Parsknęłam, mierząc go wzrokiem, nawet nie zauważył, całkowicie mnie ignorując. Odszedł już spory kawałek, ledwo go widziałam za horyzontem. Zdałam sobie sprawę że straciłam przyjaźń Elliot'a i to chyba już na zawsze. Zmienił się, a może ja nie potrafiłam podtrzymać zwykłej przyjaźni? Nie ważne, nie był już taki jak kiedyś, nie odnajdywałam już w nim bratniej duszy. Staliśmy się wrogami, musiałam uważać, bo on miał przewagę, był synem przywódców. Musiałabym zbliżyć się nieco do nich, byłam już dorosła i mogłabym zostać zastępczynią, ale czy jego rodzice by mnie wybrali? To graniczyło z cudem. Mimo młodego wieku, który też był przeszkodą, Elliot nie pozwoliłby mi zbliżyć się do przywódców i zdobywać po woli ich zaufanie. Ale przynajmniej miałam coś innego na Elliot'a, biedak nawet nie zdawał sobie sprawy że Tori zrobi co ze chcę. Uzależniła się już od tych ziół, które jej podaje, będzie w stanie zrobić wszystko żeby je zdobyć...
Po południu
Od Zimy
Dzień minął nam na obowiązkach i zaglądaniu do najmłodszej córki, chciałam ją mieć stale na oku, pamiętałam jak to było z Tori. Majka na szczęście była okazem zdrowia, wciąż była w ruchu, zmęczyła nawet starsze od niej źrebaki. Jak przyszliśmy, Elliot akurat bawił się z młodszą siostrą, uśmiechnęłam się na ich widok. Jeszcze do niedawna bałam się że ją skrzywdzi, ale mile mnie zaskoczył.
- Aż szkoda im przerywać - powiedziałam, czekając jeszcze z wołaniem Maji, była już pora karmienia.
- Tak się cieszę że ta klątwa nie miała na nią wpływu - przyznał Danny.
- Chyba już nie będzie miała wpływu na żadne z naszych przyszłych źrebiąt.
- Zamierzasz mieć ich więcej? - zdziwił się Danny.
- Czemu by nie... - zażartowałam.
- Zobacz kto przyszedł - Elliot oderwał uwagę Majki od zabawy, podchodząc do nas wraz z siostrą.
- Cześć mamo, cześć tato - przywitała się radośnie Maja. Przywitaliśmy ją z uśmiechem.
- Kochanie, napij się mleka - powiedziałam. Maja od razu weszła pode mnie i zaczęła ssać.
- Pobawicie się jeszcze trochę, ale o zmroku wracajcie do jaskini - Danny spojrzał na Elliot'a.
- Gdzie Tori? - spytałam zauważając że nigdzie jej nie ma.
- Była tu jeszcze przed chwilą, bawiła się trochę z Mają i z innymi - oznajmił Elliot: - Pewnie za chwilę wróci.
- Tori poszła gdzieś tam - wtrąciła Majka, wskazując w stronę wodospadu. Domyśliłam się że poszła się po prostu napić wody i za raz wróci.
Od Tori
Chodziłam wzdłuż brzegu jeziorka, do którego wpadał wodospad, coraz bardziej byłam podenerwowana, strasznie brakowało mi tych ziół. Myślałam że oszaleje jak za chwilę ich nie wezmę, bałam się że znów poczuje się tak słaba jak przedtem. Nie chciałam nawet myśleć o tej chorobie, dzięki ziołom mogłam się swobodnie bawić, bez pilnowania się czy się nie przemęczę, czułam się w miarę normalna, choć nadal wolniejsza od innych. W końcu położyłam się na ziemi, zabrakło mi tchu. Zaczęło ściskać mnie okropnie w gardle, dusiłam się, przebierałam nerwowo nogami, czując nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. Przed oczami miałam czarne punkciki, starałam się ich pozbyć, wciąż mrugając intensywnie, ledwo zobaczyłam cień na ziemi nie należący do mnie, ktoś nade mną stał.
- Feliza... - przestraszona spojrzałam na nią, jakim cudem jej nie usłyszałam?
- Chce żebyś pokłóciła się z Elliot'em, żeby znów zaczął cię nienawidzić - zaczęła.
- Daj... Daj mi je... - błagałam, tylko na tym w tym momencie mi zależało.
- Najpierw powiem ci co masz zrobić. Powiesz rodzicom i siostrze że Elliot powiedział że do niczego się nie nadajesz, że jesteś nikim i takie tam... I choć on będzie zaprzeczał, ty nadal będziesz upierała się przy swoim. W końcu komu szybciej uwierzą? Tobie... A do Elliot'a nie będziesz się odzywać, to łatwe, za każdym razem jak będzie do ciebie mówił odwrócisz się tyłem obrażona.
- Ale...
- Chcesz te zioła czy nie? - Feliza uśmiechnęła się do mnie jakoś tak dziwnie, zauważyłam z tyłu za nią świeżą kępę ziół.
- Proszę...
- Zrobisz co ci każe? - przerwała.
- Ja... To mój brat... Nie... Nie mogę...
- Możesz...
Zaczęłam kasłać, Feliza podsunęła mi zioła pod sam nos, chciałam je wziąć do pyska, ale mi je odsunęła, miałam już nawet łzy w oczach, długo nie czułam się taka opadnięta z sił, zupełnie bezsilna, na dodatek ten ból nie dawał mi spokoju.
- Zostaw... - powiedziałam rozpaczliwie.
- Wystarczy że zrobisz co ci kazałam.
- Dobrze... Błagam daj... Daj mi je...
W końcu doczekałam się tego czego chciałam. Zjadłam je od razu, prawie połknęłam. Feliza nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Pamiętaj że się zgodziłaś, a jak nie dotrzymasz obietnicy to nigdy już ich nie zobaczysz - odeszła ode mnie, po woli dochodziłam do siebie. Ulżyło mi, poczułam się o sto razy lepiej. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, na co tak na prawdę się zgodziłam. Nie mogłam tego zrobić, nie własnemu bratu...
Od Felizy
Wróciłam do stada, zobaczyć co u Aiden'a, trochę już go nie widziałam. Zastałam akurat mamę z Jimem, płakała. Uśmiechnęłam się szyderczo patrząc mu prosto w oczy, pewnie już go ukarali, a może nawet wyrzucili. Pognał nagle w moją stronę, zaszarżował aż na mamę, która odskoczyła w ostatniej chwili w obok. Wokół było stado, a gdzieś dalej wędrowali przywódcy, a on rzucił się na mnie bezmyślnie i bił gdzie popadnie. Powstrzymałabym go już dawno, ale chciałam żeby mnie pobił, w ten sposób wpakuje się w jeszcze gorsze kłopoty i o ile tego nie zrobili teraz na pewno go wyrzucą.
- Jim nie! - mama złapała go za grzywę, inni też próbowali go odciągnąć, krzyczałam z bólu, czułam go na prawdę. Jim zaczął się szamotać, już go złapali i szarpali się z nim. Niespodziewanie w tym całym zamieszaniu uderzył mamę, która była najbliżej niego, przewróciła się aż na ziemie. Właśnie wtedy Jim przestał, patrząc na nią jakby ze strachem.
- Ja... ja nie chciałem... - powiedział półgłosem, cofając się do tyłu. Próbowałam wstać, poczułam taki ból że nie obyło się bez krzyku. Mama od razu zerwała się z ziemi i podbiegła do mnie. Osłoniła mnie, jakby Jim znów miał mnie uderzyć. To było niemożliwe, bo przytrzymywali go Costa i Achilles, i raczej nie miał szans im się wyrwać. Po kilku minutach przybiegli przywódcy, mama tymczasem pomogła mi wstać. Utykałam na przednią nogę, ból rozchodził się od kopyta aż na sam kręgosłup, po za tym miałam mnóstwo głębokich, krwawych ran i siniaków. Mimo wszystko miałam ochotę się śmiać, bo Jim nie miał już szans się wykaraskać.
- Co to ma znaczyć?! - Danny zmierzył Jima wzrokiem.
- Ja...
- Dawaliśmy ci tyle szans, a ty co?! Nie mało że pobiłeś naszą córkę, to teraz jeszcze swoją?! - Zima chyba już przestała panować nad sobą, skoro mówiła tak otwarcie. Z Tori to była pestka, nie zrobiłam jej aż takich ran, jak mi teraz Jim.
- Ona nie jest moją córką! - wrzasnął Jim, pogrążał się jeszcze bardziej, nawet nie wiedział jak bardzo mnie to cieszyło.
- A my ci tylko przedłużyliśmy niewolnictwo, ale ta kara najwidoczniej ci nie wystarczyła! Ale na tym koniec, wynoś się stąd! - krzyknęła Zima.
- Poza tym że ją pobiłem, to nic złego nie zrobiłem! Oskarżyliście mnie za nic!
- Nie słyszałeś?! Już nie należysz do stada! - dodał Danny: - I spróbuj tu się w ogóle pokazywać!
- Mel... - Jim spojrzał na partnerkę, nie odezwała się ani słowem. Przestała go w końcu bronić.
- Zabierzcie go stąd - kazał Danny ogierom.
- Wybacz mi, wiesz że nie chciałem... - zawołał Jim patrząc na Melindę, odciągnęli go już spory kawałek. Mama odwróciła głowę, widziałam w jej oczach łzy. Sama musiałam je na sobie wymusić, tak samo jak przerażenie, a to było trudne czując w tym momencie taką satysfakcje.
Od Zimy
Zdałam sobie sprawę że Majka widziała całą tą awanturę, z resztą nie tylko ona, były tu wszystkie źrebaki, oprócz Tori.
- Wracajcie już do rodziców - kazał malcom Danny, rozeszły się posłusznie w stronę dorosłych koni. Większość wracała już do jaskini. Została tylko nasza najmłodsza córka i syn.
- Danny, martwię się o Tori, co jeśli on jej coś zrobił, długo jej już nie ma - zwróciłam się do ukochanego.
- Mogę po nią pójść - zaproponował Elliot.
- Może lepiej będzie jak odprowadzisz siostrę do jaskini i tam na nas zaczekacie, a my poszukamy Tori i szybko do was dołączymy - ruszyłam w stronę wodospadu, nie czekając już nawet na Danny'ego. Bałam się o Tori, właściwie od jej narodzin ciągle się o nią martwię, zawsze coś z nią się działo.
Od Tori
Nie spodziewałam się że mogłabym przysnąć, ale stało się, obudził mnie dopiero stukot kopyt, jakby ktoś tu biegł. To była mama, wraz z tatą, ale ona pierwsza do mnie dobiegła.
- Tori, co się stało? - spytała od razu, spojrzałam na nią zaspana.
- Nic...
- Jak to nic? Co tu robisz?
- Tylko odpoczywałam... Lubię słuchać szum wody... - skłamałam podnosząc się z ziemi.
- Dlaczego całkiem sama? Powinnaś trzymać się blisko stada, przecież wiesz...
- Że jestem chora? - dokończyłam za mamę, kuląc uszy.
- Przykro mi skarbie, ale musisz na siebie uważać.
- Elliot też... - przerwałam, było mi ciężko tak o nim nakłamać, ale myśli o tym że jutro nie zobaczę już ziół strasznie mnie przytłaczały, nie dawały mi odetchnąć, czułam że umrę jak już więcej nie będę mogła wziąć tych roślin, które tak mi pomagają.
- Co Elliot? - zapytał tata.
- Nic tylko... - miałam już łzy w oczach, nie chciałam tego mówić, nie chciałam oszukiwać, ale musiałam.
- Coś ci zrobił? - dopytywała mama.
- Powiedział...
- Tylko co?
- Że... że... - błagałam w myślach żeby tylko tego nie musieć robić, żeby coś się zdarzyło przez co nie powiem tych kłamstw o bracie.
- Co ci powiedział?
- Że... - ciągnęłam dalej.
- Może nie męczmy już Tori - powiedział tata.
- Muszę wiedzieć, Elliot obiecał że nic jej nie zrobi, a jednak coś jej zrobił, aż boi się powiedzieć co - mama przytuliła mnie do siebie, przeszły mi ciarki po grzbiecie, zdałam sobie sprawę że właśnie Elliot stracił w oczach mamy, a tak trudno było jej go zaakceptować, przecież tyle razy widziałam jak na początku go odrzucała i nie pozwoliła mi się z nim bawić, ani nawet do niego zbliżyć.
- Powiedział że ja... - zaczęłam znów: - Że ja... Jestem... - przełknęłam ślinę: - Że jestem do niczego, że jestem chodzącym nieszczęściem i... I... - przerwałam, wypłynęły mi łzy z oczu, choć tak bardzo je powstrzymywałam, płakałam, bo nie chciałam obwiniać brata za to czego nie zrobił, nie byłam w stanie powiedzieć niczego więcej.
- Nie możliwe - powiedział tata.
- A czego się po nim spodziewałeś?! - mama od razu wybuchła złością.
- Przestań, to nasz syn. Pewnie pokłóciliście się, dlatego tak powiedział - tata spojrzał na mnie, zaprzeczyłam kiwnięciem głowy.
- Widzisz?!
- Wystarczy że z nim jutro porozmawiamy.
- Nie ma o czym!
- Elliot zrobił jeden jedyny błąd, a ty już go skreślasz?! Każdy ma prawdo do błędu!
- Chodźmy już skarbie - mama zwróciła się do mnie, schylając lekko głowę.
- Zima...
- Dobrze, już dobrze! Jutro z nim porozmawiamy, ale to i tak nic nie da! - mama ruszyła przodem, poszłam za nią, tata trzymał się z tyłu. Czułam się winna, to przeze mnie rodzice się pokłócili.
Później
Weszliśmy do jaskini, Elliot już spał, razem z Majką, tak jak reszta stada, tata położył się obok nich, a mama poszła ze mną w zupełnie inne miejsce.
- Zostań... - kazała podnosząc się jeszcze i podchodząc do mojego rodzeństwa i taty.
- Widzę że to że go zaakceptowałaś na nic się zdało, skoro teraz go odrzucasz - powiedział jej tata.
- Przyszłam po Majkę, lepiej żeby nie była w jego towarzystwie.
- Maja będzie spała tutaj.
- Ze mną będzie bezpieczniejsza - mama podniosła nieco głos.
- Musimy się kłócić w środku nocy?
- Nie zostawię córki samej - mama położyła się obok Elliot'a, trzymając jednocześnie od niego dystans, siostra była akurat po stronie taty, więc nie mogła położyć się przy niej.
- Tori - zawołała, podeszłam od razu, ułożyłam się przy boku mamy. Mama odwróciła się jeszcze tyłem do taty, po czym zamknęła oczy, patrzyłam na nią przygnębiona. Westchnęłam cicho, tak żebym tylko ja usłyszała, po czym spróbowałam zasnąć.
Rano
Obudziłam się najpóźniej ze stada, na zewnątrz słyszałam rozmowę Elliot'a z rodzicami. Ulżyło mi kiedy mama mówiła do niego spokojnie, chyba nie było aż tak źle. Może przestanie się gniewać.
- Pamiętasz jak mi obiecałeś że jej nie skrzywdzisz?
- I nie skrzywdziłem - zaprzeczał Elliot.
- A to co jej powiedziałeś?
- Zawsze ją wspierałem, musiało jej się coś pomylić.
- Elliot przyznaj się - nalegał tata.
- Może jest zazdrosna o Majke?
- Nie wierzę w to...
- Czy ja wiem? Elliot nie spędza z Tori tyle czasu co z Majką - bronił go tata.
- Czemu Tori miałaby być zazdrosna?
- Zawsze jesteś po jej stronie...
- A ty zawsze po stronie syna!
- Daj spokój, Tori może być zazdrosna o brata, przecież wiesz jak jej na nim zależy. Z resztą to normalne że starsze rodzeństwo jest zazdrosne o to młodsze.
- Nie wierze żeby skłamała.
- Ale po co Elliot miałby jej teraz coś takiego powiedzieć? Czemu nie szybciej tylko teraz?
- Dlatego żeby bardziej ją zranić!
Od Felizy
Musiałam znosić ten ból, bo wszyscy dowiedzieli by się co potrafię, z resztą mama wciąż była przy mnie, nie chciałam ryzykować że zobaczy demony. Kombinowałam żeby choć na chwilę dała mi spokój, ale w tym stanie, którym była to było nie możliwe. Nie chciała zostać choć na chwilę sama, mimo że wykręcałam się jak tylko mogłam, gdzie chciałam pójść to ona razem ze mną. Rozstanie z Jimem wcale jej nie służyło, zwłaszcza że przez cały czas o nim wspominała i opowiadała mi jaki był kiedyś.
Danny, Elliot, Maja (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz