- Tu jesteś... - zatrzymałam się w wejściu, tak że gdyby chciał wylecieć czy wybiec, musiałby na mnie zaszarżować.
- Chyba niczego nie zrozumiałaś, muszę być sam.
- Nie prawda... Powinieneś zapomnieć o przeszłości, gdybym ja chciała nią żyć łatwo by mi nie było... - zaczęłam, zbliżając się do niego ostrożnie: - Żyję tu i teraz, nie wracam do tego co było i ty też możesz.
- Łatwo ci mówić, nie panuję nad tym. Dlatego chcę być sam, idź już.
- Na pewno tego chcesz? - stanęłam przodem do wyjścia, myślałam że się namyśli, obejrzałam się jeszcze do niego.
- Zostaw mnie samego, przynajmniej będę pewien że nikogo nie skrzywdzę jak będę sam.
- A ja jestem pewna że nic mi nie zrobisz. Znam to, mój ojciec był mrocznym koniem... - zaczęłam nie lubiłam wspominać o swojej przeszłości, zwłaszcza innym, lecz czułam że jestem mu to winna, on także mi się zwierzył. Między czasie stanęłam na przeciwko niego.
- Nie panował nad tym samym co ty, jak tylko przestał jeść mięso. Wcześniej polował, ja też miałam, ale nie potrafiłam wziąć do pyska kawałka mięsa. Akceptowałam to co robił tata, ale nigdy w pełni, w końcu zaczął zamiast mięsa jeść trawę, zrobił to dla mnie. Po kilku dniach się zaczęło, wpadał w furie i potrafił wszystkich wokół zabić, bez względu na to z kim miał do czynienia, najgorzej było wtedy kiedy się zdenerwował. Próbowaliśmy to razem pokonać ale... - zamilkłam, mimo wszystko było to dla mnie trudne. Nie często wracałam do przeszłości nie mówiąc już o opowiadaniu jej komukolwiek. Cimeries był pierwszym, który miał ją poznać.
- Nie zdążyliśmy - westchnęłam ciężko, piórem ocierając łzę, która zawieruszyła się w oku: - Tak... Właśnie... - zdenerwowałam się z lekka, nie znosiłam przy kimś płakać, odczekałam chwilę, chcąc się uspokoić i powstrzymać napływające emocje.
- Dlaczego nie zdążyliście? - spytał Cimeries przerywając ciszę.
- Zabili go... - głos mi się załamał, po chwili dopowiedziałam resztę już normalnym tonem: - To była noc, obudził mnie krzyk prawdopodobnie źrebaka, zobaczyłam że taty nie ma obok, ale nim doleciałam na miejsce był już martwy. Wokół niego stało kilka koni, wiedziałam że to oni go zabili. Ze mną chcieli zrobić to samo, ale uciekłam im z łatwością, nikt z nich nie latał tak jak ja... Wróciłam dopiero wtedy, kiedy nikogo już nie było... Nie potrafię się mścić czy nienawidzić... Więc, zamiast rozpaczać przy martwym ojcu czy próbować się zemścić odeszłam... I w końcu znalazłam dla siebie jakieś miejsce. Tutaj, na Zatopi zaczęłam właściwie nowe życie... - przerwałam na chwilę, zamykając na sekundę oczy, żeby przypadkiem nie wyleciała z nich kolejna łza: - Matki natomiast nie znałam, ponoć była pegazicą dość podobną do mnie, tak opisywał ją tata. Bardzo ją kochał... Ale ona nie chciała z nim być, nie wiem czy ją do tego zmusił czy w końcu się zgodziła, bądź razie uciekła od razu po moich narodzinach, a mnie wykarmiła jakaś inna mroczna klacz, bo wśród tych zwykłych żadna się nie znalazła. A potem radziliśmy sobie sami ja i tata. Mieliśmy tylko siebie na wzajem... Nie jestem nawet pewna czy moja matka żyję czy też nie, zresztą nie poznałabym jej, nigdy jej nie widziałam. Chyba że w krótkiej chwili po narodzinach... Chyba mam po niej latanie, tata mówił że mam je we krwi. Już jak byłam mała zaczęłam latać, zupełnie instynktownie i z łatwością, jakbym robiła to od zawsze... - uśmiechnęłam się lekko do Cimeries'a, na samą myśl o tych dobrych chwilach. Te też nie często wspominałam, liczyła się teraźniejszość.
Cimeries (loveklaudia) dokończ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz