miałem do niego jak i do jego partnerki szacunek i respekt, który wpoili mi rodzice, ale tego nie powiedziałbym nikomu. Nikomu.
- Pobił ją - skłamałem, choć nie do końca, bo rzeczywiście ten drań ją uderzył.
- Zaprowadź mnie do niej...
- Sam sobie z tym poradzę, dam nauczkę... - przerwałem, czując na sobie wzrok przywódcy, w końcu ruszyłem się w stronę rzeki, tam gdzie była Marcella.
- Mimo wszystko, nie możesz od tak rzucać się na członków stada.
- Poniosły mnie emocje... To się więcej nie powtórzy, przyrzekam.
- Oby.

Na miejscu Danny chciał zostać sam z Marcellą. Nie chciałem odejść, więc oddaliłem się od nich ukrywając się za krzakami. Marcella była jeszcze przerażona i zapłakana, Danny niczego się od niej nie dowiedział. W końcu zostawił ją samą, wołając mnie do siebie. Wyszedłem z kryjówki, bo co miałem zrobić? Przywódca nic na to mi nie powiedział.
- Zostań z nią, to chyba coś poważniejszego niż zwykłe pobicie, porozmawiam z nią jak nieco się uspokoi - szepnął, idąc przed siebie, w oddali zauważyłem Zime, czekała na niego z źrebakiem u boku. Ten moment dał mi do myślenia. Co jeśli Marcella nigdy nie zechce mieć ze mną źrebiąt przez to co ją spotkało? Przez tego drania miałbym stracić szanse zostania ojcem?! Z resztą czy to takie ważne? Najważniejsze że jesteśmy razem. Spojrzałem na Marcelle, aż ciężko mi się robiło na sercu widząc jej cierpienie, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić co przeszła. Podszedłem, kładąc się przy niej.
- Wszystko będzie dobrze kochanie, już nikt cię nie skrzywdzi... - przytuliłem ją do siebie delikatnie. Cała się trzęsła.
- Spokojnie... - powiedziałem łagodnie.
- Nie... Nie gniewasz się na mnie?
- Za co? To on jest wszystkiemu winien!
Milczeliśmy przez chwilę, wtuleni w siebie, ale nie tak mocno jak kiedyś, tylko lekko, jakby Marcella chciała zachować ode mnie dystans. Nie podobało mi się to za bardzo, ale bez względu na wszystko nie zamierzałem jej zostawić, nigdy w życiu. Zwłaszcza teraz gdy mnie potrzebowała. Ja też jej potrzebowałem, bez niej moje życie nie miałoby sensu.
- Kto ci to zrobił? Jak wyglądał? - zacząłem pytać.
- Nie wiem... - wymamrotała Marcella.
- Na pewno wiesz. Nic się nie bój, on nic ci nie zrobi, bo go zabije. Będzie zdychał po woli w mękach - kiedy to mówiłem przepełniała mnie złość. Marcella nie chciała mi nic powiedzieć, pewnie ze strachu przed nim. Ale ja go dorwę, w końcu się dowiem kto to...


Marcella (loveklaudia) dokończ



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz