Menu

sobota, 10 października 2015

Samotność cz.15- Od Marcelli/Leona

-Przysięgasz?- spytałam- zrobisz to dla mnie, i nie skrzywdzisz już żadnej klaczy i źrebaka?
-Tak, przysięgam...wybaczysz mi?
-Tak, wybaczę...wiesz że cię kocham i boli mnie to kiedy widzę jak traktujesz innych, nie mogę na to patrzeć, i nie myśl że ja się niedomyślę, prędzej czy później i tak prawda będzie wychodzić na jaw
-Wiem, wiem...przepraszam...też cię kocham- przytulił mnie, odwzajemniłam to ale chwilę sie wachałam, czy Leon na prawdę się zmieni? pożyjemy zobaczymy, jak będę musiała to zmienię go sama.
-To miłe że zaakceptowałeś swoją siostrę- uśmiechnęłam się
-Jednak nie jest taka zła jak myślałem
-No widzisz, jak dorośnie to nawet jej nie będziesz zauważał bo ona zajmie się sobą
-Oby...- powiedział cicho, jednak to usłyszałam
-Leon- spojrzałam na niego ostrzegawczo
-Przepraszam...dopiero zaczynam się zmieniać...
-Jednak pomyśl dwa razy zanim coś powiesz, bo niektóre twoje słowa mogą ranić
-Wiem...chodźmy może na spacer?
-No dobrze...- zgodziłam się, poszliśmy w stronę wodospadu
-Wiesz co...- zaczęłam w połowie drogi
-Co?
-Wiesz co jutro jest?
-Nie...
-No pomyśl- Leo zastanowił się
-Nie wiem...co jest?
-Będę już oficjalnie dorosła, no prawie, ale już dorosła- uśmiechnęłam się
-No tak- uśmiechnął się- w końcu
-Ale oficjalnie parą zostaniemy dopiero wtedy kiedy będę miała 2 lata i 6 miesięcy
-No niestety...- spuścił na chwilę wzrok
-Ale to szybko minie, nawet nie zdążysz się obejrzeć a już będziemy oficjalnie parą
-Nie mogę się tego dnia doczekać...aż tak długo będę musiał na to czekać
-Narazie zobaczymy czy damy radę ze sobą wytrzymać, bo wiesz, w końcu mam z tobą być do końca życia
-Nie zawiedziesz się na mnie...na pewno
-Oby- objęłam go skrzydłem, położyliśmy się przy jeziorku, niebo, księżyć i gwiazdy cudownie się w niej odbijały, sprawiało to taki magiczny klimat.
Był środek nocy, a my nadal nie spaliśmy, zobaczyłam że Leon lekko drży
-Zimno ci?- spytałam
-Nie- zaprzeczył
-Przecież widzę- położyłam na nim swoje skrzydło, mimo iż był większy odemnie to moje skrzydła były większe od niego, otuliłam go i przytuliłam się do niego
-A tobie nie jest zimno?- spytał z troską
-Płynie we mnie krew niebieskiego konia, jestem odporna na mrozy
-A tego nie wiedziałem
-No widzisz...jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz- uśmiechnęłam się tajemniczo, poczym zamknęłam oczy i usnęłam wtulona w Leona.


Nad ranem


Kiedy się obudziłam, Leona nie było obok mnie, rozejrzałam się dookoła
-Leo?- podniosłam się, naglę ktoś dotknął mojego boku, przestraszyłam się i aż podskoczyłam
-Witaj piękna- Leon położył przy moich kopytach piękny bukiet kwiatów, nie wiem gdzie on je znalazł ale były przecudownie, do tego ten zapach
-Nie musiałeś- uśmiechnęłam się
-Nie są tak piękne jak ty, ale pasują do twojej przcudnej urody...wszystkiego najlepszego w kroczenie w dorosłość- przytulił mnie
-Dziękuję, jesteś uroczy
-Mam dla ciebie jeszcze to- zdjął ze swojej szyji naszyjnik z pięknym, szlachetnym kamieniem który mienił się kolorami w promieniach słonecznych, Leo nałożył mi go na szyję
-Wyglądasz jak księżniczka- uśmiechnął się, patrzyłam na prezent
-Skąd go masz?
-Znalazłem w górach, nie mogłem go tam zostawić, odrazu pomyślałem o tobie
-Cudowny prezent- wtuliłam się w niego
-Chodźmy na łąkę, pewnie jesteś głodna
-I to jak- wzięłam bukiet i wraz z Leonem poszłam na łąkę, zaciekawione konie, a szczególnie klacze, spojrzały na mnie i na Leona, ich uwagę pewnie przykuł ten bukiet który niosłam w pysku.
-Spójrz jak patrzą- szturchnęłam Leona kiedy już staneliśmy
-Zazdroszczą ci, nic dziwnego...mi też zazdroszczą ogiery, tak pięknej urody klaczy
-Już mi tak nie schlebiaj- zarumieniłam się, zasłoniłam się tym samym grzywką
-Uroczo wyglądasz z tymi rumieńcami- Leo odkrył moją grzywkę.
Posiedzieliśmy trochę na łące, po jakimś czasie przyszła mama Leona
-Leo pójdziesz na chwilę ze mną?- spytała
-A to coś ważnego?
-Tak
-To mów, nie mam tajemnic przed Mercy
-Ale wolę z tobą porozmawiać na osobności
-Ale...
-Leo idź- uśmiechnęłam się
-Na pewno?- spytał
-Tak idź, ja pójdę się przejść, będę nad rzeką
-Tylko uważaj na siebie
-Dobrze- Leo poszedł ze swoją mamą, ja także odeszłam, poszłam do lasu, szłam spokojnie po ścieżce leśnej, naglę wbiegł we mnie jakiś ogier, oboje się przewróciliśmy
-Przepraszam, nic ci nie jest?- spytał
-Nie..- wstałam, trochę mnie bolał bok, ale to tylko dlatego że lekko go obszorowałam
-Nie zauważyłem cię, na pewno nic ci nie jest?
-Nie- otrzepałam się
-Jestem Emil- przedstawił się
-Marcella
-Co taka piękna młoda klacz robi sama w lesie?
-Poszłam na spacer, raczej mi nic nie grozi
-No nie wiem, tyle tu niebezpiecznych rzeczy
-To teren stada, jest tu bezpiecznie a szczególnie w dzień
-To tu jest stado?
-Tak, a chciałbyś dołączyć?
-Nie, jestem tu chwilowo...ale w sumie dobrze że się tu znalazłem
-A to dlaczego?
-Bo spotkałem ciebie- uśmiechnął się
-Ja muszę już iść- ominęłam go
-Może potowarzyszę- poszedł za mną
-Nie dziękuję- zignorowałam go
-No dobrze, dobrze...nie będę się narzucać- uśmiechnął się zalotnie, odwróciłam szybko wzrok i pokłusowałam nad rzekę.


godzinę później


Leżałam czekając na Leona, usłyszałam kroki za sobą, odwróciłam się bo myślałam że to Leon, ale to był tej ogier, Emil, wstałam odrazu
-Co za przypadek- uśmiechnął się dziwnie
-Możesz mnie zostawić w spokoju?- rozłożyłam skrzydła
-Coś ty taka niedostępna- podszedł bliżej
-Jestem zajęta- odwróciłam się od niego
-Taka młodziutka i już zajęta?
-A co cię to interesuje?
-Intersuje, chcę cie lepiej poznać
-Daruj sobie- już chciałam odlecieć ale kiedy wzbiłam się w górę, złapał mnie za ogon i zciągnął w dół
-Co ty robisz!- uderzyłam go skrzydłem
-Uspokój się- przytrzymał mnie za grzywę, machałam desperacko skrzydłami, przypomniało mi się zachowanie mojego ojca, zaczęłam w końcu skrzyczeć
-Leon!- krzyknęłam
-Przymknij się- przycisnął mnie do ziemi, starałam się go odepchnąć skrzydłami ale przycisnął mnie swoim ciężarem ciała, udało mi się go ugryźć ale uderzył mnie
-Grzeczniej
-Zostaw mnie- wyjąkałam, zszedł ze mnie i podniósł za grzywę
-Młoda, przynajmniej problemu nie będzie bo w ciąże nie zajdzie- zaśmiał się, był niewiele odemnie starszy, miał może ze 2 lata, ale i tak dużo odemnie silniejszy. Próbowałam się wyrwa i krzyczeć ale za każdym razem kiedy krzyknęłam zostałam uderzona albo ugryziona, nie chciałam tego ale on to zrobił siłą, zmusił mnie, walczyłam, próbowałam się od niego uwolnić, ale to nic nie dało, miałam nadzieję że Leo za chwilę się pojawi, długo nie przychodził, a w nim była moja nadzieja, w końcu mnie puścił, upadłam na ziemię zapłakana, po tym na pewno długo trudno będzie mi się zbliżyć bardziej do Leona, po tym co zrobił mi ten Emil, jak bardzo to bolało.
-Powiedz komuś to cię znajdę i utnę ci te skrzydełka- zaśmiał się, zanim odszedł to uderzył mnie dwa razy w brzuch, i raz z pysk, odszedł, a ja leżałam w tym samym miejscu i płakałam, bałam się co pomyśli Leon, a jeśli wieźmie to za zdradę? i mnie odrzuci? załamałabym się i nie wytrzymałabym psychicznie.
-Marcella?- usłyszałam głos Leona, wystraszyłam się na myśl że on tutaj jest, odwróciłam się i spojrzałam na niego przerażona
-Kto ci to zrobił? co cię boli? Mercy?- podbiegł, zadawał tyle pytań a ja nie mogłam wyksztusić z siebie słowa, tylko płakałam
-Mercy...kochanie...co za drań ci to zrobił? zabiję go!- wrzasnął rozglądając się dookoła
-Leon ja...ja przepraszam- wyjąkałam
-Za co?
-Nie chciałam..ale..ale on..- wyszlochałam
-Spokojnie...o co chodzi?
-Bo on mnie zmusił...zmusił do...- zapłakałam patrząc na swój tył, Leon tupnął wściekle o ziemię, wbił w nią aż kopyto, wystraszyłam się i zaczęłam ze strachu drżyć...


                                                 Leon [ zima999 ] ^^Dokończ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz