Elliot
-Uciekła do jakiejś klaczy, chyba swojej matki, zatrzymałem się i zawróciłem
-Mogłeś dorwać i jej matkę, mielibyśmy dwie ofiary
-Wyglądała na silną...nie wiem kim była ale czułem od niej dziwną energię, wolałem odpuścić
-Jesteś demonem i boisz się byle klaczy
-Nie boję się- zaprzeczyłem
-Jakbyś się nie bał to byś zabił i tą klacz
-Skończ i nie denerwuj mnie- parsknąłem
-Bo co?
-Nie zapominaj że jestem synem przywódców, no i jestem ogierem...
-Ale ja jestem dużo starsza i silniejsza
-Jasne...- zachichotałem ironicznie, patrzyliśmy na siebie przez chwilę w gniewie
-Dobra, nie kłóćmy się...jesteśmy przyjaciółmi czy nie?- Feliza podeszła do mnie, spojrzała mi nawet w oczy ale odwróciłem wzrok
-Idziemy jeszcze w te góry?- spytałem jakby nigdy nic
-Pewnie, to kto pierwszy- Feliza dotknęła mnie i ruszyła w stronę gór śmierci, popędziłem za nią, skręciłem naglę zmieniając trasę, a postanowiłem sobie ją wystraszyć, tak dla żartu, wbiegłem na skały
-Elliot?- Feliza zatrzymała się oglądając za siebie
-Elliot gdzie jesteś?!- zawróciła, szła rozglądając się na boki, akurat podeszła pod skałę na kórej stałem, zeskoczyłem naglę lądując przed nią, odskoczyła aż do tyłu, zacząłem się śmiać
-To nie było śmieszne- spojrzała na mnie krzywo
-No co ty? hahaha gdybyś widziała swoją minę- nie mogłem przestać się śmiać, widziałem po niej że się zdenerwowała i właśnie to mnie śmieszyło
-Małolata- powiedziała pod nosem, mimo to, słyszałem to
-Odezwała się dorosła- przygadałem jej
-Idziesz dalej czy raczej wolisz wracać do mamusi i tatusia?
-Ja to nie ty
-Coś jeszcze?!- odwróciła się gwałtownie w moją stron
-No dawaj- widziałem jej wściekłość, jej oczy zrobiły się bardziej czerwone, wyglądała jakby miała mnie zaraz zaatakować. Feliza parsknęła i poszła dalej
-Ale ty się obrażasz- dogoniłem ją
-Po prostu nie lubię głupich żartów
-I mówi to ta która sama robi głupie żarty innym- nieodezwała się już, dalej szliśmy w milczeniu, nieodzywaliśmy się do siebie doputy dopuki nie doszliśmy do stawu w górach śmierci, było tu mnustwo duchów i szczątków koni, tych które niedawno padły tutaj albo się utopiły, było też mnustwo szkieletów koni i innych zwierząt. Oboje usłyszeliśmy naglę płacz
-Słyszysz?- spytałem nastawiając uszy, poszliśmy w stronę dźwięków, znaleźliszmy młodą zapłakaną klacz, leżała przy zwłokach jakiegoś ogiera, spojrzała w naszą stronę, wstała gwałtownie
-Czego chcecie?!- wrzasnęła patrząc na nas wrogo
-Jaka wariatka- zaśmialiśmy się
-Nie jestem wariatką gówniarze- naglę popędziła na nas, odskoczyliśmy zanim nas stratowała, klacz zawwróciła i złapała mnie za grzywę podnosząc do góry
-Radzę puścić- ostrzegłem
-Ciekawe co mi zrobisz bachorze- rzuciła mnie na ziemię, szybko zamieniłem się w postać demona, w oczach klaczy zobaczyłem strach, zaśmiałem się wstając
-I co?...zdziwiona?- szedłem w jej stronę, a ona się cofała
-Zostaw, odejdź...- z oczu klaczy wypłynęły łzy
-Trzeba było się posłuchać- użyłem mocy jaką posiadałem i rzuciłem nią o ścianę niewidzialną siłą, krzyknęła osówając się na ziemię, zacząłem zadawać jej ból od środka, w końcu ją opętałem, rzucała się na ściany sklane nie z własnej woli, gryzła skały łamiąc sobie zęby, co się podnosiła z ziemi to rzucałem nią spowrotem na nią
-Błagam...przestań- wymamrotała, i to w sumie były jej ostatnie słowa, zadałem jej od środka rozrywający ból, umarła, odrazu pochłonąłem jej ducha, po tym wróciłem do swojej normanej postaci.
-I jak?- odwróciłem się do Felizy ze zwycięskim i szyderczym uśmiechem...
Danny
-Spokojnie aniołku- przytuliłem córkę
-Przepraszam...mamo, ja będę już na siebie uważać-Tori spojrzała swoimi zapłakanymi oczami na Zimę
-Wybacz kochanie, ale nie pozwolę ci już się bawić...sama widzisz jakie to dla ciebie niebezpieczne
-To ostatni raz...
-Nie...
-Zima...
-Danny powiedziałam nie...
-Wiecznie jej pilnować nie będziesz
-Jak zrobi się silniejsza to wtedy dam jej więcej swobody, jak narazie sam widzisz co się dzieje
-Ale nie zabierajmy jej dzieciństwa, niech się bawi z innymi ale pod naszym nadzorem
-No nie wiem...
-Będzie się bawić tylko wtedy, kiedy będziemy ją pilnować, wtedy jeśli coś się będzie działo odrazu zainterweniujem
-Dobra, ale tylko i jedynie wtedy kiedy będę mieć na nią oko
-Dziękuję mamuś- Tori przytuliła się do Zimy, małej odrazu poprawił się humor, po kulkunastu minutach usnęła.
Kilka godzin później
Poszliśmy pospacerować po łące razem z córką, zacząłem się niepokoić o Elliota, nie było go w stadzie od dłuższego czasu
-Zima, martwię się o Elliota- zacząłem
-Nie wiem dlaczego, przecież wiesz że i tak sobie poradzi
-Ale to źrebak i...
-Danny on jest silny, da sobie radę- uspakajała mnie Zima, w sumie miała rację ale jednak się martwiłem o syna...
Feliza, Zima, Tori [ zima999 ] ^^Dokończ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz