- Zawołajmy ją, na pewno za tobą tęskniła, w końcu nie widzieliście się przez tyle dni... - Marcella zatrzymała się nagle, chciałem pójść dalej. Chwila, moment i nas ten bachor mógł zauważyć.
- Po co? Niech się bawi, nie chcę jej przeszkadzać - powiedziałem szybko, idąc dalej.
- Ucieszy się na twój widok, a do zabawy będzie miała jeszcze wiele okazji.
- Chodźmy najpierw do moich rodziców - zatrzymałem się chcąc nie chcąc. Nie mogłem sobie pójść i zostawić tu Marcelli, która do tej pory stała w miejscu. Czekałem aż przejdzie jej ten pomysł z moją siostrą.
- Może masz rację, wrócimy tu po drodze - Marcella w końcu ruszyła. Powlokłem się za nią. "Wróćmy tu po drodze? Super, jak ja się cieszę..." pomyślałem, przyspieszając, nie chciałem żeby ukochana dostrzegła moją niechęć. Szedłem wciąż obok niej, przeszliśmy przez sporą część łąki. Już myślałem że nie znajdziemy moich rodziców, ale udało mi się ich wypatrzeć na uboczu, wręcz na skraju łąki. Jak przyszliśmy do nich byli akurat w trakcie rozmowy.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła mama patrząc w oczy taty, jakby to było coś poważnego.
- Leo, Marcella... - tata pierwszy nas zauważył: - Miło was... - przerwał patrząc na Marcelle, zwłaszcza na jej opatrunki: - Co się stało?
- A nic takiego... - powiedziała szybko Marcella, zanim ja zdołałem się odezwać.
- Bądź razie to długa historia - dodałem.
- Na pewno to nic poważnego? W razie czego zawsze możemy wam pomóc, cokolwiek by to nie było...
Poczułem się nieco dziwnie, zwłaszcza że tata patrzył tylko na mnie, tak jak kiedyś kiedy zrobiłem coś złego. Miałem wrażenie że myślał że to ja skrzywdziłem Marcelle.
- Jakiś gnojek zaatakował Marcelle, a najgorsze że ja nie wiem kim on jest i jak wygląda, ale jak go dopadnę...
- Jest ze stada? - przerwał mi tata.
- Na właśnie nie wiem! - aż poniosły mnie emocje na samą myśl co ten drań zrobił Marcelli i o czym nie mogłem teraz powiedzieć, nikt nie mógł wiedzieć. To byłoby dla niej zbyt poniżające, tak samo dla mnie, bo powinienem był ją chronić przed takim typami jak ten ogier, który tak podle ją skrzywdził.
- Marcella? To ktoś ze stada? - spojrzałem na ukochaną, wyczekując odpowiedzi.
- Nie, ale nie mieliśmy już o tym mówić...
- Wiem wiem, ale... Nie mogę przestać o tym myśleć, a najgorsze że nie mogę zabić tego drania!
- Nie powinieneś nikogo zabijać... - wtrącił tata.
- Pewnie, mam mu pogratulować za to co zrobił - powiedziałem ironicznie, dodając: - Co ty byś zrobił jakby ktoś zaatakował mamę i ją pobił? No, co?!
- Marcella ma rację, lepiej o tym teraz nie myśleć, co było nie wróci...
- Postąpiłbyś tak samo!
- Leon...
- Mam rację, prawda?!
- Przestańcie oboje! - krzyknęła mama, obaj spojrzeliśmy na nią, była zapłakana.
- Mamo, wszystko w porządku?
- Nie, nic nie jest w porządku...
- Chodzi o Marcelle? - spytałem zdezorientowany.
- Nie...
- Wiec o co?
- Muszę wam coś powiedzieć... Na początku wolałam powiedzieć o tym tylko twojemu ojcu, ale.. Po przemyśleniu chciałabym żebyście wszyscy o tym wiedzieli... - westchnęła ciężko: - Możecie mnie przez to znienawidzić...
Ja i Marcella spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, o co mogło chodzić mojej mamie?
- Kochanie, przesadzasz - powiedział tata.
- Wcale nie... To przeze mnie Nikita jest taka bezduszna, to przeze mnie jest teraz nie wiadomo gdzie zamiast z nami...
- Co ty wygadujesz? - przerwał tata.
- Zostawiłam ją tam, gdy uciekaliśmy przed ludźmi i ich psami... Kazałam jej się ukryć i czekać aż wrócę, a tymczasem pobiegłam po ciebie, okłamałam cię że nasza córka nie żyję, żebyś nie próbował jej ratować... - mamie zaczął załamywać się głos: - Porzuciłam ją... Nie potrafiłam jej pokochać, bo... Bo tak bardzo przypominała mi...
- Nie wierzę, nie mogłabyś tego zrobić, pewnie mówisz tak z poczucia winy - tata przytulił do siebie mamę, zupełnie jej nie uwierzył? Ja byłem w niemałym szoku. Marcella chyba też.
- Przestań! Okłamywałam cię przez tyle czasu... Nie mogłam pogodzić się ze śmiercią matki, a Nikita była taka do niej podobna... Każdego dnia przypominała mi o tym... Dlatego, dlatego ją porzuciłam! - mówiła zapłakana, odsunęła się gwałtownie od taty. Obejrzałem się do tyłu słysząc że ktoś biegnie w naszą stronę. Była to moja przebrzydła siostra, że też akurat teraz musiała przybiec. Rodzice od razu się przed nią otrząsnęli, choć mama nadal nie mogła powstrzymać łez, ukrywała je za grzywką jak tylko mogła.
- Cześć Leo, gdzie byłeś tyle czasu? - zawołała już z oddali Prakereza.
- A co... Znaczy, byłem z Marcellą - uśmiechnąłem się sztucznie.
- Porobimy coś razem?
- Może nie teraz...
- Jak chcesz to możesz pójść z nami na spacer - zaproponowała Marcella.
- To my może już pójdziemy, a wy sobie pospacerujcie... - wtrącił tata, odchodząc wraz z mamą. Jeszcze trochę, a Łza zauważyłaby że nasza matka jest cała zapłakana, gdyby tylko ja nie był w jej centrum zainteresowania.
- To gdzie pójdziemy? - dopytywała siostra.
- Dokąd chcesz - stwierdziłem, chciałem już mieć ją z głowy.
- Może do lasu?
- Czemu nie... - poszedłem przodem, siostra szybko mnie wyprzedziła, wygłupiała się po drodze jak to źrebie, bardzo irytujące źrebie, za to Marcella szła cały czas z tyłu, a czym bliżej byliśmy lasu, tym bardziej zwalniała.
- Mercy? - podszedłem do niej, martwiłem się...
Marcella (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz